Tozsamoic Bournea

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Tozsamoic Bournea, Ludlum Robert-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Tozsamoic Bournea
Название: Tozsamoic Bournea
Автор: Ludlum Robert
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 283
Читать онлайн

Tozsamoic Bournea читать книгу онлайн

Tozsamoic Bournea - читать бесплатно онлайн , автор Ludlum Robert

M??czyzna, kt?ry wypad? podczas sztormu za burt? ma?ego trawlera, nie pami?ta ?adnych fakt?w ze swojego ?ycia. Pewne okoliczno?ci sugeruj?, ?e nie by? on zwyczajnym cz?owiekiem – zbyt wiele os?b interesuje si? jego poczynaniami, zbyt wielu najemnych morderc?w usi?uje go zlikwidowa?. Sprawno??, z jak? sobie z nimi radzi, jednoznacznie wskazuje na specjalne przygotowanie, jakie przeszd?. Jego przeznaczeniem jest walka o prze?ycie i wyja?nienie tajemnic przesz?o?ci…

"To?samo?? Bourne'a" nale?y do najlepszych powie?ci Roberta Ludluma, pisarza przewy?szaj?cego popularno?ci? wszystkich znanych polskiemu czytelnikowi pisarzy gatunku sensacyjnego. Niekt?rzy twierdz?, ?e jest to jego najlepsze dzie?o, czego po?rednim dowodem kontynuacja w postaci nast?pnych dw?ch tom?w oraz doskona?y film i serial z Richardem Chamberlainem, ciesz?cy si? ogromnym powodzeniem na ca?ym ?wiecie.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 61 62 63 64 65 66 67 68 69 ... 141 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– To nie do wiary – stwierdził kongresman. – Albo też niewiarygodna wprost niekompetencja.

– Raczej nie – zaprotestował Manning. – Niech pan się przyjrzy temu człowiekowi; niech pan popatrzy, z czym wypadło nam mieć do czynienia. Po wojnie Kain zyskał rozgłos w większości krajów wschodniej Azji, od wysuniętego daleko na północ Tokio poprzez Filipiny po Malezję i Singapur, a zbaczał też do Hongkongu, Kambodży, Laosu i Kalkuty. Mniej więcej dwa i pół roku temu do naszych placówek i ambasad w Azji zaczęły docierać raporty. Chodziło o płatnego mordercę; używał pseudonimu Kain. Nie lada fachowiec, bezwzględny. Te raporty zaczęły nadchodzić coraz obficiej, z niepokojącą częstotliwością. Wydawało się, że Kain ma swój udział w każdym głośniejszym morderstwie. Informatorzy telefonowali do ambasad w środku nocy albo zatrzymywali naszych attaché na ulicy, zawsze z tą samą wiadomością. To Kain, sprawcą jest Kain. Morderstwo w Tokio, w Hongkongu eksploduje samochód, zasadzka na furgonetkę z narkotykami w Trójkącie, w Kalkucie zastrzelono bankiera, w Mulmejn został zamordowany ambasador jednego z państw, w samym Szanghaju zabito rosyjskiego specjalistę i amerykańskiego biznesmena. Kain był wszędzie, jego imię szeptało kilkudziesięciu informatorów w każdym z ważnych obszarów działania wywiadu. A jednak nikt – ani jedna osoba w całym rejonie wschodniego Pacyfiku – nie zgłosiła się, by dokonać identyfikacji. Od czego mieliśmy zacząć?

– Ale czyż wtedy nie wiedzieliście już, że on był związany z „Meduzą”? – zapytał przedstawiciel stanu Tennessee.

– Tak. Bez żadnej wątpliwości.

– Trzeba więc było, do cholery, sięgnąć do akt poszczególnych uczestników „Meduzy”!

Pułkownik otworzył teczkę, którą wyjął przedtem z kompletu akt dotyczących Kaina.

– Oto wykazy strat. Wśród ludzi pochodzenia zachodniego, białych, którzy zniknęli w trakcie operacji „Meduza” – a mówiąc „zniknęli”, mam na myśli „przepadli bez śladu” – znajdują się następujące osoby: siedemdziesięciu trzech Amerykanów, czterdziestu sześciu Francuzów, trzydziestu dziewięciu Australijczyków i dwudziestu czterech Anglików oraz około pięćdziesięciu białych mężczyzn – łączników werbowanych spośród osób neutralnych w Hanoi i szkolonych w warunkach bojowych; większości z tych ostatnich nigdy nie poznaliśmy. Ponad dwieście trzydzieści możliwości; ile ślepych uliczek? Kto żyje? Kto nie żyje? Gdybyśmy nawet ustalili nazwisko każdego, komu faktycznie udało się przeżyć, to jak on się teraz nazywa? Kim jest? Nie jesteśmy nawet pewni narodowości Kaina. Sądzimy, że jest Amerykaninem, ale dowodów nie ma.

– Przypadek Kaina jest jedną z dodatkowych spraw wysuwanych przy okazji naszych nacisków na Hanoi mających na celu odnalezienie współpracowników wywiadu wojskowego – wyjaśnił Knowlton. – Ciągle umieszczamy te nazwiska na listach zaginionych.

– Również w tym kryje się pewien haczyk – dodał reprezentant wojska. – Kontrwywiad tych z Hanoi schwytał i zlikwidował sporą część kadry „Meduzy”. Oni zdawali sobie sprawę, że jest prowadzona taka operacja i nigdy nie wykluczaliśmy możliwości infiltracji. W Hanoi wiedziano, że uczestnicy „Meduzy” to nie oddziały bojowe; nie nosili mundurów. Nie musieli przed nikim odpowiadać.

Walters wyciągnął rękę.

– Można? – spytał wskazując stos kartek.

– Oczywiście – oficer podał je kongresmanowi. – Zapewne rozumie pan, że te nazwiska nadal pozostają tajne, podobnie jak sama operacja „Meduza”.

– Kto podjął taką decyzję?

– To jest niezmienne zarządzenie prezydenckie, wydawane przez kolejnych prezydentów na podstawie zaleceń Szefów Połączonych Sztabów. Zostało ono poparte przez senacką komisję do spraw sił zbrojnych.

– To ma wielką siłę rażenia, prawda?

– Uważano, że tego wymaga interes państwa – powiedział przedstawiciel CIA.

– W takim razie nie będę się spierał – ustąpił Walters. – Wymowa takiej operacji nie przysporzyłaby chwały naszej fladze. Nie szkolimy morderców, a już na pewno nie wykorzystujemy.

Ostrożnie rzucił na stół stos kartek.

– A tak się składa, że gdzieś tutaj kryje się morderca, którego wyszkoliliśmy i wykorzystywaliśmy, a teraz nie możemy odnaleźć.

– Tak właśnie przypuszczamy – rzekł pułkownik.

– Mówił pan, że on zyskał rozgłos w Azji, ale przeniósł się do Europy. Kiedy?

– Mniej więcej rok temu.

– Dlaczego? Domyślacie się czegoś?

– Powiedziałbym, że powody są oczywiste – stwierdził Peter Knowlton. – Rozwinął działalność na zbyt wielką skalę. Coś zawiodło i poczuł się zagrożony. Był białym mordercą we wschodnim otoczeniu, to jest w najlepszym razie niebezpieczna pozycja. Pewnie nadeszła już dla niego pora na zmianę miejsca. Zyskał już sobie przecież pewien rozgłos; więc w Europie nie groziło mu bezrobocie.

Dawid Abbott chrząknął.

– Chciałbym, na podstawie tego, co kilka minut temu powiedział Alfred, podsunąć inną możliwość. – Mnich urwał i skłonił głowę w dowód uznania dla Giliette’a. – Powiedział że zmuszono nas do skoncentrowania się na bezzębnym rekinku, a tymczasem ryba młot cieszy się wolnością. Taki, zdaje się, był sens, chociaż mogłem pomylić kolejność.

– Tak – odparł przedstawiciel Rady Bezpieczeństwa Narodowego. – Chodziło mi oczywiście o Carlosa. Nie Kaina powinniśmy ścigać, lecz Cariosa.

– Oczywiście. Carlosa. Najbardziej nieuchwytnego mordercę w najnowszych dziejach, człowieka, któremu wielu z nas z pełnym przekonaniem przypisuje – taką czy inną – odpowiedzialność za najtragiczniejsze morderstwa naszych czasów. Miałeś całkowitą rację, Alfredzie, a ja w pewnym sensie myliłem się. Nie wolno nam zapominać o Carlosie.

– Dziękuję – powiedział Gillette. – Cieszę się, że trafiłem wam do przekonania.

– Trafiłeś, przynajmniej mnie. Ale też skłoniłeś do zastanowienia. Czy możesz sobie wyobrazić, jaka to pokusa dla kogoś takiego jak Kain: działać na niewielkim, przesyconym mgła obszarze pełnym obieżyświatów i zbiegów oraz reżimów po szyję tonących w korupcji? On z pewnością zazdrościł Carlosowi; jakże musiało mu brakować szybciej żyjącego, bardziej luksusowego świata europejskiego. Jakże często mówił sobie: „Jestem lepszy od Carlosa”. Obojętne, jak zimną krew mają ci faceci, są oni jednak ogromnie wrażliwi na punkcie własnego „ja”. Domyślam się, że Kain pojechał do Europy, by odnaleźć ów lepszy świat… i zdetronizować Carlosa. Pretendent chce uzyskać tytuł. Chce być mistrzem.

Gillette spojrzał na Mnicha.

– To interesująca teoria.

– I jeśli pana dobrze rozumiem – wtrącił kongresman z Nadzoru – tropiąc Kaina, możemy znaleźć Carlosa.

– Właśnie.

– Nie jestem pewny, czy ja to dobrze rozumiem – powiedział poirytowany dyrektor CIA. – Dlaczego?

– Dwa źrebaki na padoku – odparł Walters. – Oni są blisko siebie.

– Mistrz niechętnie pozbywa się tytułu. – Abbott sięgnął po fajkę. – Walczy zawzięcie o utrzymanie go. Jak mówił przedstawiciel Kongresu, będziemy dalej tropić Kaina, ale musimy też obserwować inne ślady w tym lesie. A kiedy – jeśli w ogóle – znajdziemy Kaina, to powinniśmy być może nieco przyhamować. Poczekać, aż po nim pojawi się Carlos.

– I wtedy schwytać obu – dodał przedstawiciel wojska.

– Bardzo to pouczające – rzekł Gillette.

Spotkanie dobiegło końca, jego uczestnicy rozchodzili się. Dawid Abbott stał z pułkownikiem z Pentagonu, który zbierał kartki do teczki „Meduzy”: podniósł wykazy strat osobowych, chcąc je schować.

– Czy mogę na to zerknąć? – poprosił Abbott. – U nas, w Czterdziestce, nie ma egzemplarza.

– Takie mieliśmy instrukcje – odrzekł oficer wręczając temu starszemu od siebie mężczyźnie stos kartek. – Sądziłem, że to pan je wydał. Tylko trzy egzemplarze. Tutaj, w Agencji i tam, w Radzie.

– Istotnie, ja je wydałem. – Milczący Mnich uśmiechnął się dobrotliwie. – O wiele za dużo cywilów kręci się w moich okolicach.

Pułkownik odwrócił się, by odpowiedzieć na pytanie zadane przez kongresmana z Tennessee. Dawid Abbott nie słuchał. Przebiegł wzrokiem kolumny nazwisk i zaniepokoił się. Jeden numer został wykreślony, ostatecznie spisany na straty. Ostateczne spisywanie na straty było tym właśnie, na co nie powinni nigdy pozwalać! Nigdy! Gdzież jest to nazwisko? On był jedynym człowiekiem w tym pokoju, który je znał, i czuł mocne bicie serca; kiedy dotarł do ostatniej kartki. Tam znajdowało się to nazwisko!

1 ... 61 62 63 64 65 66 67 68 69 ... 141 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название