Wygrana
Wygrana читать книгу онлайн
LuAnn Tyler, ?yjaca w skrajnej n?dzy ze sw? c?reczk? Lis? w przyczepie samochodowej, otrzymuje nagle propozycj? intratnej pracy. Gdy przybywa na um?wione spotkanie, okazuje si?, ?e propozycja dotyczy nie pracy, ale udzia?u w loterii krajowej, kt?ry mia?by przynie?? LuAnn g??wn? wygran?. Dziewczyna pozostawia sobie czas na przemy?lenie propozycji. Dalej wypadki tocz? si? w b?yskawicznym tempie: LuAnn zostaje zapl?tana w morderstwo dw?ch m??czyzn, a jednocze?nie zamieszana w afer? korupcyjn?. ?cigana przez policj? i FBI, ucieka za granic?, ale po latach wraca, by ostatecznie rozwik?a? tajemnicz? r?wnie? dla niej samej histori?.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
LuAnn zamrugała powiekami. O tym nie pomyślała. Ziarenko wątpliwości zaczęło nagle kiełkować, burząc jej zaufanie do Matthew Riggsa.
– LuAnn, jesteś tam?
Ścisnęła mocno słuchawkę.
– Jestem. Jeśli mnie sprzedaje, wkrótce się o tym dowiem.
– Uciekaj stamtąd. Powiedziałaś, że masz samochód. Uciekaj stamtąd w diabły.
– Charlie, on mi uratował życie. Jackson o mało go nie zabił, kiedy starał się mi pomóc.
Charlie nie odzywał się przez chwilę. Toczył ze sobą wewnętrzną walkę. Z tego, co mówiła LuAnn, wynikało, że Riggs zamierza się za nią wstawić. Charlie chyba wiedział, dlaczego: ten człowiek był w niej zakochany. A czy LuAnn go kocha? Całkiem możliwe. I co z tego wynika dla niego? Nie dało się ukryć, Charlie chciał, żeby Riggs okazał się kłamcą. Chciał, żeby ten człowiek zniknął z ich życia. To nastawienie determinowało cały jego proces myślowy. Ale Charlie kochał LuAnn. I kochał Lisę. Zawsze stawiał ich sprawy przed swoimi. I ta myśl zażegnała toczący się w nim wewnętrzny konflikt.
– Chyba masz rację, LuAnn. Jak się dobrze zastanowić, Riggs jest prawdopodobnie w porządku. Ale bądź czujna, słyszysz?
– Będę, Charlie. Gdzie jesteście?
– Byliśmy w zachodniej Wirginii, potem w Kentucky, teraz wracamy do Wirginii. Wzdłuż granicy Tennessee.
– Muszę już kończyć. Zadzwonię jeszcze dzisiaj i powiem ci, jak się sprawy mają. Dziękuję, Charlie.
– Za co? Nic nie zrobiłem.
– No i kto teraz kłamie?
– Uważaj na siebie.
LuAnn rozłączyła się. Jeśli wszystko poszło zgodnie z planem, wkrótce spotka się z Riggsem. Wracając do samochodu, przypomniała sobie pierwszą reakcję Charliego. Wsiadła za kierownicę. Nie zgasiła silnika, bo nie miała kluczyków, a na drut nie potrafiłaby go potem odpalić. Miała już wrzucić bieg, ale nie zrobiła tego. Nie była to najlepsza pora na zwątpienie, które ją nagle ogarnęło. Znieruchomiała z ręką nad dźwignią zmiany biegów.
ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY PIERWSZY
Riggs szedł powoli Ulicą Dziewiątą, spoglądając na witryny. Sprawiał wrażenie człowieka, któremu nigdzie się nie śpieszy. Uderzony podmuchem przenikliwego powietrza, zatrzymał się, zsunął temblak z przedramienia, włożył rękę w rękaw płaszcza i zapiął go. Potem postawił kołnierz, wyjął z kieszeni wełnianą czapkę z logo drużyny Washington Redskins i naciągnął ją głęboko na czoło. Teraz widać było tylko dolną połowę zarumienionej z zimna twarzy. Wszedł do sklepu na rogu.
Dwa zespoły śledzących go agentów, jeden pieszy, drugi w szarym fordzie, szybko zajęły pozycje. Jeden zespół obstawił front sklepu, drugi tylne wyjście. Uprzedzono ich, że Riggs jest doświadczonym agentem i woleli dmuchać na zimne.
Riggs wyszedł ze sklepu z gazetą pod pachą i zatrzymał taksówkę. Agenci wsiedli szybko do forda i ruszyli za nim.
Prawdziwy Matt Riggs, który w chwilę potem wyłonił się ze sklepu w ciemnej filcowej czapce na głowie, pomaszerował w przeciwnym kierunku. Kolorowa, rzucająca się w oczy wełniana czapka odegrała rolę wabika. Dla agentów była jak burgundowi-złota latarnia, po której rozpoznawali swój obiekt. Koncentrując się na niej, przeoczyli subtelne różnice w kroju płaszcza, kolorze spodni i fasonie butów. Poprzedniego dnia Riggs poprosił o przysługę starego przyjaciela, który uważał go za dawno zmarłego. To tego człowieka, jadącego do pracy w kancelarii prawniczej w pobliżu Białego Domu, śledziło teraz FBI. Mieszkał niedaleko gmachu FBI, a więc nietrudno mu będzie wyjaśnić swoją obecność w tamtej okolicy. A o tej porze roku wielu waszyngtończyków nosiło wełniane czapki Redskinów. Zresztą FBI nie wiedziało, że coś go z Riggsem łączy. Agenci przesłuchają go, uznają swój błąd, zameldują o tym Mastersowi i dyrektorowi i jutro rano staną na dywaniku.
Riggs wsiadł do taksówki i podał kierowcy adres. Był dumny, że tak szybko załatwił sprawę. Długą jeszcze drogę mieli przed sobą z LuAnn, ale dobrze wiedzieć, że nie wyszedł z wprawy, w każdym razie nie całkiem. Kiedy taksówka zatrzymała się na czerwonym świetle, rozłożył kupioną w sklepie gazetę.
Z fotografii zamieszczonych na pierwszej stronie patrzyły na niego dwie twarze. Jedną znał, druga była mu obca. Przebiegł szybko wzrokiem artykuł i spojrzał znowu na zdjęcia. Z plakietką prasową zawieszoną na szyi oraz z małym notesem i długopisem wystającymi z kieszonki koszuli, zaspany Thomas Donovan wyglądał tak, jakby przed chwilą wysiadł z samolotu gdzieś na drugim końcu świata, gdzie rzuciło go jakieś ważne wydarzenie.
Kobieta ze zdjęcia obok stanowiła ostry kontrast z rozmemłaną powierzchownością dziennikarza. Elegancka suknia, profesjonalnie ułożona fryzura i nienaganny makijaż, a w tle niemal surrealistyczny luksus: przyjęcie, na którym sławni i bogaci zbierają pieniądze dla gorzej potraktowanych przez los. Z artykułu można się było dowiedzieć, że Roberta Reynolds, stała uczestniczka takich akcji, została brutalnie zamordowana. Tylko jeden wiersz artykułu wspominał, skąd wziął się majątek Reynolds: dziesięć lat wcześniej wygrała na loterii sześćdziesiąt pięć milionów dolarów. Najwyraźniej pomnożyła znacznie ten majątek. Teraz sama jej posiadłość była o wiele więcej warta.
Mordercą był podobno niejaki Thomas Donovan. Widziano go, jak kręcił się w pobliżu jej domu. Na automatycznej sekretarce zamordowanej nagrany był głos Donovana proszącego o spotkanie. Że do tego spotkania doszło, świadczyły odciski palców dziennikarza zabezpieczone na karafce z wodą i na szklance w domu Reynolds. W lesie, jakąś milę od domu kobiety, znaleziono pistolet, z którego ją zastrzelono, oraz należącego do niej porzuconego mercedesa. Odciski palców pozostawione zarówno na pistolecie, jak i w samochodzie, należały do Donovana. Zamordowaną znaleziono na łóżku. Ślady wskazywały, że leżała na nim jakiś czas skrępowana, a więc zbrodni dokonano najwyraźniej z premedytacją. Rozesłano już list gończy za Donovanem i policja była przekonana, że wkrótce go aresztuje.
Riggs jeszcze raz przeczytał cały artykuł i złożył gazetę. Wiedział, że policja podjęła fałszywy trop. To nie Donovan zabił Reynolds. I było niemal pewne, że Donovan również nie żyje. Riggs westchnął głęboko. Musi powiedzieć o tym jakoś LuAnn.
ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY DRUGI
Tęgi, pięćdziesięcioparoletni mężczyzna zatrzymał się przed drzwiami eleganckiego domu na przedmieściach Georgetown. Miał bladą cerę i równo przystrzyżony wąsik. Obrzucił wzrokiem sąsiednie posesje, podciągnął spodnie, wepchnął w nie koszulę, po czym nacisnął dzwonek.
Otworzyła mu Alicja Crane. Wyglądała na zdenerwowaną i niewyspaną.
– Słucham?
– Alicja Crane?
– Tak.
Mężczyzna pokazał legitymację.
– Hank Rollins, wydział zabójstw okręgu Fairfax, Wirginia. Alicia patrzyła niezdecydowanie na fotografię mężczyzny i przymocowaną do legitymacji odznakę.
– Nie bardzo wiem, w czym…
– Czy jest pani znajomą Thomasa Donovana?
Alicja zamknęła oczy i przygryzła wargę.
– Tak – szepnęła.
Rollins zatarł ręce.
– Mam do pani kilka pytań. Albo zaprosi mnie pani do środka, zanim tu zamarznę, albo możemy to załatwić na posterunku. Jak pani woli.
Alicja natychmiast otworzyła drzwi szerzej.
– Naturalnie, przepraszam. – Wprowadziła go do living roomu. Kiedy rozsiadł się na sofie, zaproponowała kawę.
– Z miłą chęcią, proszę pani.
Ledwie zniknęła za drzwiami, Rollins zerwał się z sofy i rozejrzał szybko po pokoju. Jego uwagę przykuła natychmiast fotografia, na której Donovan otaczał ramieniem Alicję Crane. Wyglądała na zrobioną niedawno. Para na zdjęciu sprawiała wrażenie bardzo szczęśliwej.
Wchodząc z powrotem do pokoju z dwoma filiżankami kawy i dzbanuszkiem śmietanki na tacy, Alicja zastała Rollinsa z tą fotografią w rękach.
Postawiła tacę na stoliku.
– Nie mogę znaleźć cukru. Gosposia wyszła coś załatwić. Wróci za godzinę, a ja zazwyczaj… – Jej wzrok padł na fotografię.
– Można? – Wyciągnęła rękę.
Rollins oddał jej szybko zdjęcie.
– Przejdę od razu do rzeczy, pani Crane. Chyba czytuje pani gazety?
– Mówi pan o tym steku łgarstw? – Oczy zabłysły jej na chwilę.
– Cóż, przyznam, że to na razie tylko robocza hipoteza, ale wiele przemawia za tym, że Robertę Reynolds zabił Thomas Donovan.
– Mówi pan o jego odciskach palców i pistolecie?
– To śledztwo w sprawie zabójstwa w toku, pani Crane, a więc nie mogę zdradzać pani szczegółów, ale owszem, o tym mówię.
– Thomas muchy by nie skrzywdził.
Rollins poprawił się na sofie, sięgnął po filiżankę z kawą i dolał do niej trochę śmietanki z dzbanuszka.
– Ale był u Roberty Reynolds – podjął.
Alicja założyła ręce.
– Naprawdę?
– Nie wspominał pani, że zamierza się z nią spotkać?
– Nic mi nie mówił.
Rollins zastanawiał się przez chwilę.
– Proszę pani, natknęliśmy się na pani nazwisko, przesłuchując automatyczną sekretarkę w jego mieszkaniu. Pani głos na nagraniu zdradza zdenerwowanie, mówi mu pani, że to, czym się zajmuje, jest niebezpieczne. – Alicja nie połknęła haczyka. – Poza tym ktoś przeszukał jego mieszkanie. Zniknęły wszystkie zapiski i materiały przechowywane na dyskietkach.
Alicję przeszedł dreszcz, mocniej ścisnęła poręcze fotela, w którym siedziała.
– Może upije pani choć łyk kawy, pani Crane. Nie najlepiej pani wygląda.
– Nic mi nie jest. – Sięgnęła jednak po filiżankę i upiła parę łyczków. – No dobrze, skoro twierdzi pan, że mieszkanie Thomasa zostało przeszukane, to znaczy, że ktoś jeszcze jest w to zamieszany. Powinniście zrobić wszystko, by ustalić, kto to był, i aresztować go.
– Zgadzam się z panią, ale muszę mieć jakiś punkt zaczepienia. Wie pani zapewne, że pani Reynolds była bardzo prominentną członkinią społeczności i już wywierane są na nas naciski, by szybko znaleźć jej zabójcę. Rozmawiałem z pewnym dziennikarzem z „Tribune”. Powiedział mi, że Donovan pracował nad artykułem o ludziach, którzy wygrali na loterii. A Roberta Reynolds do nich należała. Nie jestem dziennikarzem, ale tam, gdzie w grę wchodzą takie pieniądze, może się też znaleźć motyw morderstwa.