Tajemnica Srebrnego Paj?ka
Tajemnica Srebrnego Paj?ka читать книгу онлайн
‘Tajemnica srebrnego Paj?ka’- w tej cz??ci ksi??ki, bohaterowie dostaj? du?e zlecenie. Wyruszaj? za granic? tylko po to, aby znale?? srebrnego paj?ka (‘maskotk? rodu’). Ten paj?k jest symbolem fikcyjnego, europejskiego ksi?stwa zwanego Warani?. Jego wizerunek jest ukazany na wielu proporcach, odwzorowany na setkach flag, jest herbem ksi?cia. Ch?opcy po przybyciu zostaj? uwik?ani w wiele dworskich intryg, tak spl?tanych, lepkich i mocnych jak paj?cza sie?, lecz dzi?ki wsp?lnej pracy, inteligencji Jupitera, sile Pete’a i bystro?ci Boba, po wielu przygodach udaje im si? w ko?cu odnale?? ‘maskotk? rodu’. Nie ma to jak dobra organizacja i wsp??praca.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– To tylko deszczowa woda – powiedział Rudi. – Jeszcze się w niej dość wymoczymy, nim stąd wyjdziemy. Płynie do rzeki, na końcu jest gruba, żelazna krata. Nie wyjdziemy tamtędy. Musimy iść pod prąd. Chodźcie za mną i trzymajcie się sznura.
Gniewne okrzyki rozniosły się echem i w górze rozbłysło światło latarni. Ale chłopcy ruszyli już w drogę. Szli spiesznie przez rwącą wodę, schylając się, gdy sklepienie było w jakimś miejscu niskie. Oddalali się szybko od włazu, świateł i okrzyków.
Wkrótce kanał, którym szli, połączył się z innym, większym i mogli się wyprostować. Trzymając się kurczowo sznura brnęli naprzód. Dwie latarnie, które mieli, nie rozpraszały głębokich ciemności. Dosłyszeli piski i coś włochatego otarto się Bobowi o nogę, płynąc w przeciwnym kierunku. Wzdrygnął się i szedł uparcie dalej.
– Strażnicy będą szli za nami – powiedział Rudi. – Muszą, z obawy przed księciem Stefanem. Ale nie znają tych kanałów, a ja znam je dobrze. Przed nami jest miejsce, gdzie się zatrzymamy dla złapania tchu.
Niemal ciągnął ich za sobą. Woda była teraz głębsza. W pewnym miejscu spadała z góry jak wodospad i zmoczyła ich od stóp do głów. Bob domyślił się, że był to ściek uliczny.
Minęli następny mały wodospad i nagle otworzyła się przed nimi duża, okrągła komora, z której wybiegały cztery tunele. Rudi zatrzymał się i zatoczył łuk latarnią. W jej świetle dostrzegli występ biegnący wokół komory, a także żelazne klamry, wbite w kamienną ścianę, jedna nad drugą.
– Moglibyśmy wyjść tędy na górę – powiedział Rudi – ale lepiej nie próbować. Zbyt blisko pałacu. Odpoczniemy tylko na tym występie. Jestem pewien, że mamy przewagę kilku minut nad strażnikami. Możecie być spokojni, że nie będą się w tych kanałach spieszyć.
Wdrapali się na występ i wyciągnęli na nim z ulgą.
– No i udało się – powiedział Bob. – W każdym razie, jak dotąd. Gdzie właściwie teraz jesteśmy?
Rudi zaczął mu odpowiadać, lecz nagle urwał.
– Zgaście latarnię! – szepnął nagląco.
Zgasili światła i wpatrzyli się w ciemność. W tunelu na wprost zalśniła słaba poświata i wyraźnie zbliżała się do nich. Ktoś szedł w ich stronę. A za nimi postępowali strażnicy!
Byli w pułapce!