-->

Samotnost w sieci

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Samotnost w sieci, Вишневский Януш Леон-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Samotnost w sieci
Название: Samotnost w sieci
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 419
Читать онлайн

Samotnost w sieci читать книгу онлайн

Samotnost w sieci - читать бесплатно онлайн , автор Вишневский Януш Леон

[email protected]?? w Sieci – powie?? tak wsp??czesna, ?e bardziej nie mo?na: z Internetem, elektronicznymi biletami lotniczymi, dekodowaniem genomu i SMS-ami. A przy tym tak tradycyjna jak klasyczna historia mi?osna. Powie?? o mi?o?ci w Internecie. Tej ostatecznej, tej, o kt?rej si? marzy, takiej, «aby si? pop?aka? i aby dech zapar?o».

Wi?niewski analitycznie i urzekaj?co relacjonuje t? mi?o??, wprowadzaj?c na przemian nastr?j niemal uroczystej czu?o?ci, aby kilka linijek dalej zadziwi? odwa?nym erotyzmem. [email protected]??... to tak?e ho?d sk?adany m?dro?ci i wiedzy. Splecione kunsztownie z w?tkiem mi?osnym fascynuj?ce historie o moleku?ach emocji, o tym, kto tak naprawd? odkry? DNA, i o tym, co po ?mierci sta?o si? z m?zgiem Einsteina. Przeczytawszy [email protected]??... wie si?, ?e wirtualno?? Internetu to tylko umowa i ?e e-mail – tak naprawd? – nie musi si? r??ni? od listu przys?anego przez pos?a?ca.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 ... 89 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Sześć miesięcy po jego wyjeździe, tuż przed Bożym Narodzeniem, przy­stali mi na Wyspę pakiet listów adresowanych do mnie do Dublina. Wśród nich znalazłam kartkę od Eljota. Tę jedną jedyną w ciągu 12 lat. Na kiczowatej papeterii jakiegoś hotelu w San Diego napisał:

Jedyne, co mogłem zrobić, aby przetrwać tę rozłąkę, to zniknąć z Twojego świata zupełnie. Nie byłabyś szczęśliwa tutaj ze mną. Ja nie byłbym szczęśliwy tam.

Jesteśmy z podzielonego świata.

Nawet nie proszę, abyś mi wybaczyła. Tego, co zrobiłem, nie można wyba­czyć. To można tylko zapomnieć.

Zapomnij. Jakub

PS Zawsze, kiedy mam więcej czasu w Warszawie, jadę do Żelazowej Woli. Gdy tam jestem, siadam na ławce w ogrodzie przy dworku i słucham muzyki. Czasami płaczę.

Nie zapomniałam. Ale ta kartka mi pomogła. Nawet jeśli nie zgadzałam się z tym, dowiedziałam się, jak on postanowił poradzić sobie z tym, co było mię­dzy nami. To było najbardziej egoistyczne postanowienie, jakie znam, ale przy­najmniej dowiedziałam się, że coś postanowił. Miałam chociaż to jego «czasa­mi płaczę». Kobiety żyją wspomnieniami. Mężczyźni tym, co zapomnieli.

Wróciłam do Dublina, skończyłam studia. Potem ojciec postanowił, że bę­dę prowadzić interesy naszej rodzinnej firmy na Wyspie. Wytrzymałam rok. Upewniłam się, że mój ojciec jest facetem o zerowym współczynniku inteligen­cji emocjonalnej. Jego wysokie IQ nic tu nie zmieniało. Żeby go całkiem nie znienawidzić, postanowiłam uciec z Wyspy.

Wyjechałam do Londynu. Zrobiłam doktorat z ekonomii w Oueens Mary College, nauczyłam się grać na fortepianie, chodziłam na balet, znalazłam prącę na giełdzie, słuchałam oper. Nie było już nigdy więcej takiej przerwy, która byłaby ważniejsza od przedstawienia, l takiego szampana też nie.

Potem przyszli mężczyźni bez sensu. Z każdym kolejnym mniej chciałam zbliżyć się do następnego. Doszło do tego, że czasami, gdy byłam z nimi w łóż­ku i nawet wtedy, gdy oni «tam na dole» mnie całowali, to ja «tam na górze» i tak czułam się samotna. Bo oni mnie tylko mechanicznie dotykali powierzchnią na­skórka na swoich wargach lub języku. A Eljot... Eljot mnie po prostu «zjadał». Tak łapczywie, jak zjada się pierwszą truskawkę. Czasami zanurzał ją w szampanie.

Nie potrafiłam pokochać żadnego z tych mężczyzn, którzy mieli tylko na­skórek na wargach.

Po 2 latach pobytu w Londynie zauważyłam, że nie mam w ogóle przyjació­łek i że większość moich przyjaciół to homoseksualiści. Oprócz tego, że pożąda­ją pokrętnie, mogą być mężczyznami na całe życie. Miałam szczęście spotykać najlepszych. Wrażliwi, delikatni, wsłuchujący się w to, co masz do powiedzenia. Nic nie muszą udawać. Jeśli płacą za twoją kolację, to nie po to, aby zapewnić sobie prawo do zdjęcia twoich majtek. A to, że mają kolczyki w uszach?

To jest przecież genialne – jak mówi jedna z moich koleżanek z banku – przynajmniej masz gwarancję, że facet wie, co to ból, i zna się na biżuterii.

Potem odeszła moja matka. Nikt nie wie, jak to się stało. W drodze promem z Wyspy do Calais wypadła za burtę. Nigdy nie znaleziono jej ciała. Znaleziono natomiast w szkatułce jej sypialni testament spisany dokładnie na tydzień przed tą podróżą oraz jej ślubną obrączkę przeciętą piłką do metalu na połowę.

Po pewnym czasie smutek byt tak wielki, że nie mogłam sobie poradzić ze wstawaniem rano. Miałam endogenną depresję. Wtedy najbardziej pomógł mi prozac. Mała zielono-biała tabletka z czymś magicznym w środku. Pamiętam, jak Eljot próbował objaśnić mi magię działania prozacu. Tłumaczył ją jak sztucz­kę z kartami do gry. Kartami były jakieś neuroprzekaźniki w synapsie. Nie zrozu­miałam tego do końca. Ale wiem, że to działa. Mój psychiatra też to wiedział.

Wiesz, że najwięcej ludzi w depresji popełnia samobójstwo właśnie wtedy, gdy prozac zaczyna działać i są na najlepszej drodze do wyleczenia? W praw­dziwej depresji jesteś tak bardzo bez napędu, że nawet przeciąć żył ci się nie chce. Chodzisz lub leżysz jak w zastygającym betonie. Gdy prozac zaczyna działać, masz nareszcie siłę, aby skombinować żyletkę i iść do łazienki. Dlate­go prozac ci na samym dnie powinni brać w klinice i najlepiej będąc przywiąza­nym skórzanymi pasami do łóżka. Aby nie móc iść przez kilka dni samemu do łazienki. Ale można zmylić czujność sanitariuszy i wejść na dach kliniki.

Po prozacu mój psychiatra powiedział mi, że muszę «zrobić praktyczną retrospekcję» i pojechać do Polski. Taki psychoanalityczny eksperyment, aby skrócić leżenie na kozetce.

To było w maju. Przyleciałam w niedziele. Miałam dokładny plan «praktycz­nej retrospekcji» na całe 7 dni: Warszawa, Żelazowa Wola, Kraków, Oświęcim. To był jednak tylko plan. W Warszawie byłam prawie wyłącznie w hotelu bliskotakiego pomnika, przy którym stali cały czas wartownicy. Każdego ranka po śniadaniu zamawiałam taksówkę i jechałam do Żelazowej Woli. Siadałam na ławce przy dworku, słuchałam Szopena.

Czasami nie płakałam.

W Żelazowej Woli byłam codziennie. Z wyjątkiem czwartku. W czwartek, gdy jechałam tam jak co dzień taksówką, w radiu ktoś wymówił jego imię. Ka­załam taksówkarzowi zawrócić i jechać do Wrocławia.

W dziekanacie przez godzinę szukali kogoś, kto mówiłby po angielsku. A gdy już znaleźli, to jakaś miła pani powiedziała mi, że Eljot wyjechał do Nie­miec i że na pewno nie wróci, bo przecież «nikt nie jest taki głupi, żeby wracać».

Jak on mógł wyjechać do Niemiec? Po tym, co Niemcy zrobili w obozie z jego ojcem?!

Ta miła pani w dziekanacie nie znała jego adresu. Zresztą nie chciałam go mieć. Tego samego wieczoru byłam znowu w Warszawie. Miałam za sobą retrospekcję. Psychiatra nie miał racji. Wcale mi to nie pomogło.

Może wiesz, jakim prawem, jakim cholernym prawem Eljot założył, że nie byłabym w tym kraju szczęśliwa? Bo co? Bo domy szare, bo tylko ocet w skle­pach, bo telefony nie działają, bo papier toaletowy, którego nie ma, bo szklanki od wody sodowej są na pordzewiałych łańcuchach? Dlaczego mnie nie zapytał, czego ja tak naprawdę potrzebuję w życiu? Ja przecież w ogóle nie dzwonię. Nie piję wody sodowej, a octu używam do wszystkiego, nawet do fish'n'chips.

Nie! On się nawet nie pofatygował, aby mnie zapytać. Ten, który pytał mnie o wszystko, łącznie z tym, «jakie to uczucie, gdy tampon od krwi pęcznieje w tobie».

Położył rękę na jednym z tych swoich dwóch serc i wyjechał. A ja przecież mogłabym z nim kopać studnie, gdyby się okazało, że tam, gdzie mnie zabie­ra, nie ma jeszcze wody.

Potem nawet świat, który nas rzekomo rozdzielił, przestawał być już podzie­lony. Nadeszły takie lata, że wieczorem kładłam się spać, a w nocy jakiś kraj zmieniał system polityczny.

Londyn miał dla mnie za duże ciśnienie. Aby to wytrzymać, trzeba było być hermetycznym. Inaczej wszystko uleci z ciebie. To czysta fizyka. Nie umiałam być aż tak szczelna. Łatwiej jest, gdy we dwójkę «trzyma się pokrywę». Ja nie potrafiłam nie być sama. Gdy nawet komuś pozwalałam zasypiać obok siebie, to wychodziło zawsze na to, że to ja muszę trzymać dwie pokrywy. Poza tym mnie było z definicji trudniej. Ja przecież jestem ze wsi. Dublin tego nie zmienił. Wyspa zawsze była wsią. Wsią na klifie. Najpiękniejszą, jaką znam. Ale nie chciałam wrócić na Wyspę. Potem okazało się, że wcale nie musiałam.

Kiedyś po operze i po kolacji, która była niczym innym, tylko rozdzielaniem przy kawiorze «resztek» jakieś mniejszego banku pomiędzy dwa większe ban­ki, dyrektor jednego z większych banków zapytał mnie – otrzymałam zaprosze­nie, byłam bowiem «dobrze zapowiadającą się analityczką giełdową młodegopokolenia», co w przekładzie na język powszechnie w banku zrozumiały ozna­czało, że mam najlepszy biust w dziale papierów wartościowych – czy ja też mieszkam w Nottinhg Hill. Gdy odpowiedziałam żartem, że nie stać mnie na mieszkanie w Nottinhg Hill, uśmiechnął się, pokazując nieskazitelnie białe zęby, i odpowiedział, że to się z pewnością wkrótce zmieni, ale teraz to i tak nie ma znaczenia, on bowiem «zawsze mieszka w pobliżu, gdziekolwiek pani miesz­ka». Zrozumiałam to dokładnie. Nawet spodobała mi się ta odpowiedź. Byt wprawdzie Francuzem, ale mówił, co jest absolutnym wyjątkiem, po angielsku z amerykańskim akcentem. Podobało mi się w nim także to, że choć był w tym całym bankowym przedsięwzięciu najważniejszy, w odróżnieniu od wszystkich innych był milczący przez cały wieczór. Poza tym pocałował mnie w rękę na powitanie. Wyszliśmy z tej kolacji razem.

1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 ... 89 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название