-->

Osobowo?? ?my

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Osobowo?? ?my, Grochola Katarzyna-- . Жанр: Современные любовные романы. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Osobowo?? ?my
Название: Osobowo?? ?my
Автор: Grochola Katarzyna
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 207
Читать онлайн

Osobowo?? ?my читать книгу онлайн

Osobowo?? ?my - читать бесплатно онлайн , автор Grochola Katarzyna

O?mioro przyjaci??. Niby znaj? si? jak ?yse konie. Niby… Bo cierpi?, b??dz?, potykaj? si? i upadaj?, zanim po omacku dojd? do najoczywistszej prawdy: w ?yciu liczy si? tylko mi?o?? i tylko ona pozwala dokonywa? w?a?ciwych wybor?w. Wszystko inne zawodzi. O czym przekonywa?am Czytelnik?w zawsze.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

– Mieliśmy. Dałem Jędrzejowi na tę jego podopieczną, strasznie nudził. Jeśli ona nie wyjedzie w ciągu tygodnia, to na pewno umrze. Pomyślałem, że ty też byś tak zdecydowała. Ona jest czyjąś córką albo czyjąś żoną, tak samo jak ty, a dla twojego dobra oddałbym wszystko.

Cieszę się, że to nie ty, to jest warte dużo pieniędzy.

Nie myślała w ten sposób, ale rzeczywiście, to mogłaby być jedna z nas, Julia albo Basia, albo Buba. I co wtedy?

Co byłoby ważniejsze? Ten głupi remont czy one? A gdybym to była ja?

– Dobrze zrobiłeś – mówi Basia. – Ostatnio zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy byli sami na świecie.

*

– Tylko cud, bo prawdę powiedziawszy, nie ma żadnych szans.

Lekarz nie chce tego mówić księdzu, ale jego obowiązkiem jest przedstawić stan faktyczny.

– Wie pan co – ksiądz siedzi, choć lekarz dawał już znać, że muszą skończyć wizytę, wszystko już wiadomo – pan jest od diagnozy, ja jestem od próśb. Ale przypomina mi to pewną przypowieść.

Lekarz jęczy w duchu, ale osoba duchowna budzi w nim respekt, sam nie wie czemu.

– Pozwoli pan, na koniec. Kiedy paliły się silniki w samolocie, pilot powiedział przez głośnik, proszę się modlić, tylko Bóg nam może pomóc. Wtedy ktoś, kto nie usłyszał, zapytał sąsiada, jaki był komunikat. „Że nie ma nadziei” – zabrzmiała odpowiedź. A ja panu, doktorze oświadczam, że się modlę o cud. I nadzieja to dużo silniejsza rzecz niż diagnoza. Ja wierzę, że Bóg może ją uratować, a czyimi rękami to zrobi, to już nie moja sprawa. Dziękuję za wszystko. – Ksiądz podnosi się i znowu pociera oczy.

Lekarz wyciąga rękę, ich dłonie mijają się, spogląda uważnie na księdza.

– A przy okazji – mówi i bierze go stanowczo pod ramię – proszę ze mną na okulistyczny. Mój kolega pana obejrzy, przecież pan nie widzi!

*

Jak można zacząć wszystko od początku?

Róża siedzi naprzeciwko Sebastiana i widzi nic. Wielkie nic. Jak bardzo się minęli!

Nie zna tego człowieka, który siedzi przed nią. On nie zna jej, Róży.

Czy po tych trzech latach jest jeszcze taka możliwość, żeby się poznać? Sebastian wydaje się chłodny jak chłodnik, rzeczowy jak rzecz, konkretny nieprzyjemnie jak jakiś konkret.

Zdecydowała, że może być samotną matką i powiedziała mu o tym. Niech się nie czuje zobowiązany.

Sebastian siedzi naprzeciwko Róży i patrzy na nią. To jest kobieta, której nie zna. Przedsiębiorcza jak przedsiębiorstwo, zgrabna jak Barbie, krucha jak faworek. Nie chce, żeby był ojcem jej dziecka? Czy taką Różę kochał?

Dlaczego jej nie powiedział o matce? Dlaczego pozwolił jej myśleć, że ma żonę? Czy nie dała mu wystarczających dowodów miłości? Co źle zrobiła?

Trzeba było naciskać, uwodzić, prosić czy wytrzymywać?

Co on źle robił? Czy trzeba było ją wciągać w swoje życie, w ból każdego dnia, w smutek ciężkiej choroby matki?

Może tak było wygodniej? Róża była odskocznią, świętem, innym światem.

Może tak było wygodniej, Sebastian był tajemnicą, walką, przeciąganiem liny, z jednej strony ona, Róża, z drugiej tamta.

Z czego może dla niej zrezygnować?

Z czego może zrezygnować dla niego?

Co mogą razem budować?

Czy chce być z nią, czy z nią, dlatego że jest w ciąży?

Czy chce być z nią w ciąży, czy z nią?

Tylko dla dziecka?

Nie tylko dla dziecka?

Czy ma mu powiedzieć, jak stała nad wanną pełną gorącej wody i zastanawiała się?

Nie, nigdy nie powie.

– Owszem, zastanawiałam się, czy… – mówi Róża.

– Ty idiotko! – krzyczy Sebastian. – Ja zawsze chciałem mieć z tobą dzieci, tylko ty zawsze chciałaś być… – i urywa, bo nie wie, jaka Róża chciała być, o czym marzyła i co jej się śniło. Nie wie, bo tyle innych rzeczy było do zrobienia. Pokochać się, iść do kina, być w teatrze, spotkać się z przyjaciółmi, poćwiczyć, pojechać, zobaczyć, oderwać się od codzienności. Jaka jest Róża?

Jaki jest Sebastian poza nią? Poza jej mieszkaniem, jej wypielęgnowanym światem?

Z czego nie muszę rezygnować, żeby z nim być?

Z czego nie muszę rezygnować, żeby z nią być?

– Bo ty zawsze… – mówi Sebastian i milknie, bo zdaje sobie sprawę, że nie wie, co Róża zawsze. Bo Róża zawsze jest sama, sama zarabia, sama wydaje, sama utrzymuje dom, sama się budzi i sama zasypia. Z wyjątkiem śród i piątków, kiedy on przychodzi.

Więc nie wie, co Róża zawsze, wie tylko, co Róża zawsze z nim.

– Bo ty nigdy… – mówi Róża i milknie, bo nie wie, co Sebastian nigdy, bo przy niej nigdy nie był z chorą matką ani z jakimiś obcymi dziećmi, ani nawet znajomymi dziećmi, bo Baśka i Piotrek na razie nie mają dzieci, nie wie, czego nigdy nie robi, jak się budzi i jak się kładzie.

Z tego „nigdy” wyłączone są środy i piątki, ale nie zna go u niego, zna go u siebie.

Jak pogodzić te dwa życia?

– Boję się – mówi Róża i bardzo nie chce się rozpłakać.

– Ja też – mówi Sebastian.

*

Julia idzie przez Rynek, jakby tańczyła. Życie jest takie piękne, trzeba tylko w to wierzyć i wszystko będzie dobrze. Jest motylem, zatrzymuje się przed pękiem róż trzymanym przez dłoń w rękawiczce z obciętymi palcami, z dziurek wystają pałce, zgrubiałe, zniekształcone.

– Poproszę jedną – Julia się zatrzymuje. Kwiaty trzeba kupować, nawet jeśli się nie ma pieniędzy. Jeśli ona kupi choć jedną, ta dłoń w czarnej rękawiczce nie na darmo wabi przechodniów na tym rynku.

– Nie, nie tę, raczej zapowiedź róży niż samą różę. – Julia uśmiecha się, wyjmuje z pęku kwiatów jedną, zwiniętą jeszcze, tylko dwa płatki nieśmiało się rozchylają. Lubi róże, które kwitną przy niej.

Dłoń w rękawiczce z uciętymi palcami wydaje resztę.

Samotna róża, statek pod żaglami, tańcząca kobieta, koń w galopie.

Mija Białą Damę i nie widzi, że tamta wącha nieistniejący kwiat.

*

– Nie wiem, doprawdy nie wiem, jak to masz zrobić. Ale ona pije za dużo, pije sama, rozmawiałem z nią, tylko, że ona nie rozumie, że to może być problem.

Ksiądz Jędrzej splótł dłonie. Nie był przygotowany do tej rozmowy. Boże, czy on nie mógł iść do kogo innego?

– Pije z Bubą! – Piotr nagle staje w obronie Basi. Jędrzej nie o wszystkim wie, nie ze wszystkiego zdaje sobie sprawę, nie ma monopolu na mądrość. – Basia nigdy nie pije sama, to Buba wpada z butelką wina albo z…

– Buba nie pije, Piotrze, to akurat wiem na pewno. A Basi ojciec… wiesz sam, jak wyglądało ich życie.

– To co robić? – szepcze Piotr. – Ona usiłuje mnie w to wciągnąć, kupuje wino, obraża się, gdy odmawiam, a ja nie chcę jej robić przykrości. Ją tak łatwo zranić.

*

– Mój drogi. – Ksiądz Jędrzej patrzy na Piotra. Te wieczne dzieciaki! – Trudno sprostać problemom w małżeństwie. Czasem musisz zrobić komuś przykrość…

Jesteś odpowiedzialny za swoje uczucia i za nią. Jak o sobie zapomnisz, to i o niej nie będziesz pamiętał.

Kochaj bliźniego swego jak siebie samego. Ale nie więcej! Tak samo uczciwie! A z waszej historii wynika, że wy się w ogóle nie znacie! Oczywiście, że jej będzie przykro. I co z tego? To jak człowiek wisi na krawędzi, nie powiesz mu, że ma przepaść pod sobą, bo mu przykro będzie? Bo myślał, że tylko ot tak sobie wisi i jak mu się znudzi, nogi spuści i pójdzie do domu? Dziecko, czasem jest przykro i smutno, i źle, ale musi być prawdziwie!

Tam, gdzie jest smutek, jest i radość, jest dzień i noc, jest białe i czarne i to jest życie, a nie złudzenie, że będzie dobrze. Z Basią dogadać się musicie, ale nie zamykaj oczu na jej problemy!

Taka była ta rozmowa. Więc Piotr podnosi się i odsuwa komputer.

Wchodzi do kuchni. Basia uśmiecha się.

– Muszę z tobą porozmawiać – mówi Piotr.

*

Krzysztof stał przed zielonymi drzwiami, wahał się, czy zapukać, bo nie widział dzwonka. Teraz czuł się jak idiota, z tymi jeszcze zielonymi konwaliami w ręku. Co to za pomysł, jeszcze sobie coś Buba pomyśli. Rozglądał się. Musi szybko wejść, a nuż wyjdzie Basia albo Piotr, a on jak idiota przed drzwiami Buby, doprawdy co mu przyszło do głowy. – Wejdź, Krzysiu – zielone dębowe drzwi uchyliły się. Co to, Buba się gdzieś wybierała? Przecież przyszedł. No tak, ale nie mówił, że przyjdzie, trudno, to wejdzie.

*

– Nie, nie taką – Roman przebiera w bukiecie róż – chciałbym taką… – nie może znaleźć słowa.

– Taką co będzie dopiero co? – uśmiecha się kwiaciarka, wyciąga mu ze środka bladoróżową, kłębuszek na patyku kolcowatym, chmurkę zbitą, prawie białą.

– Właśnie – oddycha z ulgą Roman i szuka drobnych.

Co się dzieje?

Stoi w przedpokoju, obejmuje drobną postać, wcale nie chciał jej obejmować, to dlaczego stoi i pochyla się nad Bubą i głaszcze jej drobne ramiona i nie chce przestać?

Co się dzieje, że Buba się nie wyrywa, nie kąsa, nie drapie, schowała pazury i, wtulona w niego, czeka?

On podnosi jej brodę do góry i dotyka ustami jej warg, spierzchniętych, bezbronnych, a ona go nie gryzie, tylko poddaje się?

Co się stało?

Wiszące dzwoneczki rurowe szarpnięte jakimś powiewem, może od drzwi niedomkniętych, dzwonią leciutko, i jeszcze kuweta, niesprzątnięta, wspomnienie kota, w miseczkach woda.

Krzysztof jest prawie pewien, że to Buba lekko go pociąga w stronę innych drzwi, tam gdzie nie wchodzili nigdy, do drugiego pokoju, więc jej nie puszcza, nie puści jej, pójdzie tam, gdzie ona go prowadzi, tylko niech nie cofa swoich spierzchniętych ust, bo oparł się na nich i bez nich upadnie.

*

– Ale natychmiast musi ksiądz zadzwonić po kogoś.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название