Ostatni, Ktorzy Wyszli Z Raju
Ostatni, Ktorzy Wyszli Z Raju читать книгу онлайн
"To zaledwie drugie opowiadanie tego ukrywaj?cego si? pod pseudonimem autora, kt?ry wkroczy? do literatury jako w pe?ni ukszta?towana osobowo?? artystyczna. Opowiadanie Huberatha powinno si? sta? wydarzeniem w ca?ej polskiej literaturze wsp??czesnej"
Lech J?czmyk, "Nowa Fantastyka"
Spo?r?d trzech kolejnych opowiada? prezentowanych w "Nowej Fantastyce" dwa dosta?y nominacj? do nagrody Zajdla. W ksi??ce "Ostatni, kt?rzy wyszli z raju", opr?cz tytu?owej minipowie?ci znajduj? si? opowiadania: "Trzy kobiety Dona", "Kocia obecno??", "Kara wi?ksza, -Wr?ciee? Sneogg, wiedziaam…".
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Rud zdrętwiał.
– To gruba teczka – ciągnął Neuheufel. – Nazbierało się wam tego wszystkiego.
Rud słuchał z uwagą.
Neuheufel też umilkł na chwilę, jakby zastanawiając się, co powiedzieć, zaś jego grubo ciosana, jakby nabrzmiała twarz coraz bardziej składała się w wyraz powstrzymywanego na siłę śmiechu.
– Ta twoja Dianna była całkiem niezła – zaczął jeszcze poważnie. – Taka rozkoszna potrawa miłosna. Albo raczej smakowita zakąska, bo taka mała – Neuheufel już rechotał.
Dłużej nie był w stanie powstrzymywać śmiechu. – Przeglądałem wszystkie kasety z wami.
Ależ w niej siedział dynamit… Jak ona to wszystko wymyślała… Albo wtedy u niej… Wtedy, co to robiła. – rechotał dalej. – Albo wtedy jak się cała spaliła na słońcu na różowo i obłaziła ze skórki; mnie się dalej podobała, nie wiem, dlaczegoś narzekał – Neuheufel wyraził swoją opinię. Rud bladł i czerwieniał na przemian.
– Z ciebie też był niezły kogut – Neuheufel klepał się po udach. – Ale teraz się skończyło, Milenkowicz – dodał, poważniejąc.
– Miałem fajny wieczór – ciągnął po chwili. – Skrzynka piwa i kasety z wami.
Holzbucher też uważa, że były niezłe.
Rud miał ochotę zapaść się pod ziemię. Przez pewien czas. Potem ogarnęła go wściekłość. Jakim prawem ten skurwiel wywleka najintymniejsze detale z jego życia. Miał przecież dowiedzieć się czegoś o wyroku.
Nieoczekiwanie Neuheufel urwał i kazał Rudowi wyjść. Powiedział, że przez przypadek omal nie ujawnił tajemnicy służbowej.
Wzburzony Rud wybiegł przed barak. Na ławce siedział Jose otoczony kłębem dymu tytoniowego.
– Zakurzysz, Milenkowicz? – zapytał spokojnie. Pod wpływem jego głosu wzburzenie Ruda zaczęło opadać.
– Nie – odpowiedział – ale mogę powdychać trochę tego twojego syfa.
Usiadł obok Josego.
– Wyleciałeś, jakby ci Neuheufel podłączył do dupy propeler – stwierdził Jose i zadeptał nie dopalonego skręta. Nie chciał podtruwać kolegi.
– Prawie. Zaczął mi dokładnie opowiadać najintymniejsze detale z mojego życia. Co robiłem z Dianną, Wszystko miał na kasetach, skurwiel.
– Zgadza się. Wszystko mają na kasetach. Wszystko z detalami. Każdą sytuację z paru ujęć. Od przodu, z boku, z tyłu. Widziałeś wcześniej taką kasetę?
– Nie.
– Zupełnie jakby ci kamera zaglądała do dupy. Mnie pokazywali też inne kasety, ze służby… – urwał nieoczekiwanie.
– Skąd to biorą?
– Biorą. W ciągu życia wszystko jest zapisywane. Pijesz piwo? Już trzy ujęcia. Tulisz dziewczynę? Zaraz nagranie. Na kasetach mają wszystko, jako materiał dowodowy do kary większej. Inne rzeczy nie tylko to, co spowodowało karę większą.
– Ale kiedy podglądali? – zastanawiał się Rud. – Raz byliśmy przez sobotę i niedzielę w domu rodziców Dianny, jej rodzice pojechali gdzieś. Byliśmy zupełnie sami. Nic. Nawet telewizor wyłączony, rozumiesz?
Jose pokiwał głową ze zrozumieniem, wydobył z kieszeni zawiniątko i zaczął mozolnie robić nowego skręta. Nałóg był silniejszy od przyjaźni.
– Opowiedział mi z takimi szczegółami, jakby siedział obok i się nam przyglądał, skurwiel – ciągnął Rud. – Właściwie nie powinienem tak mówić. To, mój dobroczyńca – zreflektował się.
– Zgadza się. Na kasetach mają taką zdolność rozdzielczą, że widać każdy włosek, nawet cień, jaki ten włosek rzucał na skórę albo na inne włoski – przytaknął. – Widzą lepiej niż ty wtedy widziałeś. Swoją drogą, po cholerę się wypierałeś? Oni zawsze mają rację; nigdy się nie mylą: jeśli dostałeś karę większą, znaczy, że się należała.
– Nie wypierałem się. Zresztą, co to ma do rzeczy?
– Tylko wtedy mogą zajrzeć do dokumentacji. Oni nie mają prawa przeglądać tych kaset, chyba że na twoje polecenie.
– Prosiłem go tylko, żeby dowiedział się, za co dostałem karę większą.
– Aleś głupi. Nigdy ci wprost nie powiedzą, za co siedzisz, a tylko dzięki twojej prośbie mogli sobie pooglądać te materiały.
Rud już nie słuchał. Bardzo daleko stały drewniane stoły i ławy, obok kiosku, w którym sprzedawano papierosy i niedosłodzoną oranżadę. Nie miała smaku pomarańcz, lecz była osłodzoną wodą, dość słabo nagazowaną. Rud nie lubił tej oranżady, gdyż często na dnie butelki pływały pajęczyny. Obecnie uważnie wpatrywał się w odległe ławki.
– Spotkałeś tutaj tę twoją Diannę? – zapytał Jose otoczony dymem.
Rud nie odpowiedział. Ani razu nie pomyślał, że mógłby tu szukać Dianny. Pożegnał się i szybkim krokiem, niemal biegiem, podążył ku kioskowi. Wydawało mu się bowiem, że w oddali, przy jednym ze stołów zamajaczyła znajoma, jasna plama.
Biała Nieznajoma siedziała na ławce w otoczeniu kilku bezzębnych staruszek, które sączyły oranżadę. Miała na sobie zwykły strój noszony w ośrodku: brunatną – bluzę, takież spodnie i drewniane trepy. Sposób, w jaki nosiła bluzę, sposób, w jaki zakładała nogę na nogę, w jaki zsuwała drewniany trep z kształtnej stopy, wszystko to nadawało wdzięku topornym, ośrodkowym łachom. Spojrzała na niego tak, jakby właśnie na niego czekała, choć może i z domieszką lęku. Mógł wydąć się jej którymś ze śledczych, bo w tym czasie dorobił się wąskich, zgrabnych, zielonych spodni strażnika oraz służbowej czapki z daszkiem. Odpruł tylko z czapki pentagram, gdyż jako podopieczny nie miał prawa nosić go na czapce, a jedynie na plecach przy numerze generalnym.
– Cześć. Cieszę się, że wreszcie udało mi się ciebie znowu spotkać – powiedział, bez pytania siadając na wolnym miejscu obok. Bezzębne staruszki, mocno sepleniąc, żywo się sprzeczały, Nie dało się zrozumieć, o co im chodziło.
Przesunęła się, żeby Rud mógł usiąść wygodniej.
– Jak masz na imię?
– Maria.
Rud stracił koncept. Miał przy sobie nieco tytoniu i mógł go w kiosku wymienić na co innego.
– Masz ochotę na oranżadę? – zaproponował.
– Wszyscy przodownicy zawierają znajomość za pomocą oranżady? – odpowiedziała pytaniem. Miała bardzo bladą cerę, cienie wokół oczu i nawet przedwczesne zmarszczki świadczące o przemoczeniu. Nigdzie na twarzy, szyi czy dłoniach, żadnych blizn po sekcji.
– Nie jestem przodownikiem – zdziwił się.
Spoczął na nich obojgu cień. Rud odwrócił głowę – przodownik Eckhardt właśnie wrócił z kolejki, niosąc butelkę z; gazowaną wodą i dwie musztardówki. Stał z poczerwieniałymi oczyma i wściekłością na twarzy, jeszcze podkreślającą męskość jego rysów. Przypominał teraz wilka.
– Elegant, ty tutaj? – zasyczał, stawiając szklanki i butelkę na stole. – Zmywaj się. Nie zrażony Rud bezczelnie odkorkował butelkę Eckhardta, która rachitycznie syknęła, i rozlał słabo nagazowaną wodę do musztardówek. Jedną z nich podsunął Marii, z drugiej ostentacyjnie pociągnął łyk.
– Dziękuję wam, Eckhardt – powiedział. Tamten był przodownikiem tylko w czasie pracy, obecnie obaj byli sobie równi. – Zwrócę wam w tytoniu. Dymi się z was jak ze starego komina.
– Ty palisz? – zwrócił się do Marii.
– Nie.
– Dostaniecie funt tytoniu za przyniesienie oranżady – ciągnął dalej do Eckhardta to dobra cena… No, zmyjcie się wreszcie, Eckhardt. Śmierdzicie potem, i to czuć. Gdyby się wam chciało sikać, to kabina dla pań jest za kioskiem z prawej strony, tylko się nie pomylcie i nie pójdźcie z lewej strony, bo tam jest kabina dla panów.
Rud zrobił kilka błędów. Zlekceważył przeciwnika. Eckhardt może był wolniejszy, ale wyższy, masywniejszy i silniejszy, a na dodatek Rud, siedząc, miał mocno ograniczone ruchy.
Liczył, że znieważony i skompromitowany Eckhardt sam się wycofa. Pomylił się: zdążył nawet podnieść do ust szklankę z oranżadą, gdy Eckhardt, zapieniony z wściekłości, wyszarpnął służbową pałkę i zdzielił nią Ruda po głowie. Rozlana oranżada chlapnęła po zdumionych staruszkach. Maria krzyknęła z przerażenia. Kolejny cios pałki pozbawił Ruda przytomności.