-->

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I, Zbych Andrzej-- . Жанр: Классическая проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I
Название: Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I
Автор: Zbych Andrzej
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 158
Читать онлайн

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I читать книгу онлайн

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I - читать бесплатно онлайн , автор Zbych Andrzej

Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.

O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 ... 97 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Nie zdrajcą, zdradę wykluczam – powiedział von Zanger w dwie godziny później. Stali przed nim wyprężeni, obaj ze Stedtkem. Kloss zaskoczony był opanowaniem i spokojem von Zangera. Spodziewał się wybuchu furii, bicia pięścią w stół, ale von Zanger był jak zwykle chłodny, spokojny, nieco znudzony. – Zdradę wykluczam – powtórzył – ale nie wykluczam gadulstwa.

– Wybaczy pan, pułkowniku – Stedtke skorzystał z chwili ciszy – ja nie mogę wykluczyć zdrady.

Pułkownik zdjął okulary, przetarł szkła skrawkiem irchy, zamrugał powiekami.

– Zostawiam panu wolną rękę, sturmfuehrer, w poszukiwaniu zdrajcy. Pozwoli pan jednak, że pozostanę przy swoim zdaniu, dopóki nie otrzymam dowodów, że wśród moich oficerów znalazł się człowiek, który sprzedał nieprzyjacielowi tak ważną informację. W każdym razie ta sprawa jest plamą na honorze naszej dywizji.

Zmyć możemy ją tylko w walce, tylko pomyślnym rezultatem następnej operacji. Ale muszę mieć gwarancję, że taki wypadek się nie powtórzy. W kasynie oficerskim pracują Rosjanki, prawda? A może któryś z panów oficerów dopuszcza się – skrzywił się z niesmakiem – jakichś poufałości w stosunku do tych cudzoziemskich kobiet. Jedno słowo wygadane po pijanemu wystarczyło. Począwszy od dziś w kasynie mogą być zatrudniane wyłącznie Niemki i volksdeutschki. Bolszewicka agentura musi działać w pobliżu – założył okulary i przyjrzał się uważnie im obu.

– Wiemy o tym, panie pułkowniku. Wiemy nawet, że w mieście działa radiostacja. W mieście albo w najbliższej okolicy. Nasz nasłuch zdołał przechwycić meldunek nadany w pięć godzin, zwracam na to pańską uwagę, w pięć godzin po naradzie u pana pułkownika. Nie zdołaliśmy jej jeszcze rozszyfrować, ale to kwestia czasu. Niestety, nie nadeszły jeszcze obiecane auta radiopelengacyjne. Bez nich tylko przypadek może sprawić, że trafimy na ślad radiostacji. Oczywiście staram się pomóc przypadkowi. Od rana moi ludzie przetrząsają dom po domu. Staramy się ich wypłoszyć, ruszyć z miejsca, wtedy łatwiej będzie złapać.

– Proszę mi meldować o wszystkim. Oczywiście nie możemy wykluczyć możliwości, o której wspomniał leut-nant Kloss, że przeciek informacji mógł nastąpić wyżej, ale zacząć trzeba od swojego podwórka. Pan, poruczniku – zwrócił się do Klossa – jest młodym oficerem o niewielkim doświadczeniu, nie ma pan za sobą ani kampanii polskiej, ani francuskiej. Myślę, że w tej sprawie powinien pan podlegać sturmfuehrerowi Stedtke, który jest doświadczonym oficerem.

– Rozkaz – powiedział Kloss. – Myślę, że mogę się wiele nauczyć od sturmfuehrera Stedtke. -Dostrzegł grymas Stedtkego i zły był na siebie, że nie potrafi rozgryźć, czy to uśmiech zadowolenia, wywołany połechtaną ambicją, czy ironia.

Ledwo wyszedł z budynku sztabu, mógł się naocznie przekonać, że Stedtke nie kłamał. Jego ludzie rzeczywiście nie próżnowali. Z niskiego, bielonego wapnem domu wyprowadzali właśnie trzech mężczyzn i dwie kobiety z rękami założonymi na kark. Pomyślał, że jedyną rzeczą, jaką mogą zrobić ukryci w pokoiku za sklepem krawca Worobina Jacek i Irena, to schować gdzieś głęboko radiostację i siedzieć na miejscu. Przy przetrząsaniu niemal wszystkich domów nie będzie czasu na szczegółową rewizję.

Skręcił wprawo. Tu też ludzie Stedtkego pracowali do spółki z żandarmami. Zatrzymywali przechodniów, obmacywali ich starannie, legitymowali, zaglądali do toreb i siatek. Jakaś kobiecina płacząc czołgała się po ziemi i zbierała porozrzucane kartofle, które wysypał jej z torby chudy, krostowaty żandarm, kilkunastu mężczyzn stało już z podniesionymi rękami, z twarzami zwróconymi w stronę muru. Byli to tylko młodzi mężczyźni, zauważył i pomyślał, że będą zapewne „ochotnikami" do pracy w niemieckich fabrykach. Przypomniał sobie swoją stocznię, obóz pod Królewcem i Pierre'a, którego nigdy już więcej nie zobaczył. Jakże chętnie by teraz z nim pogadał, podziękował za edukację. Ale nie wie nawet, czy tamtemu udała się ucieczka. Nie wiadomo, czy przespanie umówionej stacji nie było tym szczęśliwym trafem, który pozwolił mu wtedy umknąć.

Postanowił jednak wpaść do Worobina. Jednym szarpnięciem urwał guzik u płaszcza, żeby mieć pretekst do tej wizyty, skręcił w poprzeczną ulicę i dostrzegł Irkę uginającą się pod ciężarem walizy. Zdrętwiał. Szła pewnie, nie wiedząc, że za chwilę trafi na łapankę. Dobiegł do niej, gdy od rogu dzieliło ją ledwie parę kroków. Chwycił pod ramię, wziął walizkę z jej rąk, spojrzeniem rozkazał, by milczała. Zresztą po chwili zrozumiała wszystko. Pod murem stało już o kilka osób więcej. Wśród nich młode dziewczyny. A stara kobieta ciągle zbierała porozrzucane ziemniaki, plącząc się między długimi butami żandarmów i SS-manów.

Dopiero gdy minęli niebezpieczny punkt, zapytał patrząc w przestrzeń:

– Dlaczego bez rozkazu?

– Zaczęli plądrować naszą ulicę – powiedziała. -Jacek wziął szyfry i poszedł ogrodami. Uważaliśmy, że tak będzie lepiej. Kobiecie łatwiej się przemknąć. Oni szukają ludzi na roboty do Niemiec.

– Nie tylko – mruknął Kloss. – Oczyściliście lokal?

– Tak. Został rozładowany akumulator. Worobin miał go dobrze schować. Oni oboje są starzy, powinni im dać spokój.

Z wyciem klaksonu minęła ich półciężarówka z wielkim czerwonym krzyżem, właśnie wtedy, gdy skręcali w bramę na wpół zrujnowanego domu. W okienku na strychu bieliła się firanka. Dostrzegli to oboje.

– Jacek dotarł szczęśliwie. Bogu dzięki, wszystko w porządku – powiedziała dziewczyna. – To dobra melina. Za szafą jest przejście na strych sąsiedniego domu, a stamtąd piwnicami aż do rzeki. Dopóki nie skończy się ten bajzel, będziemy tu siedzieć.

– Dla mnie kiepski – powiedział Kloss. – Tu nie ma żadnego krawca, do którego mógłbym przyjść w sprawie przyszycia guzika albo zreperowania płaszcza. Na razie nic ciekawego, nadajcie tylko, że operacja się udała. Około trzystu zabitych, ponad tysiąc rannych, dużo uszkodzonego sprzętu. Nadawać możecie śmiało, jeszcze nie mają radiopelengu. Wpadnę, gdy będę miał coś ciekawego.

Kiwnął dziewczynie dłonią na pożegnanie, spostrzegł, że zdenerwowanie go opuściło. Był spokojny o los radiostacji.

Nie mógł wiedzieć, że w mijającej go półciężarówce Czerwonego Krzyża siedziała obok szofera doktor Marta Becher, że dostrzegła go akurat w momencie, gdy skręcając w stronę opuszczonego domu mówił coś do swej towarzyszki, pochylając się ku jej twarzy.

6

Pułkownik podniósł głowę znad rozłożonych papierów, zapalił cienkiego papierosa, podsunął paczkę Stedtkemu.

– Co mi pan przynosi, panie sturmfuehrer?

– Chciałem panu zameldować, pułkowniku, że akcja specjalna dobiega końca. Trzystu sześćdziesięciu robotników mogę już teraz odesłać do Rzeszy.

– Czuć dymem. Podobno pańscy ludzie spalili parę ulic?

– Sam pan pułkownik wie, że gdzie drwa rąbią…

– Szczerze mówiąc, nie jestem przekonany, że to najlepsza metoda pozyskania sobie miejscowej ludności i uspokojenia zaplecza. Ma pan trzystu sześćdziesięciu młodych ludzi, drugie tyle zapewne wymknęło się. Pójdą do lasu, wzmocnią partyzantów.

– Mam wyraźne instrukcje – Stedtke skrzywił się z politowaniem. – Reichsfuehrer Himmler i najwyższe czynniki w państwie…

– Wiem, wiem – uciął pułkownik – nie musi mnie pan informować. – Pewność siebie tego niskiego funkcjonariusza aparatu bezpieczeństwa działała mu na nerwy. Nie cierpiał Stedtkego, choć potrafił to ukryć starannie. – Co z naszą sprawą?

– Mój zwierzchnik, sturmbannFuehrer Mueller ze sztabu armii twierdzi, że przeciek informacji mógł nastąpić jedynie u nas.

– Szkoda – powiedział pułkownik. – Tym bardziej musicie się starać z Klossem, by znaleźć tego gadułę.

– Pan pułkownik ciągle mówi o gadule, tak jakby przypuszczał pan, że to tylko głupota albo nieostrożność.

– Powiedziałem już panu – pułkownik był rozdrażniony – że nie mogę podejrzewać żadnego z moich oficerów.

– Jest pan w szczęśliwszym położeniu ode mnie, ja muszę podejrzewać wszystkich.

1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 ... 97 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название