Dobry omen
Dobry omen читать книгу онлайн
Zgodnie z Przenikliwym i Trafnym Proroctwem Agnes Nutter jedynej ca?kowicie wiarygodnej wr??ki ?wiat sko?czy si? w sobot?. Dok?adnie m?wi?c: w najbli?sz? sobot?. Jeszcze dok?adniej: zaraz po kolacji. A wieczorem zerw? si? armie Nieba i Piek?a. Zap?on? morza ognia. Ksi??yc okryje si? krwawym ca?unem. I to jest g??wny k?opot Crowleya (by?ego w??a, dzi? agenta Piek?a) i jego przeciwnika, a zarazem starego przyjaciela Azirafala (autentycznego Anio?a). Bo ni chc? by? tu na dole (lub na g?rze, z punktu widzenia Crowleya). Nie maj? wi?c wyboru - musz? zatrzyma? Czterech Motocyklist?w Apokalipsy. Ponad wszystko (zdaniem Azirafala: poni?ej) najwa?niejsze jest, by zabi? Antychrysta. K?opot w tym, ?e ma on dopiero 11 lat, kocha swego piekielnego ogara i jest mi?ym ch?opcem, z kt?rego rodzice mog? by? dumni.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
— No więc jest tu ktoś do pana. - Mr Scroggie przychodził na seanse już od miesiąca, a ona dotychczas nie potrafiła wymyślić jakiejś wiadomości dla niego. Ale nadszedł jego czas. - Czy zna pan kogoś imieniem, hm, John?
— Nie - powiedział Scroggie.
— Cóż, pojawiły się jakieś zakłócenia niebiańskie. Imię może być Tom. Albo Jim. Albo, hm, Dave.
— Znałem pewnego Dave'a, gdy byłem w Hemel Hampstead[70] — odparł Scroggie z pewnym powątpiewaniem w głosie.
— Tak, on właśnie mówi Hemel Hampstead, oto co on mówi — rzekła madame Tracy.
— Ale natknąłem się na niego w zeszłym tygodniu, gdy wyprowadzał swego psa na spacer i był w doskonałym zdrowiu - rzekł nieco zaskoczony pan Scroggie.
— Mówi, że nie trzeba się martwić i że za zasłoną jest znacznie szczęśliwszy - kontynuowała nieugięcie madame Tracy, która była zdania, że zawsze lepiej jest przekazywać swym klientom dobre wieści.
— Powiedz mojemu Ronowi, że muszę mu opowiedzieć o ślubie naszej Krystal - wtrąciła się pani Ormerod.
— Zrobię to, kochanie. A teraz zaczekajcie chwilunię, coś właśnie się odzywa...
A wtedy coś się odezwało. Siedziało w głowie madame Tracy i stamtąd wyglądało na świat.
— Sprechen sieDeutsch?—zapytało, posługując się ustami madame Tracy. — Parlez-vousfranfais? Wo bu hui jiang zhongwen?
— Czy to ty, Ron? - spytała pani Ormerod. Odpowiedź, gdy nadeszła, została wypowiedziana tonem rozdrażnienia.
— Nie. Zdecydowanie nie. Niemniej pytanie tak oczywiście mętne mogło zostać postawione tylko w jednym kraju na tej barbarzyńskiej planecie, z której większość, nawiasem mówiąc, obejrzałem w ciągu ostatnich paru godzin. Droga pani, to nie jest Ron.
— Ale ja chcę rozmawiać z Ronem Ormerodem — oświadczyła nieco podrażniona pani Ormerod. — Jest niskiego wzrostu, łysiejący na czubku głowy^Czy zechce mnie pan z nim połączyć?
Nastąpiła chwila przerwy.
— Owszem, wydaje się, że kręci się tu dusza, odpowiadająca temu opisowi. Doskonale. Dam wam połączenie, ale musicie się pośpieszyć. Próbuję zapobiec Apokalipsie.
Pani Ormerod i pan Scroggie wymienili spojrzenia. Jak dotąd na seansach madame Tracy jeszcze nic podobnego się nie wydarzyło. Julia Petłey była zachwycona. To było właśnie to. Miała nadzieję, że za chwilę madame Tracy zacznie wydzielać ektoplazmę.
— H-halo? - powiedziała madame Tracy innym głosem. Pani Ormerod podskoczyła. Brzmiał dokładnie jak głos Rona. Dotychczas Roń brzmiał zawsze jak madame Tracy.
Ron, czy to ty? .
Tak, Be-Beryl.
— Dobrze. Teraz mam ci wiele do powiedzenia. Zacznę od tego, że poszłam na ślub naszej Krystal, zeszłej soboty, najstarszej naszej Marilyn...
— Be-Beryl. Ty-ty nig-nigdy nie da-dawałaś mi wtrą-wtrącić sło-słowa, gdy by-byłem ży-żywy. Te-teraz jestem u-umarły i do po-po-wiedzenia jejest tylko jejedno...
Wszystko to wprowadziło Beryl Ormerod w z lekka zły humor. Poprzednio, gdy Ron się objawiał, mawiał jej, że za zasłoną jest szczęśliwszy i że mieszka w czymś, co całkiem przypominało niebiański bungalow. Obecnie mówił tak, jak miał w zwyczaju Ron, a ona nie była pewna, czy o to jej chodziło. Więc odpowiedziała tak, jak zawsze odpowiadała mężowi, gdy przemawiał do niej takim tonem.
— Ron, pamiętaj, w jakim stanie jest twoje serce.
— Ja ju-już nie mam ser-serca w ogóle. Pa-pa-pamiętasz? W każdym razie, Be-Beryl...
— Tak, Ron.
— Zamknij się. — I duch zamilkł.
— Czy to nie było wzruszające? A więc, panie i panowie, dziękuję wam uprzejmie. Obawiam się, że już czas mi w drogę.
Madame Tracy wstała, podeszła do drzwi i zapaliła światło.
— Won! - powiedziała.
Uczestnicy seansu, głęboko zdziwieni, zaś w wypadku pani Ormerod obrażeni, powstali i wyszli do przedpokoju.
—Jeszcze o mnie usłyszysz, Marjorie Potts - syknęła pani Ormerod, przyciskając torebkę do piersi, po czym zatrzasnęła drzwi. A potem z korytarza dobiegł ją stłumiony głos:
— I możesz powiedzieć naszemu Ronowi, że on też o mnie usłyszy!
Madame Tracy (a nazwisko jej na prawie jazdy, ważnym tylko na skuter, rzeczywiście brzmiało Marjorie Potts) poszła do kuchni i zamieszała brukselkę.
Nastawiła wodę. Zaparzyła dzbanek herbaty. Usiadła przy stole kuchennym, postawiwszy tam dwie filiżanki i napełniła obie. Do jednej włożyła dwie kostki cukru. Potem zaczekała chwilę.
— Dla mnie proszę bez cukru —powiedziała madame Tracy. Ustawiła filiżanki na stole w jednej linii przed sobą i pociągnęła duży łyk tej z cukrem.
— A teraz — odezwała się głosem, który każdy, kto ją znał, określiłby jako jej własny, choć może nie rozpoznałby tonu tego głosu, lodowatego z wściekłości. - Może zechcesz mi powiedzieć, o co tu właściwie chodzi. I spodziewam się, że to będzie do rzeczy.
* * *
Ciężarówka uroniła cały ładunek na M6. Wedle listu przewozowego wypełniona była arkuszami blachy falistej, choć dwaj policjanci z drogówki nie bardzo chcieli się z tym zgodzić.
— To w takim razie chciałbym wiedzieć, skąd się tu wzięły te wszystkie ryby?
— Powiedziałem wam. Spadły z nieba. Jadę sobie w jednej chwili sześćdziesiątką; a w następnej łup! dwunastofuntowy łosoś wybija mi przednią szybę. Więc kręcę kółkiem i ślizgam się na tym - pokazał palcem resztki ryby-młota pod ciężarówką — i wlatuję na to. — “To" było stertą ryb różnych kształtów i wielkości, wysoką na trzydzieści stóp.
— Czy pan pił? - zapytał sierżant bez nadziei w głosie.
— Oczywiście nie piłem, ty ciemniaku. Przecież widzisz ryby, nie?
Na samym szczycie sterty całkiem duża ośmiornica leniwie pomachała im macką. Sierżant oparł się pokusie pomachania jej w odpowiedzi.
Policjant stał schylony do wnętrza radiowozu, mówiąc przez radio.
— ...blacha falista i ryby, jezdnia M6 w kierunku południowym zablokowana około pół mili na północ od rozjazdu numer dziesięć. Będziemy musieli zamknąć całą stronę południową. Tak jest.
Deszcz zaczął padać ze wzmożoną siłą. Mały pstrąg, który cudem przeżył upadek, ruszył dzielnie w kierunku Birmingham.
* * *
— To było cudowne - powiedział Newton.
— Dobrze - odrzekła Anathema. - Tak być powinno. -Wstała z podłogi, zostawiając ubranie porozrzucane na dywanie i poszła do łazienki. Newton podniósł głos.
— Chciałem powiedzieć, że to było naprawdę cudowne. Naprawdę, naprawdę cudowne. Zawsze miałem nadzieję, że tak się okaże i tak było.
Słychać było płynącą wodę.
— Co robisz? - zapytał.
— Biorę prysznic.
— Ach. - Zaczął się mętnie zastanawiać, czy wszyscy powinni potem brać prysznic, czy tylko kobiety. I podejrzewał, że to ma coś wspólnego z bidetami.
— Coś ci powiem — rzekł Newton, gdy Anathema wróciła z łazienki owinięta w puszysty, różowy ręcznik. - Możemy to zrobić znowu.
— Nic z tego - oświadczyła. — Nie teraz.
Skończyła się wycierać, zaczęła zbierać zpodłogi części ubrania i bez skrępowania naciągać je na siebie. Newton, który wolał ria basenie czekać pół godziny, aż zwolni się kabina, niż stawić czoło możliwości rozebrania się w obecności innej istoty ludzkiej, patrzył na to zaszokowany i głęboko poruszony.
Kawałki jej ciała nieustannie ukazywały się i znikały jak ręce prestidigitatora; Newton próbował policzyć jej sutki i nie zdołał; w gruncie rzeczy nie zależało mu na tym.
— Czemu nie? - spytał Newton. Prawie że powołał się na okoliczność, że to nie zabierze dużo czasu, ale odradził mu to głos wewnętrzny. Dorastał bardzo szybko w bardzo krótkim czasie.
Anathema wzruszyła ramionami, co w chwili wciągania praktycznej czarnej spódniczki nie było łatwe.
— Ona powiedziała, że zrobimy to tylko raz.
Newton parę razy otworzył usta, a następnie powiedział:
— Tego nie zrobiła. Tego, do diabła, nie zrobiła. Nie mogła tego przepowiedzieć. Nie wierzę.
Anathema, już całkowicie ubrana, podeszła do kartoteki, wyjęła jeden kartonik i podała mu.