Czarny Wiatr
Czarny Wiatr читать книгу онлайн
Ostatnie dni II wojny ?wiatowej. Do wybrze?y Stan?w Zjednoczonych dop?ywa japo?ski okr?t podwodny. Ale nie wype?nia powierzonego mu tajnego zadania. Zatopiony przez ameryka?ski niszczyciel znika na dnie oceanu wraz ze swym ?adunkiem…
Rok 2007. Kto? wie o misji sprzed sze??dziesi?ciu lat. I zamierza wykorzysta? to, co przewozi? japo?ski okr?t, by przeprowadzi? podst?pny plan. Na jego drodze stoi jednak troje ludzi: pi?kna biolog, m?ody in?ynier i ich ojciec, szef NUMA – Dirk Pitt.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Chyba nie docenia pan siły Stanów Zjednoczonych – powiedział Dirk. – W obliczu ataku terrorystycznego nasz prezydent nie zawaha się przed użyciem środków odwetowych.
– Być może. Ale przeciwko komu? Wszystkie tropy prowadzą do Japonii…
– Znów Japońska Czerwona Armia.
– Po prostu nie ma innej możliwości. Wasi wojskowi, wywiad i politycy skupią uwagę na Japonii, a wtedy nasz parlament uchwali wycofanie wojsk amerykańskich z Półwyspu Koreańskiego w ciągu trzydziestu dni. Amerykańskie media skoncentrują się na ofiarach epidemii i szukaniu winnych w Japonii. Wycofywanie wojsk z Korei będzie mało ważną wiadomością. Wzbudzi zainteresowanie dopiero długo po fakcie.
– Wywiad w końcu odkryje, że za rzekomymi działaniami Japońskiej Czerwonej Armii stał pan i pańscy kumple z komunistycznej Północy.
– Być może. Ale ile to potrwa? Jak długo wyjaśnialiście sprawę zgonów, które spowodował wąglik w waszej stolicy w 2001 roku? Zanim to nastąpi, emocje opadną. Temat będzie nieaktualny.
– Tak pan nazywa zamordowanie milionów ludzi? – oburzyła się Summer. – Pan jest szalony.
– A ilu moich rodaków zabiliście w latach pięćdziesiątych? – odparował Kang z gniewnym błyskiem w oczach.
Summer zmiażdżyła go wzrokiem.
– Na waszej ziemi zostało również mnóstwo naszej krwi.
Dirk spojrzał na Tongju, który wpatrywał się w Summer zmrużonymi oczami. Zabójca nie był przyzwyczajony, by ktokolwiek tak śmiało zwracał się do Kanga, a zwłaszcza kobieta. Miał twarz bez wyrazu, ale w jego wzroku czaiła się groźba.
– Czy nie zaszkodzi pan własnym interesom? – spytał Dirk. – Pańskie zyski nie będą rosły, jeśli władzę w zjednoczonej Korei przejmie Partia Robotnicza.
Kang uśmiechnął się lekko.
– Wy, Amerykanie, zawsze myślicie przede wszystkim o pieniądzach. Już zorganizowałem sprzedaż połowy moich holdingów koncernowi francuskiemu. Zapłacą mi we frankach szwajcarskich. A po zjednoczeniu kto lepiej pomoże państwu zarządzać gospodarką koreańską niż ja?
– Sprytny plan – odrzekł Dirk. – Szkoda tylko, że żaden kraj nie będzie chciał niczego kupować od totalitarnego reżimu.
– Zapomina pan o Chinach, Pitt. To duży rynek i zaprzyjaźniony pośrednik w wymianie handlowej z innymi krajami. Zmiana władzy zakłóci na pewien czas prowadzenie interesów, ale wkrótce wszystko szybko wróci do normy. Zawsze jest zapotrzebowanie na dobre, niedrogie produkty.
– Niech pan wymieni chociaż jeden dobry produkt, który powstał w kraju komunistycznym – odparł Dirk. – Spójrzmy prawdzie w oczy, Kang. To przegrana sprawa. Na świecie nie ma już miejsca dla despotów, którzy dochodzą do bogactwa lub budują własną potęgę militarną kosztem swoich rodaków. Pan i pańscy kumple na Północy możecie mieć kilka chwil radości, ale w końcu rozgniecie was jak walec idea, która jest wam obca, a nazywa się „wolność".
Kang siedział chwilę w milczeniu.
– Dziękuję za wykład – rzekł wreszcie. – To było bardzo pouczające spotkanie. Żegnam państwa.
Zerknął na swoich ludzi pod ścianą, a ci natychmiast znaleźli się przy Dirku i Summer i podnieśli ich z krzeseł. Dirk chciał złapać nóż ze stołu i zaatakować wartowników, ale zrezygnował, kiedy Tongju wycelował w niego glocka.
– Zabierzcie ich do groty przy rzece – rozkazał Kang.
– Dziękuję za gościnę – mruknął do niego Dirk. – Muszę się zrewanżować.
Kang nie odpowiedział. Skinął głową wartownikom, którzy popchnęli rodzeństwo w kierunku windy. Dirk i Summer spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Mieli mało czasu. Jeśli chcieli się wydostać z łap Kanga, musieli działać szybko.
Problemem był Tongju i jego glock 22. Zabójca trzymał ich pod lufą i na pewno bez wahania nacisnąłby spust.
Wartownicy zaprowadzili Dirka i Summer do windy. Kiedy drzwi się otworzyły, wepchnęli ich brutalnie do środka. Tongju z wyrazem złowrogiej satysfakcji na twarzy warknął coś po koreańsku i został w jadalni z jednym wartownikiem. Dirk odetchnął z ulgą.
Drzwi się zamknęły i w windzie zrobiło się ciasno. Tłok dawał więźniom przewagę. Dirk zerknął na Summer i skinął lekko głową. Siostra mrugnęła do niego. Po chwili złapała się za brzuch, jęknęła i schyliła, jakby miała zwymiotować. Najbliższy wartownik, mięśniak z ogoloną głową, chwycił przynętę. Gdy pochylił się nad Summer, ta wyprostowała się błyskawicznie i z całej siły wbiła mu kolano w krocze. Wybałuszył oczy i z wrzaskiem bólu zgiął się wpół.
Dirk zaatakował drugiego wartownika. Walnął go z dołu pięścią w szczękę. Azjata przewrócił oczami i osunął się nieprzytomny na podłogę.
Trzeci wartownik cofnął się i spróbował unieść karabin, ale Summer złapała za ramiona zgiętego wpół mężczyznę i popchnęła na niego. Łysol wpadł na towarzysza, który stracił równowagę. Dirk dał krok nad leżącym Azjatą i zdzielił niedoszłego strzelca w skroń. Lekko zamroczony wartownik usiłował kopnąć Dirka, ale dostał pięścią w krtań i stracił oddech. Posiniał, chwycił się rękami za gardło i opadł na kolana. Dirk złapał jego karabin i uderzył kolbą w twarz wartownika walczącego z Summer. Cios odrzucił mężczyznę w róg windy i pozbawił go przytomności.
– Dobra robota – pochwaliła Summer.
– Lepiej nie czekajmy na drugą rundę – wysapał Dirk. Winda zwolniła.
Sprawdził, czy karabin jest odbezpieczony, i przygotował się do biegu. Ale kiedy drzwi się otworzyły, nie było dokąd uciekać.
Przywitały ich trzy wycelowane AK-74 z kompensatorami odrzutu na końcach luf. Ochroniarz siedzący przed monitorami widział walkę w windzie, gdzie była zainstalowana kamera, i szybko wezwał posiłki.
– Sou! – krzyknął po koreańsku jeden z Azjatów. Rozkaz był oczywisty.
Dirk i Summer zamarli. Dirk wolno upuścił broń i wyczuł za sobą ruch.
Odwrócił się i zobaczył uniesioną kolbę karabinu trzeciego wartownika. Spróbował się schylić, ale było za późno.
W oczach rozbłysło mu jasne światło i zawirowały gwiazdy. Jak przez mgłę dostrzegł stopy Summer, potem ogarnęła go ciemność i runął na ziemię.
34
Ból przeszywający go od czubka głowy do końców palców nóg był pierwszym znakiem, że jeszcze żyje. Dirk powoli odzyskiwał przytomność. Bolały go nadgarstki, ramiona i barki, ale najbardziej głowa. Miał wrażenie, że stoi w wiadrze z wodą. Kiedy otworzył oczy i odzyskał ostrość widzenia, zobaczył przed sobą mroczną jaskinię.
– Witaj w świecie żywych – odbił się echem głos Summer.
– Nie zapisałaś przypadkiem numeru rejestracyjnego ciężarówki, która mnie potrąciła? – mruknął półprzytomnie.
– Nie, ale na pewno nie miała ubezpieczenia.
– Gdzie my jesteśmy, do cholery? – spytał Dirk, odzyskując poczucie czasu i przestrzeni.
– W grocie przy pływającym pomoście Kanga. Woda, która sięga ci do pępka, to Han-gang.
Wiadro okazało się jaskinią zalewaną przez przybierającą rzekę. Dirk dostrzegł w mroku, że Summer ma rozpostarte ramiona i jest przykuta kajdankami do dwóch dużych obciążników do kotwiczenia barek. Białe betonowe bloki miały na szczycie zardzewiałe ucha i były porośnięte jasnozielonymi glonami. Dirk był przykuty obok siostry, w takiej samej pozycji jak ona.
Rozejrzał się. W słabym świetle zmierzchu wpadającym do groty dostrzegł na ścianie niewyraźną linię wskazującą wysoki poziom wody. Biegła zaledwie pół metra nad ich głowami.
– Czeka nas powolna śmierć przez utonięcie – stwierdził.
– Nasz przyjaciel Tongju bardzo na to nalegał – odrzekła ponuro Summer. – Nie pozwolił cię zastrzelić, żebyśmy mogli umrzeć tu razem.
– Muszę pamiętać, żeby wysłać mu kartkę z podziękowaniami.
, Spojrzał w dół. Woda sięgała mu już do żeber.
– Rzeka szybko przybiera.
Summer skinęła głową.
– Przez ostatnią godzinę poziom wody podniósł się o ponad trzydzieści centymetrów.
– Więc zostało nam najwyżej półtorej godziny – obliczył.
Summer zmarszczyła brwi.
– Coś sobie przypomniałam. Mam w kieszeni pilniczek do paznokci. To jak packa na muchy przeciwko pterodaktylowi, ale może się przyda.