Przeklita Bariera

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Przeklita Bariera, Chmielewska Joanna-- . Жанр: Иронические детективы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Przeklita Bariera
Название: Przeklita Bariera
Автор: Chmielewska Joanna
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 262
Читать онлайн

Przeklita Bariera читать книгу онлайн

Przeklita Bariera - читать бесплатно онлайн , автор Chmielewska Joanna

Nie jest to krymina? – zapewnia autorka, cho? "trupy si? poniewieraj? tam, oczywi?cie, i jaka? cz??? kryminalna musi by?, bez tego by si? nie obesz?o", ale zasadniczo jest to "powie?? historyczna, kt?ra dzieje si? w czasach wsp??czesnych".

"Samo mi tak wysz?o. I naprawd?, to od pocz?tku zacz??am sama sobie pisa? dla ?artu, niepewna, co z tego wyniknie" – t?umaczy autorka.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 30 31 32 33 34 35 36 37 38 ... 87 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Po czym obejrzałam dokładniej, ponieważ wydało mi się, że coś podobnego już gdzieś nie tak dawno widziałam. Zreflektowałam się jednak, kolczyków podobnych mogłam widzieć dużo, moda na nie nastała i nie tylko płeć żeńska je nosiła, ale także mężczyźni. Zwróciłam już na to uwagę.

Parę godzin spędziłam w tym kredensowym gabinecie i wyszłam stamtąd mocno rozczarowana. Nie zaspokoiłam ciekawości. Najbardziej mnie irytowało, że zdjęć żadnych nie znalazłam…

Konferencję prywatną urządziłam u siebie w mieszkaniu, gdzie dostarczeniem obiadu zajęła się konsjerżka. Usługę wzięła na siebie jej córka, po czym zostaliśmy sami, Gaston, Roman i ja.

Roman, jak zwykle, miał już nowe wieści.

– Policja już sprawdziła, czy rzeczywiście w chwili zabójstwa panny Lerat obydwoje, jaśnie pani i ja, byliśmy w Sękocinie – rzekł na wstępie. – Testament panny Lerat czyni jaśnie panią jej spadkobierczynią, to jaśnie pani już wie…?

– O, nieba…! – jęknął Gaston, który dopiero teraz o tym usłyszał.

– Wiem. I co? – zainteresowałam się gwałtownie, bo sama byłam ciekawa, co też mogłam robić w Sękocinie w czasach obecnych.

– I oczywiście fakt odniesienia korzyści nasuwa podejrzenia. Ale, na szczęście, wszyscy tam doskonale pamiętali ten dzień, w dodatku są protokóły policyjne z przesłuchań, bo poprzedniego wieczoru grupa bandziorów napadła na budowę w naszym sąsiedztwie i nazajutrz od rana mieliśmy gliny na karku. Jaśnie pani to sobie przypomina? – dodał nagle bez miłosierdzia i z wielkim naciskiem.

No pewnie, że powinnam sobie przypominać, skoro byłam przy tym. Na moment poczułam się ogłuszona, ale zdołałam kiwnąć głową. No owszem, wydarzyło się coś takiego przed stu przeszło laty, kiedy to szajka złodziejska próbowała wedrzeć się do pana Taczyńskiego w przekonaniu, że go nie ma w domu. Był jednakże, z fuzją wyskoczył i cała awantura echem się aż u mnie odbiła. Nie mogła to być chyba ta sama awantura…?

Roman się zlitował i nie przymuszał mnie do udzielania odpowiedzi.

– Nie było wątpliwości, że nikt z nas nigdzie nie wyjeżdżał. Alibi doskonałe.

– Nie posądzili kogoś z krewnych albo przyjaciół? – spytał żywo Gaston.

– Nie ma takich. Szczęśliwie jaśnie pani ostatni rok spędziła jak na patelni, a zarazem samotnie. Bliskiej rodziny w ogóle przecież nie ma, wynajęcie przez jaśnie panią płatnego mordercy nie wchodzi w rachubę, bezpośrednie kontakty urwały się parę lat wcześniej i w ogóle spadek po pannie Lerat jest niczym wobec spadku po panu hrabim, więc od razu dali sobie z tym spokój. Przerzucili się na szantaż. Tu z kolei Gaston kiwnął głową.

– Zgadza się i ma to nawet jakiś sens. Mamin Beck mi się zwierzył, a ja sobie wyciągnąłem własne wnioski. Ten sfałszowany akt ślubu… Przy usunięciu owej głupiej urzędniczki panna Lerat miała pomocnika, wierzę zeznaniu kloszarda. Przez śmierć twojego pradziada sprawa się skomplikowała i pomocnik przyleciał ją szantażować. Jeśli to ona wystrzeliła z pistoletu…

– Ona – przyświadczył Roman. – Zrobili test, mimo upływu czasu został jeszcze proch na dłoni.

– No to facet się wystraszył, bo przy drugim strzale mogła lepiej wycelować. Rzucił się na nią w obronie własnej, upadła do tyłu, uderzyła głową. Wbrew zamiarom i chęciom zabił kurę, która miała mu znosić złote jaja.

– A ten tajemniczy wielbiciel? – wtrąciłam z lekkim protestem, bo bardziej mi się podobało zabójstwo romansowe. – Może nie mieć z tym nic wspólnego i teraz siedzieć cicho, rozpamiętując swoją klęskę.

– Równie dobrze może być tym pomocnikiem – powiedział Roman. – W każdym razie szukają go.

– Źle go szukają – oświadczyłam stanowczo, kryminalna wiedza rozwijała się bowiem we mnie w imponującym tempie, aż sama byłam zdziwiona. – Zostawili coś, co mogłoby im być pomocne.

Obaj spojrzeli na mnie, więc powiedziałam im o kolczyku. Przyszło mi do głowy, bo takie rzeczy już widywałam, że ten drugi od pary znajdował się w uchu amanta. Po nim dałoby się go znaleźć. Boże drogi, z jakąż piorunującą szybkością uczyłam się tego nowego świata! Nigdy bym nie posądzała siebie o takie zdolności…

– Może jaśnie pani być spokojna, że mają to na zdjęciach, bardzo szczegółowych, i odciski palców odpracowali – zapewnił Roman. – A ja z kolei od dawnej służby dowiedziałem się paru drobnostek. A propos, cała dawna służba chętnie wróci do pałacu. Okazuje się, że zwolniła ich wszystkich panna Lerat na dwa tygodnie przed tą całą imprezą, zostawiła tylko jedną podkuchenną i jednego lokaja, w dodatku z tych młodszych, krócej zatrudnionych. Nie wiadomo dlaczego, więc każdemu się to wydaje podejrzane, coś tak, jakby miała jakieś dziwne zamiary i wolała, żeby jej nikt na ręce nie patrzył. No, pielęgniarka do starszego pana przychodziła…

– Im mniej świadków, tym łatwiej ukryć jakieś machinacje – zauważył Gaston. – Ponadto, chwileczkę, przeciwko udziałowi w tym zabójstwie tajemniczego wielbiciela przemawia właśnie fakt odnalezienia na miejscu zbrodni tego kolczyka, o ile, oczywiście, stanowił, jak by tu powiedzieć… dowód uczuć. Przecież by go zabrał, żeby ukryć swój związek z ofiarą! Chyba że go nie dotyczył…?

Roman spojrzał na mnie jakoś niespokojnie i z lekkim zakłopotaniem.

– Co do tego, nie ma pewności – rzekł. – Mógł go szukać i nie znaleźć, bo nieboszczka miała go nie w uchu, tylko w kieszonce. Może głupio mu było ją przeszukiwać. Dopiero policja znalazła.

Zdrętwiałam niemal na myśl, że przymierzałam przedmiot, zdjęty z trupa. Roman musiał to odgadnąć, bo od razu znalazł słowa pociechy, biżuterię przed zwrotem umyto i zdezynfekowano, żaden ślad na niej nie pozostał. Mogłam się uspokoić.

– Zatem na dwoje babka wróżyła – westchnął Gaston. Wielbiciel okazał subtelność i nie szarpał zwłok damy serca albo obcy zabójca nie interesował się pamiątkami.

– Tak to wygląda – przyświadczył Roman. – Dalej, co do plotek, które zdobyłem… Cała służba upiera się przy koncepcji ślubu z panem hrabią, przyśpieszenia jego zgonu i potem ślubu z amantem. Z tym że w tej ostatniej kwestii zdania są podzielone, jedni twierdzą, że to jej zależało, zakochała się i trzymała go pazurami, wabiąc majątkiem, a drudzy, że przeciwnie, to on jej pilnował, czatował na to dziedzictwo, a ona grymasiła. Trudno ocenić, która opinia jest słuszna.

– Wszystko zależy od osoby wielbiciela – rzekłam stanowczo, bo niewiasty takie, jak panna Luiza, znałam doskonale, pod tym względem nic się na świecie nie zmieniło. – Jeśli był piękny i młodszy od niej, a przy tym z dobrej rodziny, ona go trzymała. Jeśli był zwykłym łowcą posagowym, może nawet ordynarnym i grubiańskim, zniszczonym życiem, on się jej czepiał, a ona przemyśliwała, jak by się go pozbyć. Trzeba go znaleźć koniecznie, bez tego nic się nie rozstrzygnie.

– Istnieje jeszcze jeden szkopuł – odezwał się znów Gaston, jakby z lekkim wahaniem. – Wybacz mi, że wiem te rzeczy, nie starałem się, nie zamierzałem być wścibski, dowiedziałem się przypadkiem. Podobno ostro się tam kręcił wokół spadku jakiś Guillaume, potomek w prostej linii twojego pradziada, tyle że… hm… nieślubny chyba… W chwili jego śmierci próbował zagnieździć się w pałacu, czemu przeciwdziałał pan Desplain. Krótko potem znikł z horyzontu. Przedtem bywał często. Nie jest wolny od podejrzeń. Chwilowo nie wiadomo gdzie przebywa, zapewne gdzieś na wakacjach.

– I co?

– Nie wiem. Muszą go przesłuchać.

Zwróciłam się do Romana.

– Pan Desplain obiecał mi załatwić sprawę wizyty w prywatnym mieszkaniu panny Luizy w Paryżu. Roman pójdzie tam ze mną, możliwe, że znajdziemy jakieś wskazówki. Policja policją, a zdarza się, że zwykły człowiek dostrzeże coś interesującego, a Roman zna przecież różnych ludzi z dawnych czasów…

Najpierw ugryzłam się w język, a potem dokończyłam:

– …z mojego dzieciństwa. W ogóle nie ma w Montilly zdjęć panny Luizy. Może tam będą? Jeśli spotykała się ze swoim amantem, może robili sobie jakieś fotografie? Może dałoby się, na przykład, rozpoznać okolicę i w tej okolicy ktoś ich widział…?

1 ... 30 31 32 33 34 35 36 37 38 ... 87 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название