Limes Inferior
Limes Inferior читать книгу онлайн
I ty mo?esz znale?? si? po drugiej stronie zera!?P?ki KLUCZ w gar?ci, w sercu nadzieja?. P???wiatek Argolandu: lifterzy, downerzy, hieny, zdziercy? W absurdalnym, sztucznie wykreowanym ?wiecie Argolandu nic nie jest tym, czym si? z pozoru wydaje. Drobny kombinator, dzi?ki sprytowi inteligencji, dochodzi do szczyt?w w?adzy i odkrywa, ?e jego kraj jest koloni? sterowan? przez Obcych, kt?rzy narzucili mu ustr?j wzorowany na modelu stan?w atomowych. Kasta tzw. nadzerowc?w pr?buje zminimalizowa? skutki interwencji naje?d?c?w. Sztandarowa powie?? Janusza A. Zajdla, tw?rcy nurtu fantastyki socjologicznej w Polsce. G??wny bohater, Adi Cherryson, alias Sneer, wzorowany jest na postaci kolegi po pi?rze, Adamie Wi?niewskim-Snergu. Stanis?aw Lem uzna? Limes interior za najorgynalniejsz? polsk? powie?? SF, jak? czyta?.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Sneer! – usłyszał tuż obok znajomy głos. Obejrzał się. Przy urządzeniu do kopiowania nagrań stał Matt i ktoś jeszcze, młody chłopak, którego Sneer widział po raz pierwszy.
– Cześć, Matt! Co porabiasz? Obiecałem do ciebie zadzwonić, ale wybacz, miałem trochę kłopotów.
– Nie szkodzi – uśmiechnął się Matt. – Jakoś sobie radzę.
– Bawisz się nagraniami?
– Niezupełnie – Matt zmieszał się jakby.
Jego towarzysz zgarnął do pudełka stertę krążków akustycznych i spojrzał pytająco.
– Idź, spotkamy się wieczorem – powiedział Matt i sięgnął do pudełka, wyjmując jeden z krążków.
Chłopak zabrał pudełko z pozostałymi, a Matt ujął Sneera pod rękę i poprowadził do kąta sali, gdzie stało kilka stolików i szereg automatów z napojami.
– Dziś ja zapraszam na kufelek – powiedział, stawiając przed Sneerem plastykowe naczynie.
– Znalazłeś pracę?
– Mam do ciebie prośbę – bąknął Matt cicho, rozejrzawszy się czujnie dokoła. – Gdyby cię ktoś pytał o mnie, to nie widziałeś mnie tutaj.
– Jakaś trefna robótka? – domyślił się Sneer.
– Posłuchaj sobie w domu. – Matt wcisnął mu w dłoń krążek dźwiękowy.
– Co to jest?
– Parę pytań dla tych, którzy oduczyli się je zadawać. Przeciwwaga dla codziennej porcji papki informacyjnej, którą nas karmią.
– Bawisz się w konspirację, Matt? – raczej stwierdził, niż zapytał Sneer. – Dawniej to się nazywało „bibuła".
– Niestety – westchnął Matt. – Od czasu, gdy wynaleziono samorozpadający się papier, nie można robić ulotek. Prawdziwy, trwały papier jest zupełnie niedostępny. Drukuje się na nim tylko podręczniki i dzieła uznane za klasykę.
– Nietrwały papier to znakomity wynalazek. Nie trzeba sprzątać z ulic starych opakowań, nie gromadzą się stare gazety.
– Właśnie. To bardzo wygodne dla administracji: po tygodniu nie ma żadnego śladu oficjalnych wypowiedzi władz i można bez rumieńca wstydu głosić coś wręcz przeciwnego. Zapis akustyczny wypiera inne sposoby notowania informacji, ale ludzie tak przywykli do informacyjnego szumu, że natychmiast wypuszczają prawym uchem to, co wpada w lewe. O wiele skuteczniej można im coś przekazać na piśmie. Ale wobec braku papieru musimy nagrywać te krążki.
– Z kim wojujesz, Matt? – uśmiechnął się Sneer pobłażliwie.
– Jak to: „z kim?" Oczywiście z administracją, z tymi zerowcami z Rady, którzy robią z nas durniów, stwarzając dla nas ten obłędny cyrk.
– To tak, jakbyś wojował ze mną.
– Czyżbyś pracował dla Rady?
– Nie. Ale żyję dzięki temu, co nazywasz cyrkiem.
– Nie wiem, co robisz. Ale, jeśli żyjesz dzięki sytuacji, jaką stworzyli zerowcy z Rady Aglomeracji, to po prostu pasożytujesz na tych wszystkich, którym jest gorzej niż tobie w tym mieście.
– Jestem im potrzebny.
– Tak długo, dopóki istnieje ten wynaturzony system społeczny.
– Właśnie dlatego powiedziałem, że wojujesz ze mną – zaśmiał się Sneer. – Chcesz zdewastować moje tereny łowieckie i rozpędzić zwierzynę.
– Jesteś paskudnym cynikiem.
– Moi klienci są odmiennego zdania. Wszyscy, co do jednego, okazują mi wdzięczność.
– Co robisz? Klucze, rękawiczki, downing?
– Liftuję, i to nieźle. Mogę ci załatwić lepszą klasę, jeśli zechcesz.
– Mówiłeś, że jesteś „po drugiej stronie". Myślałem, że po tej samej, co ja.
– Więc może jestem po trzeciej stronie – Sneer wzruszył ramionami. – Nie mogę podcinać gałęzi, na której siedzę i z której zrywam zupełnie smaczne owoce.
– Niczego nie rozumiesz! – Matt zacisnął pięści i widać było, że traci cierpliwość. – Ten świat upadnie, zawali się! Siedząc na swojej gałęzi nie widzisz, że korzenie tego drzewa próchnieją w oczach. Mało kto rozumie sytuację, wszyscy oślepli, mają przed oczami tylko kolorowe punkty. Musimy jakoś przeciwstawić się tej piwno-telewizyjnej pseudokulturze, która się tu wytworzyła. Czy nie zastanowiłeś się, dlaczego oni poją nas piwem i karmią tanią masową rozrywką? Jedno i drugie zawiera ten sam podstawowy składnik: ogłupiacz! Popatrz na tych ludzi! Cóż widzą przed sobą? Życie wypełnione piwkiem i bezsensownymi programami rozrywkowymi! Uczą się, bo muszą. Majsterkują, bo się nudzą. Ale przez cały czas mają świadomość, że zarówno ich wiedza, jak nabyte zdolności manualne nie zostaną nigdy wykorzystane w jakimkolwiek pożytecznym celu. Człowiek przestał być potrzebny.
– Owszem – wtrącił Sneer. – Jest nadal potrzebny. Jako konsument. Bez niego wszystko traci sens.
– Straciło już dawno. To wszystko, co widzisz dookoła, jest jednym wielkim cyrkiem, komedią reżyserowaną przez grupę zerowców dla całej nieświadomej reszty. To wszystko jest jednym wielkim bluffem!
– Przesadzasz!
– Ani trochę. Przekonasz się wkrótce. Przekonają się wszyscy, nawet najgłupszy szóstak w tym mieście pojmie, że jest obiektem bezsensownej manipulacji.
– Posłuchaj, Matt! – zniecierpliwił się Sneer. – Nasza administracja jest tolerancyjna. Znosi różne rzeczy, czasem przymyka oko na spore kanty i niezbyt czyste interesy. Obawiam się jednak, że nie będzie wyrozumiała dla tych, co chcieliby wywołać jakieś ogólne zamieszanie lub powszechne niezadowolenie. Bo chyba, jak zrozumiałem, do tego zmierza wasza konspiracja.
– Mniejsza o to, Sneer. Zapomnijmy o tej rozmowie – westchnął Matt. – Czy znasz najnowszy dowcip o zerowcach?
– Nie słyszałem.
– Więc… mają ich przemianować na e l i p t y k ó w.
– Dlaczego?
– Bo się p ł a s z c z ą.
– Przed kim?
– No, nie! – Matt pokręcił głową z niedowierzaniem. – Czy ty naprawdę nie chwytasz pointy?
Sneer naprawdę nie rozumiał ani dowcipu, ani sensu tych wszystkich aluzji.
Matt wdał się w jakąś głupią, szczeniacką aferę – myślał, idąc z powrotem w stronę hotelu. – Nic dziwnego, że go przeklasyfikowali. Powinienem wyciągnąć go z tej kabały. To w gruncie rzeczy niegłupi facet. Załatwię mu choćby trójkę i jakąś sensowną pracę.
Wiedział, że może liczyć na kilku dość wpływowych urzędników, którzy dzięki niemu zajmowali teraz niezłe pozycje w administracji Argolandu. Załatwienie pracy dla trojaka nie byłoby dla nich żadnym problemem.
Pod warunkiem, że ten kretyn przestanie spiskować przeciwko porządkowi w aglomeracji! – pomyślał z irytacją o koledze.
W gruncie rzeczy Sneer nie był wcale taki pewny, jak to jest naprawdę z tą argolandzką rzeczywistością. Chyba jednak Matt ma trochę racji: albo wolność, albo porządek. A może i jedno, i drugie jest nieprawdziwe?
Sneer doznał olśnienia w momencie, gdy idąc w kierunku hotelu stał się przypadkowym świadkiem zajścia pod pawilonem Banku.
Wśród szwendających się tam, jak zwykle, handlarzy i kameleonów, krążył niepozorny, mały człowieczek. Sneer dostrzegł, że podobnie jak inni miejscowi kombinatorzy, on też dyskretnie zaczepiał przechodniów. Zbliżył się także do Sneera. W półotwartej dłoni trzymał mały, plastykowy krążek do nagrań akustycznych.
– Prawda po cenie kosztów! – powiedział cicho, schrypniętym szeptem. – Płacisz tylko tyle, ile za czysty krążek.
– Dziękuję – mruknął Sneer i nie zatrzymując się poszedł dalej.
Nim uszedł kilkanaście kroków, usłyszał za sobą tupot nóg i odgłosy szamotaniny. Obejrzał się. Dwóch cywilów wlokło małego handlarza w kierunku zaparkowanego w bocznej ulicy samochodu. Cała reszta punkciarzy – jakby nigdy nic – kontynuowała swą działalność.
Już wiem! – ucieszył się Sneer, obserwując to wydarzenie. – Wiem, jak to jest z tym porządkiem w Argolandzie. Mamy tutaj po prostu doskonale kontrolowany bałagan, stwarzający pozory zarówno porządku, jak wolności.
Sformułowanie tego – paradoksalnego na pozór – algorytmu działania Argolandu okazało się nadspodziewanie owocne dla wyjaśnienia wielu zjawisk – tych, z którymi zetknął się w tym mieście, oraz tych, które miał poznać w najbliższej przyszłości.
To jedyne logiczne wyjaśnienie wielu pozornych absurdów, na które napotyka człowiek w codziennym życiu – kontynuował Sneer swoje rozważania, znalazłszy się w kabinie mieszkalnej. – Wprost trudno uwierzyć, by administracja dysponująca tak precyzyjnym systemem kontroli i sterowania ludnością, nie mogła poradzić sobie z tymi wszystkimi ujemnymi zjawiskami, z nielegalną działalnością różnych kombinatorów i kanciarzy.
Scena pod bankiem świadczyła o tym, że służba porządkowa tylko pozornie nie zauważa jednych, by natychmiast reagować na pojawienie się innych podejrzanych facetów. Wniosek stąd jest zupełnie oczywisty: niektórzy są władzom po prostu potrzebni, ich działalność jest wkalkulowana w funkcjonowanie systemu, być może nawet jest administracji na rękę, pomaga w czymś, stwarza jakieś specyficzne sytuacje społeczne czy gospodarcze.
Wiele spraw wygląda zupełnie inaczej, gdy spojrzeć na nie przez pryzmat tej zasady. Choćby taki lifting: może nie jest tak bardzo istotną rzeczą, czy wysoki urzędnik administracji albo dyrektor instytucji, ma klasę zerową, czy – powiedzmy – drugą. Jeśli jednak stawia się wymagania co do klasy – to wówczas kandydat na dane stanowisko musi za wszelką cenę zdobyć to zero. Gdyby nie pomoc liftera, wielu takich kandydatów nigdy by nie sprostało wymaganiom. A przecież są wśród nich – na przykład – synowie czy kuzyni wysoko postawionych osób, protegowani ważnych zerowców! Formalnie nie można dla nikogo robić wyjątków, poprzeczka jest ustawiona równie wysoko dla każdego. Podliftowany zerowiec – de facto dwojak – radzi sobie lepiej lub gorzej na swej posadzie, ale nikt mu nie może czynić formalnych zarzutów z powodu klasy. Z drugiej zaś strony, gdyby odpowiednie czynniki kontrolujące zechciały pogrzebać w zapisach bankowych, można by wreszcie wykazać, kto i kiedy korzystał z usług liftera. Wobec tego, liftowany dygnitarz jest potulny i niekontrowersyjny w swym służbowym środowisku, łatwo nim sterować, wywierać na niego pewne naciski, bo zrobi wszystko, by nie grzebano w jego przeszłości i nie badano kwalifikacji.
Prawdziwy zerowiec, mający swój intelekt w głowie, a nie tylko na Kluczu, ma w nosie te wszystkie naciski i układy personalne. On poradzi sobie sam, nikt mu nie wykaże niedostatków umysłowych, a weryfikacja nie grozi mu przeklasyfikowaniem. Taki pracownik – choć faktycznie zdolny i samodzielny w pracy – nie jest pożądanym elementem w służbowej hierarchii instytucji publicznych czy placówek naukowych.