-->

P Jak Przestipstwo

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу P Jak Przestipstwo, Grafton Sue-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
P Jak Przestipstwo
Название: P Jak Przestipstwo
Автор: Grafton Sue
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 200
Читать онлайн

P Jak Przestipstwo читать книгу онлайн

P Jak Przestipstwo - читать бесплатно онлайн , автор Grafton Sue

Kinsey bada tajemnic? znikni?cia szanowanego lekarza Dowana Purcella, kt?ry od tygodni nie daje znaku ?ycia. O dziwo, do znanej ze skuteczno?ci detektyw zwraca si? Fiona, eks-?ona zaginionego, a nie obecna pani Purcell. Instynkt podpowiada Kinsey, by przyjrze? si? bli?ej ?yciu osobistemu doktora. Okazuje si?, ?e Fiona wyra?nie ostrzy sobie z?by na maj?tek by?ego m??a, za? na nowym ma??e?stwie cieniem k?ad? si? konflikty z przybran? c?rk?. Do tego przyjaciele podejrzewaj? zaginionego o malwersacj?. Kinsey ani o krok nie zbli?a si? do rozwi?zania zagadki. Kiedy przypadek pchnie j? w s?usznym kierunku, sama znajdzie si? w tarapatach. I jakby ma?o mia?a k?opot?w, w g?owie zam?ci jej pewien czaruj?cy facet. Ca?a Kinsey!

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 ... 81 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– To powinno cię zainteresować. Nadal szukasz biura? Powinnaś to sprawdzić. Dwadzieścia metrów kwadratowych, świeżo po remoncie, w centrum. Dwieście pięćdziesiąt za miesiąc, do wynajęcia od zaraz.

Przerwałam sortowanie i pochyliłam się w jego stronę.

– Żartujesz chyba. Pokaż.

William podał mi gazetę i pokazał ogłoszenie:

Do wynajęcia: 20 m2 w nowo odnowionym budynku w centrum miasta blisko sądu; osobna łazienka i wejście, z balkonem. 250$ miesięcznie. Dzwonić do Richarda po 18:00.

Pod spodem podano numer telefonu. Przeczytałam ogłoszenie po raz drugi, ale nic się nie zmieniło.

– Założę się, że to jakaś nora. W ogłoszeniach zawsze wszystko upiększają.

– Nic nie szkodzi zadzwonić.

– Naprawdę tak sądzisz?

– Jasne.

– A jeśli już ktoś je wynajął?

– Przecież nic nie ryzykujesz. Może ten facet ma do zaoferowania jeszcze inne lokale. – Sięgnął do kieszeni kamizelki i wyjął z niej monetę, którą położył przede mną na stoliku. – No, dzwoń.

Wzięłam monetę i ogłoszenie i przeszłam przez salę do wiszącego w niszy automatu. Wnękę blado oświetlał neon reklamujący piwo Budweiser. Wykręciłam numer i raz jeszcze przeczytałam ogłoszenie. Po czterech dzwonkach usłyszałam męski głos.

– Chciałabym rozmawiać z Richardem.

– Przy telefonie.

Dałam mu jakieś trzydzieści lat, choć głos słyszany przez telefon może okazać się bardzo mylący.

– Dzwonię w sprawie ogłoszenia zamieszczonego w dzisiejszej gazecie. Czy biuro jest nadal do wynajęcia?

– Tak, ale szukamy kandydata na cały rok, płatność z góry za pierwszy i ostatni miesiąc plus opłata za sprzątanie.

– Przy jakiej jest ulicy?

– Floresta. Naprzeciw posterunku policji, jakieś sześć domów w dół ulicy.

– Czy podana cena jest aktualna? Dwieście pięćdziesiąt dolarów miesięcznie?

– To tylko jeden pokój. Ma małą garderobę i łazienkę, ale nie jest duży.

Od razu wyobraziłam sobie miejsce rozmiarów budki telefonicznej.

– Czy mogłabym go obejrzeć dziś wieczór?

– Mój brat właśnie układa tam wykładzinę, ja też się tam za chwilę wybieram. Jeśli chce pani obejrzeć biuro, możemy się tam umówić za piętnaście minut.

Spojrzałam na zegarek. Była 19:30.

– Świetnie. Powinnam zdążyć. Jaki jest dokładny adres?

Podał mi wszystkie szczegóły.

– Może pani wjechać na parking na tyłach budynku. Zobaczy pani światło w oknie. Mój brat ma na imię Tommy. Ja jestem Richard Hevener.

– Kinsey Millhone. Bardzo dziękuję. Do zobaczenia za piętnaście minut.

Budynek bez wątpienia był kiedyś przeznaczony dla jednej rodziny. Parterowy, z oknami w dachu i mnóstwem drewnianych ozdób. O 19:42 wjechałam na podjazd, a światła mojego volkswagena rozjaśniły panujący wokół mrok. Zwolniłam i wyjrzałam przez boczną szybę. Biała farba sprawiała wrażenie świeżej, a z boku budynku widniały starannie utrzymane rabatki. Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć? Miejsce było wprost idealne – oddalone o zaledwie jedną przecznicę od mojej obecnej siedziby – a cena nie mogła być korzystniejsza. Na wąskim asfaltowym podwórku, ogrodzonym z dwóch stron, doliczyłam się dziesięciu miejsc parkingowych. Na jednym z nich stała czarna furgonetka, reszta o tej porze była pusta. Przy zadaszonym przejściu stał duży pojemnik na śmieci. Kiedy podniosłam wzrok, dostrzegłam okna kancelarii Lonniego i mur otaczający malutki parking na tyłach jego budynku. Zaparkowałam samochód i wysiadłam, próbując nie cieszyć się z góry. Na pewno się okaże, że posiadłość wystawiono na sprzedaż albo też zbudowano ją na miejscu dawnej stacji benzynowej i grunt jest zanieczyszczony benzenem lub innymi substancjami rakotwórczymi.

Na tyłach przez całą długość budynku biegł drewniany balkon z podjazdem dla wózków inwalidzkich. Nad szklanym stolikiem i czterema krzesłami rozłożono duży reklamowy parasol. W kilku dużych glinianych donicach pachniały zioła. Zabrakło mi tchu. W środku zapalono wszystkie światła. Weszłam do małego holu. Drzwi po prawej stronie były otwarte. W powietrzu unosił się zapach świeżej farby, zmieszany z wonią nowiutkiej wykładziny. Zamknęłam oczy i pomodliłam się w duchu, gorzko żałując swoich niegodziwych uczynków i obiecując natychmiastową poprawę. Otworzyłam oczy i weszłam, obrzucając wnętrze uważnym spojrzeniem.

Pokój miał wymiary mniej więcej cztery na cztery metry. Nowo wstawione okna zasłonięte białymi żaluzjami. W przeciwległej ścianie stało otworem dwoje drzwi. Jedne prowadziły do małej łazienki, drugie do sporej garderoby.

Rudowłosy chłopak w dżinsach, oliwkowym podkoszulku i ciężkich butach siedział na podłodze, mocując się z dużą, ciężką rolką wykładziny. W biurze zainstalowano już linię telefoniczną i aparat stał na pustym tekturowym pudełku. Wykładzina była ciemnoszara w duże, beżowe kropki. Chłopak trzymał w ręce duży nóż z zakrzywionym ostrzem i drewniany pobijak, którym umocowywał przycięte już pasy wykładziny. Na środku pokoju leżała kupka ścinków. Obok kosza na śmieci wypełnionego po brzegi kawałeczkami wykładziny stała mała, turystyczna lodówka. W pokoju było duszno, a źródłem ciepła była rozpalona dwustuwatowa żarówka.

– Cześć, jestem Kinsey – powiedziałam. – Twój brat umówił się tu ze mną za piętnaście ósma. Tommy, prawda?

– Zgadza się. Richard zawsze się spóźnia. Masz to jak w banku. To ja jestem grzecznym chłopcem, który zawsze stawia się na czas. Poczekaj chwilę, już prawie skończyłem.

Rzucił mi szeroki uśmiech. Wokół jego ust pojawiła się siateczka zmarszczek. Od razu dostrzegłam zielone oczy i lśniące bielą zęby. W połączeniu z rudymi włosami i ogorzałą twarzą efekt był porażający, jakby w czarno-białym filmie nagle pojawiła się scena nakręcona w technikolorze. Odwróciłam wzrok, czując dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa. Miałam tylko nadzieję, że bezwiednie nie jęknęłam z zachwytu.

Patrzyłam, jak chłopak pracuje. Kiedy rozwijał rolkę i przycinał odmierzone kawałki, mięśnie jego pleców i ramion drgały. Na porośniętych rudymi włosami rękach rysowały się wyraźnie żyły. Po policzku spływała strużka potu. Uniósł ramię i starł ją rękawem podkoszulka. Po chwili odrzucił nóż i wstał wycierając ręce o spodnie. Wyciągnął rękę.

– Powiedz jeszcze raz, jak się nazywasz.

– Kinsey Millhone pisane przez dwa „l”.

Słońce zdążyło już dokonać spustoszenia na jego jasnej twarzy, pozostawiając sieć zmarszczek na czole i w kącikach oczu. Na oko dałam mu dwadzieścia parę lat. Mierzył metr siedemdziesiąt pięć i ważył około osiemdziesięciu kilogramów. Mając za sobą krótki staż w policji, zawsze traktuję mężczyzn jako potencjalnych podejrzanych, których kiedyś być może będę musiała zidentyfikować.

– Mogę się trochę rozejrzeć?

Wzruszył ramionami.

– Proszę bardzo. Ale nie ma tu zbyt wiele do oglądania – powiedział. – Czym się zajmujesz?

Weszłam do łazienki i mój głos odbił się echem od ścian wyłożonych kafelkami.

– Jestem prywatnym detektywem.

Toaleta, umywalka z wiszącą nad nią szafką. Kabina prysznicowa z pleksiglasu. Podłogę i ściany do połowy wysokości wyłożono białymi kafelkami. Nad nimi widniała beżowo-biała tapeta w kwiaty. Całość wyglądała jednocześnie świeżo i staromodnie. Łatwo było także utrzymać łazienkę w czystości.

Wróciłam do pokoju i podeszłam do niewielkiej garderoby. Tam też położono wykładzinę, a ściany pomalowano na biało. Wewnątrz było dość miejsca, by ustawić szafki na akta i schować zapas przyborów biurowych. Zamocowano nawet wieszak, na którym można powiesić kurtkę. Odwróciłam się w stronę pokoju i zaczęłam się zastanawiać, jak umeblować całość. Jeśli postawię biurko przy oknie, będę mogła wyglądać na balkon. Żaluzje były idealnym rozwiązaniem. Kiedy wpadnie do mnie klient, będę mogła zasłonić dół okna, a górę pozostawić otwartą, by do środka wpadało dość światła. Uchyliłam okno. Nic nie skrzypnęło. Oparłam się o parapet.

1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 ... 81 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название