Po pierwsze dla pieni?dzy

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Po pierwsze dla pieni?dzy, Evanovich Janet-- . Жанр: Иронические детективы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Po pierwsze dla pieni?dzy
Название: Po pierwsze dla pieni?dzy
Автор: Evanovich Janet
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 361
Читать онлайн

Po pierwsze dla pieni?dzy читать книгу онлайн

Po pierwsze dla pieni?dzy - читать бесплатно онлайн , автор Evanovich Janet

Niezale?no?? to wspania?a rzecz. W?asny k?t, z dala od rodzic?w, dzielony jedynie z chomikiem Rexem, to dla Stefanie Plum rzecz godna wszelkich po?wi?ce?. Tych po?wi?ce? musi by? jednak coraz wi?cej, bowiem niewierny m?? ju? od dawna jest przesz?o?ci? (na szcz??cie!) i nie mo?na liczy? na jego wsparcie finansowe. Nieaktualna jest tak?e ju? od p?? roku posada w sklepie z bielizn?, ilo?? sprz?t?w domowych nadaj?cych si? do spieni??enia coraz bardziej si? kurczy, a na dodatek w?a?nie odebrano jej samoch?d kupiony na raty w okresie prosperity.

Co zrobi?? Zaszanta?owa? kuzyna i zamiast nudnej pracy w papierkach zosta? ?owc? nagr?d! A dok?adniej – zajmowa? si? odnajdywaniem i dostarczaniem policji os?b zwolnionych za kaucj?, kt?re nie pojawi?y si? w s?dzie.

Stefanie jest gotowa zrobi? wszystko, byle tylko w jej lod?wce pojawi?o si? w ko?cu co? wi?cej ni? ple??. Problem jednak z osob?, na kt?r? jest wystawione jej pierwsze zlecenie. Bowiem Joe Morelli, policjant oskar?ony o morderstwo, spotka? si? ju? nie raz ze Stefanie. Zw?aszcza jedno randez-vous sprzed kilkunastu lat, kiedy to uwi?d? j? za kontuarem z eklerkami, ?ywo tkwi w jej pami?ci.

Nasz? bohaterk? czeka trudna droga do osi?gni?cia celu. Z czasem okazuje si?, ?e wina Morellego nie jest taka oczywista, a na dodatek Stefanie zadziera z psychopatycznym bokserem Ramirezem. Na szcz??cie Komandos, kolega z pracy, by?y ?o?nierz Oddzia??w Specjalnych, pomaga jej stawia? pierwsze kroki w nowym zawodzie.

"Po pierwsze dla pieni?dzy", jak i ca?a seria ksi??ek o Stefanie Plum, jest doskona?ym lekiem na z?y humor. G??wna bohaterka to energiczna osoba, odznaczaj?ca si? optymizmem i brakiem rozwagi. Powie?? jest pe?na zwrot?w akcji opisanych j?drnym, ?ywym j?zykiem. Pokazuje w krzywym zwierciadle miasto New Jersey, z kt?rego pochodzi "?owczyni nagr?d z piek?a rodem", i z ciep?? ironi? traktuje jego mieszka?c?w.

Stefanie Plum mo?na by por?wnywa? do bohaterek ksi??ek pisanych przez Fielding czy Grochol?. Nie jest ju? nastolatk?, te? ma problemy z facetami i przejmuje si? swoim wygl?dem. Wi?cej w niej jednak charyzmy i autoironii. Nawet z opalonymi brwiami i podbitym okiem (jej praca zdecydowanie nie nale?y do bezpiecznych!) jest gotowa osi?gn?? sw?j cel.

Evanovich w jednym z wywiad?w powiedzia?a, ?e specjalnie pisze kr?tkie ksi??ki, poniewa? jej poczucie humoru na d?u?sz? met? mo?e si? sta? m?cz?ce. Efekt jest taki, ?e po pierwszej ksi??ce ma si? nieodpart? ochot? na nast?pn?, i nast?pn?, i nast?pn?…

I uwaga techniczna: ksi??ki Evanovich czyta?am w oryginale i zdecydowanie polecam to wszytkim tym, kt?rzy znaj? troch? angielski. Zw?aszcza po tym, gdy us?ysza?am o przet?umaczeniu przezwiska "Ranger" na "Le?nik". Ale by? mo?e to tylko plotka.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 19 20 21 22 23 24 25 26 27 ... 59 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Kto ci pozwolił wziąć mój samochód?!

– Ach, o to ci chodzi. Pozwoliłam sobie go zarekwirować.

– Co takiego?!

Pospiesznie odwiesiłam słuchawkę, żeby nie słuchać dalszych przekleństw i ewentualnych pogróżek. Kilkaset metrów od komendy furgonetka gdzieś zniknęła. Odetchnęłam z ulgą, tym bardziej, że obiekt mojego pierwszego zadania ciągle spał jak niemowlę.

Komenda główna policji w Trenton mieści się w ciężkim, graniastym, trzypiętrowym gmachu z lanego betonu, którego projektant skupił się na stronie użytkowej budynku, niemal całkowicie zapomniawszy o dopasowaniu go do jakiegokolwiek stylu architektonicznego. Zapewne bardzo niska pozycja służb porządkowych w hierarchii struktur biurokratycznych wpłynęła na to, że gmach ozdobiono jedynie skromnymi gzymsami, co zresztą i tak go wyróżnia spośród otaczających, obskurnych budowli, nasuwając oczywiste skojarzenie z gliniarzem pilnującym porządku w tłumie gotowym do wszczęcia jakichś zamieszek.

Przylegający doń rozległy parking, ogrodzony łańcuchami, zapewnia wystarczająco dużo miejsca dla radiowozów, aut cywilnych i mundurowych pracowników komendy oraz samochodów licznie przybywających tu interesantów.

Na wprost budynku, po drugiej stronie ulicy, ciągnie się rząd starych kamienic, typowych dla tej części miasta, zajmowanych przez najróżniejsze drobne firmy usługowe. Na parterze od frontu mieści się tam kolejno: bezimienny podrzędny bar o silnie zakratowanych oknach, gdzie serwuje się dania rybne, sklepik spożywczy z wielką reklamą dietetycznej coca-coli, pracownia kapelusznicza „U Lydii”, sklep z używanym sprzętem gospodarstwa domowego, przed którym ciągnie się szereg wystawionych na chodnik pralek automatycznych, oraz kaplica jakiegoś odłamu Kościoła Dnia Siódmego.

Wjechałam na parking, ponownie sięgnęłam po telefon i wybrałam numer dyżurnego, mając nadzieję, że znajdę kogoś do pomocy w odstawieniu poszukiwanego. Oficer polecił mi zajechać przed tylne wejście komendy i porozmawiać z pełniącym służbę przy drzwiach policjantem. Wycofałam tyłem z parkingu, okrążyłam narożnik gmachu i zawróciłam, ustawiając jeepa prawą stroną na wprost tylnego wejścia. Przy drzwiach nie było żadnego gliniarza, zadzwoniłam więc powtórnie do dyżurnego, ale usłyszałam w odpowiedzi, że się nie pali. Jasne, łatwo tak mówić, pomyślałam. Dla was to przecież chleb powszedni.

Dopiero po kilku minutach na zewnątrz wyjrzał „postrzelony” Carl Constanza. Znałam go dobrze, między innymi razem braliśmy Pierwszą Komunię Świętą.

Podszedł bliżej i mrużąc oczy obrzucił krytycznym spojrzeniem Clarence’a.

– Stephanie Plum?

– Jak się masz, Carl.

Uśmiechnął się szeroko.

– Mówiono mi, że masz jakieś kłopoty.

– No właśnie.

– Z tym śpiącym królewiczem?

– Tak. Odstawiam poszukiwanego.

Carl pochylił się nisko i zajrzał do auta.

– Nie żyje?

– Mam nadzieję, że jeszcze zipie.

– A cuchnie tak, jakby już się rozkładał.

– To fakt – przyznałam. – Warto by mu zrobić porządny prysznic. – Silnie potrząsnęłam Sampsona za ramię i krzyknęłam mu prosto do ucha: – Pobudka! Jesteśmy na miejscu!

Clarence podniósł głowę i potoczył dokoła mętnym wzrokiem.

– Gdzie jesteśmy?

– Na komendzie policji. Wysiadaj.

Popatrzył na mnie wybałuszonymi oczyma, ale chyba wciąż nic do niego nie docierało. Na wpół leżał w fotelu, jak worek piasku.

– Zróbże coś – zwróciłam się do Constanzy. – Pomóż mi go wyholować.

Carl chwycił Clarence’a pod ramiona, a ja zaczęłam nogą napierać na jego pośladek. Wspólnymi siłami, centymetr po centymetrze, zdołaliśmy wytaszczyć półprzytomnego Sampsona z jeepa i postawić go na chodniku.

– Teraz już wiesz, dlaczego zostałem gliniarzem – jęknął Constanza. – Nie umiałem przejść obojętnie obok takich szumowin.

Jakoś udało nam się wciągnąć Sampsona do budynku i posadzić na drewnianej ławce w dyżurce, na wprost pełniącego służbę porucznika. Wybiegłam z powrotem i odstawiłam samochód na ogólnodostępny parking. Nie chciałam, żeby się rzucał w oczy, bo jakiś nadgorliwiec mógłby go wciągnąć do rejestru skradzionych aut.

Kiedy wróciłam do dyżurki, Clarence był już bez paska od spodni i sznurówek, a wszystkie jego osobiste drobiazgi zostały spakowane do papierowej torby. Wyglądał przerażająco żałośnie. Wykonałam swoje pierwsze zlecenie, powinnam więc chyba odczuwać ogromną satysfakcję, ale wszelką radość przytłumił żal nad losem tego nieszczęśnika.

Odebrałam oficjalne potwierdzenie odstawienia poszukiwanego do aresztu, porozmawiałam jeszcze przez kilka minut z Carlem i wyszłam z komendy. Miałam nadzieję, że uda mi się wrócić do domu przed zmierzchem, ale na zewnątrz szybko zrobiło się ciemno, gdyż niebo zasnuły ciężkie burzowe chmury. Nie było widać ani jednej gwiazdy. Ruch uliczny znacznie zelżał, co poprawiło mi nieco humor, gdyż mogłam łatwo wypatrzyć każdy samochód, który by jechał za mną. Uznałam to jednak za mało prawdopodobne. Według mojej oceny po raz kolejny zaprzepaściłam szansę schwytania Morelliego.

Nigdzie nie dostrzegłam niebieskiej furgonetki. To jeszcze o niczym nie świadczyło, ponieważ Joe mógł się przesiąść do jakiegoś innego auta. Niemniej przez całą drogę do Nottingham bez przerwy zerkałam nerwowo we wsteczne lusterko. Gdzieś w głębi duszy byłam przeświadczona, że Morelli czai się gdzieś w pobliżu. Ale przynajmniej robił mi ten zaszczyt, że nie narzucał się ze swoją osobą. Mogło to oznaczać, że zaczął mnie traktować choć trochę poważnie. Pocieszałam się myślą, iż w ten sposób może mi być łatwiej wcielić w życie któryś z wariantów obezwładnienia go. Lecz na razie nie zostawało mi nic innego, jak zaparkować jeepa przed domem, ukryć się z pojemnikiem gazu w pobliskich krzakach i czekać w nadziei, że Morelli będzie chciał odebrać swój samochód.

1 ... 19 20 21 22 23 24 25 26 27 ... 59 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название