Poczwarka
Poczwarka читать книгу онлайн
Adam i Ewa to m?ode, zamo?ne, wykszta?cone ma??e?stwo. Spe?nieniem ich ambicji i plan?w na przysz?o?? ma sta? si? dziecko. Jednak jego narodziny okazuj? si? ruin?, nie realizacj? marze?: dziewczynka ma zesp?? Downa w wyj?tkowo ci??kiej postaci. Ewa – poprzez instynktowne po?wi?cenie – uczy si? akceptowa? c?rk?, cho? nie jest w stanie dotrze? do jej ?wiata. Adam, kt?rego zawiedzione nadzieje zamieni?y si? w odrzucenie, coraz bardziej oddala si? od rodziny. Nie ma poj?cia, ?e Marysia-Myszka – niezdolna do wypowiedzenia poprawnego zdania i wykonania sensownej w ludzkich oczach czynno?ci – zrywa jab?ka z rajskiego drzewa i rozmawia z Bogiem. Czy zdarzy si? co?, co otworzy zatrza?ni?te mi?dzy nimi drzwi? By? mo?e klucz znajduje si? w przesz?o?ci…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
“Rzeczywiście, trawa urosła”, stwierdziła w myślach, zerkając na trawnik jeszcze raz. “Rośnie wtedy, gdy nikt na nią nie patrzy, a że nie wiedziała, iż patrzę, więc sobie rosła”, pomyślała odrobinę bez sensu i ruszyła do kuchni, by przygotować kolację dla siebie i córki.
Myszka nie zdziwiła się, gdy wśród trawy nagle pojawiły się kwiaty. Potem ziemia ciężko westchnęła, jęła obracać swoje cielsko na wszystkie strony, jak potężne zwierzę. I wtedy z jej wnętrza zaczęły powoli wyrastać drzewa. Z trzaskiem wyłaniały się grube pnie i rozłożyste gałęzie, tworząc fantazyjne korony. Były coraz większe. Ogromne. Ich kształty odcinały się ciemną, zdecydowaną kreską od błękitu nieba, przypominając Myszce obrazek z książki, którą pokazywała jej mama.
Ku zdumieniu Myszki niektóre z tych drzew-nie-drzew były gigantycznymi kwiatami, z grubą łodygą przypominającą pień dębu i z koroną rozległą jak baldachim.
“On znowu się pomylił”, wystraszyła się. “Trzeba Go powiadomić…”
Nagle zrozumiała, że gdy On błądzi, tylko od niej może się o tym dowiedzieć. I przeraziła się, jak mało wie, i tego, czy jej wiedza jest prawdziwa.
– Myyyszka! Kolacja! – usłyszała krzyk mamy z dołu i wzdrygnęła się. Głos mamy dolatywał z oddali, stłumiony, cichy, odbijał się od przestrzeni, która rozwierała się przed nią, i znowu wracał na dół.
“Odejdę i On zostawi drzewokwiaty… Co robić?”, myślała przerażona, a jej myśli niespostrzeżenie przyśpieszyły w porównaniu do tempa, w jakim biegły na dole.
– TO JEST DOBRE – zagrzmiał Jego Głos, a Myszka zrozumiała, że ma ostatnią szansę.
– Neeeeee! – rozległ się jej krzyk, niosąc się echem po nieskończonej przestrzeni wody, ziemi, nieba, i obijając się o ściany strychu.
“Zaraz przyjdzie mama”, przeraziła się i szybko, nie czekając, aż zasłony wrócą na swoje miejsce, zaświeciła światło.
Wszystko znikło i przed oczami dziewczynki rozwarł się zwykły, spokojny w tej zwykłości strych. A na schodach już słychać było pośpieszny tupot kroków.
Dziewczynka zrozumiała, że nie będzie świadkiem wszystkiego, bo gdy zejdzie na dół, to On i tak będzie nadal stwarzał i stwarzał, gdyż stwarza bez przerwy i wciąż na nowo.
“To jest dobre, ale popraw drzewokwiaty”, szepnęła Mu na pożegnanie, nie martwiąc się tym, że wokół niej był już tylko strych, a w drzwiach pojawiła się sylwetka wystraszonej mamy. On musiał być wszędzie, więc pewnie także tu. Być może stwarzał właśnie kufer babci, malachitowe słonie mamy i księgę o Kopciuszku.
– Myszka… aleś mnie wystraszyła… Czemu krzyczałaś? – spytała mama.
– Neeee! – zawołała Myszka jeszcze raz, żeby pokazać, że krzyczy ot tak, bez powodu, choć naprawdę wierzyła, że On usłyszy i zapamięta: drzewokwiaty trzeba poprawić.
I stał się wieczór, dzień trzeci.