Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I
Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I читать книгу онлайн
Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.
O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
„Aptekarz" przyszedł dziesięć minut później. Z notatki Krysi wiedział, że jest śledzony i wiedział także, jak zgubić prześladowców. Miał ogromne doświadczenie. Nie wszystko rozumiał, ale właściwie nie był zaskoczony. Nie omyliła go intuicja. Człowiek, który zgłosił się do niego jako J-23, był podstawiony. W siatce działał zdrajca. I on, „Aptekarz", pojmował, że był podejrzewany, choć wszystko buntowało się w nim na myśl, że Krysia mogła uwierzyć w jego winę, i przeklinał siebie samego, że wcześniej nie rozpoznał niemieckiego agenta. Powinien – po śmierci radiotelegrafisty. Po zniknięciu Toczka. „Nie ma przypadków" – powtarzał sobie. – „Nie ma przypadków. Zlikwidowali radiotelegrafistę, żeby…" Zbliżał się do bramy na Hożej i zobaczył go stojącego przy wystawie sklepiku z torebkami. Stał swobodnie, paląc papierosa, jak młody człowiek czekający na dziewczynę. Przygładził bujną czuprynę. „Aptekarz" zrozumiał: Krysia go nie zauważyła, pomyślał, Krysia go nie zna. Podszedł i radiotelegrafista go zobaczył.
– Nie powinniśmy tutaj… – zaczął. „Aptekarz" miał broń w kieszeni letniego płaszcza; dotknął jego pleców lufą. – Nie próbuj kawałów – powiedział. – Wchodzisz ze mną do bramy.
Radiotelegrafista rozejrzał się, ulica była pusta. – Zwariowałeś! – szepnął i ruszył posłusznie przed „Aptekarzem".
Krysia stała w uchylonych drzwiach.
– Wchodź! – mruknął „Aptekarz". Wyjął broń z kieszeni płaszcza. Krysia, zaskoczona i nierozumiejąca, zatrzasnęła drzwi.
– Siadaj i ręce na stół!
– Czy wyście oszaleli? – szepnął chłopak. – Czy wyście naprawdę oszaleli?
W tej chwili rozległo się pukanie. Krysia skoczyła do drzwi a radiotelegrafista pchnął z całej siły stół i runął na „Aptekarza". Broń potoczyła się po podłodze, ale mężczyzna o bujnej czuprynie nie zdołał jej dosięgnąć. W drzwiach stał Kloss. Wystrzelił dwukrotnie; pistolet z tłumikiem działał niemal bezgłośnie. Radiotelegrafista skurczył się i opadł na podłogę.
– I co teraz? – zapytał „Aptekarz". – Ty jesteś J-23, tak?
– Tak – mruknął Kloss i szybkimi ruchami przeszukał kieszenie mężczyzny. Znalazł legitymację Abwehry.
– Wiedziałem – rzekł. – Rozwiązania są zwykle najprostsze. Ten człowiek działał jako ich agent od wielu lat.
– I co teraz? – powtórzył „Aptekarz".
– Teraz – powiedział Kloss – mamy bardzo mało czasu.
– Zadzwonisz do Wandy – polecił Krysi i powiesz: „Godzina siódma". Wracasz do siebie i czekasz na Lipowsky'ego. – Wręczył jej kartkę. Tekst pisany był drobniutkimi literkami. – Lipowsky musi to u ciebie znaleźć. Zostaw go samego w pokoju, połóż kartkę w otwartej torebce…
– Uwierzy?
– Musi. Godzinę po wyjściu Lipowsky'ego odwołuję agentów.
– Co jest w tym tekście? – zapytał „Aptekarz".
Kloss nic nie odpowiedział.
10
Wszedł do gabinetu majora. Von Gerollis siedział przy biurku i palił cygaro. Wydawał się zadowolony. Czy będę umiał zagrać zdenerwowanego i przerażonego, myślał Kloss. Zagrał. Major spojrzał na niego, odłożył cygaro i zapytał: – Co się stało, oberleutnant?
– Byliśmy dezinformowani – powiedział Kloss. – To nie my! To wróg prowadził akcję dezinformacyjną! Major zerwał się z krzesła. Rzucił cygaro.
– Co pan powiedział?
– To niestety prawda! Oto co znalazł Lipowsky u rzekomego wysłannika ich centrali. I przetłumaczył: „Centrala dziękuje za skuteczną akcję dezinformacyjną. Rezultaty bardzo dobre. Von Rundt zlikwidowany przez gestapo. Wróg wprowadzony w błąd. Podziękowania dla Teodora i Krystyny".
– Kim jest Teodor? – szepnął major.
– Pański agent u nich. Pracował w rzeczywistości dla bolszewików.
– Radiotelegrafista – mruknął Gerollis. – A Krystyna?
– Rzekomy wysłannik centrali. Stwierdziłem jej tożsamość. U niej spotykała się z Teodorem. – Patrzył na von Gerollisa – Czy zachowa się tak, jak przypuszczał, czy dobrze zagrał?
Von Gerollis spacerował po pokoju. Szybkim, nerwowym krokiem.
– Słuchaj, Kloss – rzekł wreszcie zwracając się do niego „ty" – to dla nas kwestia życia i śmierci. Rozumiesz? Jeśli przyznamy się, że nasze informacje były fałszywe, że Rundt był niewinny, możemy pożegnać się z życiem. Ja – dodał – otrzymałem nominację na podpułkownika. – Usiadł przy biurku i ukrył twarz w dłoniach; trwał tak długo. Podniósł wreszcie głowę. -Jesteśmy odtąd – powiedział – związani ze sobą. Wiesz, co trzeba zrobić?
Kloss milczał.
– Wiesz – rzekł von Gerollis. – I ty to musisz zrobić. Z dwoma ludźmi, których potem… wyślemy na front. Zlikwidować wszystkich! Wszystkich! – krzyknął. – Lipowsky'ego także. Nie może zostać nikt, kto wie! I żadnych śladów.
Kloss patrzył na Gerollisa. Ten człowiek, myślał, już mu się nie wymknie. Spojrzał na zegarek i podszedł do telefonu.
– Odwołuję agentów – rzekł.
– Słusznie – mruknął Gerolłis. – "Zacznij od Lipowsky'ego. On wie najwięcej.
Dokładnie o godzinie dziewiętnastej do ciężarówki, która zatrzymała się na Targowej, wsiadło parę osób.
Wszyscy mieli dobre papiery niemieckiego przedsiębiorstwa.
O godzinie dwudziestej zginął agent Abwehry Lipowsky. Człowiek, który go zastrzelił na polecenie Klossa, był sprawnym wykonawcą. Nie wiedział, że już następnego dnia znajdzie się na froncie wschodnim.
Późnym wieczorem Kloss szedł pustymi ulicami Warszawy. Tak musimy walczyć, myślał. Podstępem na podstęp, śmiercią za śmierć. A potem może się uda zapomnieć.
OSTATNIA SZANSA
1
Wiedział, że przyjeżdżają do Warszawy rannym po ciągiem berlińskim. Na dworcu był spory ruch; ludzie obładowani workami i walizami przemykali się chyłkiem ku wyjściu, niemieccy żołnierze okupowali perony, tarasowali przejścia, dopytując się o pociągi na wschód i na zachód. Zszedł na peron w momencie, gdy głos z megafonu ogłaszał: Achtung, Achtung, der Schnellzug Berlin – Warschau… Zobaczył grupę oficerów z pewnością czekających właśnie na nich. Jeden pułkownik, dwóch funkcjonariuszy w mundurach SD i oczywiście kapitan Ruppert, na którego obecność liczył najbardziej, chociaż do ostatniej chwili nie był pewny otrzymanych informacji. Ruppert dostrzegł go natychmiast. Zgrabny, doskonale ubrany, podszedł podnosząc niedbale rękę do góry, co przy pewnej tolerancji można by uznać za hitlerowskie pozdrowienie.
– Jak się masz, Hans – powiedział – co tu robisz?
– Jadę do Radomia – odparł Kloss. -Mam jeszcze trochę czasu.
– I postanowiłeś zobaczyć wielką nadzieję naszej Rzeszy, cudotwórcę, człowieka, który zniszczy wroga szybciej niż dywizje Rommla?
– Von Henninga? – zapytał Kloss. – Nie wiedziałem nawet, że dzisiaj przyjeżdża.
– Nie wiedziałeś? – roześmiał się Ruppert. – A przyjeżdża, przyjeżdża i to nawet z córeczką. Podobno potworna brzydula.
Pociąg wtaczał się na peron. Długi szereg wagonów z chrzęstem stawał w hali. Tłum powoli wpływał na schody. Wreszcie, gdy zrobiło się już niemal pusto, w drzwiach jednego z wagonów stanął wysoki mężczyzna w szarym płaszczu i kapeluszu z dużym rondem. Obok niego młoda dziewczyna w okularach niosła torbę podróżną. Czekający oficerowie ruszyli ku nim natychmiast i otoczyli ich zwartą gromadą. Kloss widział dokładnie twarz von Henninga; chciał zapamiętać wszystkie szczegóły tej twarzy; przymknął oczy, żeby utrwalić w pamięci rysy i móc opisać tego człowieka z dokładnością większą, niż uczyniłby to jakikolwiek urzędnik policyjny. Więc tak wygląda profesor von Henning, nadzieja Trzeciej Rzeszy! Będzie strzeżony w Warszawie równie dobrze, jak gubernator Frank na Wawelu. Nie opuszczą go ani na chwilę pieski z SD, nie zejdzie z posterunku wartownik pilnujący jego pracowni. Doświadczenia, które zamierza przeprowadzić, odbędą się pod ochroną specjalnych batalionów SS. A jednak on, Hans Kloss, musi zdobyć plany von Henninga, musi je mieć, choćby nawet…
Zawsze zresztą było tak samo i zawsze stawiało się własne życie, gdy gra szła o wartości donioślejsze… Kloss spojrzał jeszcze na córkę von Henninga, niewysoką dziewczynę w okularach, która może jednak nie była aż tak brzydka, jak twierdził przed chwilą Ruppert. A kapitan stał właśnie znowu obok niego.