-->

Bohun

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Bohun, Komuda Jacek-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Bohun
Название: Bohun
Автор: Komuda Jacek
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 166
Читать онлайн

Bohun читать книгу онлайн

Bohun - читать бесплатно онлайн , автор Komuda Jacek

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 45 46 47 48 49 50 51 52 53 ... 58 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Sobieski nie czekał. Gorączka trawiła jego głowę, czuł, że ledwie trzyma się na nogach. Odwrócił się do Danteza i wyciągnął z zanadrza splamiony krwią zwitek papieru.

– To jest ugoda batowska, podpisana przez wojsko koronne. Weź ją, bo jak widzę szczęścia masz więcej niż rozumu. A jeśli przeżyjesz, oddaj ją Kozakom. Daj Bohunowi i powiedz... Rzeknij, że to już ostatnia zdrada kozacka była. Dzieci i wnuki pomszczą krew naszą... I powiedz... Nic już nie mów...

Sobieski wyszedł na spotkanie oprawców. Zatrzymał się i ujął pod boki.

– Stać, skurwesyny! – krzyknął. – Ja jestem królem Rzeczypospolitej! Czy wiecie, na kogo się porywacie?!

Pierwszy z Tatarów spuścił wzrok.

Sobieski stwierdził ze zdumieniem, że tamten wpatrywał się w... jego dłonie. Potem nohaj podniósł prawą rękę na wysokość twarzy i ujął się lewą za wskazujący palec. Jezu Chryste, co to miało znaczyć?!

„Chce sygnetu – przemknęło Sobieskiemu przez głowę. – Chce mego sygnetu z Janiną. A przecież włożyłem pierścień na palec Tarasowi, gdy składali go do grobu...”.

Uniósł ręce, pokazując, że nie ma żadnych klejnotów. Okrutny uśmiech wykrzywił usta ordyńca. Rzucił się ze wzniesioną szablą na szlachcica.

Sobieski nie czekał. Skoczył mu na spotkanie, padł, przeturlał się, wpadł pod nogi Tatara, podcinając go. A kiedy tamten upadł, skoczył mu na plecy i wydarł mu ordynkę z garści!

– Chodźcie tu, czubaryki! Psie syny! – wykrzyknął do pozostałych. – Chodźcie posmakować królewskiej krwi!

Skoczyli na niego we czterech. Pierwszego przyjął ciosem z zamachu, rozłupał tatarski łeb, uchylił się przed cięciem i pchnął kolejnego ordyńca prosto w brzuch.

Dwaj pozostali odskoczyli. Konni Tatarzy chwycili za łuki. Marek Sobieski opuścił broń, spojrzał wzrokiem gdzieś daleko; jego spojrzenie pomknęło na zachód, ku granicom Rzeczypospolitej.

Strzały świsnęły w powietrzu, wbiły się w jego pierś. Sobieski zatoczył się, zachwiał. Tatarzy strzelili jeszcze raz i jeszcze...

Szlachcic upadł na wznak, krew wypłynęła z jego ran, splamiła żupan, spłynęła na czarną ziemię Ukrainy.

Spojrzenie króla pobiegło w górę, ku bezchmurnemu niebu, na którym słońce chyliło się ku zachodowi, ku nieboskłonowi, na którym trwała Matka Boża, spoglądająca z wysoka na ziemię.

Taras ujął go za rękę. Pomógł wstać, skłonił się.

– Miłościwy panie – rzekł. – Jużeśmy gotowi do drogi.

* * *

– Bat’ko, jakiś Kozak chce z tobą mówić!

– Kozak? – Bohun podniósł głowę, spojrzał na Sirkę przekrwionymi oczyma. Pił od rana, próbując zabić w sobie żal i rozpacz. Żal, że Lachy zdradzili go w tak okrutny, tak podły sposób; rozpacz, że wszystko było stracone od samego początku. Pociągnął solidny łyk palanki. Od kiedy Sobieski wyciągnął mu kulę z boku, znów mógł tęgo pić. I nawet prawie przestał pluć krwią. – Czego chce?

– List przyniósł.

– Dawaj go!

Sirko odszedł od pułkownika. Bohun półleżał oparty o kulbakę, rozciągnięty na derce, wpatrzony w przedwieczorny, podolski step.

Kozak, którego przyprowadzono do Bohuna był oberwany jak proszalny dziad. Jego sukmana zwisała w strzępach niby łachman, w butach ziały dziury. Nacisnął głęboko na oczy futrzaną czapę, spod której wymykały się długie, jasne włosy. Jego oblicze, choć brudne i nieogolone było jeszcze młode. Nie nosił wąsów ani brody, jak bracia Zaporożcy, więc Bohun spojrzał nań ze zdziwieniem. Nieznajomy prowadził za sobą kulejącego bachmata, przez którego grzbiet przewieszony był duży, ciężki pakunek zawinięty w płótno.

Kozak skłonił się przed Bohunem i zdjął czapę. Bohun drgnął, zaskoczony, gdy długie włosy przybysza rozwiał wiatr. To nie był Niżowiec! To nie był żaden jego sługa, ani nikt znajomy.

– Ktoś ty?!

Przybysz sięgnął w zanadrze i wydobył zwinięty w rulon pergamin opatrzony ciężką pieczęcią wojskową. Podał go pułkownikowi kalnickiemu. Bohun rozłożył papier; nie był go w stanie odczytać, ale gdy spojrzał ha pieczęć polskiej kancelarii wojskowej, kiedy zobaczył podpisy komisarzy związku wojskowego, krzyżyki postawione przez kozackich pułkowników, zamarł, zadygotał, ścisnął papier w ręku.

– Co to... Co to jest? – zapytał nieswoim głosem.

– To jest ugoda batowska – rzekł nieznajomy. – Nie pamiętacie? Podpisaliście ją w cerkwi w Taraszczy z deputatami wojsk koronnych.

– Nie było żadnej ugody... Przecież...

– Zaporoscy deputaci dali gardło. Jednak wcześniej zaprzysięgli ugodę przywiezioną przez Lachów.

– To ona istniała? Jak to?

Cała krew odpłynęła z Bohunowego oblicza. To, co wprowadziło go w morderczy szał, okazało się nieprawdą. A zatem... To znaczyło, że...

– Kto zabił pułkowników?! – wykrzyknął i poderwał się na nogi. Chwycił nieznajomego za świtę na piersiach i potrząsnął mocno. – Kim ty jesteś? O co w tym wszystkim idzie?! A więc była ugoda? Jeśli tak, to kto obwiesił w cerkwi moich druhów? Przyjemski? Kalinowski?! Chmielnicki?!

– Deputaci kozaccy podpisali w Taraszczy ugodę batowską. Jednak potem, gdy wysłannik Lachów odjechał, zostali zabici przez kogoś, kto nie miał nic wspólnego z rycerstwem koronnym. Tak więc, mości pułkowniku, Sobieski i Przyjemski nie zdradzili. Nie dopuścili się tak niecnego podstępu. Mord był dziełem kogoś, kto chciał, aby między waszymi nacjami nie było nigdy zgody.

– Kto to uczynił?

Nieznajomy cofnął się do konia, a potem przeciął rzemienie podtrzymujące pakunek i zepchnął go na ziemię. Tłumok jęknął głucho. A wtedy nieznajomy rozplątał rzemienie, rozwarł górną część wora, ukazując młodą, czarnowłosą, związaną i zakneblowaną niewiastę.

A potem skłonił się nisko.

– Ja to uczyniłem, mości pułkowniku kozacki. Ja, Bertrand de Dantez, sam osobiście wysłałem tę niewiastę i moich rajtarów, aby nie dopuścić do zawarcia ugody. Spóźnili się i nie zdołali przeszkodzić podpisaniu pergamentów, jednak ubili wszystkich Kozaków i rzucili podejrzenie na Lachów... My jesteśmy winni tej zbrodni. I teraz oddajemy się w ręce waszmości.

Bohun w desperacji złapał się za głowę. A potem chwycił za szablę.

– To nie może być prawdą... Co ty powiadasz?! Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego nas poróżniłeś i wydałeś na rzeź armię koronną? Przecz-że to powiesiłeś w cerkwi Zaporożców, co podpisali ugodę z Rzeczpospolitą?

– Uczyniłem to, bo byłem... głupcem, mości panie pułkowniku. Ja później zrozumiałem mój błąd, chciałem go naprawić. Za późno.

– Za to coś uczynił, w męce zginiesz! Psi synu, ja ciebie ćwiekami nabiję, na pal wsadzić każę, końmi rozedrę! – wycharczał Bohun. – Ty poznasz, co to śmierć i cierpienie. Za każdego ubitego mołojca piekielne męki cierpiał będziesz! Ja ci na to moje, kozackie słowo daję! Słowo Bohuna!

– Dopraszam się łaski.

– Jak mogłeś... Za co? Dlaczego?

– Europa to szachownica, na której wielcy tego świata: królowie, ich rody i dynastie rozgrywają nieustanną partię szachów. I tak jak w szachach, pionki padają, a królowie, choćby przyciśnięci do muru – nigdy nie tracą swej władzy. Dla wielkich tego świata jesteście pionkami, wy – Kozacy, Polacy i Litwini. Oto partia szachów dobiega końca, oto rody i dynastie gotowe są na porozumienie, aby zetrzeć z mapy świata Rzeczpospolitą, która dla nich jest jeno kalekim bękartem unii lubelskiej, co poczęty został wbrew zdrowemu rozsądkowi. Bo wszak, jak mawiał mistrz Kartezjusz: cogito ergo sum – myślę, więc jestem, a co nie daje się rozumem wytłumaczyć – tego nie ma. Nie ma Rzeczypospolitej, gdyż nie może istnieć państwo, którym rządzą potomkowie... rycerzy. Nie może działać mocarstwo, które powstało nie wskutek krwawych podbojów, lecz unii i pojednania Polski oraz Litwy. Skoro istnienie Rzeczypospolitej i jej szlacheckiego narodu przeczy porządkowi świata, trzeba tedy zgodnie przyłożyć rękę do jej rozbiorów. Tymczasem ugoda batowska, którą podpisaliście i unia trzech narodów strasznym byłaby zagrożeniem dla władców Europy. Oto powstałaby potęga dziwna i nieprzewidywalna, jakoweś stany zjednoczone trojga narodów, oparte na... wolności czyli swawoli polskiej. Do tego żaden władca Europy dopuścić nie mógł. I dlatego wybrano mnie do spełnienia tej niewdzięcznej roli.

1 ... 45 46 47 48 49 50 51 52 53 ... 58 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название