Czarny Wiatr
Czarny Wiatr читать книгу онлайн
Ostatnie dni II wojny ?wiatowej. Do wybrze?y Stan?w Zjednoczonych dop?ywa japo?ski okr?t podwodny. Ale nie wype?nia powierzonego mu tajnego zadania. Zatopiony przez ameryka?ski niszczyciel znika na dnie oceanu wraz ze swym ?adunkiem…
Rok 2007. Kto? wie o misji sprzed sze??dziesi?ciu lat. I zamierza wykorzysta? to, co przewozi? japo?ski okr?t, by przeprowadzi? podst?pny plan. Na jego drodze stoi jednak troje ludzi: pi?kna biolog, m?ody in?ynier i ich ojciec, szef NUMA – Dirk Pitt.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Dirk zerknął w kierunku brzegu i dostrzegł w oddali jakiś ruch. Zmrużył oczy, żeby lepiej widzieć. Po chwili skrzywił się.
– Obawiam się, że to nie frachtowiec nas zabierze – powiedział i mocniej zacisnął dłonie na wiosłach.
Ochroniarzowi znudziło się czytanie i postanowił się przejść na pomost. Idąc plażą, nie zauważył braku skiffa. Ale gdy wchodził na pomost, potknął się i złapał poręczy, żeby nie stracić równowagi. Wtedy jego wzrok padł na ślad zostawiony na kamienistym brzegu przez ciągniętą łódkę.
Natychmiast zawiadomił przez radio stanowisko dowodzenia i po chwili z ciemności wybiegli dwaj uzbrojeni ludzie. Po gorączkowej wymianie zdań rozbłysło kilka latarek, które oświetliły wodę, skały i niebo w poszukiwaniu skiffa. Ale dopiero wartownik na rufie jachtu Kanga zlokalizował dwójkę uciekinierów. Włączył silny reflektor morski, skierował go na zatokę i zobaczył małą białą łódkę prującą fale.
Summer zaklęła, gdy padł na nich snop światła.
– Niezbyt dobry moment na sceniczną iluminację.
Zaterkotał karabin szturmowy i nad ich głowami zagwizdały pociski.
– Padnij! – rozkazał Dirk i zaczął mocniej wiosłować. – Jesteśmy poza zasięgiem precyzyjnego strzału, ale mogą mieć szczęście.
Skiff był dopiero w połowie drogi przez zatokę. Dirk i Summer byliby łatwym celem dla ludzi Kanga w szybkiej motorówce, która mogłaby ich dogonić w ciągu sekund. Dirk modlił się w duchu, żeby nikt nie zwrócił uwagi na jej cumę rufową.
Na brzegu jeden z ochroniarzy już wskoczył do motorówki i uruchomił silnik. Tongju, obudzony strzałami, wypadł ze swojej kajuty na katamaranie i zaczął wydawać rozkazy.
– Do motorówki – krzyknął. – Zabijcie ich, jeśli będzie trzeba.
Do łodzi pobiegli jeszcze dwaj ludzie. Jeden odcumował po drodze dziób. W pośpiechu nikt nie zauważył, że cuma rufowa jest w wodzie. Sternik zobaczył tylko to, że na pachołkach na pomoście nie ma lin. Odbił od przystani i pchnął przepustnicę do oporu.
Motorówka wystrzeliła do przodu i nagle stanęła. Silnik wył na wysokich obrotach, śruba mełła wściekle wodę, ale łódź nie płynęła. Zdezorientowany sternik cofnął przepustnicę. Nie wiedział, co się dzieje.
– Ty idioto! – wrzasnął Tongju z pokładu katamarana. – Cuma rufowa zaplątała się w śrubę. Niech ktoś ją odetnie.
Sztuczka Dirka się opłaciła. Kiedy zanurkował pod motorówkę, owinął mocno linę wokół śruby i j ej wału. Gdy sternik dał maksymalne obroty, cuma zapętliła sięjeszcze bardziej. Odblokowanie pędnika zajęłoby nurkowi dwadzieścia minut.
Tongju zorientował się, jaka jest sytuacja, i wpadł do kajuty sternika katamarana.
– Odpalaj silniki i ruszaj – warknął. – Natychmiast.
Zaspany Koreańczyk w czerwonej jedwabnej piżamie skinął głową i pobiegł do sterowni.
Ponad kilometr dalej Dirk stękał z wysiłku przy każdym ruchu wiosłami. Waliło mu serce, bolały go mięśnie ramion i ud. Zmęczone ciało mówiło, żeby zwolnił tempo, umysł nakazywał, żeby wiosłował z całej siły. Dzięki unieruchomieniu motorówki zyskali cenne minuty, ale ludzie Kanga mieli do dyspozycji jeszcze dwa statki.
W oddali rozległ się przytłumiony ryk silników katamarana. Dirk wiosłował szybkim, równym rytmem, Summer prowadziła go przez kanał w kształcie litery S, do którego wpłynęli na krańcu zatoki.
– Mamy najwyżej pięć minut – wysapał Dirk. – Dasz radę popłynąć wpław?
Summer uniosła ręce z kajdankami na nadgarstkach.
– W tych bransoletkach nie będę mogła mknąć przez wodę jak Esther Williams, ale nie chcę znów korzystać z gościnności Kanga.
Nie musiała pytać, czy bratu starczy sił. Wiedziała, że mimo zmęczenia będzie się czuł w wodzie jak ryba. Dirk specjalizował się w maratonach pływackich, a dystans pięciu mil regularnie pokonywał dla przyjemności.
– Jeśli zdołamy dotrzeć do rzeki, możemy mieć szansę – powiedział.
Kiedy znaleźli się za pierwszym zakrętem, okoliczne wzgórza przesłoniły światła posiadłości Kanga i w kanale zrobiło się ciemno. W nocnej ciszy słychać było tylko zbliżający się odgłos czterech silników katamarana. Dirk wiosłował jak maszyna, zanurzając i wynurzając pióra długimi, rytmicznymi ruchami. Summer pełniła funkcję sternika. Podawała lekkie zmiany kursu, żeby przeprowadzić ich przez kanał możliwie najkrótszą trasą.
– Zbliżamy się do drugiego zakrętu – powiedziała. – Daj bardziej w prawo. Do rzeki powinno być trzydzieści metrów.
Dirk nadal utrzymywał równe tempo. Opuszczał co trzeci ruch lewym wiosłem, żeby skierować dziób w zakole kanału. Za nimi narastał hałas silników katamarana pędzącego przez zatokę. Mimo bólu mięśni Dirk wiosłował teraz szybciej. Bliskość przeciwnika dodawała mu sił.
Za zakrętem było trochę jaśniej. Wypłynęli z kanału na szeroką rzekę. Na horyzoncie błyszczały światełka wiosek rozrzuconych wzdłuż niej i na wzgórzach. Tylko one wskazywały, jaką szerokość ma Han-gang. Do przeciwległego brzegu było około ośmiu kilometrów. O tak późnej porze ruch na szlaku wodnym prawie zamarł. Kilka kilometrów w dół rzeki stało kilka małych frachtowców, które przycumowały na noc, żeby o świcie ruszyć do Seulu. W górę Han-gang płynęła wolno jasno oświetlona pogłębiarka. Była prawie na wprost Dirka i Summer, ale w odległości około sześciu kilometrów. Dalej w górze rzeki środkiem farwateru płynął mały statek z różnokolorowymi światłami.
– Nie widzę żadnej taksówki wodnej – powiedziała Summer.
Dirk wiosłował w stronę środka rzeki, ale prąd wspomagany odpływem Morza Żółtego spychał ich w kierunku ujścia Han-gang. Dirk puścił na chwilę wiosła i się zastanowił. Pogłębiarka wyglądała zachęcająco, ale dotarcie do niej uniemożliwiał silny prąd. Spojrzał w dół rzeki i zobaczył na drugim brzegu żółte światła. Były w odległości około trzech kilometrów. Wskazał je wiosłem.
– Spróbujmy się dostać do tamtej wioski. Jeśli popłyniemy wpław, prąd powinien nas tam znieść.
– Im mniej wysiłku, tym lepiej.
Nie wiedzieli, że przez tę część delty Han-gang przebiega linia demarkacyjna i światła w dole rzeki to nie wioska, lecz północnokoreański garnizon wojskowy i baza kutrów patrolowych.
Nim zdołali cokolwiek zrobić, usłyszeli ryk silników katamarana, który wypadł z kanału. Dwa jasne reflektory zaczęły przeczesywać wodę. Snop światła mógł w każdej chwili paść na białego skiffa przecinającego rzekę.
– Czas zejść ze sceny – powiedział Dirk i skierował dziób łódki w stronę ujścia Han-gang.
Summer błyskawicznie zsunęła się za burtę. Dirk chwycił dwa kapoki, rzucił je daleko od skiffa i poszedł w ślady siostry.
– Płyń na skos w górę rzeki, żeby oddalić się od łódki – polecił.
– Dobra – odrzekła Summer. – Policzymy do trzydziestu i wynurzymy się, żeby nabrać powietrza.
Zaterkotał karabin maszynowy i pociski podziurawiły wodę kilka metrów przed nimi. Jeden z reflektorów znalazł skiffa i ochroniarz na pędzącym katamaranie otworzył ogień.
Dirk i Summer zanurkowali na głębokość półtora metra i popłynęli skośnie pod prąd. Znosił ich w dół rzeki o wiele wolniej niż dryfującą łódkę.
Pod wodą rozchodził się pulsujący odgłos silników katamarana. Czuli, jak zbliża się do skiffa. Dirk odliczał czas przy każdym ruchu ramionami. Miał nadzieję, że on i Summer nie rozdzielą się w ciemności. Kiedy doliczył do trzydziestu, uniósł się ku powierzchni i ostrożnie wynurzył.
Trzy metry dalej zobaczył głowę Summer i usłyszał jej głębokie oddechy. Zerknęli na siebie, potem w kierunku skiffa. Nabrali powietrza do płuc i zanurzyli się z powrotem, żeby znów policzyć do trzydziestu.
Widok na powierzchni uspokoił Dirka. Katamaran zbliżał się do pustej łódki i ostrzeliwał ją z broni maszynowej. Nikomu na pokładzie nie przyszło do głowy, żeby rozejrzeć się po rzece. Załoga była pewna, że Dirk i Summer są w skiffie. Tymczasem oddalili się od łódki prawie o sto metrów.
Kiedy katamaran podpłynął do dryfującego skiffa, Tongju kazał swoim ludziom przerwać ogień i oświetlić łódkę. Spodziewał się zobaczyć ciała podziurawione pociskami, ale po uciekinierach nie było śladu. Tongju zaklął pod nosem.