-->

Prawiek i inne czasy

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Prawiek i inne czasy, Tokarczuk Olga-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Prawiek i inne czasy
Название: Prawiek i inne czasy
Автор: Tokarczuk Olga
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 227
Читать онлайн

Prawiek i inne czasy читать книгу онлайн

Prawiek i inne czasy - читать бесплатно онлайн , автор Tokarczuk Olga

Obsypana nagrodami powie?? Olgi Tokarczuk. Za Prawiek i inne czasy wyr??niono autork? Nagrod? Fundacji im. Ko?cielskich (1997), Nike '97 – Nagrod? Czytelnik?w, Paszportem "Polityki" (1997) oraz Machinerem (1996).

"Prawiek jest jedn? z najambitniejszych powie?ci, jakie powsta?y w ci?gu ostatnich lat. Gdyby wi?c zas?ugi mierzy? ambicjami, by?aby ta powie?? wielkim wydarzeniem. Ale ksi??ka Tokarczuk nie potrzebuje takiej miary. Broni si? bowiem czym innym. Pi?knem wsp??odczuwania z natur?, umiej?tno?ci? znajdywania dramatyzmu w ka?dej szczelinie istnienia, frapuj?c? refleksj? egzystencjaln?".

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 19 20 21 22 23 24 25 26 27 ... 87 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Czas starego Boskiego

Stary Boski całe życie przesiedział na dachu pałacu. Pałac był wielki, to i dach ogromny – pełen skosów, spadów i krawędzi. I cały kryty pięknym drewnianym gontem. Gdyby rozprostować pałacowy dach i rozłożyć na ziemi, nakryłby całe pole, jakie posiadał Boski.

Uprawianie tej ziemi zostawił Boski żonie i dzieciom – miał trzy dziewczyny i chłopaka, Pawła, zdolnego i postawnego. Sam co rano wchodził na dach i wymieniał nadgniłe lub zmurszałe gonty. Jego praca nie miała końca. Nie miała też początku, Boski nie zaczynał bowiem od jakiegoś konkretnego miejsca i nie posuwał się w konkretnym kierunku. Na kolanach badał metr po metrze drewnianego dachu i sunął to tu, to tam.

W południe przychodziła do niego żona z obiadem w dwojakach. W jednym naczyniu był żur, w drugim ziemniaki, albo kasza ze skwarkami i zsiadłe mleko, albo kapusta i ziemniaki. Stary Boski nie schodził na obiad. Podawano mu dwojaki na sznurze w wiaderku, w którym wjeżdżały na górę drewniane gonty.

Boski jadł, a żując rozglądał się wokół po świecie. Z dachu pałacu widział łąki, rzekę Czarną, dachy Prawieku i figurki ludzkie, tak maleńkie i kruche, że staremu Boskiemu chciało się na nie dmuchnąć i zwiać je ze świata jak śmieci. Przy tej myśli napychał usta kolejną porcją jedzenia, a na jego ogorzałej twarzy pojawiał się grymas, który mógłby być uśmiechem. Boski lubił tę chwilę każdego dnia, to swoje wyobrażenie rozdmuchiwanych na wszystkie strony ludzi. Czasem wyobrażał sobie nieco inaczej: jego oddech staje się huraganem, zrywa dachy z domów, obala drzewa, kładzie pokotem sady. Na równiny wdziera się woda, a ludzie na gwałt budują łodzie, żeby ocalić siebie i swój dobytek. W ziemi tworzą się leje, z których wybucha czysty ogień. Pod niebo wali para z walki ognia i wody. Wszystko drży w posadach i w końcu zapada się jak dach starego domu. Ludzie przestają być ważni – Boski niszczy cały świat.

Przełykał kęs i wzdychał. Wizja rozwiewała się. Skręcał sobie teraz papierosa i spoglądał bliżej, na dziedziniec pałacu, na park i fosę, na łabędzie, na staw. Przyglądał się podjeżdżającym powozom, później samochodom. Widział z dachu damskie kapelusze, łysiny panów, widział dziedzica wracającego z konnej przejażdżki i dziedziczkę, która poruszała się zawsze drobnymi kroczkami. Widział panienkę, kruchą i delikatną, i jej psy, które budziły we wsi postrach. Widział wieczny ruch mnóstwa ludzi, ich powitalne i pożegnalne gesty i miny, ludzi wchodzących i wychodzących, mówiących do siebie i słuchających.

Ale co go oni obchodzili? Kończył palić skręta, a jego wzrok uparcie wracał do drewnianych gontów, żeby na nich osiąść niby rzeczna szczeżuja, żeby się nimi sycić i karmić. I już myślał o przycięciach i szlifach – tak kończyła się jego przerwa obiadowa.

Żona zabierała spuszczone na linie dwojaki i wracała przez łąki do Prawieku.

1 ... 19 20 21 22 23 24 25 26 27 ... 87 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название