Powt?rka z morderstwa
Powt?rka z morderstwa читать книгу онлайн
Powt?rka z morderstwa to krymina? czy mo?e raczej krymina?ek, je?li we?miemy pod uwag?, ?e jest troch? niepowa?ny (o ile morderstwo mo?e by? niepowa?ne!). Autorka twierdzi, ?e wszystko zacz??o si? od momentu, kiedy zobaczy?a swojego telewizyjnego koleg?, taszcz?cego na prze?aj przez studio wielkie pud?o z reflektorami, i zacz??a si? zastanawia?, co by by?o, gdyby kolega zamiast ?wiate? znalaz? w pudle nieboszczyka… W efekcie powsta? zabawny krymina?, kt?rego akcja toczy si? w ?rodowisku telewizyjnym i gdzie spotykaj? si? postaci z wszystkich dotychczas wydanych ksi??ek Moniki Szwai. Oczywi?cie rzecz jest ca?kowit? i absolutn? fikcj?, wymy?lone telewizyjne morderstwo pozwoli?o jednak autorce na opisanie pewnych zjawisk, kt?re nie tylko w telewizji wyst?powa? mog? i czasem, niestety, wyst?puj?. Jak to dobrze, ?e niezadowoleni pracownicy nie ?api? od razu za ci??kie przedmioty, aby rzuca? nimi w siebie nawzajem… Monika Szwaja? jedna z najpoczytniejszych polskich autorek. Mieszka w Szczecinie. Szcz??liwy przypadek sprawi?, ?e nie dosta?a si? na prawo i rozpocz??a prac? w telewizji, kt?ra sta?a si? mi?o?ci? jej ?ycia. Uko?czy?a polonistyk? na uniwersytecie w Poznaniu. W stanie wojennym uczy?a polskiego i historii w Podg?rzynie w Karkonoszach, potem przez sze?? lat by?a nauczycielk? w szczeci?skich szko?ach. W 1989 roku, jak wielu wyrzuconych wcze?niej dziennikarzy, powr?ci?a do pracy w telewizji. Kocha muzyk?: klasyczn?, symfoniczn?, folk irlandzki oraz szanty. Kocha g?ry w ka?dej postaci. Kocha ludzi (z wyj?tkiem wrednych i g?upich). Kocha psy (bez wyj?tku).
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Następnego poranka żaden pan Teodor nie zadzwonił, ale i tak komisarz musiał iść na ósmą do pracy. Gdyby ktoś jeszcze całkiem niedawno powiedział Ilonce, że z własnej nieprzymuszonej woli wstanie o wpół do siódmej, to by go śmiechem zabiła.
Wstała więc o wpół do siódmej, z przyjemnością spojrzała na Tomasza rozłożonego swobodnie w poprzek łóżka, na gremlina uwiniętego rozkosznie na poduszce, przeciągnęła się, aż zatrzeszczało jej w stawach, i pomaszerowała do łazienki. Zanim komisarz otworzył oczy, była już ubrana, umalowana i miała przygotowane śniadanie, w większości zresztą składające się z tego, czego nie zjedli wczoraj, zająwszy się zupełnie czym innym. Miała też pewną propozycję.
– Już się boję – mruknął Tomasz, dobierając się do faszerowanych bułeczek odświeżonych w piekarniku. – Prawdę mówiąc, ja też mam pewne pomysły…
– Chcesz mówić pierwszy?
– Niekoniecznie. Ale ciekawe, czy myślimy o tym samym.
– Ja myślałam o tym, jak wykorzystać naszą nową wiedzę.
– Tylko do tego wykorzystania chyba nam się przyda Grzegorz Wroński, prawda?
– Prawda. Jako konsultant. Bo może to wcale nie chwyci…
– Moim zdaniem chwyci. O której ty musisz być w telewizji?
– Koło dziesiątej. Jest wcześnie, Tomek! Dzwonimy do Grzegorza?
Doktor Wroński mógł się z nimi zobaczyć zaraz. Poprosił koleżankę, aby go zastąpiła w obowiązkach, i czekał na gości w swoim gabinecie na Broniewskiego.
– Czym mogę wam służyć, młodzi przyjaciele? A co wy tak od świtu już ciężko pracujecie?
Komisarz tylko się uśmiechnął, a Ilonka zachichotała. Lekarz spojrzał na nich badawczo.
– Taaak? I w tej sprawie przychodzicie do psychiatry? Moim zdaniem to nie jest żadne zaburzenie…
Nie, w innej – odrzekła, wciąż chichocząc, Ilonka. – Mamy pewną koncepcję opartą na prowokacji… chcemy cię spytać, czy twoim zdaniem to ma prawo się udać. Tomek, powiedz mu.
– A najlepsze, wiesz, Grzesiu, jest to, że praktycznie oboje wymyśliliśmy to samo. Tylko ja chciałem to zrobić przy pomocy moich kolegów i koleżanek uzbrojonych po zęby oraz wyszkolonych w sztukach walki, a Ilonka życzy sobie wystąpić w roli głównej…
– Noo, to mnie zaczyna naprawdę intrygować. Mów dalej, mów.
– Dzięki Ilonce otrzymaliśmy wiadomości o samochodzie, którym rzekomo wyjechała dyrektorka z telewizji. Pamiętasz tę historyjkę?
– Oczywiście. A co, Ilonka ma znajomości w sferach gangsterskich?
– Zdziwisz się, ale tak. To bardzo zdolna dziewczynka…
– Ja wam zrobię kawy, pozwolisz, Grzesiu? Widzę, że masz tu wszystko, co trzeba. A Tomek niech mówi…
Podczas gdy Ilonka przygotowywała kawę, Tomasz przekazał Grzegorzowi nowiny. Lekarz słuchał uważnie, a kiedy opowieść dobiegła końca, pokiwał głową.
– Czyli jednak konkretów właściwie nie macie. Takich, żeby je można było podsunąć sądowi pod nos. A coście wy – móżdżyli w sprawie rzeczonej prowokacji?
– To teraz ja! Uważaj, Grzesiu. Mamy bardzo dobry punkt wyjścia do działania, bo Paproch dostał „Nike” za „Kanalizę”. Wiesz, że dostał?
– Pierwsze słyszę. To pewnie też o czymś świadczy, chociaż boję się pomyśleć, o czym. I to chcecie wykorzystać?
– Tak, bo to będzie świetny pretekst, żeby go podpuścić. Zdenerwować. Twoim zdaniem on ma silne nerwy czy da się go zaskoczyć?
– Kotku, nie wiem, czym go chcecie zaskoczyć…
– Po pierwsze, mogę do niego zadzwonić i poprosić o wywiad. Pewnie się zgodzi, bo dlaczego miałby się nie zgodzić? Potem…
W miarę jak Ilonka wyniszczała Grzegorzowi misterny plan, psychiatra ożywiał się i coraz energiczniej kiwał głową. Kiedy skończyła, pokiwał głową.
– Bardzo dobry plan. Tylko że ja wam nie obiecam, że pan Proch – Proszkowski da się na to nabrać. Chyba wam już kiedyś mówiłem, że mój borderline nie daje żadnych gwarancji, ani na tak, ani na nie. Ani na chyba… Natomiast odnoszę wrażenie, że to jest w ogóle wasza jedyna szansa.
Mniej więcej tydzień później Ilonka zatelefonowała do Sebastiana Proch – Proszkowskiego.
– Dzień dobry panu. Ilona Dymek, telewizja, redakcja informacji. Pozwoli pan, że pogratuluję „Nike”? Wszyscy byliśmy pod wrażeniem…
– Dziękuję. Do żadnego programu zaprosić się nie dam.
– Panie Sebastianie… Ja to absolutnie rozumiem i nigdy w życiu już byśmy nie śmieli zaprosić pana do studia. Ale proszę, aby pan też nas spróbował zrozumieć. Warszawa nas prosiła o wywiad z panem, bo jednak my mamy do pana bliżej…
– To dla Warszawy? – Proch jakby trącił haczyk, ale jeszcze się na niego nie złapał.
– Tak, dla oprawy, oni chcieli, żebyśmy przeprowadzili z panem taką serię krótkich rozmów w terenie, dla nich jest pan obecnie autorem szczecińskim, bo przecież „Kanaliza” jest osadzona w portowych realiach… no więc ma to być seria rozmów do puszczania przez cały dzień. Oczywiście w sobotę lub niedzielę, nie w dzień powszedni.
– Każda rozmówka po minucie, co?
– Nie. Każda po cztery do pięciu. To już jest konkretny czas, a nie żadna migawka.
– I kto miałby te rozmowy prowadzić?
– Ja. Wyglądałoby to w ten sposób, że pojechalibyśmy z ekipą filmową w kilka miejsc. Mamy zrobić sześć wejść i chcemy pana prosić o zaproponowanie trzech, a trzy inne my zaproponujemy. Wszystko w związku z pańskimi dramatami.
– Kto w Warszawie zamówił ten materiał?
– Redaktor Stępiewska z oprawy. Czy chce pan jej telefon?
Proch – Proszkowski zażądał telefonu do redakcji oraz komórkowego, a Ilonka pogratulowała sobie staranności w działaniu. Nie dalej jak dwa dni temu oboje z Tomaszem przejechali się na dzionek do Warszawy, odwiedzili kogo trzeba i dokładnie uzgodnili z przemiłą Elą Stępiewską szczegóły akcji. Na wypadek gdyby Proch zażądał honorarium, pani Ela miała mu zaproponować jakieś pieniądze – ostatecznie naprawdę dostał tę „Nike” i materiał z nim mógł być jak najbardziej antenowy. To w wypadku gdyby podstęp się nie udał. A jeśli się uda – toż dopiero będzie materiał…
– Dobrze. Zadzwonię do tej pani i przemyślę sprawę. Kiedy się zdecyduję, dam pani odpowiedź.
– Liczę na to, że będzie przychylna. Postaramy się zrobić te rozmowy zawodowo. Kłaniam się w takim razie…
– Do usłyszenia.
Klik.
– Patrz, Tomek, nawet nie zapytał, czy mamy już mordercę Bulwy!
– Zapewne nie wie, że ochotniczo wstąpiłaś do policji. Zadzwoni, tak? Kiedy?
– Jak wykona pracę myślową. Mam nadzieję, że Ela go namówi. Albo przekupi. Powinien polecieć na sławę w mediach centralnych, nie? Grzegorz mówił, że taki borderlajnek raczej lubi, jak się go docenia.
– Patrz, a ja doceniam ciebie. Jesteś nadzwyczajna. Kiedy się zgodzisz, żebyśmy zamieszkali razem?
– Nie zmieniaj tematu.
– Kiedy ja już nie mam siły do rozmawiania z tobą o Paprochu ani o Paprochowej żonie, ani w ogóle o żadnych kryminałach. Porozmawiałbym o nas.
Ilonka jednak nie chciała rozmawiać na ten, jakże newralgiczny, temat. Od pewnego czasu i ona, i Tomasz mieli dubeltowe szczoteczki do zębów, a w łazience każdego z nich wisiały dodatkowe ręczniki. Przeważnie to on nocował u niej, chociaż zdarzyło się kilka razy, że spali w dźwiękowym sanktuarium Tomasza. Gizmo już nie zjadał żadnych kabli; dostał nowy zestaw zabaweczek, które zamieszkały w bezpośredniej bliskości świętych głośników – bez uszczerbku dla tych ostatnich.
Komisarz Tomasz Ogiński doznawał uczucia, którego nie doświadczył jeszcze nigdy w życiu, a nawet był skłonny przypuszczać, że nigdy nie będzie ono miało do niego dostępu. Było to przemożne wrażenie, że bez Ilonki w zasięgu ręki świat nie nadaje się w ogóle do zamieszkania.
Uczucia Ilonki były nieco bardziej umiarkowane. Może dlatego, że miała już przedtem jednego męża, który ją ostatecznie rozczarował, i podświadomie broniła się przed zaangażowaniem. Nie myślała o tym w taki sposób, ale bała się zaryzykować ponowne odrzucenie.
Zaangażowanie w fascynujący kryminał urozmaicało jej życie do tego stopnia, że mogła odłożyć decyzje w sprawach sercowych na jakiś czas.
Dwadzieścia minut po telefonie do Procha zadzwoniła do niej Ela Stępiewska. Ilonka natychmiast włączyła głośnik, aby komisarz mógł uczestniczyć w rozmowie.
– Jezu, Ilonka, spociłam się jak mysz! Ten facet to ewidentny morderca, ja ci mówię. To po prostu słychać w tym zimnym głosie! Nie dziwię się, że pisze takie obrzydliwe rzeczy!
– Dogadaliście się?
– Tak. Oczywiście on zagrał sobie gwiazdora, ja się dostosowałam. Strasznie mu się podlizywałam, on chyba to lubi, chociaż udaje, że wcale nie. Będzie do ciebie dzwonił. Ilonka, ja cię proszę, informuj mnie na bieżąco! Pamiętaj, że wam pomogłam!
– Kochana, masz jak w banku! A poza tym dostaniesz materiał, jakiego świat nie widział. O ile policja ci go da. No to całuski, Elunia!
– Tylko uważaj na siebie, ja bym się go bała. Całuski. Ilonka i komisarz spojrzeli na siebie z zadowoleniem.
– To teraz czekamy – zaczął Tomasz i nie skończył. Komórka dzwoniła znowu. – On?
– On. Halo, Ilona Dymek, słucham.
– Sebastian Proch – Proszkowski. Pani redaktor, rozmawiałem z Warszawą. Zgadzam się. Kiedy pani chce to kręcić?
– Kiedy tylko panu będzie odpowiadać. My jesteśmy do dyspozycji. No, chyba żebyśmy nie dostali kamery, ale w tym tygodniu mogę mieć ekipę właściwie codziennie i w przyszłym też. Czy ma pan już jakieś propozycje?
Jutro nie. Pojutrze może pani?
– Prawdopodobnie tak. Za chwilę do pana oddzwonię, sprawdzę, czy nie ma problemów z ekipą.
– Bardzo proszę. Czekam. Klik.
– O kurczę!
– Ilonka, jesteś pewna, że chcesz zaryzykować?
– A co ja ryzykuję? Jasne, że chcę. Czekaj, naprawdę muszę sprawdzić kamerę…
Kamera była zarezerwowana, aczkolwiek dyspozytura nie została dokładnie wtajemniczona w zamiary policji. Dyrektor Mikło wiedział z grubsza, że chodzi o jakąś prowokację, ale nie miał pojęcia wobec kogo. W telewizji poza Ilonką wiedziały wszystko Wika i Lalka, no i, rzecz jasna, ekipa.
Skład ekipy ustalono bardzo starannie, to znaczy że weszli do niej sami przyjaciele Ilonki. Oprócz Pawła za kamerą, dźwiękowca Piotrusia i kierowcy Karola był z nimi jeszcze komisarz Ogiński. Karol przeistoczył się w asystenta operatora, a komisarz miał zagrać kierowcę. Ponieważ Proch znał go doskonale, przed wyjazdem na zdjęcia dali popracować policyjnemu charakteryzatorowi, po czym komisarzowi wyrosły dodatkowe włosy w kolorze siwym, takaż broda i dodatkowe krzaczaste rzęsy. Pozwoliło to zakryć twarz, na której pojawiły się liczne zmarszczki.