-->

Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I, Zbych Andrzej-- . Жанр: Классическая проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I
Название: Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I
Автор: Zbych Andrzej
Дата добавления: 15 январь 2020
Количество просмотров: 169
Читать онлайн

Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I читать книгу онлайн

Stawka Wi?ksza Ni? ?ycie Tom – I - читать бесплатно онлайн , автор Zbych Andrzej

Andrzej Zbych to pseudonim autorskiego duetu, kt?ry przeszed? do historii, tworz?c „Stawk? wi?ksz? ni? ?ycie”.

O bohaterskich przygodach wojennych oficera polskiego wywiadu, dzia?aj?cego pod kryptonimem J-23. Przystojny Polak, w twarzowym mundurze oficera Abwehry, wygrywa II wojn? ?wiatow?! Wykrada najg??bsze tajemnice Rzeszy, ujawnia plany najwa?niejszych operacji wroga, kpi z wysi?k?w niemieckiego kontrwywiadu, o?miesza starania gestapo. W trudnej, niebezpiecznej s?u?bie pos?uguje si? przebieg?o?ci?, wdzi?kiem wobec dam, czujny okiem, mocnymi pi??ciami i ci?tym s?owem. Wkr?tce awansuje do stopnia kapitana, a nawet odznaczony zostaje niemieckim ?elaznym Krzy?em.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 9 10 11 12 13 14 15 16 17 ... 80 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Wszyscy tak mówicie – powiedziała. -Wszyscy, których tutaj spotykam przyjeżdżających na parę dni. Czasem dostaję list od kogoś, kto odmroził sobie uszy albo leży w szpitalu na zapalenie spojówek, wywołane pustynnym piaskiem. Nie dostaję tylko zawiadomień o śmierci. Do mnie nie przysyłają… – Wielu ich znałaś?

– Scena zazdrości, Hans? Nie sądzisz, że za wcześnie? Przyciągnął ją do siebie i w tej chwili rozległ się dzwonek.

– Telefon? – zapytał Kloss.

– Nie, do drzwi. – W jej głosie usłyszał niepokój. -nikogo się nie spodziewam. Zaczekaj…

Wybiegła do przedpokoju. Drzwi pozostały lekko uchylone. Kloss podszedł do nich na palcach. Przez szparę widział Lizę zdejmującą łańcuch. Na progu stał mężczyzna w kolejarskim mundurze. Kloss nie znał Horsta, nie zdążył zresztą nawet przyjrzeć się jego twarzy, bo wszystko, co stało się potem, trwało kilkanaście sekund. Horst brutalnym gestem odsunął Lizę od drzwi.

– Liza Schmidt? – zapytał.

– Tak, to ja. – Głos dziewczyny drżał. – Słucham.

– Z polecenia Artura – powiedział Horst. Kloss zobaczył w jego ręku broń i zareagował natychmiast. Kopnął drzwi, zasłonił sobą Lizę. Służbowy walter był już odbezpieczony.

– Strzelam szybciej! – krzyknął. – Rzuć broń na podłogę!

Tamten był zbyt zaskoczony i ogłupiały, by decydować się na walkę. Rzucił broń. Kloss ostrożnie podniósł pistolet z podłogi, nie spuszczając oka z Horsta.

– Teraz ręce na kark! – rozkazał. I dodał: -Myślę, Lizo, że zaprosisz nas do pokoju.

Pchnął Horsta w kierunku drzwi, spojrzał na Lizę, ciągle bladą jak płótno, i dopiero teraz, gdy opuszczało go naprężenie mięśni, zrozumiał, w jak trudną sytuację się wpakował. Horst powiedział: „Z polecenia Artura", więc kierownik grupy nie odwołał rozkazu likwidacji Lizy Schmidt? Dlaczego? Zawiodła łączność? Nie otrzymał polecenia organisty? A może zdecydował się jednak działać na własną rękę? Tak czy inaczej, Horst był tylko wykonawcą, jednym z członków grupy, zapewne uczciwym członkiem grupy. Co powinien zrobić Kloss jako niemiecki oficer? Oddać Horsta w ręce policji. Jeśli tego nie uczyni, Liza zamelduje w gestapo; Artur nie wstrzymał wykonania wyroku, Artur musi więc być pewny, że Liza zdradziła. Jak się teraz zachowa? Może sama wezwie policję?

Kloss nie podjął jeszcze żadnej decyzji, ale nie pozostawiono mu czasu do namysłu. Musiał grać swoją rolę. Horst stał przy ścianie z rękoma na karku.

– Gadaj – powiedział Kloss.

Tamten patrzył na niego z nienawiścią.

– Nic nie powiem.

– Zobaczymy. Powiesz gdzie indziej – zwrócił się do Lizy: – Znasz tego człowieka?

Liza z trudem odzyskiwała przytomność.

– Tak… Nie… Jakby z widzenia.

Kloss nie mógł wypaść z roli. Był przesłuchującym, który marzył tylko o tym, żeby mu zbyt dużo nie powiedziano.

– Przypomnę ci – mówił – on oświadczył, że przychodzi z czyjegoś polecenia. „Z polecenia Artura".

Liza milczała. Kloss obserwował ją z ogromnym napięciem. Nie interesowało go, co powie Horst. Czekał na to, co powie Liza.

A ona zaczęła płakać. Było to tak zwyczajne i naturalne, że gdyby Kloss nie wiedział, gdyby nie pamiętał o wszystkim, mógłby uwierzyć.

– Powiem wszystko – szepnęła. – Teraz już rozumiem. On jest bratem Artura, a ja popełniłam podłość.

Opowieść była prosta, od biedy nawet wiarygodna. Kloss znowu poczuł przypływ rzetelnej sympatii do tej dziewczyny, ale natychmiast się skarcił. Tak, usiłowała ratować człowieka z grupy Artura, ale jakie były motywy? Jeśli jednak pracowała w gestapo, dlaczego miałaby oszczędzać wykonawcę wyroku? Chyba że podejrzewa jego, Klossa, i chce sobie jeszcze zostawić czas, czas dla działania w grupie Artura.

Liza opowiadała tymczasem, że Artur był jej narzeczonym, że obiecywała mu małżeństwo, a on potem stracił obie nogi na froncie i wtedy… Znowu wybuchnęła płaczem.

– Nie chciałam za niego wyjść, nie mogłam marnować sobie życia, a gdy mu to powiedziałam, to on…

Kloss bacznie obserwował Horsta. Ten mężczyzna był dostatecznie sprytny, by zrozumieć intencję Lizy.

– Podciął sobie żyły – kończył rozpoczętą przez Lizę bajeczkę – skonał na moich rękach. A ja obiecałem się zemścić, wymierzyć sprawiedliwość tej…

Kloss udawał, że wierzy, było to najlepsze, co mógł zrobić. Scena nie była zresztą pozbawiona swoistej pikanterii. Trzech pracowników polskiego wywiadu grało w ciuciubabkę. Tylko on, Kloss, wiedział, jaka jest cena tej zabawy. Ten wykonawca wyroku, rozważał, czuje się teraz bardzo nieswojo. Ma zapewne wątpliwości, czy rozkaz szefa był słuszny. Ogarnęła go znowu fala wstrętu: wszyscy we trójkę kłamią i nie można przerwać tej

gry.

– Dokumenty! – zwrócił się do Horsta. Horst podał mu ausweis.

– Horst Kuschka – czytał Kloss – urodzony w Bytomiu, Ślązak. Pozwolenia na broń oczywiście nie ma?

– Za kogo pan mnie uważa? – powiedział Horst.

– Za bandytę, który wtargnął do obcego mieszkania i chciał strzelać do bezbronnej kobiety.

– Jestem pracownikiem kolei i broń posiadam legalnie. Dla ochrony dworca i obrony własnej.

Kloss porównywał numer broni z numerem wymienionym w legitymacji.

– Zgadza się. Chciał pan mordować z broni posiadanej legalnie. – Teraz należało brnąć dalej, to było zresztą najtrudniejsze. – Pozwolisz – zwrócił się do dziewczyny – że skorzystam z telefonu?

– Nie rób tego – szepnęła Liza. – Nie dzwoń do gestapo. Więc jednak!

– Czego ty chcesz?! – krzyknął. – Może zażądasz, żebym go puścił wolno?

– Proszę o to – powiedziała.

Znakomicie gra ta dziewczyna. Jest już spokojna, tylko wargi drżą jej lekko.

– Ale ja tego nie mogę zrobić – mówił. – Ten człowiek do ciebie strzelał. Czy nie pojmujesz, że chciał cię zabić? Spojrzała na niego.

– Czuję się winna, Hans. To przeze mnie Artur… Jednak kiepski melodramat. Uważa go za sentymentalnego naiwniaka. Miał już stanowczo dosyć tej gry.

– Musisz zawiadomić gestapo…

– Hans – szeptała – jest taki zwyczaj, że nie odmawia się prośbom wypowiadanym w Wigilię Bożego Narodzenia.

– Pięknie. Ale Wigilia jest dopiero pojutrze. Zresztą, powiedzmy, że to zrobię, jaką mam gwarancję, że on nie przyjdzie tutaj, kiedy mnie już nie będzie?

– Nie przyjdę – powiedział Horst. – Teraz żałuję, że chciałem zastrzelić pannę Schmidt. Ona nie jest taka, jak myślałem, jak mówił Artur.

Przestał wierzyć szefowi – rozważał Kloss. -Ten człowiek jest chyba uczciwy. A Liza? Jedno wiedział na pewno: znakomita aktorka.

– Dobrze – oświadczył. – Nie wiem, czy postępuję słusznie, ale nie mogę Lizie niczego odmówić. Niech pan idzie, panie Kuschka. Dokumenty? Broń? Nie, proszę nie wyciągać ręki, nie dostanie pan dokumentów ani broni, przynajmniej teraz. – Zajrzał do ausweisu, przeczytał adres. – Mam pana adres, proszę jutro rano nie wychodzić z domu, a ja przez noc pomyślę, co z panem zrobić. I proszę nie próbować ucieczki z miasta.

Za Kuschka zamknęły się drzwi. Zostali sami. Kloss napełnił kieliszki, potem usiadł na kanapie i przymknął oczy. Był bardzo zmęczony. Poprzedniej nocy nie spał, cały dzień zbiegł mu na chodzeniu po Wrocławiu.

– Dziękuję ci, Hans – szepnęła Liza. Przytuliła się do niego, chociaż nie uczynił nawet gestu. Jak bardzo pragnął, żeby Liza była zwyczajną dziewczyną, niczym więcej, tylko dziewczyną, z którą zamierza spędzić noc.

– Ten wigilijny zwyczaj – szepnął wbrew sobie – to też nie jest niemiecki zwyczaj, Lizo.

– Nie mów już o tym – odszepnęła. Nie wiedział, czy grała dalej swoją rolę, ale chciałby wierzyć, że to była nie tylko rola, gdy wyciągnęła rękę do wyłącznika. I zdążył jeszcze pomyśleć, że nocą Liza zapewne dokładnie przejrzy kieszenie jego munduru.

O siódmej rano panował jeszcze mrok. Hauptsturmfuehrer Poller, który pozwolił sobie tym razem tylko na cztery godziny snu, kazał wezwać oficera śledczego Kripo. Musiał działać teraz szybko, czuł, że do jego gry wtargnął jakiś element nieprzewidziany i to wymagało niezwykłej koncentracji uwagi. Poller miał intuicję. Poller wierzył w swoją intuicję i był przekonany, że nie popełni błędu.

– Proszę powiedzieć, jak to było – zażądał, gdy w drzwiach stanął zażywny jegomość, zapewne jeden z tych starych urzędników policyjnych, którzy co prawda nie byli zbyt pewni, ale mieli węch. I dodał zaraz:

– Bardzo się panu chwali ten natychmiastowy meldunek do gestapo. Obiecuję awans. Starszy pan ukłonił się.

– Poczułem, że tu coś śmierdzi – stwierdził. – "Znaleźliśmy trupa przed godziną. Zrzucono go z Lessingsbrucke, nadział się na falochron, wstrętny widok. Ale nie to było przyczyną śmierci. Postrzał w tył głowy z bliskiej odległości. -Wziął cygaro podsunięte mu przez Pollera.

– Znaleźliśmy przy nim 200 marek, spora sumka… Nie miał ausweisu, a tylko książeczkę wojskową na nazwisko Horst Kuschka.

Poller wziął do ręki tę książeczkę i spojrzał na fotografię.

– Stwierdził pan tożsamość?

– Tak, to ten sam człowiek – powiedział policjant. -Nie ulega wątpliwości. To Horst Kuschka.

SturmbannFuehrer palił w milczeniu cygaro. Musiał sporządzić rejestr faktów. Nazywał to rozglądaniem się w nowej sytuacji. Był niespokojny i zły, ale nie dawał tego po sobie poznać.

– Proszę mi to zostawić – powiedział, wskazując na książeczkę. – I w ogóle proszę przysłać mi wszystkie materiały śledztwa.

– Kripo będzie informowane? – zapytał urzędnik. Wiecznie te spory kompetencyjne? Miał ich dosyć.

– Tak albo nie – odpowiedział sucho. – Sprawą zabójstwa Horsta Kuschki zajmie się gestapo. Może pan odejść.

Zadzwonił i kazał przygotować samochód.

Ludzie tłoczyli się na przystankach, na Kałserbrucke z trudem wyminęli zator tramwajowy.

Poller spojrzał z mostu na panoramę Zaodrza i przypomniał sobie nagle ulotkę, którą przechwyciło gestapo. Ulotki rozpowszechniano wśród cudzoziemskich robotników. „Wrocław był i będzie polski" – głosił świstek. Poller zacisnął zęby aż do bólu.

Zatrzymali się przed starą kamienicą. Na czwartym piętrze uderzył pięścią w drzwi opatrzone wizytówką „Horst Kuschka". Otworzyła blada kobieta. Oczy podkrążone z niewyspania. Ledwo na nią spojrzał, wiedział o niej wszystko albo prawie wszystko.

1 ... 9 10 11 12 13 14 15 16 17 ... 80 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название