-->

Trans-Atlantyk

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Trans-Atlantyk, Gombrowicz Witold-- . Жанр: Современная проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Trans-Atlantyk
Название: Trans-Atlantyk
Автор: Gombrowicz Witold
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 196
Читать онлайн

Trans-Atlantyk читать книгу онлайн

Trans-Atlantyk - читать бесплатно онлайн , автор Gombrowicz Witold

Jedyny w swoim rodzaju utw?r-wyzwanie, utw?r-prowokacja, kapitalna rozprawa Gombrowicza z polsko?ci?, z podtrzymywanymi przez tradycj? stereotypami narodowymi. Genialny humor i cudowny j?zyk, zadziwiaj?ce wykorzystanie przez pisarza form gaw?dy szlacheckiej, nie milkn?ce pytania, kt?re w ka?dym pokoleniu powinni?my sobie zadawa?.

„Trans-Atlantyk”, wydany po raz pierwszy na emigracji (1953), do?? szybko doczeka? si? krajowej edycji. Do ksi?gar? powie?? wykl?tego przez komunistyczne w?adze Gombrowicza trafi?a ju? cztery lata po paryskiej premierze, na fali Pa?dziernika. Peerelowscy w?odarze liczyli mo?e, i? odbiorcy odczytaj? utw?r jako krytyk? Polski sanacyjnej, tym cenniejsz?, ze napisan? przez autora uznanego ju? przed wojn?, potomka szlacheckiego rodu i emigranta. Paradoksalnie, interpretacja „Trans-Atlantyku” jako satyry na II Rzeczpospolit? i apologi? narodowej zdrady zrobi?a spor? karier? w konserwatywnych kr?gach polskiej emigracji na Zachodzie i ?ci?gn??a na pisarza lawin? obelg.

Dzi? nikt nie widzi w „Trans-Atlantyku” pamfletu na mi?dzywojnie. Napisana stylizowanym barokowym j?zykiem, parodiuj?ca „Pana Tadeusza” powie?? uznawana jest w Polsce za rozrachunek z tradycj? narodow?; w ?wiecie czyta si? j? jako uniwersalny manifest wolno?ci, kierowany przeciwko wszelkim systemom opresji, z jak? spotykaj? si? w spo?ecze?stwie outsiderzy i „odmie?cy”.

W powie?ci system taki tworz? przedstawiciele polskiej emigracji, kt?rych u progu II wojny ?wiatowej bohater – pisarz z kraju – spotyka w Buenos Aires. Ich karykaturalne spory, uk?ady, spiski, rauty, polowania kojarz? sarmacki obyczaj z patriotycznym terrorem romantyk?w. Bohater-literat zostaje uwik?any w gierki argenty?skiego milionera, kt?ry dybie na wdzi?ki niewinnego m?odzie?ca Ignaca, syna majora Wojska Polskiego, wzorowego ?o?nierza, obywatela i patrioty. Lawiruje mi?dzy stronami, nie mog?c si? zdecydowa?, czyj? ostatecznie wzi?? stron?: „Ojczyzny” czy „Synczyzny”. Fina? intrygi b?dzie naprawd? zaskakuj?cy.

Wydawnictwo Literackie, Krak?w 2005 – Kolekcja Gazety Wyborczej

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 ... 33 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Potem do Dr Garcyja pojechałem, którego mnie Tomasz jako drugiego Świadka swojego wskazał; on adwokatem był wziętym, a dowiedziawszy się, że od Tomasza przychodzę, zaraz najuprzejmiej mnie przyjął w kancelarii swojej, przed innymi klijentami. Powiada tedy (bo to w kancelarii hałas, stuk, klijentów mnóstwo, akta wnoszą, roznoszą, a coraz ktoś przystępuje i przerywa):

– Ja pana Tomasza znam i jego Przyjacielem jestem, ale te Akta tam wyekspediować, za pokwitowaniem, i nie byłbym człowiekiem Honoru gdybym w Honorowej sprawie, a zapytaj pan Pereza czy otrzymał kwity, więc ja tego jemu odmówić nie mogę, o, oby Bóg Najwyższy, tu dopisać trzeba ten Ekspedient, pozwolił mnie godnie, schowaj pan tę teczkę, z obowiązku mego się wywiązać, list ten wysłać. Pojechaliśmy tedy do Gonzala i tam wyzwanie rzuconem zostało, które Gonzalo z odwagą wielką i dumą przyjął w swym Salonie!

Gdy jednak późnym wieczorem, a już od zmęczenia ledwie na nogach się trzymając, do domu powróciłem, bilet od Radcy Podsrockiego zastaję; żebym do Poselstwa na 10-ą rano się zgłosił, gdzie JW. Poseł ze mną widzieć się pragnie. Wezwanie to jak grom z jasnego nieba na mnie spadło, bo już to nie wiedzieć czego chcą, co mnie zrobią, a pewnie to o ten Chód na Przyjęciu, albo i o Puto! O, czemuż męczą, czemuż Spokoju nie dają, małoż to piwa nawarzyli, małoż wstydu mnie i sobie przysporzyli! A może i kary jakie, gromy, na mnie spadną za błazeństwa moje! Ale, że to iść musiałem, więc idę, a tylko myślę, nie gryź ty mnie bo ja ciebie ugryzę i nie z byle ćwokiem ty masz sprawę, a z Człowiekiem, który tobie kością w gardle stanie. Idę tedy. Na ulicy „Polonia, Polonia" krzyk uprzykrzony, ale idę, i gdy Ojczyzny bój i krzyk niemiłosierny zewsząd słyszeć się daje, ja z Synczyzna w głowie idę i idę. W Poselstwie cicho i puste pokoje, ale idę, i do mnie Podsrocki Radca wyszedł w spodniach prążkowanych i w surducie, a w podwójnym kołnierzyku z muszka w zyg wiązana. Najuprzejmiej się ze mną przywitał, ale bardzo zimno, i dwa razy chrząknąwszy mnie palcem długim swym angielskim drzwi ukazał. Wchodzę, a tam stół, za stołem Minister, obok zaś inny Poselstwa członek, którego mnie jako Pułkownika Fichcika, wojskowego attache, przedstawiono. Na stole księga Protokułów i kałamarz na to wskazywały, że chyba nie zwykła rozmowa będzie, ale Sesja jaka.

J W. Poseł blady był i niewyspany, ale gładko wygolony, Najuprzejmiej się przywitał, choć ta może trochę jemu i nijako było… ale nic, mnie sójkę w bok, powiada:

– Niech cię nie znam, piwa nawarzyłeś boś się wczoraj zalał, strąbił jak Nieboskie stworzenie przed ludźmi, ale niech tam, było nie było…

Zaraz tyż okiem łypnął a i Fichcik z Podsrockim łypnęli. Poznałem więc że całe to głupstwo, co się przydarzyło, na przepicie zwalają i mówię:

– Trochi tam za dużo Sznapsa, niech to kolka, jeszcze mnie czkawka… Zarechotał się tedy Poseł, za nim Radca, a za nim Pułkownik.

Ale śmiech po niewoli, przymusowy; a chybaby mnie i co zrobili. Ale powiada Minister:

– Powidzże mnie, co to z tym panem Kobrzyckim, Majorem, podobnież zwada była; a tyż, jak Pan Radca do Barona pojechał wczoraj konie oglądać, to tam Baron mówił że pojedynek będzie. Prawda to? Widząc że już o tym wiadomość mają, powiedziałem, że o Kubek poszło, który na Tomasza był ciśnięty. Powiada Minister:

– Mówił tyż Baron, że nadzwyczaj godnym, honorowym postępowanie w tej okoliczności Majora Kobrzyckiego było, ku zbudowaniu wszystkich Cudzoziemców temu przytomnych, a tyż pewnym jest, że on pojedynkiem tym wstydu nie zrobi, owszem, jak rycerz, jak mąż godny, stanie. Otóż to rzecz ważna, panowie moi, żeby Męstwa tego naszego pod korcem nie chować, owszem, na cztery strony świata go roztrąbić ku większej sławie imienia naszego, a tyż to w chwili gdy my na Berlin, na Berlin, do Berlina! (Tu się porwali wszyscy, a pierwszy Poseł, drugi Pułkownik, trzeci Radca i krzyczą:

– Berlin, Berlin, na Berlin, na Berlin, do Berlina!)

Ja na kolana padłem. Ale zaraz krzyku swojego zaprzestali, a tylko go Radca do Protokułu zaciągnął.

Powiada dalej JW. Poseł:

– W tej myśli ja tu Panów z panem Gombrowiczem na Sesja wezwałem, żeby uradzić jak i co robić. A bo nie tylko Geniuszami, Myślicielami, nadzwyczajnymi Pisarzami Naród nasz sławny Przesławny, ale tyż to Bohaterów mamy i gdy tam w kraju nadzwyczajne dziś jest Bohaterstwo nasze, niechże i tu ludzie widzą, jak to Polak staje! Co i obowiązkiem Poselstwa jest żeby gruszek w popiele nie zasypiać, a wszem wobec Bohaterstwo nasze ukazować, bo Bohaterstwo nasze wroga przemoże, Bohaterstwo, Bohaterstwo Bohaterów naszych nieodparte, niezmożone trwogą moce piekielne napełni, które przed Bohaterstwem naszym zadrżą i ustąpią! (Porwali się więc, a pierwszy Minister, drugi Pułkownik, trzeci Radca i krzyczą:

– Bohater, Bohater, Bohaterstwo, Bohaterstwo!)

Ja na kolana padłem. Ale rzekł Minister:

– Dlatego to ja po Pojedynku, da Bóg szczęśliwym, obiadem wystawnym w Poselstwie pana Kobrzyckiego Majora uhonoruję; na który tyż Cudzoziemców zaproszę; a już my Moce Piekielne zmożemy! Radca zaraz przemowę tę JW. Posła zaprotokułował, a gdy pisać skończył w zapał wpadł i krzyknął:

– Doskonała Myśl, JW. Panie Dobrodzieju mój, wspaniała myśl!

Pułkownik zawołał:

– Niezrównana Myśl Pana Dobrodzieja mego!

Mówi więc Minister:

– A co, chyba Niezła Myśl! Na co jemu zakrzyknęli:

– Doskonała, znamienita Myśl!… i zaraz do Protokołu zaciągnęli. Zaciągnąwszy, Radca ponownie w zapał wpadł i krzyknął:

– Niedoczekanie, niedoczekanie Wroga naszego żeby przemógł siłę, Odwagę nasza, a już nie ma na świecie całym takiej Odwagi, jak nasza! JW. Panie!JA dlaczego by przy samym pojedynku JW. Poseł nie mógł być obecnym? Owóż ja wnoszę żeby nie tylko na Obiad w Poselstwie, ale i na Pojedynek cudzoziemców zaprosić: niech widzą, jak Polak z pistoletem staje! Niech widzą, jak Polak z pistoletem na wroga, a niechże to widza! Krzyknęli tedy, Minister razem z Pułkownikiem:

– Niech widzą! Niech widzą!

Ja na kolana padłem. Ale JW. Poseł, do Protokułu nakrzyczawszy, skrzywił się, łypnął i, głos ściszając, rzekł na boku do Radcy:

– Oj kapcan, kapcan z Pana Kapcana, jakże to będziesz na pojedynek zapraszał, przecie Pojedynek to nie Polowanie. Oj, głupstwo się rzekło; a jak tu z tego wybrnąć, gdy już do Protokułu zaciągnięte? Sczerwieniał Radca, bazyliszkowym okiem na Ministra spojrzał, ale powiada, a ciszej, na boku:

– Może by wymazać. Mówi Poseł:

– Jakże będziesz wymazywał, przecie to protokul. Dopiroż pobledli; i wszyscy trzej na Protokuł spoglądają, który na stole leży. Ja na kolana padłem. Dopiroż się głowią; a jak tu wybrnąć, co począć?

Aż wreszcie rzekł Pułkownik:

– Oj, głupstwo się stało i niepotrzebnie to nam się wypsnęło; ale ja sposób mam żeby wszystko jak należy uładzić. Prawda to JW. Panie, że Pan nie możesz przy Pojedynku być obecnym, a tyż na niego i Gości prowadzić, bo słusznie JW. Pan powiada, że przecież pojedynek nie polowanie… ale można by właśnie Polowanie urządzić z chartami na upatrzonego, a na nie Cudzoziemców zaprosić… i tak, gdy Pojedynek odbywać się będzie, my nie opodal, a niby to za szarakami, przejeżdżać będziemy i pod tym pozorem Polowania możesz JW. Pan cudzoziemcom Pojedynek ukazać, a tyż stosowną orację o Honorze, Czci, Odwadze naszej wypowiedzieć. Powiada Minister:

– Bójże się Boga, jakże my Polowanie z chartami urządzać będziemy, gdy ani chartów nima, ani koni! Odrzekł jemu Radca:

– Charty by się znalazły u Barona, a co do koni to tyż można by z Rajtszuli od Barona dostać, on tam sporo podjezdków ma! Powiada Pułkownik:

– Owszem, u Barona nie tylko konie, psy, ale i szpicrózgi, sztylpy, ostrogi się znajdą. W dwadzieścia lub trzydzieści koni, Kawalkadą można by pojechać. Owóż JW. Panie w tę, albo w tamtą, wóz albo przewóz, bo Protokuł czeka…

Dopiroż jak oparzeni skaczą. Ale zawołał Minister:

– Bójcie się Boga, szaleni jesteście, a toż szaraków nima, szaraków! Czyście oszaleli, jakże polowanie na Szaraków robić, gdy tu miasto wielkie, a jednego szaraka ze świcą nie znajdzie! Mruknął Radca:

1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 ... 33 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название