-->

Eden

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Eden, Lem Stanislav-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Eden
Название: Eden
Автор: Lem Stanislav
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 340
Читать онлайн

Eden читать книгу онлайн

Eden - читать бесплатно онлайн , автор Lem Stanislav

W obliczeniach by? b??d. Nie przeszli nad atmosfer? ale zderzyli si? z ni? [...] W jego wyniku rakieta z grup? kosmonaut?w awaryjnie l?duje na planecie Eden. Ludzie rozpoczynaj? napraw? statku, a tak?e badanie planety, kt?ra okazuje si? zamieszkana przez istoty rozumne. Podczas poznawania nowego ?rodowiska kosmonauci odkrywaj? niezrozumia?e z ziemskiego punktu widzenia rzeczy i zjawiska, np. dzia?aj?c? automatycznie fabryk?, kt?ra najpierw produkuje nieznane przedmioty, a nast?pnie je niszczy. Najbardziej jednak niezrozumia?y wydaje si? Ziemianom system spo?eczny, w kt?rym egzystuj? "dubelty" (jak nazwali Ede?czyk?w). Wiod?c? technologi? jest bioin?ynieria, kt?ra za pomoc? manipulacji genetycznych usi?uje wytworzy? "lepsza ras?". Wytwory nieudanych eksperyment?w s? eksterminowane...

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 18 19 20 21 22 23 24 25 26 ... 61 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Nie wiem - odparł Inżynier - ale nie atomowy. Tego jestem prawie pewien.

– To „prawie” może nas kosztować wszystko - powiedział Doktor. Odchylił się do tyłu i oparł głowę z zamkniętymi oczami o brzeg wiszącej bokiem szafy bibliotecznej, jakby nie miał więcej zamiaru się odezwać.

– Kwadratura koła - mruknął Cybernetyk.

– A gdybyśmy spróbowali… porozumieć się? - zaczął z ociąganiem Chemik. Doktor usiadł prosto i patrząc na niego, powiedział:

– Dziękuję ci. Zaczynałem się już naprawdę obawiać, że tego nikt nie powie!

– Ależ próbować porozumienia - to znaczy wydać się w ich ręce! - krzyknął Cybernetyk zrywając się z miejsca.

– Dlaczego? - spytał chłodno Doktor. - Możemy się pierwej uzbroić, nawet w miotacze atomowe - ale nie będziemy się podkradać nocą do ich miast czy fabryk.

– Dobrze, dobrze… Więc jak sobie wyobrażasz taką próbę porozumienia?

– Tak, powiedz - dodał Koordynator.

– Przyznaję, że nie powinniśmy go próbować w tej chwili - odparł Doktor. - Im więcej zdołamy naprawić urządzeń na statku, tym, rzecz prosta, lepiej. Powinniśmy się też uzbroić - chociaż nie muszą to być miotacze atomowe… Potem - część z nas zostanie przy rakiecie., a część, dajmy na to trzech, pójdzie do miasta. Dwaj zostaną z tyłu, aby mogli dobrze obserwować trzeciego, który będzie starał się porozumieć z mieszkańcami…

– Wiesz wszystko bardzo dokładnie. Wiesz nawet, oczywiście, kim będzie ten, kto wejdzie do miasta - złowróżbnym głosem powiedział Inżynier.

– Tak. Wiem.

– A ja nie pozwolę ci popełniać na moich oczach samobójstwa! - krzyknął Inżynier, zerwał się na równe nogi i przyskoczył do Doktora, który nie podniósł nawet głowy. Inżynier drżał cały. Nie widzieli go jeszcze tak wzburzonym.

– Jeżeli przeżyliśmy - wszyscy! - taką katastrofę, jeżeli udało się nam wydostać z tego grobu, w który zamieniła się rakieta, jeżeli wyszliśmy cało, biorąc na siebie nieobliczalne ryzyko lekkomyślnych eskapad - jak gdyby planeta, obca planeta, była terenem do spacerowych wycieczek - to nie po to, aby przez jakieś przeklęte mrzonki, przez banialuki! - gniew dusił go po prostu. - Wiem, o co ci idzie - krzyczał z zaciśniętymi pięściami. - Posłannictwo człowieka! Humanitaryzm! Człowiek wśród gwiazd! Prawość! Bałwan jesteś ze swoimi idejkami, rozumiesz?! Nikt nie chciał nas dziś zabić! Nie zasypywano żadnego masowego grobu! Co? Prawda?! Co? - pochylał się nad Doktorem, który popatrzył nań i wtedy Inżynier umilkł.

– Chciano nas zabić. I bardzo możliwe, że to był grób pomordowanych - powiedział Doktor, a wszyscy widzieli, z jakim wysiłkiem zachowywał spokój. - A pójść do miasta trzeba.

– Po tym, cośmy zrobili? - odezwał się Koordynator. Doktor drgnął.

– Tak - powiedział. - Spaliliśmy trupa… tak. Róbcie, co uważacie za właściwe. Postanawiajcie. Ja się - podporządkuję.

Wstał i wyszedł, przekraczając bokiem poziomo otwarte drzwi. Zamknął je za sobą. Patrzyli na nie przez chwilę, jakby w oczekiwaniu, że rozmyśli się i wróci.

– Niepotrzebnie się tak uniosłeś - powiedział cicho Koordynator do Inżyniera.

– Wiesz doskonale - zaczął Inżynier, ale popatrzywszy mu w oczy, powtórzył ciszej:

– Tak. Niepotrzebnie.

– Doktor ma słuszność w jednym - powiedział Koordynator. Podciągnął osuwający się bandaż. - To, cośmy odkryli na północy, nie składa się z tym, co widzieliśmy na wschodzie. Szacując z grubsza, miasto znajduje się tak daleko od nas, jak fabryka - w linii powietrznej niewiele ponad trzydzieści, trzydzieści piąć kilometrów.

– Więcej - powiedział Fizyk.

– Możliwe. Otóż nie sądzę, żeby na południu albo na zachodzie znajdowały się jakieś elementy ich cywilizacji równie blisko - bo z tego by wynikało, że spadliśmy w samym środku jakiegoś lokalnego „pustkowia cywilizacyjnego”, „cywilizacyjnej próżni” o średnicy sześćdziesięciu kilometrów - byłby to zbyt dziwny, a przez to i nazbyt nieprawdopodobny przypadek. Zgadzacie się ze mną?

– Tak - powiedział Inżynier. Nie patrzył na nikogo.

– Tak - skinął głową Chemik i dodał: - Od początku należało mówić tym językiem.

– Podzielam skrupuły Doktora - ciągnął Koordynator - ale jego propozycję uważam za naiwną i nieprzystosowaną do sytuacji. Nie dorastającą do niej. Reguły kontaktu z obcymi istotami są wam znane, ale nie przewidują sytuacji, w jakiej znaleźliśmy się - jako bezbronni prawie rozbitkowie, mieszkańcy wkopanego w ziemię wraka. Musimy oczywiście naprawiać uszkodzenia statku, równocześnie jednak zachodzi wyścig w zbieraniu informacji - między nami i nimi. Jak dotąd, my jesteśmy górą. Tego, który zaatakował nas, zniszczyliśmy. Nie wiemy, dlaczego to zrobił. Może naprawdę przypominamy jakichś ich wrogów - to też trzeba, w miarę możliwości, stwierdzić. Wobec tego, że uruchomienie statku nie jest w najbliższej przyszłości realne, musimy być przygotowani na wszystko. Jeżeli cywilizacja, która otacza nas, jest dość wysoka - a sądzę, że to właśnie zachodzi - to, co zrobiłem - cośmy zrobili - w najlepszym razie tylko opóźni nieco odnalezienie nas. Główny wysiłek musimy - teraz - skierować na uzbrojenie.

– Czy mogę coś powiedzieć? - odezwał się Fizyk.

– Mów.

– Chciałbym wrócić do punktu widzenia Doktora. Jest on - powiedziałbym - przede wszystkim emocjonalny, ale stoją za nim także inne argumenty. Znacie wszyscy Doktora. Wiem, że nie byłby zachwycony tym, co mogę przytoczyć w obronie jego propozycji - ale powiem to. Otóż bynajmniej nie jest obojętna sytuacja, w której nastąpi pierwszy kontakt między nami i - nimi. Jeżeli oni przyjdą do nas - przyjdą po… śladach. Wtedy o porozumieniu trudno wręcz będzie myśleć. Nastąpi bez wątpienia atak, a my będziemy zmuszeni walczyć o życie. Jeżeli natomiast my wyjdziemy ku nim - szansa porozumienia, chociaż nikła, będzie jednak istniała. Tak więc ze strategicznego stanowiska lepiej zachować inicjatywę i aktywność, bez względu na to, jakie można o tym wygłaszać opinie moralne…

– No dobrze, ale jak to ma wyglądać w praktyce? - spytał Inżynier.

– W praktyce nic się na razie nie zmieni. Musimy mieć broń - i to jak najszybciej. Chodzi o to, abyśmy, zaopatrzywszy się w nią, przystąpili do prób kontaktu - ale nie na zbadanym terenie.

– Dlaczego? - spytał Koordynator.

– Dlatego, ponieważ jest wysoce prawdopodobne, że zanim jeszcze dotrzemy do miasta, zostaniemy uwikłani w walkę. Nie porozumiesz się z istotami, które pędzą w tych tarczach - są to najgorsze warunki, jakie sobie można wyobrazić.

– A skąd wiesz, że gdzie indziej natkniemy się na lepsze?

– Nie wiem - ale wiem, że na północy i na wschodzie nie mamy czego szukać. Przynajmniej na razie.

– Rozważymy to - powiedział Koordynator. - Co dalej?

– Trzeba uruchomić Obrońcę - powiedział Chemik.

– W jakim czasie da się to zrobić? - zwrócił się Koordynator do Inżyniera.

– Nie mogę powiedzieć. Bez automatów nie dostaniemy się nawet do Obrońcy. Waży czternaście ton. Niech Cybernetyk powie.

– Żeby go przejrzeć, potrzebuję dwu dni. Co najmniej - podkreślił ostatnie słowo Cybernetyk. - Ale pierwej muszę mieć automaty na chodzie.

– W tym czasie będziesz miał wszystkie automaty w ruchu? - spytał z powątpiewaniem Koordynator.

– Gdzież tam! Dwa dni zajmie mi sam Obrońca - potem, kiedy uruchomię choć jeden automat. Naprawczy. A muszę mieć jeszcze jeden, ciężarowy. Żeby je przejrzeć, potrzebuję znowu dwu dni, z tym, że nie wiem, czy w ogóle dadzą się uruchomić.

– Czy nie można wymontować z Obrońcy serca i ustawić go za prowizorycznym pancerzem, tutaj, na górze, pod osłoną kadłuba? - pytał dalej Koordynator. Skierował wzrok na Fizyka. Ten potrząsnął głową.

– Nie. Każdy biegun serca waży przeszło tonę. Poza tym bieguny nie zmieszczą się w tunelu.

– Tunel można poszerzyć.

– Nie przejdą przez właz. A klapa ciężarowa jest pięć metrów nad ziemią i zalana wodą z pękniętego zbiornika rufowego, przecież wiesz.

– Badałeś skażenie tej wody? - spytał Inżynier.

1 ... 18 19 20 21 22 23 24 25 26 ... 61 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название