Motyl Na Szpilce
Motyl Na Szpilce читать книгу онлайн
W?r?d pisarek literatury popularnej, takiej jak Grochola, Szwaja czy Sowa, pojawi? si? nowy g?os, Beata Wawryniuk i jej "Motyl na szpilce"…
"Motyl na szpilce" to pe?na dowcipu i ciep?a powie??, ?wietnie wpisuj?ca si? w wiod?cy na polskim rynku czytelniczym nurt literatury kobiecej. Losy bohaterki, nieco zagubionej, m?odej kobiety z prowincji, szukaj?cej szcz??cia w wielkim mie?cie, zainteresowa?y ju? szerokie grono czytelnik?w.
Ju? po tygodniu od premiery handlowej "Motyl na szpilce" pojawi? si? na listach bestseller?w!
Jak poradzi? sobie w wielkim mie?cie, kiedy si? nie ma pracy, forsy, faceta i perspektyw? Trzeba przy tym wykarmi? siebie i kota, zd?awi? depresj? i udowodni? rodzicom, ?e wychowali geniusza. Szczeg?lnie, gdy jest si? troch? naiwn?, romantyczn? dziewczyn? z prowincji, z ambicjami, ale i g?r? kompleks?w. No c??. Przydadz? si? poradniki pozytywnego my?lenia, otwarto?? na najbardziej dziwaczne sposoby zarobkowania, solidna dawka poczucia humoru i wiara, ?e tu? za rogiem czeka wymarzony m??czyzna. Za tym lub nast?pnym. Bo przecie? podobno ka?dy ma swoja pul? szcz??cia… "Motyl na szpilce" to pe?en dowcipu i ciep?a portret Ewy Bielskiej, m?odej kobiety z ma?ego miasteczka, szukaj?cej szcz??cia w stolicy. Szereg zabawnych sytuacji, wpadek ?yciowych i niepowodze? staje si? pretekstem do konfrontacji ma?omiasteczkowych wyobra?e? o ?wiecie z tward? rzeczywisto?ci? metropolii. Zimny prysznic bohaterka przyjmuje z wrodzon? sobie mieszank? tragizmu i pogody ducha. Szczeg?lnie, ?e w jej ?yciu zaczynaj? pojawia? si? m??czy?ni. Czy kt?ry? z nich oka?e si? tym jedynym?
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Leszek wziął pod pachę kupę drutów i zwisającej szmaty i powlókł to wszystko na korytarz. Odprowadziłam go smętnym wzrokiem. Ułożyłam na dywanie materac, który przechowywałam w pawlaczu w przedpokoju – był dziurawy i do niczego poza izolowaniem legowiska się nie nadawał – na to rzuciłam stary śpiwór i kołdrę. Jako przykrycie odstąpiłam Leszkowi swój ukochany wełniany kocyk. Sobie pozostawiłam cienką wiosenną kołderkę. Trudno. Niech się dzieje, co chce.
Leszek wrócił po kilku minutach. Nastąpił kolejny krytyczny moment.
– Kto myje się pierwszy?
– Ty.
– Dobrze.
– To idź.
– To idę.
Po chwili usłyszałam szelest zdejmowanego ubrania, uderzenie stopy o wannę i głośny chlupot wody. Leszek brał prysznic.
Włosy stanęły mi dęba. Nigdy wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że łazienkowe wygibasy aż tak dokładnie słychać. Z dobiegających mnie dźwięków mogłam swobodnie wydedukować, którą część ciała w tej chwili myje. I co ja teraz zrobię? Każdy najlżejszy nawet dźwięk odbijał się w mojej głowie kaskadą powtórzeń. Włączyłam telewizor. Nadal wszystko słyszałam. Zrobiłam głośniej. W napięciu patrzyłam na pomarszczonego szamana, który zarzynał koguta nad głową młodej dziewczyny. Ustawione w krąg półnagie kobiety uderzały w bębenki i zawodziły.
„On jest teraz zupełnie nagi” – ta myśl w jednej chwili poraziła wszystkie moje nerwy. Zaczęłam skakać po kanałach, żeby skupić uwagę i okiełznać myśli, które zupełnie nie zważając na mój rozpaczliwy protest, całymi tabunami zakradały się do łazienki, podpatrywały mokry kark, namydlone muskuły… Ścisnęłam mocno pilot i rozpoczęłam szaloną gonitwę po kanałach:
– … i zbliża się do bramki, podaje do Ronaldo, Cambell zabiega mu drogę… ale Ronaldo robi zwód, jeden, drugi, jest coraz bliżej…
– … zachmurzenie duże z małymi przejaśnieniami…
– … Unia Europejska może oczekiwać…
… koliber wielkości motyla, szampon przeciw łupieżowi, zaprzęg psów na białym polu…
Obrazy migały jeden za drugim.
… kowboj na srokatym wierzchowcu, płonący samochód, pszczółka Maja, apartament na Manhattanie, rozrzucone ubrania, całująca się para, rytmicznie poruszająca się kołdra…!!! „Tę pszczółkę, którą tu widzicie, zowią Mają, wszyscy Maję znają i kochają…”
– … la, la, la, la, la, la… ikochająąą… Maju, Maju, Maaaaaaaju, cóż zobaczymy dziiiiiś!
– Ładnie śpiewasz – Leszek opierał się o framugę drzwi i wesoło się uśmiechał.
Ubrany był w szare bokserki i białą koszulkę z zieloną wyłupiastą żabą. Żaba z uchylonego pyszczka wypuszczała dymek z napisem: „Co się tak gapisz, baranie?”.
Matko. Nie widziałam durniejszej koszulki. Moje króliki znalazły się w doborowym towarzystwie.
Nie bez oporów wyjęłam je z szafy.
– Mam koszulę w króliki – powiedziałam i spojrzałam badawczo na Leszka.
– Super. Moja żaba nie będzie się czuła samotna.
Poszłam do łazienki.
Zamknęłam za sobą drzwi i przyłożyłam do nich ucho. Telewizor darł się jak należy. Rozebrałam się najciszej, jak umiałam, ułożyłam ubranie na koszu na bieliznę i odkręciłam wodę. Myłam się bez hałasu, starając się nie prowokować żadnych wyobrażeń. Kiedy zakręciłam wodę, zamarłam. Usłyszałam… ciszę! Leszek wyłączył telewizor. Jak on śmiał wyłączyć telewizor?! Wylazłam z wanny i ociekając wodą stanęłam przed lustrem. Prawie szeptem sięgnęłam po ręcznik, owinęłam się w szorstkie frotte i usiadłam na brzegu wanny.
Odczekałam chwilę i na lekko wilgotne ciało naciągnęłam ciepłe króliki. Przetarłam zaparowane lustro, umyłam twarz, posmarowałam kremem i przyjrzałam się sobie. No nie, tak przecież nie wyjdę. Oczy bez makijażu zupełnie straciły wyraz, a nos i czoło świeciły się jak świeżo wyłuskane kasztany. Wiedziałam, że to, co robię, zasługuje na kosmetyczne potępienie, ale machnęłam na to ręką. Koniuszki rzęs delikatnie pociągnęłam tuszem i leciuteńko wypudrowałam dopiero co oczyszczoną twarz. Niewielki retusz sprawił, że poczułam się lepiej. Uczesałam włosy i wyszłam z łazienki. Stanęłam w progu pokoju.
Leszek spał.
Volkswagen zajechał pod blok punktualnie o szóstej. Wyjrzałam przez okno. Maciek wysiadł z samochodu, wyjął coś z kieszeni kurtki i zbliżył do twarzy. Po chwili mrok rozświetlił nikły płomień zapalniczki. Maciek pali? Nigdy wcześniej nie widziałam go z papierosem. Zaciągnął się i spojrzał w górę. Cofnęłam się. Sprawdziłam, czy wyłączyłam żelazko, wzięłam torebkę i zamknęłam za sobą drzwi.
Z daleka widziałam ciemną postać Maćka i żarzący się, pomarańczowy punkcik papierosa. Maciek wydmuchał cienki pasek dymu i pocałował mnie w policzek.
– Nareszcie cię widzę. Stęskniłem się. Gumę? – wyciągnął z kieszeni paczkę miętowej gumy do żucia i podsunął mi pod nos. Poczęstowałam się.
– Nie wiedziałam, że palisz.
– Bo robię to sporadycznie. Dzisiaj miałem nerwowy dzień, to dlatego. Normalnie pozwalam sobie tylko na przyjęciach. – A propos. Chciałbym cię gdzieś zaprosić, ale opowiem ci o tym w samochodzie. Wsiadaj.
Maciek uruchomił silnik i zapuścił hip – hop. Prowadził jedną ręką, drugą uderzał do rytmu w skórzane obicie kierownicy. Żuł gumę, luźno poruszając szczęką. Spojrzał na mnie i kilkakrotnie poruszył głową wysuwając ją w przód i w tył jak tańcząca Hinduska.
– Fajne?
– Może być.
– Mój kumpel, może o nim słyszałaś, bo jest dość znany w dziennikarskim świecie, Jurek Masłowski… nie znasz? Jureczek postanowił dać się zaobrączkować. Za tydzień. Chcę, żebyś mi towarzyszyła. Co ty na to?
– Wesele?
– Raczej przyjęcie, ale tak, coś takiego.
– Czemu nie.
Zaraz. Za tydzień? Za tydzień Sylwia wychodzi za mąż za Jerzyka… Jurek Masłowski? Czyżbyśmy byli zaproszeni na ten sam ślub?
– Zastanowię się.
– Dlaczego? Zgódź się. Poznasz moich znajomych. Spodoba ci się.
Podjechaliśmy pod biało – niebieski szlaban. Maciek kiwnął na ochroniarza w plastikowej budce i szlaban powoli uniósł się do góry. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się po osiedlu, które zupełnie nie przypominało warszawskich blokowisk z trzepakiem i miniparczkiem złożonym z kilku karłowatych drzewek, na których zakochane małolaty wyrzynają scyzorykiem przeszyte strzałą serca. Tu było wszystko sterylnie czyste: równiutko przystrzyżone trawniki, odmalowane ławki, w oddali plac zabaw z masą huśtawek, drabinek i małą karuzelą. Maciek pokazał na budynek wyłaniający się zza rogu.
– Tam jest sala pingpongowa i basen. A tam, widzisz to niebieskie światło, bilard, można zagrać i napić się piwa. A mieszkam tam.
Wskazał palcem dwa okna na trzecim piętrze.
– Moje pierwsze mieszkanie. Choć, pokażę ci.
Trzy duże pokoje były prawie zupełnie puste, ale pięknie przygotowane do urządzania. Na podłodze leżały mięciutkie wykładziny w pastelowych kolorach, w kuchni i łazience płytki terakoty układały się w fantazyjne wzory. Było też dużo jasnego drewna, którym jakiś sprawny specjalista zabudował wszystkie zewnętrzne rury. W kuchni wisiały drewniane półki z witrażowymi szybkami, stała kuchenka i srebrna lodówka. W salonie, oprócz skórzanej sofy i dwudziestoośmiocalowego telewizora, było pusto. Ostatni pokój był zamknięty. Maciek uchylił drzwi. Stało tam potężne łoże okryte satynową narzutą z aplikacją ogromnego pawia.
– Modernistyczny.
– Co?
– Paw.
– Aha…
– Ten motyw działał na zmysły pokoleniu Witkiewicza – Maciek przymknął drzwi. – Herbaty?
– Wolę coś zimnego.
– Sok?
– Tak.
– Czy mi się zdaje, czy jesteś spięta?
– Ja…? Jeśli grejpfrutowy, to wolę herbatę.
– Pomarańczowy?
– Tak, proszę.
Maciek do dwóch wąskich szklanek wrzucił po kilka kostek lodu i nalał sok. Trzymając szklanki w obu dłoniach skierował się do wyjścia, napierając na mnie i zmuszając do wycofania się.
– Chodźmy do salonu.
Usiadłam na twardej i zimnej sofie. Maciek podał mi szklankę i rozsiadł się obok, zdecydowanie za blisko. Sięgnął po pilot i nastawił MTV.
– No to opowiadaj, co tam słychać?
– Po staremu – wzruszyłam ramionami. – Raczej powiedz, co z naszą gazetką. Jeśli chcemy ją wydać do końca roku, musimy wziąć się do pracy.
– Aaa… miałem ci o tym powiedzieć w kinie, ale wiesz, jak wyszło. Na razie musimy się wstrzymać. Dzwonił do mnie przewodniczący i okazało się, że znaleziono jakiś przeciek w instalacji gazowej. Większa część pieniędzy, jeśli nie wszystkie, pójdzie na remont. Ale możemy ruszyć w przyszłym roku. Obiecano mi uwzględnić gazetę w przyszłorocznym budżecie.
Jakoś się nie zmartwiłam.
– A co z Lidką?
Skrzywił się.
– Co? – to wystarczyło, żeby pobudzić moją ciekawość.
– Jest wściekła. – Maciek podniósł szklankę i przełknął łyk soku. – Ktoś widział mnie z tobą w kinie i jej o tym doniósł. Wydzwaniała do mnie wczoraj kilka razy. Nie wiem, co ją ugryzło. Nawrzucała mi od kłamców, ale to śmieszne, bo ja jej nigdy niczego nie obiecywałem. Ale nie mówmy o niej.
– Kocha się w tobie?
– Kto? Lidka? – Maciek roześmiał się. – Nie wiem, może. – Położył rękę na oparciu sofy i wziął w palce kosmyk moich włosów. – Wolałbym jednak, żeby kto inny…
W telewizji jakaś długowłosa blondyna z odkrytym pępkiem gibała się na wszystkie strony i darła wniebogłosy o straconej miłości. Dwóch Murzynów złapało ją pod pachy i przeniosło przez scenę sztywną jak manekin. Długo wyciągała ostatnie dźwięki.
Nagle poczułam na karku gorącą dłoń. Zerknęłam na Maćka. Patrzył na mnie rozpalonym wzrokiem.
– Powinieneś z nią porozmawiać.
– Z Lidką? – Musisz jej…
– … przestań – szepnął przysuwając się miękko jak kot.
Dotknął mojego uda.
– Myślę, że nadszedł czas – powiedział przykuwając mnie wzrokiem do sofy.
– Na co? – wymamrotałam.
– Na to! – pochylił się i poczułam na wargach jego miękkie usta.
Cofnęłam się. Sok chlusnął mi na kolana i wielka żółta plama rozeszła się po spódnicy. Zerwałam się na równe nogi.