-->

Enklawa Wolski w shortach (2)

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Enklawa Wolski w shortach (2), Wolski Marcin-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Enklawa Wolski w shortach (2)
Название: Enklawa Wolski w shortach (2)
Автор: Wolski Marcin
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 174
Читать онлайн

Enklawa Wolski w shortach (2) читать книгу онлайн

Enklawa Wolski w shortach (2) - читать бесплатно онлайн , автор Wolski Marcin

Kolejny tom "wolszczyzny" zawiera kr?tk? powie?? "Enklawa", w nowej, poprawionej i przeredagowanej wersji oraz kilka d?u?szych nowel, podzielonych na bloki: Ba?nie dla bezsennych, Party i Horrory na p??ne wieczory.

Marcin Wolski nie zamyka si? w jednej konwencji, miesza je. ?ongluje, nagina do swoich potrzeb. Znajdziemy tu krymina?, polityczn? sensacj?, histori? alternatywn?, science fiction, romans, horror. Cz??? opowiada? jest po raz pierwszy prezentowana czytelnikowi. Wszystkie teksty ??czy wsp?lny rodow?d – Radio, na kt?rego zam?wienie i potrzeby powsta?y. A tak?e niepowtarzalny styl Marcina Wolskiego: humor, ironia, sensacyjne spi?cia fabu?y i zaskakuj?ca puenta. To proza, kt?r? uwielbiaj? czytelnicy w ka?dym wieku.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 25 26 27 28 29 30 31 32 33 ... 86 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Teraz zdumienie ogarnęło Tima… A więc ów filantrop Bert Patrickson był osławionym szefem apokaliptyków, który tak znakomicie ukrył się przed laty… Czyżby pieniądze, które posłużyły na fundację, stanowiły mienie samobójców?!!

– Ale… przecież… tyle dla was zrobiłem! – jęknął dyrektor Studium.

– To zaledwie część pokuty! Byłeś tylko paznokciem na palcu Opatrzności, łajdaku – chrypi apokaliptyk. – Kiedy odnaleźliśmy twą kryjówkę, morderco swoich współbraci, miałeś już nasz wyrok. Jeremy pozwolił na odroczenie go. Uczynił cię swym narzędziem, najpewniejszym, bo ślepym. Pracując w Studium oddałeś nam pewne usługi, które oby choć w części zmazały twe łajdactwo. Teraz pozwolimy ci umrzeć.

– Nie… nie… jesteście takimi samymi zbrodniarzami jak ja… Większymi, w końcu wydaliście wyrok na sześć miliardów ludzi… Nie! – tu skoczył ku Hiobowi, ten był jednak szybszy.

Pierwszy strzał rzucił O’Briena w tył, drugi zgiął na dwoje, trzeci wyprostował, a czwarty dobił.

Tim wyrwał pistolet z dłoni Hioba… Ten nie opierał się wcale…

– Biegnij do sterowca… zabierz się z nimi… na Enklawę! – jęknął tylko.

– A ty?

– Ja tu zostanę, poczekam! Moja rola została zakończona – mimo bólu, na twarzy umierającego pojawił się zagadkowy uśmiech.

Inspektor nie pobiegł jednak do hangaru. Szybko odnalazł swój samochód. Wywołał centralę i poprosił o połączenie. Podał zastrzeżony numer szefa. Czekał.

– Wyjechał na weekend… wyjechał na weekend… wyjechał na weekend – odezwała się automatyczna sekretarka.

– Przekleństwo!

Tim nerwowo przypominał sobie wszystkie znane telefony. Policja? Nie, przecież z policji go wyrzucono. Gubernator – nawet go nie wysłucha. Wydzwonił wreszcie swego starego kumpla z „Depressian News”.

– Halo, tu Tim…

Rozespany dziennikarz sklął go jak szewc.

– O co chodzi? Budzisz ludzi w środku nocy…

– Słuchaj, Ralf, musisz mi pomóc! Nadchodzi koniec świata…

– Zadzwoń jutro…

– Kiedy to już dziś, za godzinę!

– Słuchaj Tim, nic mnie to nie obchodzi. Pracuję w dziale miejskim, dałbym ci telefon Staną z działu ciekawostek przyrodniczych, ale właśnie jest na urlopie…

– Hallo, brat nie leci z nami? – przed ciężarówką stała Maria, piękna Włoszka przypominająca swą urodą najlepsze czasy Giny Lollobrigidy…

– Ja… ja… – nie potrafił wykrztusić nic rozsądnego.

– Wszyscy jesteśmy już w sterowcu. Brakuje tylko brata, ojca Berta i Hioba… Nie wie brat, gdzie oni mogą być?

Przez moment chciał powiedzieć prawdę, zmienił jednak zamiar. Popatrzył na biust niemal rozsadzający podkoszulek i wielkie, sarnie oczy Marii.

– Dolecą do was później, siostro – rzekł spokojnie. – Zostało im parę spraw do załatwienia.

– W takim razie kto zadecyduje o odlocie… Może brat… jak bratu na imię?

– Abakuk!

– No więc?

– Odlatujemy!

– Czy jeszcze pana z kimś połączyć? – odezwał się głosik telefonistki w słuchawce, którą wciąż ściskał w ręku.

– Nie, już nie!

1 ... 25 26 27 28 29 30 31 32 33 ... 86 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название