Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II
Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – II читать книгу онлайн
Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.
O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Niech pan pozwoli mi zostać – szepnął Nowak.
– Bzdura. Zajmiesz się sierżantem i tą dwójką. Trzeba ich odesłać na tyły. I żeby nie gadali.
– Rozkaz.
– Teraz szybko: jak to było?…
Nowak najchętniej opowiedziałby obszernie, ale pozostały liczone sekundy. Dopiero nad ranem udało mu się dostać do dowódcy pułku; wszedł razem z gońcem batalionu, broniącego południowego skraju miasta. Na przedmieście docierały już niemieckie ferdynandy, telefoniści ściągali linię, dowódca i szef sztabu, pochyleni nad mapą, nie zwracali na nikogo uwagi.
Wreszcie major go dostrzegł.
– Jeszcze tu jesteście? – ryknął. – Zęby za piętnaście minut… Chcecie wpaść w ich ręce?
Nowak zameldował natychmiast, że otrzymał rozkaz wyjaśnienia dowódcy pułku zadania, z jakim go tu przysłano.
– Trzeba było wcześniej – stwierdził major. – Teraz za późno. Nie chcę o niczym wiedzieć, mam dość własnych kłopotów.
Jakby na potwierdzenie tych słów, przed sztabem wybuchł pocisk. Usłyszeli brzęk szyb, dym i kurz wdarły się do pokoju; mapy i papiery poleciały na podłogę.
Major zaklął i wszyscy we trójkę przystąpili do zbierania z ziemi pułkowej kancelarii. Szef sztabu ubijał dokumenty w skrzynce. Nowak podniósł z podłogi zmięty karteluszek. Zobaczył parę słów po niemiecku, ale zanim je zrozumiał, przeczytał: Hauptmann Hans Kloss…
W aptece Ringa ukrywa się oficer niemieckiego wywiadu hauptmann Hans Kloss.
Poczuł, że blednie. Oparł się o stół.
– Co to jest? – zapytał.
– To? Aha… – major machnął ręką. – Zabawne. Ktoś podrzucił taki donos. Karteczka przywiązana do kamienia. Przyniósł wartownik. Kazałem przyprowadzić tego Klossa… a jeśli nie zdążą…
Nowak stracił panowanie nad sobą.
– Panie majorze – krzyknął – to… zdrada!
– Co wyście powiedzieli? – dowódca pułku przesunął kaburę na brzuch.
– Ten Kloss, panie majorze…
Major zrozumiał.
– Niech was diabli! Nie mogliście powiedzieć? Biegnijcie – ryknął – może zdążycie…
Zdążył. Nie chciałby jednak przeżywać raz jeszcze tych paru minut; biegł środkiem ostrzeliwanej ulicy, nie słysząc wybuchów ani gwizdu kuł. Ktoś ryknął: „padnij"; ktoś chciał go zatrzymać… Gdy usłyszał warkot motorów i pocisk z działa pancernego rozwalił ścianę narożnej kamienicy, stracił nadzieję… I właśnie wtedy…
Klossa nie interesowały przeżycia Nowaka. Skwitował je krótko.
– W porządku – powiedział. – I zwiewaj. – Interesował go tylko ten donos. Anna-Maria Elken działała zdecydowanie, przyznawał, z jej punktu widzenia sensownie. Musiała dojść do wniosku, że jeśli wrócą tu Niemcy, Kloss będzie dla niej groźny. Kloss jako człowiek Ringa. Uśmiechnął się. Nieunikniona rozgrywka z panną Elken fascynowała go.
– Zwiewaj – powtórzył, a potem dodał łagodniej: -Postaraj się wyjść z tego cało, wolałbym, żebyś wrócił do sztabu armii. -Nie zabrzmiało to najlepiej, ale Kloss nie umiał odnaleźć teraz żadnych cieplejszych słów. Wiedział, że oczekuje go gra przynajmniej równie niebezpieczna, jak odchodzenie z polską tyralierą na północ.
Stanął w bramie i spojrzał na ulicę. Ulica była już pusta. Nowak i trzej żołnierze zniknęli za rogiem. Z tumanów kurzu i dymu wychynął niemiecki czołg.
Stało się – pomyślał Kloss i ruszył w kierunku, z którego nadciągali grenadierzy ostatniego walczącego marszałka Rzeszy.
6
Miasto było już inne, zniknęły białe prześcieradła, okna otwarte szeroko, na rynku powiewała flaga ze swastyką. Kloss w niemieckim mundurze z dystynkcjami kapitana szedł powoli ulicą, którą przed paroma godzinami odchodziła polska tyraliera.
Na rogu, niedaleko zburzonej kamienicy, leżał trup kobiety. Widział, jak do niej strzelano; oberst, z którym rozmawiał, powiedział krótko: erschossen. Nie zdążyła ściągnąć białego prześcieradła. SS-mani zatrzymali transporter i wyciągnęli ją z domu.
– Musimy być bez litości – powiedział pułkownik – przedtem nie byliśmy dostatecznie twardzi.
Była to trudna rozmowa. Teraz, gdy szedł powoli w kierunku apteki Ringa, mijając wozy pancerne i transportery, sądził, że najgorsze ma już za sobą. Pułkownik z dywizji pancernej, do którego zaprowadzili go SS-mani, nie należał ani do łatwowiernych, ani do naiwnych. Miał suchą, nieruchomą twarz pruskiego oficera, z której nic nie można było wyczytać. Przyjął Klossa tak, jakby już na niego czekał.
Teraz, gdy analizował raz jeszcze przebieg rozmowy, był nawet pewien: oberst już coś o nim wiedział. Sprawdził dokumenty, a potem zadał wszystkie niezbędne pytania: którędy Kloss przedzierał się z okrążenia, jakie nieprzyjacielskie jednostki spotkał na drodze, dlaczego pozostał w Bischofsfelde. Kloss odpowiadał krótko i precyzyjnie. Okazało się zresztą, że oberst służył kiedyś w 175 dywizji i zna dokładnie jej kadrę. Rozmawiali chwilę o Brunnerze.
– Więc nie wie pan, co się z nim stało? – zapytał oberst.
Kloss pomyślał, że także chciałby wiedzieć… Miał zresztą nadzieję, że Brunner nie zdąży dotrzeć do sztabu Schórnera…
– Nie wiem – powiedział. – Nie przedzieraliśmy się razem.
Najtrudniej było wyjaśnić, jak udało mu się wyrwać z rąk Polaków. Kloss miał żelazną zasadę: starał się zawsze, by jego relacje możliwie ściśle odpowiadały faktom. Zakładał, że pułkownik może przesłuchać kogoś z domu Ringa, jeśli nie przesłuchał dotąd… Opowiedział więc dokładnie o aresztowaniu, oświadczył, że udało mu się uciec w momencie, gdy pocisk z działa strzaskał narożną kamienicę.
– Miał pan szczęście – mruknął pułkownik. -Jak pan sądzi, kto mógł o panu donieść?
Interesowała go Anna-Maria Elken. Nie powiedział oczywiście, że zna to nazwisko, ale polecił Klossowi wymienić wszystkich, z którymi się zetknął w kamienicy Ringa. Każde słowo w tej rozmowie wydawało się znaczące. Było nawet dość dziwne, że dowódca frontowej jednostki wymaga relacji tak skrupulatnej. Wreszcie pułkownik oświadczył, że skieruje Klossa do sztabu zgrupowania. Dopiero wówczas kapitan odważył się zapytać o sytuację na froncie. Prusak popatrzył na niego szklanym wzrokiem.
– Nie ma żadnej sytuacji – mruknął. -Już me ma. Proszę załatwić swoje sprawy i jechać do sztabu.
Otrzymał mundur, ogolił się. Gdy zobaczył się w lustrze znowu w tym mundurze, odniósł wrażenie, że patrzy na kogoś obcego. Tak mocna była w nim pewność, że już nigdy więcej, że już nie będzie grał tej roli, a tymczasem znowu… Mundur leżał zresztą kiepsko, był zbyt obszerny, buty uciskały.
SS-mani z transporterów nie oddawali honorów wojskowych, udawali, że nie dostrzegają oficera. Spoglądali na północ, skąd dobiegała nieustannie artyleryjska kanonada. Teraz znowu bliższa niż przed godziną. Jak długo to jeszcze potrwa? Tydzień? Dwa? Zupełnie wystarczy, żeby parę razy zginąć, a Kloss nie miał ochoty ginąć na progu zwycięstwa.
Stanął przed domkiem Ringów. Kogo zastanie w mieszkaniu aptekarza? Czy człowiek pułkownika Ringa zameldował się już w dowództwie jednostki? A Anna-Maria?
Drzwi wejściowe zastał otwarte. Na korytarzu starał się zachowywać jak najciszej. Z dużego pokoju, nazywanego tu stołowym, dochodziły głosy Berty i Ingi. Któraś z nich włączyła patefon… Horst Wessel Lied ze zdartej płyty… Parę taktów przerwanych nagłym zgrzytem…
– Dlaczego wyłączasz? – to głos Berty.
– Daj mi spokój.
– Nie cieszysz się?
– Nie wiem – to Inga. – Zdawało mi się, że ktoś wszedł.
Może Anna-Maria?
– Wolałabyś Klossa, co?
Więc panny Elken jeszcze nie ma… Kloss nacisnął klamkę drzwi prowadzących do jej pokoju. Nie były zamknięte na klucz, tu zresztą nie zamykano drzwi na klucz.
Zajrzał do szafy, potem dostrzegł walizkę ukrytą za tapczanem. Otworzył ją bez trudu, posługując się maleńkim wytrychem ze swojego kompletu.
Szybko badał zawartość; miał nadzieję znaleźć coś, co potwierdziłoby ostatecznie podejrzenia i wykluczyło ewantualność prowokacji. Bielizna, kosmetyki, „Mein Kampf ", puszka z kawą… Walizka nie miała drugiego dna. Badał wszystkie przedmioty po kolei. Najuważniej oczywiście kosmetyki. Rozkręcał szminki, oglądał grzebienie, otwierał buteleczki z wodą kolońską. Nic. Obejrzał także puszkę z kawą. Znał systemy stosowane w polskim i niemieckim wywiadzie, z Amerykanami me spotkał się dotąd, a w każdym razie nie grał dotąd przeciwko nim. Opukując „Mein Kampf" upuścił na podłogę puszkę z kawą; potoczyła się na środek pokoju. Gdy ją podnosił, już wiedział… Boczna ścianka odskoczyła, odsłaniając schowek…