Czarne Oceany
Czarne Oceany читать книгу онлайн
Cho? autor CZARNYCH OCEAN?W o?ywia klasyczne w?tki literatury science fiction, jego powie?? sporo zawdzi?cza no?nej problematyce i stylistyce prozy cyberpunkowej, a wi?c pisarstwa zrodzonego tak z fascynacji najnowsz? technologi?, jak i l?k?w doby informatycznej. Ju? teraz ?yjemy w ?wiecie rz?dzonym przez superkomputery. Co si? stanie, kiedy te popadn? w ob??d? – pyta w swej powie?ci Jacek Dukaj.
W CZARNYCH OCEANACH najbardziej wybredny czytelnik fantastyki znajdzie to, czego zwyk? szuka? i czego nie mo?e zabrakn?? w ksi??kach tego rodzaju: spiski i wojny, eksperymenty naukowe, nad kt?rymi uczeni stracili kontrol?, a tak?e nieko?cz?ce si? spekulacje na temat mo?liwo?ci i kondycji ludzkiego rozumu. W wartk? i efektown? fabu?? Dukaj umiej?tnie w??czy? tre?ci dyskursywne mieszcz?ce si? w polu takich dziedzin, jak polityka, ekonomia i psychologia. CZARNE OCEANY bez w?tpienia nale?? do erudycyjnego nurtu polskiej SF i nawi?zuj? do najlepszych tradycji tego gatunku, z tw?rczo?ci? Stanis?awa Lema na czele.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
7. Pod obcymi sztandarami
Wszystkich przybywających na konferencję witał osobiście w holu Bunkra, ledwo przekroczyli szereg bramek bezpieczeństwa. Uścisk dłoni, uśmiech, wizytówka, Nicholas Hunt, jestem wdzięczny, że znalazł/a pan/i czas, proszę tędy, oto mój numer telefonu, proszę sobie zakodować, w każdej chwili dnia i nocy, Nicholas Hunt, miło mi – nieprzyzwoicie skrócony rytuał powitalny NEti. Limuzyny wynajęte przez EDC przywoziły ich z Kennedy'ego, Newark, Giullianiego i pobliskiej La Guardii, materializowali się stadami. Przybył Krasnow ze swoją świtą (ekipa Hacjendy była najliczniejsza, czternaście osób), przybyli wtajemniczeni z waszyngtońskiego rozdzielnika wraz z własnymi doradcami, w komplecie stawili się płatni konsultanci Departamentu Skarbu z okresu opiniowania przezeń projektu Vassone oraz cała wierchuszka Defense Advanced Research Projects Agency. Pojawili się szefowie NOCS-y, siódmej reinkarnacji SETI, przysłały też własnych ekspertów wszystkie instytucje zaangażowane obecnie w Wojny Monadalne (na razie na poziomie biernego monitoringu). Nie trzeba dodawać, że licznie stawili się ludzie samego EDC i bodaj cały Zespół Hunta. Po porównaniu z pierwotną listą zaproszeń okazało się, że – mimo wycofania się czworga planowanych uczestników – w konferencji udział weźmie blisko dwukrotnie więcej ludzi, niż Nicholas liczył. Hunta wprawiło to w doskonały humor, McFly natomiast rwałby sobie włosy z głowy, gdyby nie był ostrzyżony na zero. Już za te limuzyny mało nie skoczył Huntowi do gardła.
EDC oddał na potrzeby konferencji siódmy podpoziom Bunkra i część kwater na podpoziomach pierwszym i drugim. Powitanie oraz wprowadzające wykłady Vassone, Krasnowa i Schatzu odbędą się w głównej sali seminaryjnej, potem prace przeniosą się do poszczególnych sal, poprzydzielanych stosownie do rozmiarów tematycznych grup roboczych. Hunt sam sformułował te tematy, mając na uwadze przede wszystkim użyteczność spodziewanych wniosków z dyskusji. Całość konferencji będzie rejestrowana przez mikrofony i kamery wewnętrznej sieci Bunkra, nadto każda grupa winna sporządzić na koniec raport podsumowujący. Nicholas zorganizował wszystko zgodnie z regułami sztuki i istotnie mógł być z siebie dumny. Obawiał się tylko przylotu Bronsteina, lecz póki co rudy dzikus nie zjawił się.
Przywitawszy ostatniego z przybyłych i sprawdziwszy listy pasażerów ostatnich lotów, Hunt wszedł do jednej z głównych wind Bunkra.
– Minus siedem – poprosił. Windy były bardzo pojemne, dwie ściany miały w pełni zaledowane, scrollowały się na nich bezustannie aktualności z giełdowych ekranów taktycznych centrum operacyjnego sztabu EDC. Żadnych wielkich sekretów człowiek z nich nie wyczyta, taki po prostu był default windowych ledunków – lecz oddziaływał na wyobraźnię i wprowadzał w atmosferę panującą w Bunkrze. To wszak było oko cyklonu, front tej wojny, Przykryte nieprzyjacielskim ogniem okopy samotnej dwizji powstrzymującej napór wroga.
Fatum: wyszedłszy z windy na siódmym podpoziomie, Nicholas Hunt wpadł na niewysoką kobietę w mundurze o generalskich dystynkcjach EDC. Odwróciła się: Kleist. Co się okazało: czekała na niego.
– Słówko, jeśli można.
Niemal zaciągnęła go do wnętrza najbliższego wolnego pomieszczenia (było to zresztą ambulatorium). Zamknąwszy drzwi, odwróciła się do Hunta.
Chyba się jej nawet spodziewał: zanim jeszcze winda się zatrzymała, w strumień myśli Hunta wtargnęło wspomnienie generał Iris C. Kleist. (Miejscowe przebicie z myślni?)
Po pierwszym spotkaniu ich wzajemne kontakty ograniczały się do rozmów telefonicznych, i Bogiem a prawdą Nicholas robił wszystko, by tak pozostało. Z owego spotkania wyniósł bowiem obraz generał jako osoby kompetentnej, o silnej woli i, co najgorsze, szczerze oddanej swej pracy. Z doświadczenia wiedział, jak trudno się z takimi ludźmi układa. Fakt, że Kleist miała za sobą blisko trzydzieści lat wojskowego drylu, nie ułatwiał sprawy.
Dotychczas podczas organizowania konferencji zdołał jakoś uniknąć konsultacji na wysokim szczeblu, stosując metodę faktów dokonanych. Teraz przyjdzie mi za wszystko zapłacić, osądził po przymrużonych oczach doktor Kleist i gwałtowności jej ruchów. Na dodatek jesteśmy poza NEti. Trzymaj się, Nicholas: kolejna ciężka bitwa o kompetencje.
Fałszywie ją jednak odczytał.
– To my znajdujemy się na linii ognia – powiedziała, oderwawszy wreszcie plecy od drzwi. – Nie waszyngtońskie koterie, nie Kapitol, nie ty i tobie podobni najemnicy, Hunt. Pierwsze uderzenie pójdzie tutaj, na Bunkier. Na nas – zaakcentowała. – Na mnie. Słyszysz?
– Ależ pani generał – zaczął Nicholas, unosząc ręce w obronnym geście – to nie zależy ode mnie, nie ja przydzielam braciszków, proszę się zwrócić do pana Bronsteina…
– Pan Bronstein należy do innego klubu – warknęła. -Pan Bronstein gra w inną grę, pieprzony prowokator, nie wiem, na co on liczy, na pucz? A mnie chodzi o bezpieczeństwo państwa. Jezu, nikt już nie reaguje, słowa starte na proch… No co mam zrobić, do kogo się zwrócić, w imię czego apelować? – Najwyraźniej była autentycznie wzburzona. Albo też tak szarżowała w swym aktorstwie. Złapała Hunta za ramię, potrząsnęła; jaskrawe złamanie Etykiety. – Jedna monada na umysłach moich oficerów i to będzie kraj bankrutów!
– Przecież mówię…
– Ty też nie wierzysz, co?
– No naprawdę…
– Cholera, wy od początku nie wierzyliście, nawet ta Vassone… Bronstein… – Puściła go i odwróciła wzrok. -Tam w Azji upadają właśnie rządy, narody przechodzą pod obce zwierzchnictwa. Czeka nas to prędzej czy później. I co mam wówczas zrobić? Co? No co? W łeb se strzelić?
Mamrocząc przekleństwa, usiadła na wyciągniętym spod noszy taborecie. Wyjęła i zapaliła nikotynowca. Hunt się rozkaszlał. Posłała mu mordercze spojrzenie. Wciąż kaszląc, uśmiechnął się przepraszająco.
– Konferencja – prychnęła. – Konferencję sobie urządza.
– Musimy wiedzieć, co dalej…
– Ja ci mogę powiedzieć, co dalej. W dwa tygodnie potężne Stany Zjednoczone Ameryki wyprzedadzą się jakiejś Hongkongjskiej czy inszej Zakaukaskiej, bo wy, ty i twoi Krasnowowie, spieprzyliście robotę.
– Ejże, moment, ja robiłem wszystko, co w mojej mocy…
– Gówno prawda. Gówno robiłeś. Opancerzałeś tyłek. Myślałam, że po tym, co… Ale nie, jesteś taki sam.
– Pani generał…
– Co, dalej buźka uśmiechnięta? Chryste, nie mogę na ciebie patrzeć. No kto znalazł te pieprzone monady? My: Vassone. Kto pierwszy zorientował się w możliwościach i zagrożeniach? My: Schatzu. A od kogo to wszystko wyciekło? Od nas: od ciebie. I kto zmarnował najwięcej czasu? Wy. Przez kogo znajdujemy się na ostatniej pozycji w wyścigu?
– Doktor Vassone…
– A ja mam tu na etatach setkę doktorów i jakoś jestem w stanie wybrać między polowaniem na miraże bujających w obłokach teoretyków a interesem państwa! Ale do tego trzeba mieć jaja!
– Co, kozła ofiarnego sobie znalazłaś? – Hunt w końcu przestał nad sobą panować. – Teraz wszystko pójdzie na moje konto, tak? Komu już sprzedałaś tę wersję?
Uniosła głowę i przyjrzała się Nicholasowi z nowym zainteresowaniem, nagle jakby uspokojona.
– Naprawdę mnie to ciekawi – mruknęła, wydmuchując kancerogenny dym – jak ty mianowicie rozumujesz? Że niby co? Wojny Monadalne akurat ciebie jednego nie dotkną? Że jesteś bezpieczny, nieśmiertelny? Że twojemu krajowi złe nigdy się nie przydarzy? Że jak już spuszczą na nas te monady – to co? Bóg nas uchroni? Jeśli to prawda o tej Vassone, to sam powinieneś wiedzieć najlepiej. Przejdź się do naszego centrum, zobacz, co dzieje się na Dalekim Wschodzie. Tak samo będzie u nas. Nadal się nie boisz? Ty jesteś chory psychicznie, Hunt.
Hunt nie wiedział, co odpowiedzieć. Wykrzywiał twarz w obronnych grymasach, jeden bardziej żałosny od drugiego.
– A więc to tak – zaatakował w końcu, wymusiwszy z siebie gęsty jad ironii. – Patriotka, której leży na sercu tylko dobro kraju? Jedyny prawy w tłumie niesprawiedliwych?
– A gdybym powiedziała, że jestem złym człowiekiem? – syknęła. – Gdybym tak ci rzekła – to w to byś uwierzył, co? A w każdym razie nie byłoby to niczym nienormalnym. Lecz mówić o sobie dobrze, ogłaszać się altruistą -to nieprzyzwoite. Prawda? Prawda, panie Hunt? Nie uchodzi przyznać się w towarzystwie do czystości intencji. Bo dogmat jest taki: każdy jest zły. Takie jest domyślne założenie: każdy czyn poczyna się z egoizmu, każde słowo z ciemnej żądzy. Kimże wobec tego mogłabym być, jeśli nie bezczelną hipokrytką? Ale nawet gdyby, nawet gdyby – tu Kleist zniżyła głos do szeptu – ja i tak wolę hipokrytów, bo oni przynajmniej przyznają rację istnienia jakimś wartościom, podczas gdy wy, wy nie grzeszycie, bo nie macie przeciwko czemu.
– Piękne. Wysłuchać niegodnym, gnój cieknie z uszu.
– No powiedz: jak ty to sobie wyobrażałeś? Że zdarzy się cud?
Przez falującą zasłonę sinego dymu wpatrywała się w Hunta tymi swoimi czarnymi oczyma rzeźbionej doskonałości tak intensywnie, że Nicholas, wyjęty tu spod opiekuńczej dłoni NEti, zdolny był tylko wzruszyć ramionami i wybąkać niepewnie:
– Ja się przecież nie znam, postępowałem podług mego najlepszego rozeznania…
– Ty naprawdę wierzysz w te swoje usprawiedliwienia.
– Czego ty ode mnie właściwie chcesz? Mantryków ci nie załatwię. Mam paść na kolana i błagać o przebaczenie, że tamci mieli więcej szczęścia i postawili na animalne?
– Mantryków nie załatwisz – powtórzyła wolno.
– Nie załatwię.
– A co możesz załatwić? Ponownie wzruszył ramionami.
– Estepowców.
– To ci sztuczni telepaci Krasnowa? – zdziwiła się. -A na cholerę mi tu jeszcze telepaci?
– Na przykład jako system wczesnego ostrzegania. Biały Dom wziął. Fortzhauser ci nie pisał?
– Na tym to właśnie polega – westchnęła. – Wojny Monadalne toczą się w najlepsze, ale kto w nich dowodzi? Nie docieczesz. EDC? Departament? Twój Zespół? CIA? DARPA? Diabli wiedzą. Nikt.
– A kto dowodzi w Ekonomicznych?
– Masz rację, to właściwie się pokrywa. – Dźgnęła palcem w stronę Nicholasa. – Od początku powinni byli podporządkować was EDC.
– Chciałabyś…! – zaśmiał się Hunt.