-->

Czarne Oceany

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Czarne Oceany, Dukaj Jacek-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Czarne Oceany
Название: Czarne Oceany
Автор: Dukaj Jacek
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 174
Читать онлайн

Czarne Oceany читать книгу онлайн

Czarne Oceany - читать бесплатно онлайн , автор Dukaj Jacek

Cho? autor CZARNYCH OCEAN?W o?ywia klasyczne w?tki literatury science fiction, jego powie?? sporo zawdzi?cza no?nej problematyce i stylistyce prozy cyberpunkowej, a wi?c pisarstwa zrodzonego tak z fascynacji najnowsz? technologi?, jak i l?k?w doby informatycznej. Ju? teraz ?yjemy w ?wiecie rz?dzonym przez superkomputery. Co si? stanie, kiedy te popadn? w ob??d? – pyta w swej powie?ci Jacek Dukaj.

W CZARNYCH OCEANACH najbardziej wybredny czytelnik fantastyki znajdzie to, czego zwyk? szuka? i czego nie mo?e zabrakn?? w ksi??kach tego rodzaju: spiski i wojny, eksperymenty naukowe, nad kt?rymi uczeni stracili kontrol?, a tak?e nieko?cz?ce si? spekulacje na temat mo?liwo?ci i kondycji ludzkiego rozumu. W wartk? i efektown? fabu?? Dukaj umiej?tnie w??czy? tre?ci dyskursywne mieszcz?ce si? w polu takich dziedzin, jak polityka, ekonomia i psychologia. CZARNE OCEANY bez w?tpienia nale?? do erudycyjnego nurtu polskiej SF i nawi?zuj? do najlepszych tradycji tego gatunku, z tw?rczo?ci? Stanis?awa Lema na czele.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 29 30 31 32 33 34 35 36 37 ... 98 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Telefon po raz kolejny.

– Tu Schatzu. Gdzie pan jest?

– A o co chodzi?

– Muszę natychmiast z panem pomówić.

– Pogadamy w Centrali. Albo w Bunkrze.

– A kiedy się pan tu zjawi?

– Nie wiem.

– No nie! Proszę powiedzieć, gdzie pan jest. Przyjadę do pana. Jeśli się okaże, że niepotrzebnie zawracałem panu głowę, może mnie pan wywalić z Programu.

– Akurat.

– Sam się zwolnię.

– Ale co mi pan tu…!

– Ważne.

– A nie można przez telefon?

– Nie, raczej nie.

– Dobra, jestem u Vassone. Ale pierwszy przyjechał Jas.

Hunt mimo sieci ubezpieczenia prawnego złapał go za ramię i zatrzymał w przedpokoju, bo chłopak ruszył od razu w głąb apartamentu.

– Czekaj – syknął Nicholas. – Musisz wiedzieć, że ona…

– Puść mnie pan!

– Czekaj! To już nie jest twoja matka! To znaczy – nie wiadomo, kto to jest. Trzeba…

– Co? Co pan mówi?

– Ona pamięta częściowo cudze życie, walczy z nią cudza osobowość, ty jesteś jej synem i…

– Chce pan powiedzieć – po dziecięcemu wytrzeszczył na Nicholasa oczy – że jest opętana?

– Jak zwał, tak zwał. Usiłuję cię ostrzec. Ściągnąłem cię, bo ty należysz do jej prawdziwego życia i możesz pomóc wyprzeć sprzeczne wspomnienia. Więc uważaj, co mówisz. Nie sugeruj niczego związanego, nawet odległe, z, mhm, dzieciobójstwem.

Jas gapił się na Nicholasa jak na wariata, zdumienie walczyło o lepsze z przerażeniem. Hunt wytrzymał jego spojrzenie. W końcu puścił ramię chłopaka i skinął głową w stronę salonu.

Weszli doń razem. Marina siedziała w tym samym miejscu, w tej samej pozycji. Tyle że przestała się już poruszać i nic nie mówiła. Hunt nie spuszczał wzroku z twarzy Jasa i dostrzegł na niej niewątpliwy szok. Obca kobieta; gdzie moja matka?

– Mamo?

Spojrzała. Ale co to za spojrzenie – puste i martwe. A za pustką – zimna rozpacz.

– Co się stało? – spytał wyważonym półgłosem Jas. Podszedł i przysiadł na piętach naprzeciw Mariny, tak, że nie mogła już uciec odeń wzrokiem. – Co się stało? No co?

– Kiedy ty…

– Tak?

Zaczęła obgryzać paznokieć kciuka. Z bezruchu przeszła w nerwowe roztrzęsienie: szybkie ruchy głowy, spojrzenia rzucane na ślepo niczym spinning, to tu, to tam, raptowne zmiany grymasu twarzy.

– Ja cię bardzo przepraszam – szepnęła przez dłoń. – Za co?

Hunt zza jej pleców zamachał na Jasa: nie pytaj, nie pytaj.

– Jas – mruknęła.

– Tak?

– Jas.

– Jestem.

– Jas, ja…

– O Jezu, mamo, ale powiedz, co się…

Z nagłym szlochem, który wybuchł gdzieś w głębi jej piersi, objęła go, przyciągnęła, przytuliła; broda na ramieniu, opuszczone powieki, spod nich nowe łzy. A pomiędzy kolejnymi przypływami płaczu – potoki słów wszeptywane w punkt znajdujący się o cztery-pięć cali od ucha Jasa. Hunt nie rozumiał nic z tej spowiedzi i wiedział, że nie powinien rozumieć: w tej chwili to nie była doktor Vassone, to nie była Marina o piersiach bardzo pięknych i nogach elfich – lecz matka, i jej nie znał, jej nigdy nie pozna, to całkowicie obca osoba, byłaby obca niezależnie od zarażenia przez monadę tamtą dzieciobójczynią.

Wyszedł na balkon. Zapalił papierosa. Uniósł sygnet do warg.

– Schatzu?

– Jadę, jadę.

– Oby to było coś naprawdę ważnego.

– Musi być pan porządnie wytrącony z równowagi, skoro mówi tak starymi memami.

– Nie wymądrzaj się.

Nocny Nowy Jork to miasto ludzi samotnych, wystarczy spojrzeć, to jest twierdza, tu się żyje przeciw, w opozycji, takie metropolie kumulują i katalizują gniew, zawiść, awersję, strach, z poziomu myślni muszą się jawić Jako prawdziwe gigageneratory negatywnych uczuć. Bo tyle osób stłoczonych w jednym miejscu niczego innego nie może wyindukować. Miał rację Numer 5, miał rację: to jest czerń, wielka, gęsta, potwornie cuchnąca czerń, która zalewa wszystkich, nawet jeśli nie jesteśmy tego świadomi, nawet jeśli nie jesteśmy telepatami i zdrowe systemy immunologiczne naszych umysłów nie dopuszczają do zainfekowania obcymi psychomemami – lecz przy tak wielkim ciśnieniu zawsze coś się przesączy, osmotycznie, podprogowo – czyż większość z nas nie jest podatna na cudze nastroje? czyż nie oddziałuje na nas psychiczne nastawienie tłumu? – i ta czerń w końcu zwycięża, po miesiącach, latach, wciska się w nasze umysły, zaraża je, odmienia kod myśli: miasto tryumfuje. Czyż doprawdy nie jest zasłużoną opinia, jaką NYC cieszy się na całym świecie? Na wierzchołkach tych drapaczy chmur powinny powiewać sztandary z płótna czarniejszego od kruczych piór. Beksiński, Beksiński.

Ruch za plecami. Obejrzał się. Jas kiwał nań z progu balkonu. Hunt zgasił papierosa i cofnął się do wnętrza salonu. Mariny tu nie było.

– Myślę, że już się jej poprawiło – powiedział cicho Jas, nie patrząc Nicholasowi w twarz.

– Doszła do siebie?

– Wie pan, ja w ogóle nie uważam…

Odsunął go i wszedł do pokoju obok. Marina wysiąkiwała właśnie nos w bibułowe chusteczki. Nicholasowi posłała niepewny półuśmiech. Oczy miała zaczerwienione, spoglądała, pochylając lekko głowę.

– Pani doktor… – zaczął Hunt. Parsknęła śmiechem.

– Pani doktor, co? – chichotała, kiwając na niego karcąco palcem. – Pani doktor? Z ciebie to jest aparat, Nicholas!

– Jeśli dobrze się pani czuje…

– Taa, na pewno, czuję się wyśmienicie! Dajżesz mi spokój, nie widzisz, że ledwo trzymam się na nogach?

Hunt zirytował się.

– Bo monada czwórki zakaziła ci umysł i do tej pory walczysz z psychomemami tej gówniary, co zagłodziła swoje bachory! I wcale nie wiem, kto wygrywa! Weź się, do cholery, w garść!

Puściła do niego oko.

– Jak miło wiedzieć, że się o mnie troszczysz. Bądź tak uprzejmy i przynieś mi szklaneczkę rumu, dobrze?

Chwycił ją za ramiona, spojrzał jej w oczy – a to wciąż były wszak te same oczy: jasny błękit, lód w Morzu Arktycznym, gdy zimne słońce wysoko na podbiegunowym niebie.

– Kim ty jesteś?

– No, Nicholas – złapała go za halsztuk, poklepała po policzku – jestem wciąż tą samą osobą.

– Tą samą, ale nie taką samą! – warknął. – Nastąpiło przesilenie, na tym kutrze, podczas katastrofy albo już tutaj. Na moich oczach się łamałaś, widziałem to, czułem, i nie mam pojęcia, co z tego wszystkiego powstało. A raczej: kto. Chciałbym zobaczyć twój charakter pisma. No napisz coś. Wpuszczę to w program grafologiczny i dokonamy porównania.

– Dajże spokój. Przecież sama wiem, że się zmieniłam. Ale nie doszukuj się w tym żadnych demonów, duchów nieczystych. A ty sam – to co? Znajdujemy się pod siecią, Nicholas. Łamiesz Etykietę na ładnych kilkadziesiąt mega. Jesteś zrujnowany. Więc? Kim ty jesteś?

– Nie zaskarżysz mnie przecież.

– Ufasz mi? – musnęła delikatnie wargami jego policzek, szarpnęła zębami wąs. – Naprawdę? Ty mi ufasz?

Nie czuł żadnych egzotycznych kwiatów, tylko jej własny zapach, ani przyjemny, ani nieprzyjemny, morska woda zmyła wszelkie perfumy. Wsunął dłoń pod czarną koszulkę z Cobainem. Skórę miała ciepłą, lekko spoconą.

– Przyszedł pan Schatzu – rzekł z progu pokoju Jas.

– Kogo ty tu zapraszasz… – mruknęła Marina, odsuwając się i sięgając po kolejną chusteczkę.

Hunt wrócił do salonu. Schatzu czekał cierpliwie przy drzwiach. Nicholas wskazał mu boczny gabinet, NEti i tak diabli wzięli.

Stało tu drewniane biurko stylizowane na schyłek dziewiętnastego wieku i, niewiele myśląc, Hunt usiadł w fotelu za nim. Schatzu skwitował to suchym półuśmieszkiern. Przysiadł naprzeciwko na krześle d la Thomas Chippendale.

– Słucham – rzekł Nicholas.

– Jest tu gdzieś ekran?

– Przypuszczam, że szyby są zaledowane. – Hunt machnął ręką w stronę okien.

– Mają kanał dla wszczepek?

– Powinny. Do rzeczy. Chce mi pan puszczać jakieś filmy?

– Mała symulacja dla zobrazowania. Rozumiem, że mam się streszczać.

– Więc streszczaj się pan, do cholery.

– Mhm. Tak. Anzelm Preslawny przed oddelegowaniem go do Hacjendy przydzielił mi zamówione przez pana opracowanie na temat sekt i wszelkich podobnych ruchów. Zostało wyraźnie zaznaczone, iż nie chodzi o naukowe kompendium, ani szczegółową analizę. Chciał pan otrzymać zbiór teorii wyjaśniających, maksymalnie syntetyzujących. Obawiam się, że niezbyt precyzyjnie wypełniłem tę instrukcję, bo ograniczę się tu do jednej teorii. Lecz, w moim przekonaniu, jest ona prawdziwa. I wyjaśnia wszystko. Lub prawie wszystko.

– Jestem z zasady nieufny wobec teorii, które wyjaśniają wszystko. Zazwyczaj czynią to tak dobrze, że pasuje do nich każdy element i są z gruntu niefalsyfikowalne.

– Proszę to samemu ocenić. Chciał pan znać przyczynę obserwowanego w ciągu ostatnich stu kilkudziesięciu lat wzrostu popularności sekt typu apokaliptycznego, ufologicznego tudzież suicydalnego. To jest proces ciągły, choć wciąż przyspieszający, w postępie geometrycznym. Jego korzenie sięgają jeszcze pierwszej połowy XX wieku, w każdym razie wtedy można już wyróżnić w poszczególnych ruchach parareligijnych charakterystyczne cechy. Potem stopniowo rosły one w siłę, rosła liczba ich członków, coraz więcej osób ulegało indoktrynacji, coraz więcej przyjmowało ich mity za swoje. Rosła też liczba aktów przemocy, rytuałów związanych z okaleczeniem ciała bądź wręcz zabójstwem czy samobójstwem, przy czym przez członków owych sekt jest to ujmowane nie jako mord, lecz jedynie uwolnienie od ciała. Teraz… moment. -Schatzu wszedł w półzaślep, otworzył połączenie z komputerem apartamentu, wyciemnił szyby i wyświetlił na nich wykres. – Proszę spojrzeć. Ta krzywa przedstawia liczbę takich „uwolnień" w skali globu: ile przypada na każde półrocze, począwszy od drugiej wojny światowej do dzisiaj. Rzecz jasna, dane z okresu początkowego nie są pełne z uwagi na ówczesne blokady informacyjne i częste błędne klasyfikacje z racji nieznajomości samego zjawiska.

– Gdyby to była krzywa notowań akcji, kupiłbym je w ciemno.

– Na tej akurat tego nie widać, ale po rozbiciu na miesiące, tygodnie i dni otrzymujemy bardzo ciekawy wykres, na którym są już dostrzegalne pewne fluktuacje, zwłaszcza jeśli ograniczymy się do ostatniego półwiecza, co do którego dysponujemy znacznie lepszą dokumentacją. Oczywiście pierwsze, co zrobiłem, to wrzuciłem rzecz w kompa z poleceniem odnalezienia jakichkolwiek regularności w owych następujących po sobie nasileniach i osłabieniach krwawej wiary. Nie znalazł, nawet gdy zignorował niezależną zmienną stałego przyrostu. Wtedy kazałem mu szukać korelacji z innymi socjologicznymi procesami. Na dłuższą metę nie było żadnych. Wówczas poleciłem wziąć pod uwagę już wszelkie wykrywalne równoległe procesy, także na przykład zmiany średnich dobowych temperatur, poziom globalnego dochodu brutto i temu podobne wskaźniki.

1 ... 29 30 31 32 33 34 35 36 37 ... 98 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название