Najczarniejszy strach
Najczarniejszy strach читать книгу онлайн
Coben to wsp??czesny mistrz thrillera, kt?rego przyr?wnuje si? zarowno do Agaty Christie, jak Roberta Ludluma. Precyzyjnie skonstruowana intryga, mistrzowsko stopniowane napi?cie, fa?szywe tropy prowadz?ce donik?d, pozornie niemo?liwe do wyja?nienia zagadki pojawiaj?ce si? niemal na ka?dej stronie, zaskakuj?ce zako?czenie, kt?rego nie domy?li si? nawet najbardziej przenikliwy czytelnik, to podstawowe cechy jego pisarskiego stylu. A? w o?miu powie?ciach pojawia si? ulubiony literacki bohater Cobena, Myron Bolitar, by?y pracownik FBI, agent sportowy i detektyw-amator w jednej osobie, kt?ry nieustannie wpl?tuje si? w kryminalne k?opoty. Na Myrona jak grom spada wiadomo??, ?e ma nie?lubnego syna, kt?rego istnienia nawet nie podejrzewa?. Co wi?cej, Jeremy choruje na rzadk? odmian? bia?aczki – by go uratowa?, konieczny jest przeszczep szpiku kostnego. Niestety, jedyny zarejestrowany dawca, niejaki Taylor, przepad? bez ?ladu. Myron ustala jego prawdziwe nazwisko – Lex. Ale Lex jest nieuchwytny, a podaj?cy si? za niego cz?owiek przez telefon ka?e mu po?egna? si? z ch?opcem. Powtarza przy tym maniakalnie "siej ziarno". Siej Ziarno to przydomek seryjnego porywacza i mordercy opisanego w serii artyku??w przez Stana Gobbsa – dziennikarza, kt?rego media i FBI oskar?y?y o fabrykowanie informacji. S? na to niepodwa?alne dowody. Czy rzekomy zab?jca i dawca to jedna i ta sama osoba…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Tylko z jego siostrą Susan.
– Co panu powiedziała?
– Nic.
– Nie bardzo wiem, co mogę dodać.
– Na przykład, jaki był Dennis.
Westchnęła i ułożyła ręce na udach.
– Był jak inni Leksowie, bardzo bystry, rozważny, zamyślony, może odrobinę za bardzo jak na takiego malca. Z reguły staram się o to, by dzieci trochę wydoroślały. W przypadku małych Leksów nie było to potrzebne.
Myron skinął głową, chcąc zachęcić ją do mówienia.
– Dennis był najmłodszy. Pewnie już pan to wie. – W tym samym czasie chodził tu jego brat, Bronwyn. Susan była najstarsza.
Urwała, jakby nie była pewna, co powiedzieć.
– Co się stało z Dennisem?
– Pewnego dnia on i Bronwyn nie przyszli do przedszkola. Ich ojciec poinformował mnie przez telefon, że zabiera synów na nieplanowane wakacje.
– Dokąd?
– Nie powiedział. Nie podał żadnych szczegółów.
– Proszę mówić.
– To właściwie wszystko, panie Bolitar. Bronwyn wrócił po dwóch tygodniach. Dennisa już nie zobaczyłam.
– Zadzwoniła pani do jego ojca?
– Oczywiście.
– Co powiedział?
– Że Dennis nie wróci.
– Spytała pani dlaczego?
– Oczywiście. Ale… zetknął się pan z Raymondem Leksem?
– Nie.
– Takiego człowieka się nie wypytuje. Wspomniał coś o nauce w domu. A gdy nie rezygnowałam, dał jasno do zrozumienia, że to nie moja sprawa. Przez lata śledziłam losy tej rodziny, nawet gdy stąd wyjechali. Ale, podobnie jak pan, nie słyszałam więcej o Dennisie.
– Jak pani myśli, co się z nim stało?
Spojrzała na Myrona.
– Uznałam, że umarł.
Choć jej słowa nie były zaskoczeniem, podziałały jak wielka pompa, która wysysa powietrze.
– Dlaczego? – spytał.
– Doszłam do wniosku, że zachorował i dlatego zabrali go z przedszkola.
– Dlaczego pan Lex miałby to ukrywać?
– Nie wiem. Po tym, jak jego powieść stała się bestsellerem, nabawił się paranoi na punkcie prywatności. Ma pan pewność, że dawca, którego pan szuka, to Dennis Lex?
– Nie mam.
Peggy Joyce strzeliła palcami.
– Zaraz, mam coś, co może pana zainteresować. – Wstała, otworzyła szufladę z aktami i po krótkich poszukiwaniach wpatrzyła się w to, co z niej wyciągnęła. Zamknęła szufladę łokciem. – Zrobiono je dwa miesiące przed odejściem Dennisa. Wręczyła mu starą fotografię, nie tyle spłowiałą, ile pozieleniałą. Było na niej piętnaścioro dzieci i dwie przedszkolanki, w tym znacznie młodsza Peggy Joyce. Lata nie obeszły się z nią okrutnie, niemniej upłynęły. W czarnym małym prostokącie widniał napis: PRZEDSZKOLE SHADY WELLS MONTESSORI, oraz rok.
– Który to Dennis?
Wskazała chłopca siedzącego w pierwszym rzędzie. Miał fryzurę Niezłomnego Wikinga i uśmiechał się, choć nie oczami.
– Mogę je wziąć?
– Jeżeli panu się przyda.
– Kto wie.
Skinęła głową.
– Wrócę do moich podopiecznych.
– Dziękuję.
– Pamięta pan swoje przedszkole, panie Bolitar?
Myron skinął głową.
– Przedszkole Parkview w Livingston w New Jersey.
– No, a przedszkolanki? Pamięta je pan?
– Nie – odparł po chwili.
Skinęła głową, jakby odpowiedział prawidłowo.
– Życzę szczęścia – pożegnała go.