List w butelce
List w butelce читать книгу онлайн
Teresa, znana dziennikarka, podczas wakacji na Cape Code znajduje na pla?y butelk?, a w niej wzruszaj?cy list mi?osny napisany do zmar?ej ?ony przez m??czyzn? o imieniu Garett. Przej?ta do g??bi wymow? listu, pragnie pozna? cz?owieka, kt?ry potrafi tak mocno i wiernie kocha?. Spotkanie tych dwojga zaowocuje wielk? mi?o?ci?.
Autor o ksi??ce:
"Uwa?am 'List w butelce' za histori? bardzo osobist?. ?r?d?em inspiracji by?y losy mojego ojca, kompletnie zdruzgotanego po ?mierci mojej matki. 'List w butelce' stanowi studium konfliktu uczuciowego, jaki prze?ywa? ojciec, a mianowicie czy mo?na zakocha? si? ponownie po utracie prawdziwej mi?o?ci"
"List w butelce" to kolejna powie?? Nicholasa Sparksa, kt?ra zasta?a przeniesiona na ekran. W filmie zagrali m. in. Kevin Costner, Robin Wright Penn i Paul Newman.
Zanim zabierzecie si? do lektury polecam uzbroi? si? w chusteczki higieniczne. Najlepiej ca?? paczk?. Dlaczego? Bo "List" jest smutn? ksi??k?, jak wi?kszo?? autorstwa Sparksa z reszt?. Ale warto przeczyta?, zw?aszcza, je?eli lubicie czyta? o morzu, bo nie bez powodu Garett wysy?a? listy w butelkach. Mia? w?asny jacht i na nim w?a?nie narodzi?a si? mi?o?? Garetta i Teresy. G??wn? i w zasadzie jedyn? inicjatork? ich spotkania by?a Teresa, gdy? bardzo chcia?a pozna? autora pi?knych list?w, kt?re mia?a okazj? przeczyta?. Jeden znalaz?a sama, przeczyta?a go i napisa?a o nim artyku? do gazety, w kt?rej pracowa?a. Zapragn??a odnale?? m??czyzn?, kt?ry potrafi tak pi?knie pisa? o swoich uczuciach. Gdy jej poszukiwania nie przynios?y ?adnego efektu i chcia?a si? podda? jedna z jej czytelniczek, przys?a?a jej kolejny, kt?ry znalaz?a nad brzegiem morza. To da?o Teresie si??, by szuka? dalej. Wykorzysta?a wszystkie mo?liwe ?rodki, nawet ksi??k? telefoniczn?, aby odszuka? tego m??czyzn? i m?c z nim chwil? porozmawia?. Nie przypuszcza?a, ?e odnajdzie mi?o?? swego ?ycia.
Niestety, szcz??cie nie trwa wiecznie. Garett w ko?cu dowiedzia? si?, ?e Teresa czyta?a jego listy i pisa?a o tym artyku?y. To, ?e mu o tym nie powiedzia?a, potraktowa? bardzo powa?nie. W jaki? spos?b zapewne poczu? si? zdradzony tym, ?e kobieta zainicjowa?a ich spotkanie, ju? co? o nim wiedzia?a, podczas, gdy on musia? poznawa? j? od podstaw. I tak ko?czy si? szcz??cie. G?upio, nieprawda??
To jeszcze nie koniec ksi??ki. Gdyby tak w?a?nie by?o, nie dowiedzieliby?cie si? o tym. Zdarzy si? co?, co jeszcze bardziej zachwieje ?yciem Teresy.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Zastanowił się nad odpowiedzią.
– Lubię chodzić do Hanka, to niedaleko molo. Jedzenie jest świeże, a z okien rozpościera się wprost nieziemski widok.
– Gdzie to jest?
Wskazał kierunek ręką.
– Na Wrightsville Beach. Wjeżdżasz na most i skręcasz w prawo. Nie przegapisz, jeśli będziesz patrzyła na znaki przy molo. Restauracja mieści się właśnie tam.
– Co podają?
– Głównie owoce morza, krewetki i ostrygi, ale również inne jedzenie – kotlety i tym podobne.
Zaczekała chwilę, jakby chciała sprawdzić, czy jeszcze czegoś jej nie powie. Ponieważ milczał, odwróciła wzrok i spojrzała w kierunku wystawy. Stała nieruchomo, a Garrett po raz drugi w ciągu ostatnich kilku minut poczuł się nieswojo w jej obecności. Skąd to się wzięło? Wreszcie wziął się w garść i zwrócił do niej:
– Jeśli chcesz, mogę ci pokazać, gdzie to jest. Sam zgłodniałem i z przyjemnością cię tam zabiorę, jeśli potrzebujesz towarzystwa.
– Bardzo proszę, Garrett – odparła z uśmiechem.
Na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi.
– Moja ciężarówka stoi za sklepem. Chcesz, żebym prowadził?
– Znasz drogę lepiej ode mnie – odpowiedziała.
Garrett poprowadził ją przez sklep do tylnego wyjścia.
Teresa szła tuż za nim. Gdy nie mógł zobaczyć jej miny, nie potrafiła opanować uśmiechu.
Restaurację Hanka postawiono w tym samym czasie co molo. Odwiedzali ją mieszkańcy i turyści. Nie było to wytworne miejsce, ale za to z charakterem. Lokal przypominał restauracje przy molo w Cape Cod – drewniane podłogi porysowane i zdarte przez zapiaszczone podeszwy sandałów, szerokie okna wychodzące na Atlantyk, fotografie wielkich ryb na ścianach. W głębi znajdowały się drzwi prowadzące do kuchni. Kelnerzy i kelnerki w szortach i niebieskich podkoszulkach z nazwą restauracji roznosili na tacach talerze świeżych owoców morza. Drewniane, toporne stoły i krzesła były nadwyrężone zębem czasu. Tutaj można było wejść w stroju plażowym. Większość obecnych sprawiała wrażenie, jakby cały poranek spędziła nad morzem.
– Zaufaj mi – rzekł Garrett, gdy szli razem do stolika. – Jedzenie jest świetne, a reszta nie ma znaczenia.
Zajęli miejsce przy stoliku w rogu. Garrett odsunął na bok dwie butelki po piwie, których jeszcze nie sprzątnięto. Karta była wetknięta między pojemniki z przyprawami. Stał tam ketchup, sos Tabasco, sos tatarski, sos mieszany w plastikowej butelce oraz sos o nazwie „Hank”. Karta w taniej plastikowej okładce wyglądała tak, jakby nie wymieniano jej od lat. Teresa rozejrzała się wokół i zauważyła, że prawie wszystkie stoliki są zajęte.
– Tłoczno – stwierdziła, poprawiając się w krześle.
– Tu zawsze tak jest. Zanim turyści trafili do Wrightsville Beach, to miejsce już obrosło legendą. Nie dostaniesz się do środka w piątek lub sobotę wieczorem, chyba że jesteś gotowa poczekać dwie godziny.
– Co tak przyciąga?
– Jedzenie i ceny. Hank co rano przywozi świeże ryby i krewetki. Można się najeść do syta, nie wydając więcej niż dziesięć dolarów z napiwkiem włącznie. Wypijesz przy tym ze dwa piwa.
– Jak on to robi?
– Chyba dzięki liczbie gości. Jak już powiedziałem, zawsze jest tu tłoczno.
– Mieliśmy szczęście, że znaleźliśmy stolik.
– Rzeczywiście. Przyjechaliśmy o dobrej porze – stali goście jeszcze się nie pojawili, a turyści nigdy tu zbyt długo nie przesiadują. Wskakują na szybki posiłek i wracają na słońce.
Teresa raz jeszcze rozejrzała się wokół siebie i zerknęła na kartę.
– Co polecasz?
– Lubisz ryby?
– Uwielbiam.
– To może spróbujesz tuńczyka lub delfina. Oba dania są pyszne.
– Delfin?
Roześmiał się cicho.
– Nie, to taka ryba. Tak my ją tutaj nazywamy.
– Chyba zjem tuńczyka – zdecydowała i mrugnęła do niego. – Tak na wszelki wypadek.
– Sądzisz, że mógłbym to wymyślić?
– Nie wiem, co mam o tym sądzić. Spotkaliśmy się dopiero wczoraj, jak pamiętasz – powiedziała żartobliwym tonem. – Nie znam cię zbyt dobrze i nie wiem, do czego jesteś zdolny.
– Czuję się urażony – przyjął ten sam ton. Roześmiała się. On też. Zaskoczyła go, gdy wyciągnęła rękę przez stół i dotknęła lekko jego ramienia. Nagle uświadomił sobie, że Catherine robiła to samo, kiedy chciała zwrócić na coś jego uwagę.
– Popatrz tam. – Wskazała głową w stronę okna.
Garrett odwrócił się powoli. Po molo szedł starszy mężczyzna i niósł sprzęt wędkarski. Wyglądałby zupełnie normalnie, gdyby na jego ramieniu nie siedziała wielka papuga.
Garrett pokręcił głową, wciąż jeszcze czując dotyk jej palców na ramieniu.
– Różni ludzie tu przyjeżdżają. To jeszcze nie jest Kalifornia, ale za parę lat, kto wie.
Teresa odprowadziła spojrzeniem mężczyznę z ptakiem.
– Powinienieś sprawić sobie taką papugę. Dotrzymywałaby ci towarzystwa w czasie żeglowania.
– Żeby zburzyła mój spokój? Znając moje szczęście, pewnie nie umiałaby mówić. Skrzeczałaby tylko i oddziobała kawałek ucha przy pierwszej zmianie wiatru.
– Wyglądałbyś jak prawdziwy pirat.
– Wyglądałbym jak prawdziwy idiota.
– Och, to tylko żarty – rzekła Teresa. Po krótkiej chwili milczenia rozejrzała się wokół. – Czy tu coś podają, czy też trzeba samemu złapać i usmażyć rybę?
– Cholerni Jankesi – mruknął pod nosem. Teresa znowu się roześmiała, zastanawiając się, czy on bawi się tak dobrze jak ona. Nie wiadomo dlaczego, przypuszczała, że jest mu przyjemnie.
W chwilę później przyszła kelnerka i przyjęła zamówienie. Oboje poprosili o piwo. Kelnerka przekazała zamówienie do kuchni i przyniosła im dwie butelki. Po jej odejściu Teresa wyraziła zdziwienie:
– Bez szklanek?
– W tym miejscu nie znajdziesz klasy.
– Teraz rozumiem, dlaczego lubisz tu przychodzić.
– Czy ta uwaga dotyczy mojego gustu?
– Pod warunkiem, że nie jesteś go pewny.
– Mówisz jak psycholog.
– Nie jestem psychologiem, ale matką. Dzięki temu stałam się specjalistką od ludzkiej natury.
– Czyżby?
– Przynajmniej tak mówię Kevinowi.
Garrett upił łyk piwa.
– Rozmawiałaś z nim dzisiaj?
Skinęła głową i napiła się z butelki.
– Tylko kilka minut. Gdy zadzwoniłam, właśnie wybierał się do Disneylandu. Miał bilety na rano, więc nie mógł zbyt długo rozmawiać. Chciał być pierwszy w kolejce na przejażdżkę z Indianą Jonesem.
– Dobrze się czuje u ojca?
– Świetnie. David zawsze dobrze sobie z nim radził, ale sądzę, że próbuje mu jakoś wynagrodzić to, że nie widują się zbyt często. Kiedy Kevin jedzie do niego, oczekuje świetnej zabawy.
Garrett spojrzał na nią zdziwiony.
– Mówisz tak, jakbyś nie była tego pewna.
Zawahała się na chwilę.
– Mam tylko nadzieję, że później nie będzie zawiedziony. David i jego druga żona mają małe dziecko. Davidowi i Kevinowi będzie trudniej wybrać się gdzieś razem we dwóch, gdy trochę podrośnie.
Garrett pochylił się w jej stronę.
– Nie uchronisz dziecka przed rozczarowaniem w życiu.
– Wiem, że tak. Naprawdę. Tylko… – przerwała.
Garrett dokończył za nią:
– To twój syn i nie chcesz, żeby cierpiał.
– Właśnie. – Na butelce zebrały się kropelki wody. Teresa zaczęła zdzierać naklejkę. Catherine też tak robiła. Garrett upił długi łyk piwa i zmusił się do skupienia na prowadzonej rozmowie.
– Nie wiem, co mógłbym ci powiedzieć, ale jeśli Kevin jest do ciebie choć trochę podobny, to jestem pewien, że nic mu nie będzie.
– O czym mówisz?
Wzruszył ramionami.
– Życie nie jest łatwe. Twoje też. Przeżyłaś ciężkie chwile. Sądzę, że wiele się nauczy, obserwując, jak ty pokonujesz trudności.
– Teraz ty mówisz jak psycholog.
– Mówię tylko o tym, czego nauczyłem się, dorastając. Byłem mniej więcej w wieku Kevina, kiedy moja mama umarła na raka. Przyglądałem się tacie i zrozumiałem, że muszę żyć dalej bez względu na to, co się wydarzy.
– Czy twój tata ożenił się powtórnie?
– Nie – pokręcił przecząco głową. – Parę razy był bliski podjęcia decyzji, ale nigdy nie zdecydował się na ślub.