-->

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I, Zbych Andrzej-- . Жанр: Классическая проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I
Название: Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I
Автор: Zbych Andrzej
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 160
Читать онлайн

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I читать книгу онлайн

Stawka Wiiksza Niz Zycie Tom – I - читать бесплатно онлайн , автор Zbych Andrzej

Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.

O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 ... 97 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Tak, wyobrażał to sobie znakomicie. Jak wyglądał Artur Drugi? Właśnie kościany dziadek. I grywa tutaj w domino z ludźmi ze swojej siatki. Czy z Lizą spotyka się także tutaj?

– Starsi panowie przesuwający kostkami domina – powiedział. – Emerytowani urzędnicy, którzy każą się tytułować radcami. I emerytowani nauczyciele, tytułujący się profesorami. Pochyleni nad marmurowymi blatami stolików. To pasjonująca gra. Dla tych starych, wycofanych z kursu panów – namiastka życia…

– Frontowy oficer zajmujący się filozofią domina -stwierdziła poważnie Liza. – Hans, jesteś nadzwyczajny! Czyżby powiedział zbyt wiele?

– Życie to walka, Lizo – brnął dalej. – Ci staruszkowie walczą. Mają równe szansę grając w ciemno, nie wiedząc, jakimi wartościami dysponuje przeciwnik. Mówią matowym głosem „pięć" albo „mydło", a przecież w napięciu czekają na każde potknięcie przeciwnika. Walczą na śmierć i życie.

Spojrzała na niego poważnie.

– O czym mówisz?

– O grze w domino. – Podniósł kieliszek koniaku. -Twoje zdrowie, Lizo.

– Prosit! Nie chciałabym grać w domino przeciwko tobie…

– Ja także! Straciłbym głowę – roześmiał się Kloss. Był znowu młodym oficerem szukającym przygody. – Zresztą nie miałbym na to czasu. Przyjechałem tu na kilka dni…

– Służbowo?

– Czy sądzisz, że w dzisiejszych czasach oficerowie podróżują dla przyjemności? Wracam z Berlina, mój generał pozwolił mi na kilka dni wpaść do Wrocławia. Raczej nie urlop. Wagary.

– Twój szef rozumie młodych oberleutnantów.

– Tak – przyświadczył. – Eberhardt to swój chłop. – I natychmiast spojrzał na nią niespokojnie. Niech się dziewczyna zorientuje, że to nazwisko wymknęło mu się niepotrzebnie. – Ale nie mówmy już o tym… Psiakrew! Odzwyczaiłem się od rozmów z cywilami. Ciągle to wraca: koszary, front, zła sytuacja pod Stalingradem… Mam nadzieję, że zapomniałaś…

– Oczywiście, zapomniałam. Nie mam pamięci do nazwisk, nie interesują mnie wasze męskie sprawy. Jestem kobietą, Hans.

– Zauważyłem to dawno…

– Dawno. Chciałeś się zobaczyć z kimś we Wrocławiu?

– Z tobą – powiedział.

– Nie żartuj.

– Niezupełnie żartuję. Kiedy przyjechałem do Wrocławia, nie wiedziałem, jeszcze, że chcę się spotkać z tobą… Ale od pewnego czasu…

– Dopiero pół godziny siedzimy w kawiarni.

– Od pewnego czasu – powtórzył – wiem już, że właśnie z tobą. Zobaczyłem cię na ulicy, Lizo, i śledziłem cię. Czy sądzisz, że gdyby tak nie było, wstąpiłbym właśnie na Brette Strasse?

– Śledziłeś mnie? – Teraz w jej głosie usłyszał niepokój.

– Tak – powiedział. – Nie gniewaj się, Lizo. – Ale ona nie miała zamiaru się gniewać. Dotknęła palcami jego dłoni.

– Jeśli chcesz, Hans – powiedziała – jeśli chcesz, ofiaruję ci dzisiejszy wieczór.

Podniósł kieliszek. Zrobiło mu się nagle żal tej dziewczyny. A jeśli to nie ona, jeśli Artur Drugi się myli?

Oczekuję cudu? – pomyślał ze złością i przypomniał sobie Artura Pierwszego. Znał go. Spotkał go kiedyś w Warszawie w punkcie kontaktowym u zegarmistrza.

„Nigdy nie wpadnę w ich ręce" – powiedział wówczas. Połknął cyjanek, gdy gestapowcy stanęli w drzwiach. Kto go wydał? Ta dziewczyna, której palce głaszczą teraz jego dłoń?

– Jesteś cudowna, Lizo – powiedział – chciałbym…

– Nie mów nic więcej – przerwała. – Zapłać za ten koniak.

Gdy kelnerka odcinała kupony, Kloss raz jeszcze analizował rozmowę przy stoliku. Jeśli Liza przekaże ją w gestapo, czy cokolwiek może wydać się podejrzane? Pomyślał nagle, że dobrze byłoby poznać gestapowca, który prowadzi tę sprawę. Zawsze dobrze znać przeciwnika.

4

Gestapowiec nazywał się Poller. Był hauptsturmfuehrerem i zastępcą szefa wrocławskiego SD. W cywilu, zanim poznał smak władzy, zajmował niezbyt eksponowane stanowisko prokurenta bankowego. Uważał, że szefowie go nie doceniają, w ciągu sześciu lat jego pobory zwiększyły się tylko o 20 marek. Dlatego wstąpił do SS, a potem, wybranego spośród wybranych, przydzielono go do SD. Tu jego kwalifikacje i możliwości zostały w pełni wykorzystane. Był cierpliwy i posłuszny; nie kwestionował rozkazów, ale nie działał na ślepo. W banku nauczono go, że zbyt szybki zysk to zazwyczaj mały zysk. Gdy akcje zwyżkują, trzeba poczekać. Warto czasami wypuścić płotkę, żeby złowić karpia. Powtarzał takie maksymy i w gestapo mówiono, że Poller jest zręczny i ma buldoży chwyt. Nikt nie pamiętał, żeby ktoś mu się wymknął.

Ale wszystkie dotychczasowe sukcesy wydawały się Pollerowi zbyt błahe; czekał na swoją wielką szansę; wyobrażał sobie, że jego raport przeczyta kiedyś sam Himmler. A może zainteresuje się nim Fuehrer? Poller widział już minę swego szefa, gdy przyjdzie wezwanie z Berlina. A może mianują go szefem wrocławskiego SD? Tak, niewątpliwie powinien nim zostać. Rano stawał przed lustrem, podnosił niedbale rękę do góry. StandartenFuehrer Ernst Poller. StandartenFuehrer! Czy można sobie wyobrazić coś wspanialszego?

I oto pojawiła się wreszcie wielka szansa. Poller od rana do wieczora tkwił w swym gabinecie i czekał. Wypijał co godzinę pół kieliszka koniaku. Wypalał cygaro. Jeśli wygra, spełnią się wszystkie marzenia. Musi wygrać! Potrzebna jest tylko cierpliwość. Ale jak długo może czekać najcierpliwszy spośród cierpliwych, Ernst Poller?

Tego dnia, gdy Kloss rozmawiał w „Dorocie" z Lizą Schmidt, Poller był już zdecydowany na rozegranie końcówki. Miał wszystkie atuty w ręku, plan przygotowany od dawna, rozważany szczegółowo, należało już realizować. Tylko bez pośpiechu, ciągle bez pośpiechu, a jednak w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin. Unicestwi wówczas nie tylko przeciwnika, który najbezczelniej w świecie uwił sobie gniazdko tu, we Wrocławiu, ale także jego kontakty, jego środki łączności… Może wówczas zacznie się jeszcze jedna wielka gra? Ostatecznie… z kim ma do czynienia? Czy jego – Pollera – kwalifikacje i zręczność są w ogóle porównywalne z możliwościami Słowian? Roześmiał się. Pozwolił sobie wypić dodatkowy kieliszek koniaku, a potem spojrzał na zegarek. Podniósł słuchawkę telefonu. Wykręcił numer. Rozległ się długi sygnał.

Czekał chwilę, potem rzucił słuchawkę, nacisnął dzwonek. Na progu pojawił się natychmiast – Ernst Poller nie tolerował nawet trzydziestu sekund zwłoki – jego pomocnik, Johann Bradt.

– Sprawdź w urzędzie napraw – powiedział Poller -czy numer 209-13 nie jest uszkodzony. Nie mogę się dodzwonić.

– 209-13 – powtórzył Johann Bradt.

5

Zapadł już wczesny zimowy zmrok. Powiał ostry wschodni wiatr, ludzie podnosili kołnierze jesionek i znikali w bramach.

W mieszkaniu Lizy Schmidt było natomiast przytulnie i ciepło. Nad szerokim, przykrytym barwną narzutą tapczanem wisiał portret Fuehrera. Dwa głębokie fotele przy stole, a na półeczce, obok telefonu, oczywiście „Mein Kampf ". Kloss zlustrował to wnętrze z napięciem i uwagą. Właśnie tak powinno być: mieszczańsko, niezbyt gustownie, zgodnie z rolą, ale jaką właściwie rolą? Tylko jedno nie pasowało, choinka w kącie. Te kolorowe szklane kule, anioł na wierzchołku… Kloss uśmiechnął się nagle: oczywiście, jak mógł o tym nie pomyśleć?

Przyciągnął Lizę. Nie broniła się, choć była w niej jakaś sztywność.

– Spieszysz się, Hans – powiedziała miękko. – Jak ci się tu podoba?

– Bardzo – stwierdził szczerze. – Ty mi się bardzo podobasz. – Podszedł do stolika i wziął do ręki „Mein Kampf". Nosił ślady częstego czytania. Potem spojrzał na telefon.

– 209-13 – przeczytał. – Zapamiętam ten numer. Milczała.

– Zachowujesz się tak, jakbyś żałowała, że mnie zaprosiłaś.

– Nie, nie! – usiłowała być wesoła, widział, jak bardzo chciała być wesoła. – Cieszę się, że jesteś. A teraz zrobię nam coś do jedzenia. I coś do wypicia.

– Świąteczne zapasy?

– Nie przygotowuję świąt.

– A gdzie spędzasz wigilię? Spojrzała zdziwiona.

– Dlaczego o tym pomyślałeś?

1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 ... 97 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название