-->

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I, Zbych Andrzej-- . Жанр: Классическая проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I
Название: Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I
Автор: Zbych Andrzej
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 161
Читать онлайн

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I читать книгу онлайн

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I - читать бесплатно онлайн , автор Zbych Andrzej

Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.

O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 75 76 77 78 79 80 81 82 83 ... 97 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

3

Ingrid Kield nie przyszła. Czekał przed kinem „Roma" pół godziny. Od wpół do siódmej do siódmej wieczorem. Stanął w kolejce do kasy, potem zrezygnował. Spacerował przed wejściem, paląc jednego papierosa po drugim. Przez cały dzień trwała odprawa u komandora, nie udało mu się nawet zadzwonić do Ingrid, sprawdzić, czy jest w domu i czy nie zmieniła planów. Teraz pozostało mu parę godzin, a jeśli ona jest już pod opieką gestapo, nic nie zdoła zrobić… „Pamiętaj, że łączniczka z Paryża przyjeżdża o drugiej nad ranem"-powtarzał Arnold. Tylko Kloss mógł uratować tę kobietę. A Ingrid nie przyszła. Ulica przed kinem opustoszała, zamknięto drzwi, rozpoczął się seans. Kloss cisnął niedopałek na chodnik i ruszył w kierunku Albertstrasse. Pięć minut drogi, mieszkanie Ingrid znajdowało się niedaleko kina.

Wbiegł na schody, zadzwonił do drzwi; otworzyła mu znowu Frau Schuster.

– To pan! – powiedziała z ogromnym zdziwieniem. – A gdzie Ingrid?

– Właśnie o to chciałem zapytać! – zawołał.

– Wyszła przed wpół do siódmej. Powiedziała, ze idzie do „Romy", bo umówiła się tam z panem.

– Nie przyszła.

– Może zmieniła zdanie – powiedziała Frau Schuster z odrobiną satysfakcji, ale natychmiast na jej twarzy pojawił się wyraz niepokoju. – Ingrid nigdy się nie spóźnia – szepnęła.

– Chciałbym wiedzieć, dokąd właściwie poszła.

– I ja chciałabym wiedzieć! – wybuchnęła. – A tłumaczyłam jak komu dobremu! Nie przyszła, to nie przyszła – mówiła dalej. – Niech pan jej nie zawraca głowy, niech pan ją zostawi w spokoju.

Tyle tylko uzyskał. Może poszła do teatru, może włóczy się z Bertą po mieście, może hauptsturmfuehrer Mueller zdecydował, że przed akcją najbezpieczniejsza będzie jednak w gestapo. „Łączniczka z Paryża, przyjedzie o drugiej nad ranem…". Co pozostało jeszcze do zrobienia? Nie pójdzie przecież do gmachu Geheimstadt-polizei i nie zastrzeli panny Kield w gabinecie Muellera.

Wyszedł na ulicę. W bramie stał znowu dozorca i starannie czyścił fajkę; tym razem nie spojrzał nawet na Klossa.

– Nie zauważył pan przypadkiem – zapytał porucznik

– w którym kierunku poszła panna Kield, ta szwedzka śpiewaczka spod czterdziestki szóstki?

Dozorca milczał sporą chwilę; wziął papierosa, którym go Kloss poczęstował, i schował fajkę do kieszeni.

– A widziałem, widziałem – powiedział. – W kierunku Bismarckstrasse. Ale niedaleko uszła, bo podjechał czarny mercedes, wyskoczyli dwaj panowie i zaprosili panienkę do środka.

– Byli w mundurach? Dozorca spojrzał podejrzliwie.

– Nie, panie poruczniku, po cywilnemu.

– Panna Kield czekała na samochód? – Pytanie było zbyteczne; dozorca wzruszył tylko ramionami i oświadczył, że on przecież nic nie wie.

Kloss nie miał już wątpliwości: gestapo! Mueller chce mieć pewność, nie należy do ludzi lubiących ryzyko. Ingrid Kield stała się nieosiągalna, rozkaz nie został wykonany. Kloss nie zamierzał jednak zrezygnować: łączniczka musi być uratowana, trzeba znaleźć jakiś sposób.

To samo powtórzył Arnoldowi, gdy po kilkunastu minutach wszedł do jego mieszkania. Stary był niespokojny: kuśtykał po pokoju, otwierał szuflady i oglądał jakieś papierki.

– Patrzę, czy nie ma nic podejrzanego – oświadczył. -Co wieczór przeglądam teraz swoje rzeczy. Radiostacji i tak nie znajdą, a jeśli znajdą… – machnął ręką.

Kloss usiadł na łóżku.

– Twoje zdanie? – zapytał. Arnold wzruszył ramionami.

– Centrala powtórzyła dzisiaj rozkaz.

– Masz rysopis łączniczki?

– Nie zażądałem – oświadczył Arnold.

– Zażądaj natychmiast.

– Mogę nadawać najwcześniej o czwartej nad ranem.

– Za późno. Co zrobimy?

– Napijesz się herbaty? Oczywiście ersatz – zapytał Arnold. – Mogę cię jeszcze poczęstować plackami kartoflanymi. Nic więcej nie mam.

– Co zrobimy? – powtórzył Kloss. Arnold milczał.

– Kield przybędzie na dworzec w towarzystwie gestapowców – rozważał porucznik. – Mogę strzelać do niej albo w hali dworcowej, albo na schodach prowadzących na peron.

– Szaleństwo.

– Istnieją pewne niewielkie szansę ucieczki. Zjawię się po cywilnemu, strzelać będę z bliska, na pewniaka.

– Centrala nie zaakceptowałaby tego planu.

– Kield musi był zlikwidowana – powiedział Kloss twardo. – Chodzi nie tylko o życie łączniczki i o dokumenty, które wiezie. Sam rozumiesz…

Arnold rzucał placki na patelnię. Czynił to zręcznie i bardzo szybko. Postawił na stole puszkę z marmoladą.

– Lubię placki kartoflane na słodko – oświadczył. -W ogóle bardzo lubię słodycze, tylko nie mogę na nie marnować kuponów. Kloss wstał.

– Co zamierzasz? – zaniepokoił się stary.

– To, co ci powiedziałem. Nie widzę innego wyjścia. Gdybym miał pewność, że Ingrid przed drugą wróci jeszcze do domu…

– Wtedy? – Arnold już jadł. Bardzo żarłocznie. Pakował placki do ust palcami.

– Mam kilka dobrze przygotowanych zabawek z plastyku – stwierdził porucznik spokojnie. – Zostawiłbym w mieszkaniu Ingrid, nastawiając bombę na określoną godzinę. Traktowałem to jako ostateczność, od początku, bo żal mi było tej Frau Schuster, ale teraz…

– Zawsze byłeś sentymentalny – stwierdził Arnold.

Zbliżała się już dziesiąta, gdy Kloss zjawił się znowu w dzielnicy Charlottenburg. Wchodząc do lokalu „Pod Złotym Smokiem" zostawił w szatni płaszcz i niewielką, ale dość ciężką teczkę. Przyszedł tutaj, bo istniała jednak szansa, że zastanie Ingrid (Mueller mógł ją przecież zaprosić na kolację; nie ryzykował nawet dekonspiracji, bo panna Kield przestawała i poprzednio z wysokimi funkcjonariuszami SD) albo Bertę i Schultza, którzy mogli coś wiedzieć. Ingrid na pewno zechce się pożegnać z Bertą, jeśli tego jeszcze nie uczyniła. Na sali było tłoczno; ta sama śpiewaczka, to samo tango i oficerowie Wehrmachtu w swoich urlopowych, galowych mundurach. Od razu zobaczył Schultza; siedział samotnie przy tym samym stoliku, co wczoraj.

– Jesteś sam? – zapytał, gdy Kloss podszedł do niego.

– Sam.

– A Ingrid? – W jego głosie dźwięczała nie ukrywana ironia.

– Szukam jej – powiedział Kloss. – Nie wiesz, co mogło się z nią stać?

– Siadaj i pij. Ten koniak jest całkiem niezły i dają go tylko po znajomości. Było tu gestapo, mój drogi. Bardzo im jesteś potrzebny. Fritz Schabe, prawa ręka naszego znakomitego hauptsturmruehrera Muellera, usilnie cię poszukiwał.

Kloss sięgnął po kieliszek. Posiadał już w stopniu doskonałym sztukę panowania nad twarzą. Schultz, który obserwował go bacznie, nie dojrzał ani cienia niepokoju.

– Mnie? – powiedział porucznik obojętnie. – Czego chcą, u diabła?

– Chcieliby wiedzieć, co się stało z panną Ingrid Kield – oświadczył kapitan tym samym tonem. – I zapewne sądzą, że masz coś do powiedzenia na ten temat.

– Tylko tyle, że nie przyszła na randkę. – Koniak był rzeczywiście dobry. Kloss długo wąchał aromatyczny napój. – Armagnac?

– Armagnac – potwierdził Schultz. – I nic więcej nie wiesz?

– Nie jestem Duchem Świętym – powiedział Kloss ostro. – A czego oni chcą od Ingrid?

– Nie domyślasz się?

– Mówisz samymi zagadkami. Jestem człowiekiem prostym i lubię jasne sytuacje. Gadaj, co wiesz? Schultz uśmiechnął się.

– Bardzo niewiele – rzekł powoli. -Tylko tyle, że Fritz Schabe przesłuchiwał już dozorcę i niejaką Frau Schus-ter. Ogromnie im widać panna Kield potrzebna.

– Panowie z gestapo często poszukują ludzi, których mają u siebie.

– Odważnie – szepnął Schultz. – Nie radzę ci tego mówić Schabemu. Sądzę, że istnieją naprawdę ważne powody.

– Schabe ci powiedział…

– Zachowywał się co najmniej tak, jakby Ingrid została zamordowana, a on prowadził śledztwo.

– Przecież minęło zaledwie parę godzin od chwili, gdy opuściła mieszkanie.

– Właśnie. I twierdzisz, że nie przyszła na randkę z tobą. A może umówiła się także z kimś innym, na przykład z Muellerem… I to wcale nie w sprawach męsko-damskich.

1 ... 75 76 77 78 79 80 81 82 83 ... 97 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название