-->

Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I, Zbych Andrzej-- . Жанр: Классическая проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I
Название: Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I
Автор: Zbych Andrzej
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 170
Читать онлайн

Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I читать книгу онлайн

Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I - читать бесплатно онлайн , автор Zbych Andrzej

Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.

O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 27 28 29 30 31 32 33 34 35 ... 80 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Napełnił kieliszki, ona piła posłusznie, była już jednak trochę inna, nie zdejmowała okularów i nieustannie czuł na sobie jej uważne spojrzenie.

– Chcesz mnie upić? – zapytała.

– Czy to coś złego?

– Nie, oczywiście nie. Więc pijmy! – znowu przytuliła się do niego. – Tak rzadko bywam pijana, mam mocną głowę. Prawda, że mam mocną głowę?

Potem kazała przynieść sobie szklankę wody. Była to właśnie okazja, na którą czekał, miał już dosyć tego wieczoru i oszukiwania brzydkiej dziewczyny, której nieszczęściem było nazwisko von Henning. Wyszedł do kuchni, napełnił szklankę wodą z kranu i wyjął z kieszeni małą fiolkę. Ten środek usypiający powinien działać natychmiast.

Nie przypuszczał i nie mógł dostrzec, że Benita wstała od stołu i przez otwarte drzwi widziała tę scenę. Była znacznie mniej pijana, niż Kloss sądził, właściwie zupełnie trzeźwa. Zobaczyła go z fiolką w dłoni i zrozumiała. Gdy wrócił do pokoju, siedziała już na swoim miejscu i oglądała pusty kieliszek.

– Nalej mi jeszcze – szepnęła. – Naprawdę chcę się upić.

Kloss podał jej szklankę, ona wzięła ją do ręki i podniosła do ust.

– A teraz nastaw patefon.

Zmieniał płytę. Benita wylała wodę do doniczki z kwiatami i trzymając ciągle pustą szklankę w ręku, udając, że już wypiła, przytuliła się do niego, gdy patefon powtarzał znów sentymentalne tango.

– Naprawdę mi się podobasz – szepnęła: – Podobasz mi się znacznie bardziej niż Ruppert – wybuchnęła śmiechem. -Jesteś przystojniejszy i sprytniejszy. O, Hans, umiesz sobie radzić z dziewczętami!

Zaczęła śpiewać, potem urwała na-;le, Kloss czekał, aż zaciąży mu w ramionach i przymknie oczy. Środek usypiający powinien już działać, ona jednak ciągle mówiła:

– Mam ładny głos, prawda? Wszyscy mówią, że to jedno mam przynajmniej ładne. No, pocałuj mnie… Jesteś jednak nieśmiały, Hans.

Wreszcie opadła na krzesło. Kloss był już pewny, że z trudem pokonuje senność.

– No, nalej jeszcze, nalej swojej brzydkiej dziewczynie, którą tutaj podstępem zwabiłeś.

– Co ty wygadujesz, Benito?

Zanurzyła wargi w kieliszku.

– O Boże, jak mi się kręci w głowie. Hans, nie masz pojęcia, co się dzieje ze światem! Co ty ze mną zrobiłeś?

Odprowadził ją do sypialni, położył na tapczanie. Szepnęła jeszcze: – Chodź do mnie – i przymknęła oczy.

Kloss pochylił się nad nią; oddychała spokojnie i równo, ale wolał odczekać dobrą chwilę, zanim otworzył torebkę Benity i na jej dnie znalazł klucze. Przekonany, że dziewczyna śpi, wrócił do sąsiedniego pokoju. Wówczas Benita otworzyła oczy; z kieszeni sukienki wyjęła mały pistolet typu „Walter". Zawsze nosiła broń, nawet w Berlinie, a tu, w Polsce, nie rozstawała się z nią nigdy. Pojawiła się na progu właśnie w momencie, gdy Kloss podchodził do dużej szafy.

– Stój – powiedziała – nie ruszaj się! Masz jeszcze ochotę na kieliszek koniaku?

Kloss odwrócił się gwałtownie. Zobaczył oczy Benity patrzące chłodno zza okularów i lufę pistoletu.

– Nie należy oszukiwać brzydkich dziewcząt – szepnęła cicho.

– Oszalałaś? – zawołał. – Co ty wyprawiasz? – Uczynił krok w jej kierunku.

– Nie za blisko, mój drogi. Teraz blisko już nie podchodź. Jestem zupełnie przytomna, nie wypiłam twojej mikstury. Byłeś jednak nieostrożny. – I po chwili, gdy Kloss stanął, dodała: – Ojca rzeczywiście nie ma w domu, dobrze to obmyśliłeś, Hans. Dla kogo pracujesz? Dla tych samych, co Ruppert?

– Jesteś idiotką – odpowiedział.

– Przynajmniej nareszcie szczerze – roześmiała się Benita. -Nie zbliżaj się, bo zacznę krzyczeć. Ktoś z twoich sąsiadów usłyszy… Posłuchaj uważnie. Wszystko mi teraz opowiesz, przynajmniej do tego mam prawo. Myślisz, że Niemcy przegrały wojnę, tak?

Kloss milczał.

– Nie chcesz mówić, co? A skąd wiesz, czy nie zgodziłabym się… współpracować z tobą? Nie pomyślałeś o tym, Hans. Tylko mi powiedz, dla kogo?

Kloss ciągle milczał, wreszcie ruszył w kierunku Benity. Obserwował uważnie jej twarz i broń; strzeli czy nie strzeli? Cofała się tyłem, już tylko parę kroków dzieliło ją od wielkiej szafy.

– Jeśli nie powiesz mi natychmiast wszystkiego, zacznę krzyczeć. Albo strzelę.

Oparła się wreszcie plecami o drzwi szafy. Kloss podchodził do niej licząc sekundy. Za chwilę…

– Stój! – krzyknęła Benita i wówczas drzwi szafy otworzyły się gwałtownie. Wyskoczyła z niej Anna. Anna, przez cały czas milczący świadek tej sceny, wytrąciła Be-nicie pistolet, a obezwładnienie Niemki trwało już parę sekund. Nie zdążyła nawet krzyknąć. Kloss pomyślał, że żal mu jednak, niepotrzebnie żal tej Benity von Hen-ning.

Leżała teraz związana na łóżku, usta miała zakneblowane, w jej oczach była tylko nienawiść i rozpacz, musiała patrzeć na Klossa i Annę kręcących się po pokoju, grzebiących w jej rzeczach. Patrzyła na Annę, która w jej sukience, w jej płaszczu, w jej okularach gotowała się do wyjścia.

– Anno – mówił Kloss na schodach, gdy opuścili mieszkanie – to bardzo niebezpieczne. Przejdziesz szybko obok wartownika, wartownik musi być pewny, że jesteś Benita. Znajdziesz się w pracowni Henninga, pamiętasz szkic Rupperta?

– Tak – szepnęła Anna.

– W rogu stoi szafa pancerna. Otworzysz szafę, zrobisz zdjęcia i potem wyjdziesz przez kuchnię… Będziesz mogła opuścić willę dokładnie w momencie zmiany warty… Ani na chwilę nie stracę cię z oczu… Będę cię ubezpieczał.

Pocałował ją, gdy znaleźli się w bramie.

– Pamiętaj, w którym miejscu są nieco niższe sztachety… Ale tylko w momencie zmiany warty… Wtedy wartownik nie patrzy na dziedziniec… No, idź już.

Noc była ciemna, ulica pusta. Przeszedł partol żandarmerii. Parę minut czekali jeszcze pod drzewem. Wreszcie Anna przebiegła jezdnię i potem wolnym krokiem podeszła do wartownika stojącego przed furtką willi Henninga. Kloss ukryty w cieniu drzewa ani na moment nie spuścił jej z oczu. Wyciągnął z kabury broń, zarepetował. Czekał, czując nieustanny łomot serca.

– GuteNacht, Fräulein-powiedział wartownik i Kloss odetchnął głęboko.

Anna podeszła do drzwi, wyjęła klucze z torebki, włożyła do zamka. Wydawało się przez chwilę, że zamek się zaciął, że drzwi nie puszczają. To trwało wieczność.

Żeby tylko wartownik nie zechciał jej pomagać – modlił się Kloss. Wreszcie otworzyła drzwi i znalazła się wewnątrz sanktuarium profesora. Kloss stracił ją z oczu.

Anna minęła hali i sekretariat Benity. Gabinet był otwarty. Teraz starała się nie myśleć, działała mechanicznie, według planu przygotowanego przez Kiossa. Najpierw zasłonić okna, potem zapalić światło, wyjąć klucze i bardzo spokojnie, nie denerwując się i nie spiesząc, podejść do kasy pancernej. Obrót klucza w zamku jeden, drugi, drzwi jednak nie puszczały. Anna poczuła krople potu na czole… Przerwała pracę.

Należy działać spokojnie – pomyślała – tylko spokoj.

Zaczęła znowu od początku. Usiadła. Pozwoliła sobie na parę chwil odpoczynku, gdy kasa otwarła się cicho.

Na środkowej półce leżały starannie ponumerowane teczki. Tajne plany profesora von Henninga. Anna rozłożyła je na stole, wyjęła aparat fotograficzny, spojrzała na zegarek… Ile czasu zostało jeszcze do zmiany warty?

Kloss czekał tymczasem ukryty za drzewem, niedaleko bramy, z bronią gotową do strzału. Jak długo to trwa? Nigdy czekanie nie wydawało się Klossowi tak potwornie bolesne i ciężkie. Wreszcie usłyszał warkot motoru, podjechał otwarty samochód wojskowy, wyskoczyli żan-darmii. A może Benita jednak skłamała? A może profesor Henning nie opuszczał willi i wezwał żandarmów… Nie, wszystko przebiegało chyba według planu, to tylko zmiana warty. Żandarmi stanęli naprzeciwko siebie, rozprowadzający udzielał instrukcji. Anna powinna teraz wyjść z willi.

Zgasiła właśnie światła, weszła do kuchni, jeszcze mocowała się z kuchennymi drzwiami, zamknęła je potem kluczem Benity. Znalazła się na tyłach domu, na dziedzińcu. Słyszała głosy wartowników, widziała żołnierza spacerującego wzdłuż ulicy. Pochylona, przebiegła w poprzek dziedziniec – to był najtrudniejszy moment. Przeskakując sztachetę, rozdarła sobie sukienkę. Cóż tam sukienka! Była już na sąsiedniej posesji. Wartownik spacerujący wzdłuż płotu odwrócił się akurat tyłem… Anna przytulona do muru dotarła do ulicy. Tam już czekał Kloss. Wziął ją pod rękę i zniknęli razem w ciemnościach. Milczeli długo. Sporo czasu musiało upłynąć, nim Anna wyszeptała:

– W porządku.

10

Ranek był słoneczny. Anna z teczką w ręku stała W w małym pokoiku za sklepem antykwariusza. Świat wydawał jej się teraz radosny i piękny… Musi co prawda opuścić Warszawę, ale przecież niedługo wróci i znowu zobaczy Janka. Robotę, najtrudniejszą robotę ze wszystkich zleconych im dotychczas, już mają za sobą. Mogą być dumni. Niemcy nie domyśla się nigdy, że plany von Hennmga przestały być tajemnicą Trzeciej Rzeszy.

– Co stanie się z Benitą? – zapytała. Marcin uśmiechnął się kwaśno.

– Wolałbym – mruknął – żeby obyło się bez porywania tej dziewczyny. Teraz mamy z nią solidny kłopot. Posłałem ludzi do mieszkania Klossa, przewiozą ją w szafie w bezpieczne miejsce na Mokotów.

– A co potem?

– Nie wiem – wzruszył ramionami. – Zameldujemy centrali. Źle się stało. Zniknięcie Benity postawi na nogi całe warszawskie gestapo.

– A co mieliśmy robić? – Anna uśmiechnęła się radośnie. Znowu wzruszenie ramion.

– Boję się o Janka – stwierdził Marcin.

Teraz i Anna zaczęła się bać o Klossa. Rozstali się niedawno i wówczas, gdy się rozstawali, wydawało się Annie, że jest zupełnie bezpieczny, ale on przecież zostaje i w każdej chwili, w każdym miejscu grozi mu śmierć.

– Pozwól mi nie wyjeżdżać jeszcze z Warszawy. Marcin nie ukrywał złego humoru.

– Zostaw te głupstwa – powiedział ostro. – Natychmiast stąd jedź na dworzec i melduj się w Radomiu u Bartka. Jeśli cię tu jeszcze zobaczę, będę to uważał za niewykonanie rozkazu.

Gdy opuściła antykwariat, znowu powrócił jej radosny nastrój. Na ulicy nie widać było jakoś niemieckich mundurów, młody człowiek niosący kwiaty uśmiechnął się do Anny i Anna odpowiedziała mu uśmiechem. Szła powoli, rozglądając się, bo ciągle miała jeszcze nadzieję, odrobinę nadziei, że zobaczy Klossa, chociaż przecież wiedziała, że jemu nie wolno tu przyjść, że zajęty jest u siebie, w przeklętej Abwehrze. Stanęła na przystanku tramwajowym. Nadjeżdżało właśnie „O" i w tej chwili Anna zobaczyła zbliżającego się do niej kapitana Rupperta. Był już bardzo blisko, za blisko, by uciekać. Poznał ją, zanim zdążyła podjąć jakąkolwiek decyzję. Tramwaj stanął na przystanku. Anna pobiegła do drugiego wagonu, ale Ruppert był już obok niej i chwycił ją za rękę.

1 ... 27 28 29 30 31 32 33 34 35 ... 80 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название