Ja wam pokazi!
Ja wam pokazi! читать книгу онлайн
Po wszystkich zawirowaniach sercowych (i finansowych) Judyta jest szcz??liwa. Ksi??? na bia?ym koniu, przebrany za socjologa w starym oplu, zakocha? si?, o?wiadczy? i wyje?d?a do Stan?w. Tosia odgra?a si?, ?e zda matur?. Ale w ?yciu Judyty pojawia si? kto?, kto wie lepiej, co b?dzie dla niej dobre. Czy wystarczy jej niezale?no?ci i uporu, by odnale?? w ko?cu w?asn? drog?? Trzecia cz??? przyg?d Judyty – kobiety pe?nej energii, temperamentu i (poza chwilami zw?tpienia) humoru – z pewno?ci? ucieszy nie tylko wielbicielki Nigdy w ?yciu! i Serca na temblaku. To ciep?a i zabawna opowie?? o tym, ?e nawet gdy na niebie nie ma ani jednej chmurki, trzeba by? gotowym na niespodzianki, wobec kt?rych zdrowy rozs?dek bywa bezradny…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Ani się obejrzałem, jak byliśmy we Frankfurcie. Wiesz, że lubię latać, ale Niemcy zafundowali mi wspaniałe widowisko, które obniżyło w stopniu najwyższym moje morale. A mianowicie miąłem okazję zobaczyć na największym europejskim lotnisku płonący samolot i trzy jednostki straży pożarnej, które zgrabnie próbowały go ugasić. Co im się już prawie, prawie udawało, to samolot zaczynał na nowo płonąć, a oni na nowo zaczynali puszczać pianę. Stałem przy oknie jak wmurowany i zastanawiałem się, jak by tu się szybko wydostać do miasta, wsiąść w pociąg i udać się drogą naziemną do ojczyzny, która ma ten plus, że tam jesteś Ty. Okazało się zresztą, że to tylko ćwiczenia, ale wyobrażam sobie, co byś Ty zrobiła, gdybyś ze mną leciała… skoro nawet ja nie byłem cool.
Cool, cool! Wystarczy, że chwilę pomieszka z Tosią, a już do mnie pisze, jakby był nią. Z tym, że Tosia do mnie nie pisze.
Ale cieszę się, że bardziej jesteśmy podobni do siebie, niż myślałam. Ja też nie jestem cool. Nie dlatego, żebym coś przeciwko byciu cool miała – ale nie bardzo wiem, co to znaczy być cool. Córki Uli powiedziały, że prezydent jest cool, Papież jest cool oraz Jasiek z trzeciej a szkoły społecznej też jest cool, a wszystkie te osoby są zupełnie niepodobne do siebie. A ja nie jestem podobna ani trochę do nich – nawet płeć mam inną – nasuwa się więc prosty wniosek, że na pewno nie jestem cool, i tu jestem podobna do Adasia. Ale kurczę blade, to nie jest list miłosny!!! W żadnym wypadku! Z wyjątkiem zdania podrzędnego, która ma ten plus, że tam jesteś Ty…
Czy teraz mam sobie wydrukować ten list i schować do koperty, kopertę zaadresować na siebie i schować do szuflady?
Osiemnaście lat świetlnych
– Mamusiu… – Tosia wchodzi do kuchni i siada naprzeciwko mnie.
Przyniosłam z redakcji siedemdziesiąt listów, leżą w części pootwierane, a ja zajęłam się rzeczami wyższej rangi, to znaczy pustoszę lodówkę. Jest to czynność, którą widać, w przeciwieństwie do odpowiedzi na siedemdziesiąt listów, której nie widać.
– Mamo…
Co kochanie? – pytam słodko, bo czuję przez skórę, że moja córka ma do mnie niecierpiący zwłoki interes.
Mogę zrobić urodziny? – Kromka z serem żółtym i majonezem zatrzymuje się w połowie drogi do moich ust.
Komu? – pytam niewyraźnie.
Sobie – odpowiada Tosia i patrzy na mnie ze zdziwieniem.
Urodziny! Moja córka kończy przecież osiemnaście lat! Ale do urodzin są jeszcze trzy tygodnie!
– Zapomniałaś, prawda?
Nie zapomniałam. Żadna matka nie jest w stanie zapomnieć dnia, kiedy sobie rodziła dziecko. Sobie albo i światu. Albo i jakiemuś Jakubowi, co potem je rzuca.
Ten od Joli, w chwili jej narodzin był jeszcze troskliwym mężem. Kiedy w nocy dostałam boli i go obudziłam, powiedział:
– Kochanie, ja przecież czuwam – i przewrócił się na drugi bok. I ja miałabym zapomnieć o tej nocy?
Nigdy!
Umyłam samodzielnie włosy, zakładając, że to, co przy porodzie jest najistotniejsze to – fryzura. Pomalowałam nad ranem paznokcie u nóg i rąk, co zajęło mi dwie dalsze godziny przedświtne, podczas gdy mój przyszły Eksio czuwał, pochrapując w najlepsze. A spróbujcie sobie pomalować paznokcie ze skurczami co półtorej minuty! Kiedy go znowu zaczepiłam i poinformowałam, że mam skurcze co minutę, wyskoczył z łóżka jak oparzony i zaczął krzyczeć, że jestem niepoważna, zbladł, zrobiło mu się słabo. Zadzwoniłam do rodziców, ojciec nawet nie zdążył powiedzieć, co by zrobił na moim miejscu, bo podobno też zbladł, mama wezwała taksówkę i zawieźli mnie do szpitala. O dziewiątej rano Tosia słabym krzykiem oznajmiła, że oto jest na tym świecie, ale Eksio siedział w poczekalni do drugiej, bo go nikt nie poinformował, że to tak szybko poszło, i miał do mnie pretensję. Ech, czasy…
Wszystko to było blisko osiemnaście lat temu, a jak wczoraj. I teraz przede mną siedzi dorosła kobieta, a to dziecko prawie, i informuje mnie, że zaprosi do domu bandę równie młodych i niepokornych ludzi. Jak znam życie, będzie tego z pięćdziesiąt osób, które będę musiała wyżywić, które na pewno przyniosą alkohol w różnych torbach w tajemnicy przede mną, a nie daj Boże, może nawet trawę, pochleją się, znarkotyzują, zniszczą nasz malutki domek i wpędzą mnie w straszne kłopoty.
Tosi koleżanki w zeszłym roku obchodziły osiemnastki (moje biedactwo było zdolne, nudziło się w przedszkolu i dlatego poszło wcześniej do szkoły – wybacz, kochanie, nie wiedziałam, co czynię), i to było straszne. Jednej rodzice urządzili osiemnastkę w hotelu Brostal, kosztowała trzydzieści tysięcy. Może Tosia też chce mieć urodziny w hotelu, biedactwo? Chociaż ostatnio wydaje mi się, że mam inteligentne dziecko. Może jednak chce tylko zdemolować nasz dom?
Westchnęłam ciężko.
– Ile osób chcesz zaprosić?
– No właśnie, mamo…
Niestety, w tym „no właśnie, mamo” wyczułam wyraźnie, że nie tylko klasę swoją, złożoną z dwudziestu osób. Prawdopodobnie również klasy ościenne, bo Tosia, jako zwierzę towarzyskie, ma mnóstwo znajomych. I na pewno pomyślała o swoich sześciu przyjaciółkach ze szkoły podstawowej, bo się do dzisiaj spotykają. Koleżanki mają chłopców, to daje sumę następnych dwunastu osób. Są oczywiście jeszcze przyjaciele, z którymi była w Szwecji i znajomi, których tam poznała. Dochodzi do tego obóz żeglarski i wędrowny – jakieś trzydzieści osób, lekko licząc. Rodzina i sąsiedzi. W lecie można by zrobić party ogrodowe, ale już jest sześć stopni. Za trzy tygodnie będzie minus sześć. Wtedy takie party ogrodowe mogłoby być bardzo interesujące, bo krótkie, ale za to na dwieście osób, które najlepiej byłoby zawiadomić, żeby przyszły po jedzeniu, złożyły życzenia i poszły. Tosia mogłaby stać koło otwartej furtki z kieliszkiem szampana i od razu odprawiać.
…i dlatego nie chcę. – Usłyszałam końcówkę wypowiedzi Tosi.
Czego nie chcesz? – wróciłam do kuchni zasłanej listami. – Przepraszam, wyłączyłam się…
Dlaczego ty mnie nie słuchasz?
Słucham, tylko zastanawiałam się, jak to zrobić.
Mamo, jak Konrad robił osiemnastkę w zeszłym roku, to mu wyrzucili telewizor przez okno, bo tak się spili. A u Ani z kolei Konrad razem z kumplem, trochę starszym, bo go ze studiów wyrzucili ze dwa lata temu – Tosia zastanawia się chwilę, a mnie zaczyna się kręcić w głowie – wyrzucili go – wyjaśnia Tosia, widząc moją minę – bo wyłączył światła na Żwirki i Wigury, bo miał ojca policjanta i wiedział, gdzie się wyłącza, tam są takie skrzynki, i kierował ruchem… A pamiętasz, w telewizji pokazywali, jaki korek się zrobił… No i został zatrzymany… Bo wiesz, on od ojca wziął mundur, a tego nie wolno mu było robić… No to Konrad razem z nim przyszedł do Ani i wyrzucili u Ani wszystkie lampy z szesnastego piętra…
Lampy? Jakie lampy? – pytam nieprzytomnie, bo właśnie dowiaduję się, co moja córka robiła w zeszłym roku na imprezach.
Normalne – wzrusza ramionami Tosia i sięga po moją niedojedzoną kanapkę. – I właściwie zrzucili tylko dwie, z Ikei, niedrogie, bo chcieli zmierzyć prędkość światła…
Tosia! Zmiłuj się nade mną! To wy się tak bawicie? Mówiłaś, że twoi przyjaciele to normalni ludzie.
Oj mamo. Przecież ja się nie przyjaźnię z Konradem. Ja nic nie wyrzucam przez okno. Ja znam prędkość światła, nie muszę tak sprawdzać – śmieje się Tosia, a potem poważnieje. – U Arka stłukli wszystkie szklanki, które zbierał jego ojciec ze szkła kryształowego, ze scenami myśliwskimi. Arek prosił, żeby nie ruszali, ale wiesz, jak chłopcy się popiją, to nic do nich nie trafia. A Arek, dopóki był trzeźwy, to ich pilnował, a potem to tak się ululał, że strzepywał popiół ze swojego papierosa do swojej kieszonki w koszuli, bo się nie mógł ruszyć.
Tosia! – wyrwało mnie nareszcie ze stuporu. – Jak ty możesz tak spokojnie o tym opowiadać! To wcale nie jest wesołe! W jakim ty się towarzystwie obracasz!
Widzisz mamo, dlatego z tobą się nie daje szczerze rozmawiać. Ty po prostu nie przyjmujesz do wiadomości, że takie jest życie.