Tozsamoic Bournea
Tozsamoic Bournea читать книгу онлайн
M??czyzna, kt?ry wypad? podczas sztormu za burt? ma?ego trawlera, nie pami?ta ?adnych fakt?w ze swojego ?ycia. Pewne okoliczno?ci sugeruj?, ?e nie by? on zwyczajnym cz?owiekiem – zbyt wiele os?b interesuje si? jego poczynaniami, zbyt wielu najemnych morderc?w usi?uje go zlikwidowa?. Sprawno??, z jak? sobie z nimi radzi, jednoznacznie wskazuje na specjalne przygotowanie, jakie przeszd?. Jego przeznaczeniem jest walka o prze?ycie i wyja?nienie tajemnic przesz?o?ci…
"To?samo?? Bourne'a" nale?y do najlepszych powie?ci Roberta Ludluma, pisarza przewy?szaj?cego popularno?ci? wszystkich znanych polskiemu czytelnikowi pisarzy gatunku sensacyjnego. Niekt?rzy twierdz?, ?e jest to jego najlepsze dzie?o, czego po?rednim dowodem kontynuacja w postaci nast?pnych dw?ch tom?w oraz doskona?y film i serial z Richardem Chamberlainem, ciesz?cy si? ogromnym powodzeniem na ca?ym ?wiecie.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Data egzekucji: Sektor Tam Quan. 25 marca…
Jego wzrok powędrował na kalendarz stojący na biurku.
24 marca.
– O, Boże – szepnął i sięgnął do telefonu.
Dr Morris Panov minął podwójne drzwi oddziału psychiatrycznego na trzecim piętrze Bethesda Naval Annex i skierował się ku stanowisku pielęgniarek. Posłał uśmiech praktykantce w fartuchu, która pod groźnym spojrzeniem przełożonej porządkowała karty pacjentów. Najprawdopodobniej dziewczyna umieściła kartę chorego nie tam, gdzie należało – a może nawet samego chorego – i szefowa zmyła jej za to głowę.
– Niech cię ta rózga w ręce Annie nie wprowadzi w błąd – powiedział Panov do speszonej dziewczyny. – Za tym zimnym, nieludzkim spojrzeniem kryje się serce z twardego granitu. Dwa tygodnie temu uciekła nam z piątego piętra, ale nikt nie ma odwagi o tym donieść.
Praktykantka zachichotała, pielęgniarka z dezaprobatą pokręciła głową. Na biurku, po drugiej stronie kontuaru, zadzwonił telefon.
– Proszę, odbierz, kochanie – pielęgniarka poleciła dziewczynie. Praktykantka skinęła głową i podeszła do biurka. Przełożona spojrzała na Panova. – Doktorze Mo, jak pana zdaniem mam wbić im cokolwiek do głowy?
– Miłością, droga Annie. Miłością. Ale niech pani uważa na łańcuch od roweru.
– Jest pan niepoprawny. Lepiej proszę mi powiedzieć, jak się ma pacjent w 5-A. Wiem, że się pan o niego martwił.
– Dalej się martwię.
– Podobno czuwał pan przez całą noc.
– O trzeciej nad ranem miał być w telewizji film, który chciałem obejrzeć.
– Niech pan tego nie robi – upomniała go macierzyńskim tonem pielęgniarka. – Jest pan jeszcze za młody na to, by tu wylądować.
– Może też za stary, żeby tego uniknąć, Annie. Ale dzięki… Nagle oboje uświadomili sobie, że praktykantka o dużych oczach wzywa Panova przez mikrofon na biurku:
– Doktor Panov. Telefon do…
– Doktor Panov to ja – scenicznym szeptem poinformował psychiatra dziewczynę. – Ale nikt nie powinien się o tym dowiedzieć. Ta tutaj, Annie Donovan, to moja matka, Polka z pochodzenia. Kto dzwoni?
Praktykantka wybałuszyła oczy na wizytówkę przypiętą do jego lekarskiego fartucha, zamrugała i dopiero odpowiedziała.
– Jakiś Aleksander Conklin, panie, doktorze.
– Tak? – Panov był zaskoczony. W ciągu minionych pięciu lat Aleks Conklin zgłaszał się do niego co jakiś czas w charakterze pacjenta, w końcu jednak obaj zgodzili się, że został wyleczony, o ile oczy wiście to w ogóle możliwe. Takich jak Conklin było wielu, a oni nie bardzo potrafili im pomóc. Musiało się coś wydarzyć, że dzwonił tutaj, a nie do jego gabinetu. – Gdzie mogę porozmawiać, Annie?
– W jedynce – odrzekła robiąc ręką gest w kierunku drzwi po drugiej stronie holu. – Nikogo tam nie ma. Zaraz przełączę.
Panov ruszył do wskazanego pomieszczenia pełen niedobrych przeczuć.
– Potrzebuję natychmiast kilku informacji, Mo – powiedział Conklin. W jego głosie słychać było napięcie.
– Nie umiem udzielać informacji tak na łapu-capu, Aleks. Nie wpadłbyś po południu?
– Nie chodzi o mnie, lecz o kogoś innego. Tak mi się zdaje.
– Nie baw się ze mną. Sądziłem, że mamy to już za sobą.
– Nie bawię się. Punkt Cztery-Zero instrukcji awaryjnej, potrzebuję pomocy.
– Cztery-Zero? Zwróć się do któregoś ze swych ludzi. Ja nie mam takich uprawnień.
– Nie mogę. Sprawa najwyższej wagi.
– Więc zmów pacierz.
– Błagam cię! Chcę tylko, żebyś coś potwierdził, z resztą sobie poradzę. Nie mam ani sekundy do stracenia. Niewykluczone, że ktoś właśnie ściga ducha czy kogoś, kogo uważa za ducha. Do tej pory zdążył zabić kilku ludzi z krwi i kości, w dodatku bardzo ważnych, choć pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy. Pomóż! Mnie i jemu!
– Jeśli tylko potrafię. Wal, o co chodzi?
– Od dłuższego już czasu gość znajduje się w niestabilnej, wyjątkowo stresowej sytuacji, udając kogoś, kim nie jest. Jako ten ktoś – postać negatywna, bardzo wyrazista – ma służyć za przynętę, wobec czego żyje w bezustannym napięciu. Celem całej tej akcji jest wywabienie z kryjówki obiektu podobnego do przynęty poprzez wyrobienie w nim przekonania, że przynęta stanowi dla niego zagrożenie… Nadążasz za mną?
– Na razie – odrzekł Panov. – Mówisz, że przynęta żyje w bezustannym napięciu, bo musi podtrzymać swój negatywny, wyrazisty wizerunek. W jakim środowisku przebywa?
– Najbardziej brutalnym, jakie sobie można wyobrazić.
– Od jakiego czasu?
– Od trzech lat.
– Dobry Boże – jęknął psychiatra. – Bez przerwy?
– Zupełnie. Dwadzieścia cztery godziny na dobę, trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku. Trzy lata. Przez cały ten czas udaje kogoś, kim nie jest.
– Kiedy wy, idioci, zrozumiecie to wreszcie? Nawet więźniom w obozach pracy pozwala się być sobą, rozmawiać z innymi, którzy też są sobą. – Panov przerwał, zastanawiając się, czy to, co powiedział, odnosi się do sprawy opowiedzianej przez Conklina. – Czy o to ci chodzi?
– Nie jestem pewien – odrzekł oficer wywiadu. – To wszystko jest takie niewyraźne, niespójne, nawet sprzeczne. Moje pytanie brzmi następująco: Czy facet w podobnych okolicznościach mógłby zacząć… utożsamiać się z tym, kogo udaje, przyswoić jego charakter, myśleć, że życiorys tamtego to jego życiorys?
– Odpowiedź jest tak oczywista, że aż dziwię się, że pytasz. Jasne, że mógłby, i pewnie tak się stało. Takiego nieznośnie przedłużanego udawania nie da się wytrzymać, o ile się nie zacznie myśleć, że to właśnie jest rzeczywistość. Aktor, który nie schodzi ze sceny w trwającej wiecznie sztuce. Dzień po dniu, noc po nocy. – Lekarz znowu przerwał, po czym spytał ostrożnie: – Ale nie o to naprawdę ci chodzi?
– Nie – odrzekł Conklin. – Muszę wyprzedzić przynętę o jeden krok. Tylko to ma jakiś sens.
– Poczekaj no – przerwał mu ostro Panov. – Zatrzymaj się lepiej, gdzie jesteś, bo nie potwierdzam żadnych diagnoz tak w ciemno. Wiem, do czego zmierzasz. Nie ma mowy, Charlie. To byłoby upoważnieniem cię do czegoś, za co nie mogę być odpowiedzialny. Nawet gdybym wziął forsę za tę konsultację.
– Nie ma mowy… Charlie? Dlaczego to powiedziałeś, Mo?
– Dlaczego co powiedziałem? To takie powiedzonko. Tak mówią wszyscy. Dzieciarnia w wytartych dżinsach, szulerzy w moich ulubionych szulerniach.
– Skąd możesz wiedzieć, do czego zmierzam? – spytał funkcjonariusz CIA.
– Ponieważ czytuję książki, a ty nie jesteś zbytnio subtelny. Gdybym ci pozwolił, opisałbyś mi klasyczny przypadek schizofrenii paranoidalnej z rozszczepieniem osobowości. Rzecz nie polega na tym, że ten twój gość utożsamia się z rolą przynęty, lecz na tym, że sama przynęta przybiera osobowość tego kogoś, na kogo jest zastawiona. Obiektu. Do tego właśnie zmierzasz, Aleks. Chcesz mi powiedzieć, że ten twój facet jest trzema osobami: sobą, przynętą i obiektem. A ja ci powtarzam. Nie ma mowy, Charlie. Nie potwierdzę nic na odległość bez przeprowadzenia badania. Dałbym ci prawo, które ci się nie należy: trzy powody dla przeprowadzenia egzekucji. Nie ma mowy!
– Nie proszę o żadne potwierdzenie! Chcę tylko się dowiedzieć, czy to możliwe. Na miłość boską, Mo, facet o doświadczeniach mordercy biega z pistoletem, zabija ludzi, których niby to nie zna, ale z którymi pracował przez trzy lata! Zaprzecza, że był w określonym miejscu o określonym czasie, a odciski palców świadczą niezbicie o tym, że tam był. Twierdzi, że przypomina sobie jakieś obrazy – twarze, których nie potrafi umiejscowić, nazwiska, które gdzieś już słyszał, lecz nie wie gdzie. Upiera się, że nigdy nie był żadną przynętą, że to nie był on! Ale to był on! To jest on! Czy to jest możliwie? Tylko tyle chcę wiedzieć! Czy stres, długi okres i bezustanne napięcie mogły tak rozszczepić jego jaźń? Na trzy?
Panov na chwilę wstrzymał oddech.
– To możliwe – powiedział cicho. – Jeśli tak się rzeczy mają, to możliwe, i to wszystko, co mogę na ten temat powiedzieć, bo istnieje poza tym jeszcze wiele różnych możliwości.