Tozsamoic Bournea

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Tozsamoic Bournea, Ludlum Robert-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Tozsamoic Bournea
Название: Tozsamoic Bournea
Автор: Ludlum Robert
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 282
Читать онлайн

Tozsamoic Bournea читать книгу онлайн

Tozsamoic Bournea - читать бесплатно онлайн , автор Ludlum Robert

M??czyzna, kt?ry wypad? podczas sztormu za burt? ma?ego trawlera, nie pami?ta ?adnych fakt?w ze swojego ?ycia. Pewne okoliczno?ci sugeruj?, ?e nie by? on zwyczajnym cz?owiekiem – zbyt wiele os?b interesuje si? jego poczynaniami, zbyt wielu najemnych morderc?w usi?uje go zlikwidowa?. Sprawno??, z jak? sobie z nimi radzi, jednoznacznie wskazuje na specjalne przygotowanie, jakie przeszd?. Jego przeznaczeniem jest walka o prze?ycie i wyja?nienie tajemnic przesz?o?ci…

"To?samo?? Bourne'a" nale?y do najlepszych powie?ci Roberta Ludluma, pisarza przewy?szaj?cego popularno?ci? wszystkich znanych polskiemu czytelnikowi pisarzy gatunku sensacyjnego. Niekt?rzy twierdz?, ?e jest to jego najlepsze dzie?o, czego po?rednim dowodem kontynuacja w postaci nast?pnych dw?ch tom?w oraz doskona?y film i serial z Richardem Chamberlainem, ciesz?cy si? ogromnym powodzeniem na ca?ym ?wiecie.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

– D’Anjou?

– Wszystko, czego się dowiedziałem, to to, że jakaś kobieta podczas spowiedzi targnęła się na życie.

– Tylko mi nie mów, że się tym zadowoliłeś… „Meduzyjczyk” nie poprzestałby na czymś takim.

– Poczekaj, wyłączę na chwilę centralkę. – W słuchawce na jakieś cztery sekundy zapanowała cisza, po czym ponownie odezwał się głos d’Anjou: – Kobieta w średnim wieku, siwa, wytwornie ubrana, torebka od St. Laurenta. Jedna z dziesięciu tysięcy mieszkanek Paryża. Skąd mam wiedzieć, czy którejś nie zwabiłeś i nie zamordowałeś, by mieć pretekst do tej rozmowy?

– O, na pewno i zatargałem ją do kościoła niby jakąś piętę, a krew kapiąca z jej rany znaczyła ślad na kamiennej posadzce. Miej rozum, d’Anjou. Zacznijmy od tego, co oczywiste. Skąd miałaby mieć tę torebkę, skoro nosiła białą torbę ze skóry? Nie reklamowałaby chyba konkurencji?

– Co utwierdza mnie w moim przekonaniu. To nie była Jacqueline Lavier.

– Co tym bardziej utwierdza mnie w moim przekonaniu. Dokumenty w torebce opiewały na kogoś innego. Ciało zostanie odebrane możliwie jak najszybciej i nikt nie przyczepi się do „Les Classiques”.

– Bo ty tak mówisz?

– Nie, bo jest to metoda, którą Carlos posłużył się w pięciu znanych mi zabójstwach. – Faktycznie były mu znane. To go przerażało. – Ktoś ponosi zagadkową śmierć z rąk nieznanych sprawców. Policja początkowo myśli, że to taki a taki, a kiedy wreszcie dojdzie, kim był naprawdę, Carlos zawiera już kontrakt w innym kraju. Śmierć Lavier była odmianą tej metody i tyle.

– Gadanie, Delta. Zwykle niewiele mówiłeś, ale jeśli już się zdecydowałeś, było to tylko gadanie.

– Gdybyś mógł być na Saint-Honoré za trzy, cztery tygodnie – niestety, to nierealne – to miałbyś okazję zobaczyć koniec tej historii. Upadek samolotu, zniknięcie łodzi na Morzu Śródziemnym. Ciała spalone lub zaginione. Ofiary jednakże zidentyfikowane. Lavier i Bergeron. Tyle że tylko jedno z nich będzie naprawdę martwe. Madame Lavier. Bo Monsieur Bergeron cieszy się specjalnymi względami, o czym pewnie nie wiesz. Bergeron wróci do interesu. A co do ciebie, to powiększysz statystykę nieszczęśliwych wypadków.

– A ty?

– Zgodnie z tym planem też umrę. Liczą, że pomożesz im mnie dostać.

– Logiczne. Obaj byliśmy w „Meduzie” i oni o tym wiedzą. Carlos wie. Liczą, że mnie rozpoznasz.

– A ty mnie?

D’Adjou milczał chwilę.

– Tak – odrzekł. – Jak ci już powiedziałem, pracujemy teraz dla różnych szefów.

– O czym właśnie chciałbym z tobą porozmawiać.

– O czym tu rozmawiać, Delta? Ale przez pamięć o przeszłości, o tym, co zrobiłeś dla nas w Tam Quan, posłuchaj rady „meduzyjczyka”. Jeśli nie wyniesiesz się zaraz z Paryża, to uważaj się za trupa, zgodnie z tym, co powiedziałeś przed chwilą.

– Nie mogę.

– Powinieneś. Gdybym miał taką możliwość, sam pociągnąłbym za spust i pozwolił, żeby mi dobrze za to zapłacili.

– Daję ci więc taką możliwość.

– Wybacz, że uznam to za absurd.

– Bo nie wiesz, czego chcę czy też ile jestem skłonny zaryzykować, żeby to dostać.

– Tak, ty nie liczysz się z ryzykiem. To twoi wrogowie faktycznie znajdą się w niebezpieczeństwie. Znam cię, Delta… Muszę już wracać do centralki. Życzyłbym ci udanego polowania, gdyby nie to, że…

Musiał sięgnąć po ostatnia broń, posłużyć się jedyną groźbą zdolną powstrzymać d’Anjou od odłożenia słuchawki.

– Do kogo zwracasz się po instrukcje, skoro Parc Monceau został wyeliminowany?

Cisza w słuchawce świadczyła o napięciu, jakie zapanowało po drugiej stronie.

– Coś ty powiedział? – wyszeptał w końcu d’Anjou.

– Dlatego ją zabito, prawda? I dlatego ciebie też zabiją. Poszła do Parc Monceau i zginęła. Ty również odwiedzałeś Parc Monceau i też zginiesz. Byłbyś dla Carlosa ciężarem; po prostu za dużo wiesz. Miałby narażać na niebezpieczeństwo taki układ? Posłuży się tobą, ażeby mnie zwabić w pułapkę, po czym cię zabije i stworzy od nowa „Les Classiques”. A tak między nami „meduzyjczykami”, dalej mi nie wierzysz?

Teraz milczenie trwało dłużej i było jakby intensywniejsze niż przedtem. Najwyraźniej stary „meduzyjczyk” potrzebował czasu, żeby odpowiedzieć sobie na kilka pytań.

– Czego chcesz ode mnie? Poza mną samym? Powinieneś wiedzieć, że zakładnicy się nie liczą. Prowokujesz mnie, zaskakujesz mnie tym, czego się dowiedziałeś. Żywy czy martwy – nie przydam ci się; więc czego chcesz?

– Informacji. Jeśli je posiadasz; w nocy opuszczę Paryż i ani ty, ani Carlos nigdy już o mnie nie usłyszycie.

– Jakich informacji?

– Skłamiesz, jeżeli spytam teraz. Ja w każdym razie bym skłamał. Ale kiedy się spotkamy, powiesz mi prawdę.

– Z drutem owiniętym wokół szyi?

– Wśród ludzi?

– Jak to wśród ludzi? W biały dzień?

– Za godzinę. Przed wejściem do Luwru. Przy schodach. Obok postoju taksówek.

– Luwr? Ludzie? Informacje, które zadowolą cię na tyle, że wyjedziesz?… Nie spodziewasz się chyba, że zechcę rozmawiać z tobą o moim pracodawcy?

– Nie o twoim. O moim.

– O Treadstone?

Wiedział! Philippe d’Anjou znał odpowiedź! Spokojnie. W żadnym wypadku nie wolno okazywać zdenerwowania.

– Siedemdziesiąt jeden – uzupełnił Jason. – Jedno proste pytanie i znikam. Jeśli udzielisz mi odpowiedzi – ale prawdziwej – dostaniesz ode mnie coś w zamian.

– A cóż ja mógłbym dostać od ciebie? Z wyjątkiem ciebie samego?

– Informację, która pozwoli ci przeżyć. Nie ma gwarancji, ale uwierz w to, co ci powiem, bo bez tego nie przeżyjesz. Pamiętaj, Parc Monceau, d’Anjou.

Znowu milczenie. Bourne widział oczyma wyobraźni, jak siwowłosy „meduzyjczyk” wpatruje się w tablicę centralki telefonicznej, nazwa zaś zamożnej dzielnicy Paryża coraz to głośniej rozbrzmiewa mu w uszach. Z Parc Monceau wiało śmiercią, o czym d’Anjou wiedział równie dobrze, jak o tym, że kobietą zabitą w Neuilly-sur-Seine była Jacqueline Lavier.

– I co mogłoby być tą informacją? – spytał d’Anjou.

– Nazwisko twego pracodawcy. Razem z przekonywającym dowodem, oddane w zaklejonej kopercie adwokatowi, stanowiłyby gwarancję twego życia. Gdyby miało się ono skończyć w jakiś nienaturalny sposób, choćby nawet w nieszczęśliwym wypadku, adwokat otworzy kopertę i ujawni jej zawartość. To twoje zabezpieczenie, d’Anjou.

– Rozumiem – odparł cicho „meduzyjczyk”. – Ale mówisz, że śledzą mnie, chodzą za mną.

– Zabezpiecz się – powiedział Jason. – Powiedz im prawdę. Znasz numer, pod który trzeba zadzwonić, nie?

– Znam, stary – w głosie starca zabrzmiała nutka zdumienia.

– Dotrzyj do niego, powtórz mu, co ci powiedziałem… ale oczywiście nie o wymianie. Powiedz, że skontaktowałem się z tobą, bo chcę się spotkać. Że to nastąpi za godzinę pod Luwrem. Powiedz mu prawdę.

– Postradałeś zmysły.

– Wiem, co robię.

– Kiedyś wiedziałeś… Zastawiasz na siebie pułapkę, przygotowujesz sobie własną egzekucję.

– W którym razie zostaniesz hojnie wynagrodzony.

– Albo załatwiony, jeśli jest tak, jak twierdzisz.

– Przekonajmy się o tym. Skontaktuję się z tobą nie w ten, to w inny sposób, masz na to moje słowo. Mają moje fotografie, więc będą wiedzieli, kiedy to nastąpi. Lepsza sytuacja, nad którą się panuje, od tej, która wymknęła się spod kontroli.

– Teraz słyszę Deltę – stwierdził d’Anjou. – Nie zastawia na siebie pułapki, nie maszeruje przed plutonem egzekucyjnym, nie prosi o opaskę na oczy.

– Nie, nie prosi – przyznał Delta. – Nie masz wyboru, d’Anjou. Za godzinę. Przed Luwrem.

Niezawodność pułapki leży w jej zasadniczej prostocie. Odwrotna pułapka, z natury rzeczy bardziej skomplikowana, musi być przeprowadzona jeszcze prościej i sprawniej.

Te słowa przyszły mu do głowy, gdy czekał na taksówkę na Saint-Honoré, u wylotu ulicy wiodącej do „Les Classiques”. Udając amerykańskiego turystę, którego żona udała się na zakupy do sklepów z haute couture, poprosił kierowcę, żeby okrążył ze dwa razy cały ciąg budynków. Dostrzeże ją, gdy w końcu wynurzy się z któregoś magazynu.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название