-->

Dziki wiatr

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Dziki wiatr, Lindsey Johanna-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Dziki wiatr
Название: Dziki wiatr
Автор: Lindsey Johanna
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 285
Читать онлайн

Dziki wiatr читать книгу онлайн

Dziki wiatr - читать бесплатно онлайн , автор Lindsey Johanna

Kiedy Jassie Blair pods?ucha?a, ?e Chase nie zamierza jej po?lubi?, poprzysi?g?a zemst?. Pragn??a, aby cierpia? jak pot?pieniec. Ale cho? pi?kna i dzielna Jessie potrafi?a stawi? czo?o ka?demu m??czy?nie, z Chasem nie posz?o tak ?atwo. W swojej niewinno?ci nie rozumia?a, ?e on po prostu szale?czo jej po??da. A zmi?kczy? jej twarde serce m?g? jedynie m??czyzna wyzbyty m?skiej pychy i dumy, Chase zrozumia?, ?e jego ?ycie jest puste bez Jessie, dopiero wtedy, gdy los rzuci? go na drugi koniec ?wiata.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 38 39 40 41 42 43 44 45 46 ... 54 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Już wiesz?

– Owszem, dotarły do mnie różne zabawne opowieści.

– Nie wyciągaj fałszywych wniosków – mruknęła z nonszalancją. – Tego dnia dowiedziałam się o dziecku i zdecydowałam, że wyjdę za ciebie. Nic więcej.

– Dlatego poszłaś do saloonu?

– Tak. Oczywiście, sytuacja, w jakiej cię znalazłam, Sprawiła, że porzuciłam myśl o małżeństwie. Nadal jednak złościło mnie to, że omal nie zginąłeś. Jesteś ojcem mojego dziecka. – Odwróciła się zawstydzona. – Twojej kochance powiedziałam to, co powiedziałam, raczej po to, by wywrzeć na niej wrażenie, i tyle.

Chase zmarszczył brwi. Nie powinien był poruszać tego tematu.

– To niedobrze – powiedział cicho.

– Dlaczego? – Zupełnie go nie zrozumiała. – Wydaje mi się, że Srebrna Annie ma więcej wspólnego z napadem, niż twierdzi. Potrzebowała ostrzeżenia.

– Cóż, ten epizod należy już do przeszłości. Najlepiej o nim zapomnieć.

Turkusowe oczy Jessie zrobiły się zupełnie okrągłe ze zdumienia.

– Żartujesz, prawda? Nie chcesz wiedzieć, kto wbił ci nóż w plecy?

– Nieszczególnie – odparł Chase. Bawiła go oburzona mina Jessie.

Nie myślał o zemście. Czuł wdzięczność do napastnika. Gdyby nie ta rana, Jessie nie zabrałaby go przecież na ranczo i wyjechałby z Wyoming, nie mając pojęcia o dziecku. Przypomniał sobie jednak, iż Jessie nie zamierzała go informować o ciąży i dobry nastrój prysł.

– Chciałaś się stąd wymknąć, nawet mnie nie budząc?

– Jest już popołudnie. Zaspaliśmy.

– Odpowiedz.

– Nie chciałam się wymknąć – odparła ponuro.

– Wątpię.

– Możesz sobie wątpić, ale ja bym tak po prostu nie wyjechała. Najpierw muszę cię o coś poprosić… – Umilkła. Najwyraźniej zabrakło jej słów.

– Mów dalej. Słucham. Zawahała się.

– Wróć ze mną na ranczo.

– Taki miałem zamiar. Przymrużyła powieki.

– I zostań, dopóki Rachel nie wyjedzie do Chicago.

– No tak. Zapomniałem o wszystkich dobrodziejstwach, jakie niesie ze sobą to małżeństwo.

– Nie musisz być taki złośliwy.

– Czyżby? Wybacz, jeśli się mylę, ale nie możesz się zapewne doczekać, by poinformować Rachel o naszym ślubie. Prawda?

– Niezupełnie. Wolę, abyś to ty przekazał jej tę nowinę. Ja pojadę prosto na pastwisko. W ogóle nie chcę jej widzieć.

– Nie pożegnasz się z nią?

– Nigdy jej do siebie nie zapraszałam. A teraz ona nie ma już żadnego pretekstu do przedłużania wizyty, ja natomiast nie będę jej zatrzymywać. Powiesz jej? – spytała łagodniej.

– Co będzie, jeśli ona się dowie, jaki charakter ma przybrać nasze małżeństwo?

Pociemniały jej oczy.

– Tego nie musisz mówić.

– Dlaczego? Boisz się, że wtedy uzna za swój obowiązek pozostanie na ranczu jeszcze przez parę lat?

Jessie popatrzyła na niego spode łba. Chase podniósł się wolno i wygładził ubranie, w którym spali. Pozwolił, by Jessie jeszcze trochę się pozłościła. Odzyskał jednak humor.

– Wiesz, ta nowa sytuacja jest naprawdę zabawna.

– Jeśli masz na myśli szantaż, to we mnie nie wzbudza wesołości. Bo nic innego ci przecież nie chodzi po głowie, prawda? ~ Zobaczyła, że Chase się uśmiecha. – Do czasu jej wyjazdu, nie dłużej.

– Dobrze. Kiedy wyjedzie? Zamierzasz wrócić na ranczo i kazać jej spakować manatki?

– Jeśli ty tego nie zrobisz, nic innego mi nie pozostanie. O co ty zresztą ze mną walczysz? – krzyknęła ze złością. – Nie chciałeś się ustatkować. Może zmusiłeś mnie do małżeństwa, ale oboje wiemy dlaczego. Postąpiłeś bardzo szlachetnie i dzięki ci za to. Ale dlaczego ty z kolei nie podziękujesz mi po prostu za zwrócenie ci wolności, której pragniesz? Musisz odnaleźć ojca, pamiętasz? Jedź do Hiszpanii, Chase. Znajdź go. Nie uda ci się tego dokonać z żoną depczącą ci po piętach.

– Dlaczego? Nic nie stoi na przeszkodzie, abyś ze mną pojechała, kiedy już urodzisz dziecko.

– Nigdy nie opuszczę rancza, Chase.

Nie zmieniłaby swego stanowiska nawet za cenę duszy.

– Zapewne jeszcze tego nie wiesz, ale ranczo należy teraz również do mnie – rzeki z irytacją w głosie.

Jessie zesztywniała.

– Co to znaczy?

– To, że jeśli będę chciał zostać, to zostanę.

– Rób, co chcesz – odparła lodowato. – Ale pożałujesz.

Rozdział 37

Nieprzyjemna podróż upłynęła w napięciu – zarówno Chase, jak Jessie trwali w milczącym uporze. Dotarli do doliny przed zmierzchem, w nastrojach równie ponurych jak wówczas, gdy wyjeżdżali z Cheyenne.

Jessie z jednej strony pragnęła spotkania z Rachel, z drugiej zupełnie nie miała na nie ochoty. Chciała, by Rachel wyjechała, lecz zdawała sobie sprawę, że to jej ostatnie spotkanie z matką. Kiedy, wychodząc ze stajni, zobaczyła ją stojącą przy kuchennych drzwiach, utwierdziła się w przekonaniu, że potrafi przeprowadzić rozmowę spokojnie i bez emocji. Jej determinację wzmocniły wspomnienia o ojcu siedzącym przy kuchennym stole nad butelką whisky, mamroczącym coś na temat zdradzieckich dziwek. Wspomnienia o ojcu tłumaczącym ze złością nieobecność matki. Wspomnienia o ojcu wykrzykującym, że znalazł Rachel w łóżku z Willem Phengle'em.

Rachel, wyglądająca bardzo elegancko i schludnie w sukni w kwiaty, zastąpiła córce drogę do kuchni. Jessie pomyślała, że chociaż raz w życiu pragnęłaby ujrzeć tę kobietę z zabrudzoną twarzą, w zakurzonym ubraniu i z choć odrobinę potarganymi włosami. Dzięki temu matka wydałaby się jej może bardziej ludzka.

– Czyżby twoje przybycie oznaczało koniec kłopotów? – spytała Rachel. – Zebrałaś w końcu stado?

Jessie szła dalej, zmuszając Rachel do tego, by się cofnęła, umożliwiając jej wejście do kuchni. Zatrzymała się przy kuchennym stole, zdjęła kapelusz i rękawiczki, po czym rzuciła je na blat. W myślach dziękowała Bogu, że pozwolił jej przespać poranne mdłości. Jej żołądek nie wytrzymałby zapewne wstrząsów.

Rachel patrzyła na nią uważnie.

– Czy on teraz wreszcie opuści ten dom? Jessie spojrzała jej twardo w oczy.

– Odpowiedź na wszystkie twoje pytania brzmi: nie.

– No cóż. Mówiłaś, że nie opuścisz pastwiska, dopóki nie uporasz się z tym wszystkim.

– Jutro jedziemy z powrotem. Tak naprawdę to ja i Chase przybyliśmy właśnie z Cheyenne.

– Ach tak… – Na twarzy Rachel pojawił się wyraz niekłamanej troski.

– Co się stało?

– Jeb i Billy pojechali cię szukać. Widzisz, wysyłam Billy'ego do Chicago. Nie mogę pozwolić na to, by dłużej zaniedbywał naukę – wyjaśniła. – Chciał się z tobą pożegnać. Mam nadzieję, że nie ruszą w ślad za tobą do Cheyenne.

– Niepotrzebnie się niepokoisz – zbyła ją niecierpliwie. – Jeb jest za mądry, by zabierać chłopca tak daleko.

– Dokąd? – spytał Chase, stając w drzwiach.

Rachel nawet nie spojrzała w jego stronę, toteż Jessie musiała ją wyręczyć.

– Do miasta, aby mógł się ze mną pożegnać – odparła najuprzejmiej, jak potrafiła. – Rachel wysyła Billy'ego do szkoły.

Chase spojrzał pytająco.

– Jeszcze jej nie powiedziałaś, prawda?

– Czego? – spytała Rachel.

– Zostawię tę przyjemność Jessie – odrzekł. – Ociągałem się z przyjściem tutaj właśnie po to, by stworzyć jej taką szansę. W czym problem? Brakuje ci słów? – zwrócił się do żony.

Jessie popatrzyła na niego oschle.

– Wczoraj udaliśmy się do Cheyenne, aby wziąć ślub. Chase jest moim mężem.

Rachel przenosiła spojrzenie z córki na Chase'a, twarz jej powoli jaśniała, w oczach nie było zdumienia.

– Rozumiem – rzekła w końcu z uśmiechem. – Po twoim wyjeździe zastanawiałam się niemal bez przerwy, kiedy wreszcie wróci ci rozum. A zresztą, skoro wszystko dobrze się skończyło…

– Co to znaczy? – spytała Jessie z niedowierzaniem.

– Wiedziałam, rzecz jasna, że tak się stanie – wyjaśniła spokojnie Rachel. – To niemożliwe! – Oczy dziewczyny płonęły.

– Czyżby? Przecież ludzie, którzy darzą się takim uczuciem jak wy, są dla siebie stworzeni. Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że wreszcie zdaliście sobie z tego sprawę.

1 ... 38 39 40 41 42 43 44 45 46 ... 54 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название