PS Kocham Cii
PS Kocham Cii читать книгу онлайн
?ycie Holly i Gerry`ego by?o idealne – szcz??liwe ma??e?stwo, dom w Dublinie, oddani przyjaciele, wspania?a rodzina. Mieli ?wiat u swych st?p. Tak przynajmniej s?dzili. Dlatego gdy Gerry niespodziewanie umiera, ?ycie Holly rozpada si? na kawa?ki. I oto okazuje si?, ?e jej dowcipny m?? zostawi? dziesi?? list?w, a w nich dziesi?? polece?, kt?re Holly musi wykona?. Z pomoc? zwariowanych przyjaci?? i kochaj?cej, cho? nieco ekscentrycznej rodzinki, Holly przekonuje si?, ?e los szykuje dla niej jeszcze wiele niespodzianek.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Niestety, nie. Umarł w lutym. Miał nowotwór mózgu.
– Bardzo mi przykro – powiedział Chris. – Domyślam się, że trudno się z tym pogodzić… w tak młodym wieku. – Wbił oczy w biurko. – Sam w zeszłym roku straciłem żonę. Miała raka piersi.
– Niezmiernie mi przykro.
– Podobno z czasem człowiek wraca do równowagi.
– Też to słyszałam – potwierdziła. – I podobno pomagają w tym litry herbaty.
Zaniósł się tubalnym śmiechem.
– Córki powtarzają mi także, że równie ważne jest świeże powietrze.
Holly roześmiała się.
– O tak, magia świeżego powietrza. Cudownie działa na serce. To pańskie córki?
Spojrzała na zdjęcie.
– Tak – przytaknął. – Trzy uzdrowicielki, które utrzymują mnie przy życiu – rzekł ze śmiechem. – Niestety, ogród nie wygląda już tak jak na tym zdjęciu – stwierdził ze smutkiem.
– To pański ogród? – spytała Holly.
– Dbała o niego Maureen. Ja nie mogę się oderwać od biurka na tak długo, żeby zrobić w nim porządek.
– Doskonale pana rozumiem – podchwyciła – bo też nie mam smykałki do ogrodnictwa.
Uśmiechnęli się do siebie.
– Wracając do naszej rozmowy – powiedział pan Feeney. – Czy ma pani doświadczenie w pracy z mediami?
– Trochę mam. – Przestawiła się na poważniejszy ton. – Kiedy pracowałam w agencji nieruchomości, zajmowałam się reklamą. Szukałam odpowiednich miejsc do umieszczania naszych reklam.
– Ale nigdy nie pracowała pani w redakcji?
Holly sięgnęła pamięcią wstecz.
– Kiedyś redagowałam cotygodniowy biuletyn przedsiębiorstwa, w którym pracowałam…
Wymieniła wszystkie swoje kolejne posady. W końcu znudził ją własny głos. Wiedziała, że nie bardzo nadaje się do tej pracy, a jednocześnie czuła, że mogłaby jej podołać, gdyby pan Feeney dał jej szansę.
Zdjął okulary.
– Widzę, że ma pani spore doświadczenie, tyle że w żadnej pracy nie zagrzała pani miejsca dłużej niż dziewięć miesięcy.
– Prawdę mówiąc, wciąż szukam pracy, która by mi naprawdę odpowiadała – przyznała Holly z mocno już nadwerężoną pewnością siebie.
– Skąd mam wiedzieć, że mi pani nie ucieknie?
Dziewczyna zastanowiła się chwilę, po czym odparła poważnie:
– Bo czuję, że to właściwe zajęcie. Potrafię ciężko pracować. Kiedy mi zależy, poświęcam się bez reszty. Chętnie się uczę. Jeśli mi pan zaufa, nie zawiodę.
Przerwała, żeby nie paść na kolana i nie zacząć błagać o tę cholerną pracę. Oblała się rumieńcem, kiedy zdała sobie sprawę, jak to musi wyglądać.
– Może na tej wzniosłej deklaracji zakończmy naszą rozmowę – zaproponował pan Feeney z uśmiechem. Wstał, wyciągnął do niej rękę.
– Dziękuję za fatygę. Skontaktuję się z panią.
Holly postanowiła wpaść do Ciary do pracy, żeby coś przekąsić. Skręciła za róg i weszła do pubu „U Hogana”. W środku elegancko ubrani ludzie jedli obiad. W kącie znalazła wolny stolik.
– Przepraszam! – zawołała głośno, strzelając palcami. – Czy ktoś tu obsługuje?
Kilka osób spojrzało na nią karcąco. Cóż za grubiaństwo wobec personelu! Ciara odwróciła się i spiorunowała ją wzrokiem.
– O mały włos, palnęłabym cię w łeb – powiedziała ze śmiechem, podchodząc.
– Mam nadzieję, że na co dzień nie traktujesz w ten sposób klientów – droczyła się z nią Holly.
– Nie wszystkich. Zjesz dziś u nas obiad?
Skinęła głową.
– Dowiedziałam się od mamy, że podajesz obiady. Sądziłam, że pracujesz tylko w klubie na górze.
– Ten człowiek goni mnie do pracy o wszystkich możliwych porach. Traktuje mnie jak niewolnicę – pożaliła się Ciara.
Podszedł Daniel.
– Dobrze słyszę, że o mnie mowa?
Ciara zdębiała.
– Nie, nie, mówiłam o Mathew. Goni mnie do pracy o wszystkich możliwych porach. A w łóżku traktuje mnie jak niewolnicę.
I poszła do baru po notes i długopis.
– Przepraszam, że się wtrąciłem – powiedział Daniel, wybałuszając oczy na Ciarę. – Mogę się przysiąść? – spytał Holly.
Zaprosiła go gestem.
– Co masz dobrego do jedzenia? – spytała, przeglądając kartę.
– Nic – szepnęła Ciara za plecami Daniela.
– Najbardziej polecam zapiekankę – poradził.
Holly pokiwała głową.
– W takim razie poproszę.
Ciara przyłożyła palce do ust, udając, że wymiotuje.
– Jesteś dziś bardzo elegancka – stwierdził z uznaniem Daniel.
– Wracam z rozmowy kwalifikacyjnej. – Holly aż się skrzywiła na samo wspomnienie. – Szczerze mówiąc, nie spodziewam się odzewu.
– Nie przejmuj się – pocieszył ją. – Gdybyś miała ochotę, nadal miałbym dla ciebie pracę na górze.
– Sądziłam, że dałeś ją Ciarze.
– Znasz swoją siostrę. Urządziła tu niezłą scenę. Gość za barem powiedział coś, co jej się nie spodobało, a ona wylała mu piwo na głowę.
– Coś podobnego! – Holly aż się żachnęła. – Dziwię się, że jej nie wyrzuciłeś.
– Nie mógłbym zwolnić dziewczyny z klanu Kennedych. Wróciła Ciara zjedzeniem dla Holly, spojrzała złym wzrokiem na siostrę, po czym obróciła się na pięcie i odeszła.
– Rozmawiałaś ostatnio z Denise albo z Sharon? – spytał Daniel.
– Tylko z Denise – powiedziała, patrząc w bok.
– A ty?
– Tom zanudza mnie swoim ślubem. Chce, żebym został jego drużbą.
– I zostaniesz?
– Bo ja wiem. – Westchnął. – Egoistycznie cieszę się jego szczęściem. – Wyobrażam sobie, jak się czujesz w tej sytuacji. Rozmawiałeś ostatnio ze swoją byłą?
– Z Laurą? Nie chcę o niej słyszeć.
– Czy ona przyjaźni się z Tomem?
– Chwała Bogu, nie tak bardzo jak dawniej.
– Czyli nie będzie zaproszona na ślub?
Daniel zrobił zdziwioną minę.
– Wiesz, że nie przyszło mi to do głowy. – Zamilkł. – Jutro wieczorem spotykam się z Tomem i Denise, żeby omówić plany ślubu. Może masz ochotę przyjść?
Wzniosła oczy do nieba.
– Zapowiada się niezła zabawa.
Daniel roześmiał się.
– Wiem. Dlatego wolałbym nie iść sam. Zadzwoń do mnie, jak się namyślisz.
Skinęła głową.
Serce zaczęło walić jej jak młotem, kiedy zobaczyła pod domem samochód Sharon. Długo z nią nie rozmawiała. Wiedziała, że powinna ją była odwiedzić. Podjechała, wysiadła i podeszła do auta, ale ku jej zdziwieniu z samochodu wysiadł John. Najwyraźniej przyjechał sam.
– Cześć, Holly – przywitał się z marsową miną.
Trzasnął drzwiczkami.
– Gdzie jest Sharon? – zapytała.
– Wracam ze szpitala.
Przeraziła się.
– O Boże! Nic jej nie jest?
John wyraźnie się stropił.
– Nie, odwiozłem ją tylko na badania. I zaraz po nią jadę.
– Rozumiem – Holly poczuła się idiotycznie.
– Skoro tak się przejmujesz, może powinnaś do niej zadzwonić. Przeszył ją lodowatym spojrzeniem.
Zagryzła wargę. Zrobiło jej się głupio.
– No wiem. Wejdź, napijemy się herbaty.
Włączyła czajnik, zaczęła się krzątać przy herbacie. John usiadł przy stole.
– Sharon nie wie, że tu jestem, może więc zachowaj dyskrecję, co? Poczuła się jeszcze bardziej parszywie. Czyli to nie Sharon go wysłała. Przyjaciółka nie chciała jej widzieć.
– Sharon za tobą tęskni.
Holly przyniosła kubki z herbatą.
– Ja też.
– Ale długo się nie odzywasz. Dawniej rozmawiałyście codziennie.
Wziął od niej kubek.
– Bo dawniej wszystko było inaczej – odparowała rozdrażniona.
– Wiemy, co przeżyłaś.
– Wiem, że wiecie, John, ale chyba nie rozumiecie, że ja to nadal przeżywam! Nie umiem przejść nad tym do porządku tak jak wy i udawać, że nic się nie stało.
– Uważasz, że my udajemy?
– Może spójrzmy na fakty, dobrze? – zaproponowała ironicznie. – Sharon spodziewa się dziecka. Denise wychodzi za mąż…
Przerwał jej w pół zdania.
– Bo na tym polega życie. Najwyraźniej zapomniałaś, że trzeba dalej żyć. Też tęsknię za Gerrym. Był moim przyjacielem. Zawsze mieszkałem z nim po sąsiedzku. Razem chodziliśmy do szkoły, graliśmy w piłkę w jednej drużynie. Byłem drużbą na jego ślubie, a on na moim! Zwierzałem mu się ze wszystkich problemów, ze wszystkich radości zresztą też. Mówiłem mu rzeczy, których nie powiedziałbym Sharon, a on mówił mi takie, których nie powiedziałby tobie. Fakt, że nie brałem z nim ślubu nie znaczy, że mniej przeżywam jego odejście.