-->

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I, Zbych Andrzej-- . Жанр: Классическая проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I
Название: Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I
Автор: Zbych Andrzej
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 161
Читать онлайн

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I читать книгу онлайн

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I - читать бесплатно онлайн , автор Zbych Andrzej

Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.

O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 76 77 78 79 80 81 82 83 84 ... 97 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Sądzisz…

– Nic nie sądzę – przerwał szorstko Schultz. – A oto i Fritz Schabe…

Wysoki mężczyzna, w mundurze sturmbannfuehrera podchodził do ich stolika. Prawy policzek przecinała mu szeroka szrama; binokle i sposób czesania przywodziły na myśl Reichsfuehrera SS. Kloss spotkał go kiedyś na naradzie u komandora. Schabe podszedł wówczas do niego, przedstawił się i powiedział: „Pan też był na froncie wschodnim. To dobrze. Tacy nam potrzebni w Berlinie". Teraz jego głos brzmiał znacznie ostrzej.

– Szukam pana od godziny, poruczniku Kloss. Gdzie jest Ingrid Kield?

– Również chciałbym to wiedzieć. – Podniósł swój kieliszek i patrzył na gestapowca. – Napije się pan z nami? To Armagnac.

– My nie żartujemy. – Twarz Schabego była nieruchoma. -To sprawa wagi państwowej. Nasza rozmowa nosi charakter oficjalny. – Usiadł. Schultz skinął na kelnera, który natychmiast podał na tacy kieliszek. Gestapowiec nie tknął alkoholu.

– Nie rozumiem – Kloss doszedł do wniosku, że najlepszą metodą obrony będzie próba bagatelizowania pytań Schabego. – Panna Kield wyszła z domu około wpół do siódmej, teraz jest parę minut po dziesiątej. Mogła pójść choćby do koleżanki albo…

– Nie – przerwał ostro Schabe. – Pan też podejrzewał, że coś się stało… Wypytywał pan dozorcę.

– Nie przyszła na randkę – roześmiał się Kloss. – Byłem trochę zazdrosny… Chciałem wiedzieć, kogo wolała ode mnie…

– I dlatego pytał pan, czy ci ludzie w czarnym mercedesie byli po cywilnemu czy w mundurach?

– Dlatego.

– Co robił pan potem?

– Nic. Spacerowałem po ulicach, zajrzałem do paru kawiarń, wreszcie przyszedłem tutaj… Ciągle jednak nie rozumiem…

– Nie grajmy w ciuciubabkę, panowie z Abwehry -powiedział ostro Schabe. – Ingrid Kield miała być u siebie w domu najpóźniej o dziewiątej wieczorem…

– Czyżby umówiła się również z panem?

– Poruczniku Kloss, pan sobie za dużo pozwala. Ingrid Kield potrzebna jest nie mnie, ale Rzeszy. Wystarczy?

– Wystarczy – powiedział Kloss. -Trzeba było od tego zacząć, że jest waszym człowiekiem.

Schabe uderzył pięścią w stół. Maska spokoju opadła z jego himmlerowskiej gęby.

– Pogardzacie nami, co? A jeśli sprzątnęliście nam sprzed nosa tę dziewczynę…

– Pan pozwoli, panie sturmbannfuehrer – szepnął Schultz – że zamelduję o tym podejrzeniu admirałowi…

– Może pan meldować, komu pan chce!

– Daj spokój, Schultz – wtrącił się Kloss. – Jeśli chodzi o mnie, gotów jestem panu pomóc…

– Wystarczy, że pan nie będzie przeszkadzał – odpowiedział niegrzecznie Schabe. – A może ona jednak przyszła pod kino?

Patrzyli na siebie. Kloss spokojnie zapalił papierosa, sięgnął po kieliszek.

– Przy okazji wyjaśnię panu – rzekł – jak traktuję ludzi, którzy mnie obrażają. Czy sądzi pan, że wysyłam po Ingrid dwóch cwaniaków w mercedesie, żeby mi ją przywieźli na randkę?

Schabe wstał.

– Proponuję panom nikomu nie powtarzać naszej rozmowy. Znajdziemy tę dziewczynę, nawet jeśli… – nie dokończył. – Panowie z Abwehry – stwierdził poprawiając okulary gestem swego wodza – lubią nocne lokale. I spotykają się tu, oczywiście, zupełnie przypadkowo…

Schultz wezwał kelnera i zamówił jeszcze butelkę koniaku. Wydawało się, że rozmowa ze Schabem nie uczyniła na nim żadnego wrażenia. Zanim sturmbannfuehrer zniknął w drzwiach, kapitan mówił już o dwóch dziewczętach siedzących samotnie przy stoliku pod oknem. Obie były niebrzydkie i podobne do siebie: pucołowate blondynki o niezbyt zgrabnych nogach. Proponował wspólną zabawę; godzina jest jeszcze wczesna, nie wrócą przecież do swych kawalerskich pokoików. Póki są w Berlinie, trzeba korzystać, a sprawę Ingrid można spokojnie zostawić Schabemu. Niech się martwi…

– Wezmę twój motocykl – powiedział Kloss.

– Po co? – Głos Schultza natychmiast stwardniał, jego oczy spoglądały czujnie. Kloss przewidywał taką reakcję; rozważając rozmowę ze sturmbannfuehrerem, doszedł do wniosku, że gestapo istotnie nie wie, gdzie jest Ingrid. A Schultz coś wie. Czyżby rozgrywki między Canarisem a gestapo? Nie zdarzyło się dotąd, przynajmniej on nie słyszał o takim wypadku, by ludzie Abwehry porywali agentów Kaltenbrunnera. Jemu było zresztą wszystko jedno, czy Ingrid Kield będzie pracowała dla aparatu admirała, czy Himmlera. Nie miał w Berlinie sprzymierzeńców, miał tylko wrogów.

– Po co? – powtórzył Schultz. – Chcesz na własną rękę szukać panny Kield?

– Powiedzmy.

– Posłuchaj dobrze… Radzę ci tu zostać i bawić się ze mną przez całą noc… Żadna kobieta nie jest warta, by ryzykować dla niej karierę.

– Aż karierę? Ty jednak coś wiesz. Śmiech Schultza brzmiał sztucznie.

– Nie, przyjacielu, naprawdę nie wiem, gdzie się po-dziewa w tej chwili panna Kield… ale gdziekolwiek by była, nie warto jej szukać.

– Dasz mi ten motocykl?

– Jesteś niebezpiecznie uparty, Kloss. Dam ci motocykl, bo mam nadzieję, że pojeździsz trochę po ulicach i pójdziesz spać. Świeże powietrze dobrze ci zresztą zrobi. Zapomnij o Ingrid Kield. Raz na zawsze zapomnij…

4

Zatrzymał motocykl na rogu Bismarckstrasse. Noc była jasna, księżyc wisiał nad Berlinem, oświetlając czarne bloki domów i ruiny, szkielety kamienic o fantastycznych konturach. Znalazł sobie znakomity punkt obserwacyjny pod wystawą sklepu z kapeluszami, sklepu o zabitych na głucho drzwiach i, sam niewidoczny, widział stąd wysoki korytarz Albertstrasse, kamienicę, w której mieszkała Ingrid, samochód przed bramą, z którego niedawno wysiadł Schabe w towarzystwie SS-manów.

Pomyślał, że miał szczęście, bo gdyby przyjechał parę minut wcześniej i poszedł, jak to był planował, do mieszkania Ingrid, zaskoczyliby go tam niechybnie. Rozmowa z Bertą przeciągnęła się jednak dość długo i dała Klos-sowi sporo do myślenia.

Berta okazała się zresztą znaczniej mądrzejsza i ciekawsza, niż mógł przypuszczać na podstawie ich pierwszego spotkania. Zastał ją jeszcze w teatrze i zaprosił do maleńkiej kawiarni, w której o tej porze przesiadywali tylko emeryci i zakochani. Nie musiał długo wyjaśniać, o co mu chodziło, bo przesłuchiwał ją już Schabe i Berta uśmiechnęła się leciutko mówiąc „ten pan Schabe z gestapo, który chciałby wyglądać jak Himmler".

Kloss powiedział, że boi się o Ingrid, że oczywiście nie występuje oficjalnie, ale jeśli ona coś wie, co mogłoby ułatwić odnalezienie panny Kield… Nic nie wiedziała, w każdym razie nie znała żadnych faktów mogących naprowadzić na jakiś ślad i to właśnie oświadczyła panu Schabemu. Klossowi nie chodziło jednak o fakty; prosił, aby mówiła o Ingrid, chciał wiedzieć o niej jak najwięcej.

Starał się zdobyć zaufanie panny Berty Waschke i chyba nie bez powodzenia, bo zaczęła opowiadać.

Ingrid, twierdziła, zmieniła się ogromnie w ciągu ostatnich miesięcy. Właśnie po śmierci Heiniego. Była to zresztą wielka miłość, mieli się pobrać w tym roku, jesienią, ustalono już datę podczas ostatniego urlopu Koetla. Ingrid postanowiła zamieszkać w Berlinie, choć marzyła o tym, żeby zabrać swego chłopca do Szwecji, wyrwać go, jak mówiła, z pazurów wojny. Heini był muzykiem.

– Znałam go od dawna – mówiła Berta – dawniej niż Ingrid. Uczęszczał do konserwatorium i utrzymywał się z lekcji, bo zerwał ze swym ojcem – spojrzała na Klossa z odrobiną niepokoju – wysokim oficerem SD, a potem gauleiterem na zachodzie. Nie chciał od niego brać pieniędzy; był to zresztą wspaniały chłopak, naprawdę wspaniały. To nie znaczy, żebym się z nim we wszystkim zgadzała – dodała szybko i Kloss pomyślał, jak trudno będzie kiedykolwiek wyzwolić tych ludzi z więzów nieustannego lęku i podejrzliwości.

– Gdy przyjeżdżał z Polski na urlop – ciągnęła dalej -opowiadał bardzo złe rzeczy o Niemcach. Bardzo złe. Teraz już wszystko jedno, mogę mówić: kiedyś przemy-śliwał nawet o ucieczce do Szwecji. Potem stwardniał, jakby się zmienił, milczał i tylko w obecności Ingrid był dawnym Heinim. Wyjechali na parę dni w góry i wrócili bardzo szczęśliwi; pamiętam powrót Heiniego do Polski. Byłam także na dworcu, Ingrid płakała, choć ona nigdy nie płacze, a potem, gdy pociąg już zniknął, wybuch-nęła nagle nieprzytomną nienawiścią. Mówiła tak głośno, ze bałam się, chciałam uciekać. „Nienawidzę waszych Niemców! – krzyczała – Nienawidzę waszej wojny! Chcecie panować nad światem, a umiecie tylko zadawać cierpienia. Innym, ale także sobie. Niemcy będą zniszczone i im prędzej, tym lepiej!"

1 ... 76 77 78 79 80 81 82 83 84 ... 97 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название