-->

Enklawa Wolski w shortach (2)

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Enklawa Wolski w shortach (2), Wolski Marcin-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Enklawa Wolski w shortach (2)
Название: Enklawa Wolski w shortach (2)
Автор: Wolski Marcin
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 175
Читать онлайн

Enklawa Wolski w shortach (2) читать книгу онлайн

Enklawa Wolski w shortach (2) - читать бесплатно онлайн , автор Wolski Marcin

Kolejny tom "wolszczyzny" zawiera kr?tk? powie?? "Enklawa", w nowej, poprawionej i przeredagowanej wersji oraz kilka d?u?szych nowel, podzielonych na bloki: Ba?nie dla bezsennych, Party i Horrory na p??ne wieczory.

Marcin Wolski nie zamyka si? w jednej konwencji, miesza je. ?ongluje, nagina do swoich potrzeb. Znajdziemy tu krymina?, polityczn? sensacj?, histori? alternatywn?, science fiction, romans, horror. Cz??? opowiada? jest po raz pierwszy prezentowana czytelnikowi. Wszystkie teksty ??czy wsp?lny rodow?d – Radio, na kt?rego zam?wienie i potrzeby powsta?y. A tak?e niepowtarzalny styl Marcina Wolskiego: humor, ironia, sensacyjne spi?cia fabu?y i zaskakuj?ca puenta. To proza, kt?r? uwielbiaj? czytelnicy w ka?dym wieku.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 7 8 9 10 11 12 13 14 15 ... 86 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

14. Walter

Cały mój system buntował się coraz bardziej przeciwko nienormalnej sytuacji, a wysiłki Jeremy’ego zmierzające do uczynienia ze mnie członka pustelni, przypominały próbę hodowli pstrąga w kałuży lub Eskimosa w lodówce. Byłem jednak na tyle ostrożny, aby niczego nie dać po sobie poznać – Jeremiasz miał nade mną przewagę fizyczną, był panem sytuacji: on dostarczał pożywienia, organizował czas i doglądał mnie na każdym kroku. I nudził, nudził, nudził! Uwielbiał gawędy o świecie jego młodości, o kniejach, w których nie brakowało ptactwa, o rześkich strumieniach pełnych ryb.

– Dziś nasze lasy są głuche, wody przypominają roztwory chemiczne, a ludzie…

Miał, oczywiście, sporo racji, ale to jeszcze nie był powód, żebym musiał rezygnować ze swego trybu życia, z komfortu, nieustannego sprawdzania się w działaniu. Z kobiet. Z rozrywek… Nigdy dotąd nie uświadamiałem sobie, że brak gazety czy telewizji może być torturą, której nie osłabia stałe podnoszenie wydajności uprawy patatów.

– Chodźmy spać, Walterku, kto śpi, nie grzeszy – mawiał co wieczór mój pustelnik, a ja niezmiennie odpowiadałem:

– Wolałbym grzeszyć.

– Apage!

Sypiałem dobrze, aż za dobrze. Tak, że w końcu wydało mi się to podejrzane. Sądząc po karbach żłobionych na drzewie, upływał ósmy dzień pobytu na dachu, a moje obawy, że nie wszystko jest tak, jak twierdził pustelnik, zwiększyły się jeszcze bardziej. W zasadzie Jeremy nie pozwalał mi oddalać się od szałasu; pod różnymi pozorami udało mi się jednak zwiedzić cały dach. Długość Enklawy nie przekraczała kilkuset metrów, szerokość ograniczała się do kilkudziesięciu.

Tego dnia w pogoni za zabłąkaną kozą znalazłem się na nieznanej mi dotąd północno-wschodniej części dachu. Wśród piaszczystych wzgórków porośniętych rzadszą roślinnością znajdował się mały stawek, szczerze, mówiąc większa kałuża. Wystarczająca jednak, by móc się wykąpać. Zrzuciłem samodziałowy przyodziewek i już zamierzałem się opłukać, gdy nagle… We wczesnym dzieciństwie bona czytywała mi „Robinsona Crusoe”. Ta scena jako żywo była wyjęta z tamtej opowieści. Na piasku widać było wyraźnie odciśnięty ślad ludzkiej stopy. Jeden! Przy kolacji wspomniałem o tym Jeremiaszowi.

– Ślad stopy? To normalne, często się tam kąpię…

– Ale pan ma płaskostopie i nogę jak kajak! – nacisnąłem. – Ten odcisk był niewielki…

– No to może koza… albo wiatr tak ułożył piasek. Daję ci słowo: nie ma tu żadnych ludożerców.

Widziałem, że jest zakłopotany. Wzmocniło to moje wątpliwości i kiedy zadeptywał ognisko, szybko wylałem przygotowany dla mnie napój. Jeśli usypiał mnie, cwaniaczek, co noc, to teraz była okazja przekonać się, po co to robi? Udałem, że zapadam w sen. Zachrapałem. Jeremiasz pokręcił się jeszcze po gospodarstwie, umył zęby, powtórzył „Walter, Walter”, a upewniwszy się, że śpię, ruszył w stronę tajemniczego jeziorka. Odczekałem dobrą chwilę i pomaszerowałem za nim.

Skradanie się to głupia, poniżająca czynność, dobra może dla prywatnego detektywa, a nie dla człowieka interesu. Zwłaszcza, gdy wśród drzew mrok jest gęsty jak sadza i co chwila przed nosem wyrasta gałąź, pień lub kolczasty krzak. Szczęściem podśpiewujący pustelnik („Och, kobiety, co one mogą zrobić z nas!”) czynił tyle hałasu, że mogłem się posuwać nie zauważony. Droga nie była długa. Jeremy minął jeziorko i zatrzymał się przy wzgórku, parę metrów od krawędzi dachu. Widziałem wyraźnie jego przygarbioną sylwetkę na tle łuny wielkiego miasta. Wyjął z kieszeni coś, co przypominało latarkę. Rozległ się krótki pstryk, a potem miarowe buczenie; bryła wydmy drgnęła, piasek sypnął się jak po uruchomieniu elewatora, skrzypnął jakiś zamek, otworzyły się drzwi. Fala światła zalała polankę. Ledwie uskoczyłem w cień.

W prostokącie świetlnym stała smukła postać kobieca, powiem więcej – dziewczęca. Zanim mój pustelnik znikł we wnętrzu i znów wszystko ogarnęła ciemność, dobiegł mnie krótki dialog:

– Halo, kochanie, późno coś dzisiaj przychodzisz!

– Witaj, moja mała Piętaszko!

1 ... 7 8 9 10 11 12 13 14 15 ... 86 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название