Szkarlatny Kwiat
Szkarlatny Kwiat читать книгу онлайн
Francja czas?w Wielkiej Rewolucji. Szaleje terror. Diabelski wynalazek – gilotyna – pozbawia ?ycia tysi?ce arystokrat?w. Lecz oto pojawia si? Szkar?atny Pimpernel. Szlachetny ?mia?ek ratuje od ?mierci niewinnych ludzi, organizuj?c ich brawurowe ucieczki do Anglii.
Wkr?tce jednak nad jego g?ow? zbieraj? si? czarne chmury. Pi?kna Ma?gorzata St. Just zostaje zmuszona do zdemaskowania tajemniczego bohatera albo… zginie jej brat.
To oznacza zdrad? ukochanego. Jak post?pi Ma?gorzata? Czy misterny plan agenta rz?du francuskiego zako?czy si? sukcesem?
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Co to jest? – szepnęła w śmiertelnej trwodze.
– Ależ nic, kochanie – odparł ze śmiechem. – To tylko mała bagatelka, o której zapomniałaś… mój przyjaciel Ffoulkes!
– Sir Andrew!
W istocie zapomniała zupełnie o wiernym przyjacielu i towarzyszu, który zaufał jej i stał przy jej boku podczas tych strasznych godzin niepewności i udręczenia. Przypomniała go sobie teraz i odczuła wyrzut sumienia.
– Wszak prawda, że zapomniałaś o nim? – rzekł sir Percy żartobliwie. – Na szczęście spotkałem go niedaleko gospody pod "Burym Kotem" przed ową zajmującą kolacją z moim przyjacielem Chauvelinem… Ale mam rozmaite porachunki – i z tym młodym nicponiem! Tymczasem wskazałem mu pewną długą i okrężną drogę, której ludzie Chauvelina nigdy nie odkryją i która miała doprowadzić go tutaj, gdy nie będzie nam już przeszkadzał.
– I usłuchał? – zapytała Małgorzata ze zdziwieniem.
– Bez słowa protestu. Patrz -oto nadchodzi. Bez wątpienia sir Andrew będzie dla młodej Zuzanny najidealniejszym i najbardziej przywiązanym mężem.
Tymczasem sir Andrew Ffoulkes posuwał się ostrożnie wśród skał; przystawał kilka razy, aby posłuchać cichych szeptów, które mu wskazywały miejsce, gdzie ukrywał się Blakeney.
– Blakeney! – szepnął ostrożnie – Blakeney! Czy to ty?
W tej samej chwili okrążył skałę, ukrywającą sir Percy'ego z Małgorzatą, i widząc ohydną postać Żyda w długim chałacie, zatrzymał się osłupiały.
Ale już Blakeney zerwał się na równe nogi i zawołał śmiejąc się:
– To ja przyjacielu, to ja -żywy i cały, choć wyglądam jak straszydło w tych wstrętnych szmatach.
– Na Boga – krzyknął sir Andrew zdumiony, poznając wodza
– do stu…
Młodzieniec spostrzegł Małgorzatę i przerwał dosadne słowa przekleństwa, cisnące mu się na usta, na widok wytwornego Blakeneya w tym okropnym przebraniu.
– Tak – rzekł Blakeney – do stu… hm, przyjacielu, nie miałem czasu dotąd zapytać się, co robisz we Francji, gdy kazałem ci pozostać w Londynie? Niesubordynacja? Co? Poczekaj, aż mi się plecy zgoją, a zobaczysz, jak oberwiesz.
– Zniosę karę z przyjemnością, choćby dlatego, żeś cały i żyw -odrzekł sir Andrew z rozrzewnieniem – czy miałem pozwolić, aby lady Blakeney odbyła podróż sama? Ale, człowiecze, w imię boskie, skąd wziąłeś to nadzwyczajne ubranie?
– Ono jest rzeczywiście niezwykłe – zaśmiał się wesoło sir Percy. – Ale teraz Ffoulkes
– dodał z nagłą powagą – nie mamy czasu do stracenia. Ten nędznik Chauvelin może w każdej chwili po nas przysłać żołnierzy.
Małgorzata czuła się tak szczęśliwa, że byłaby tu pozostała na zawsze, wsłuchując się w głos męża i zadając mu tysiące pytań. Ale na wzmiankę o Chauvelinie zadrżała o drogie życie.
– Jak my się stąd wydostaniemy? – jęknęła. -Wszystkie drogi są strzeżone aż do Calais.
– Nie pójdziemy do Calais, najdroższa – rzekł sir Percy -ale na drugą stronę przylądka Gris Nez, najdalej pół mili stąd. Łódź "Day Dreamu" czeka tam na nas.
– Łódź "Day Dreamu"?
– Tak – zaśmiał się wesoło -to znów mała sztuczka wymyślona przeze mnie. Zapomniałem ci powiedzieć, że gdy wrzuciłem ową notatkę do chaty, dodałem drugą dla Armanda, którą kazałem mu w chacie zostawić, celem wysłania Chauvelina i jego ludzi w pogoni za mną z powrotem do gospody pod "Burym Kotem". Ale tylko pierwszy skrawek papieru zawierał prawdziwe rozkazy dla Armanda i starego Briggesa. Poleciłem mu wypłynąć na pełne morze i kierować się na zachód. Gdy będzie już niewidoczny z Calais, wyśle łódź do małej przystani dobrze nam znanej za przylądkiem Gris Nez. Moi ludzie czekają tam na nas. Mamy umówiony sygnał i znajdziemy się niedługo żywi i zdrowi na pokładzie "Day Dreamu", gdy tymczasem Chauvelin i jego żołnierze będą pilnowali małej zatoki naprzeciw gospody pod "Burym Kotem".
– Po drugiej stronie Gris Nez? Ach, ja nie mogę ujść ani kroku Percy – jęknęła bezradnie, czując, że mimo wysiłków nie była w stanie utrzymać się na zbolałych nogach.
– Zaniosę cię kochanie – rzekł czule. – Wiesz przecież, że jak w bajce ślepy musi nieść paralityka!
Sir Andrew pośpieszył z pomocą, ale Percy nie chciał powierzyć innym rękom ukochanego brzemienia.
– Gdy będziemy bezpieczni na pokładzie jachtu – rzekł do młodego towarzysza – a oczy panny Zuzanny nie przyjmą mnie w Anglii z wyrazem pełnym wyrzutu, dopiero wówczas odpocznę za wszystkie czasy.
I mimo zmęczenia i ran objął potężnymi ramionami znękaną, biedną Małgorzatę i podniósł ją w górę jak piórko.
Sir Andrew oddalił się dyskretnie, by nie słyszeć szeptów pełnych czułości tych dwojga ludzi, którzy wreszcie odnaleźli swe szczęście.
Blakeney zapomniał o zmęczeniu i choć ramiona musiały mu boleśnie dolegać, mięśnie jego były ze spiżu, a wytrzymałość wprost niewyczerpana. Niełatwa była ta półmilowa przeprawa po kamienistych zboczach, ale ani przez chwilę nie opuściły go siły i ani razu nie zachwiał się pod drogim ciężarem.
Szedł naprzód pewnym krokiem, silnymi ramionami obejmując żonę, na pół przytomną z radości, wpatrzoną przy blasku wschodzącej jutrzenki w pogodną twarz męża o przymkniętych oczach, jaśniejących uśmiechem.
Usta jej szeptały słowa, które skracały uciążliwą drogę i koiły jak balsam zbolałe członki.
Złocista jutrzenka płonęła na wschodzie, gdy dotarli do zatoki, położonej z drugiej strony Gris Nez. Na umówione hasło zbliżyła się łódź i dwaj silni marynarze brytyjscy przenieśli Małgorzatę do czółna.
W pół godziny później wszyscy troje stali na pokładzie "Day Dreamu". Załoga, która oczywiście musiała być wtajemniczona w sprawy pana i która oddana mu była duszą i ciałem, nie zdziwiła się bynajmniej, widząc go w tak dziwnym przebraniu.
Armand St. Just i inni zbiegowie francuscy czekali niecierpliwie na przybycie zbawcy, ale Percy nie chciał przyjąć od nich wyrazów wdzięczności. Zszedł śpiesznie do prywatnej kajuty, zostawiając Małgorzatę w objęciach brata.
Jacht "Day Dream" był urządzony z wytwornym smakiem, tak drogim sercu sir Percy'ego i zanim dopłynął do portu w Dover, Blakeney przebrał się w ulubione bogate szaty, które zawsze woził ze sobą na okręcie.
Trudniejsze okazało się zaopatrzenie Małgorzaty w obuwie – mały chłopiec okrętowy ucieszył się niemało, gdy lady orzekła, że wysiądzie na brzegach Anglii w jego odświętnych trzewikach.
Na wspaniałym ślubie baroneta Andrewa Ffoulkesa i panny Zuzanny de Tournay, na którym byli obecni jego królewska wysokość książę Walii i elita towarzystwa, najpiękniejszą kobietą była niezaprzeczalnie lady Blakeney, a wspaniały strój sir Percy'ego stanowił przez długi czas jedyny temat rozmów w kołach złotej młodzieży londyńskiej.
Oczywiście, mr Chauvelin, zaufany agent republikańskiego rządu francuskiego, nie był obecny na tej uroczystości i już nigdy, od czasu owego sławnego balu u lorda Grenville'a, nie widziano go w salonach.