-->

Diabelska Maskarada

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Diabelska Maskarada, Hemerling Marek-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Diabelska Maskarada
Название: Diabelska Maskarada
Автор: Hemerling Marek
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 170
Читать онлайн

Diabelska Maskarada читать книгу онлайн

Diabelska Maskarada - читать бесплатно онлайн , автор Hemerling Marek

Tarcza kontynentu falowa?a jakby stanowi?a j? nie skalista r?wnina, lecz powierzchnia wzburzonego oceanu. Jaka? potworna si?a napiera?a od wewn?trz, rozdymaj?c zastyg?e od wiek?w formy geologiczne. Ruchy te mia?y swoje centrum, w kt?rym upiorny taniec osi?ga? maksymalne nat??enie. Wreszcie kamienna skorupa nie wytrzyma?a zmiennych napr??e? i podda?a si? uwalniaj?c gigantyczny gejzer rozgrzanych do czerwono?ci g?az?w. R??nica temperatur powodowa?a, ?e w zetkni?ciu z lodowat? atmosfer? Gelwony p?ka?y niczym ?wi?teczne fajerwerki.

(fragment ksi??ki)

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 6 7 8 9 10 11 12 13 14 ... 43 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

8.

Przed oczami kreatora rozgrywała się milcząca pantomima procedury przedstartowej. Fuertad, z wyrazem niezadowolenia zastygłym na pomarszczonej twarzy, obserwował każde wskazanie aparatury i każdy gest obsługujących ją operatorów. Ich ruchy wydawały mu się nie dość precyzyjne, reakcje zbyt wolne, a decyzje pozostawiały wiele do życzenia. Najchętniej wygoniłby wszystkich z dyspozytorni i osobiście wyprawił w drogę olbrzymi prom, którego przestrzenny obraz wypełniał większość ekranów. Wpasowane w ażurową konstrukcję kolosa kapsuły zawierały najcenniejszą dla Gelwony rzecz: delikatne ciała ludzkich istot. Kolejny transport oficjalnych nieboszczyków. Skreśleni z listy żyjących, dopiero teraz staną się naprawdę pożyteczni – może nawet bardziej niż niejeden uczciwy obywatel Związku Solarnego.

Kreator Fuertad zawsze osobiście nadzorował przebieg całej operacji. Wychodził z założenia, że jedynym człowiekiem, na którym można w zupełności polegać, jest on sam. Powtarzające się ostatnio wypadki niesubordynacji i jawnego lekceważenia obowiązków utwierdzały go w tym przekonania. A w dodatku ten nieporadny Ubir nuf Dem, wpakowany decyzją Rady na stanowisko komendanta. Gelwona miała już nad sobą wielu idiotów, ale postępowanie obel-borta wyjątkowo działało kreatorowi na nerwy.

– Coś trzeba będzie zrobić z tą nadętą kukłą – myślał Fuertad. – Koniecznie. Inaczej to wszystko się rozleci. Lata pracy, dzieło mego życia… Nie pozwolę! – obciągnięta pergaminową skórą piąstka uderzyła w poręcz fotela.

Siedzący najbliżej kreatora programista zakończył właśnie wirtuozerski pasaż po klawiaturze bloku modelującego. Odetchnąwszy głęboko, wpatrzył się w elipsoidalny monitor, podający w momentalnej projekcji wyniki wykonanych operacji.

– Schemat trajektorii przygotowany do testowania – oznajmił.

– Znowu jesteście spóźnieni – zaskrzeczał Fuertad odsuwając gniewnym gestem zwoje cyfrowych meldunków.

– To nie nasza wina – nieśmiało zaoponował ktoś z boku.

– Milczeć! – sunący na grawitonowej poduszce fotel przemknął między głowicami koderów i kreator zatrzymał się przed tablicą kontrolną hipnotronu. – Co to ma znaczyć? Dlaczego nie rozpoczęto emisji?

– Kilka obiektów znajduje się jeszcze w fazie przejściowej – tłumaczył przestraszony operator. – O, tu i tu… – wskazywał tańczące cyfry w okienkach miernika.

– Zwiększyć stymulację z zastosowaniem bezpiecznika neurostatycznego – zadecydował Fuertad. – Nie potraficie przeprowadzić najprostszej operacji – dodał zirytowany.

Osobiście uruchomił program instruktażowy i skierował fotel na środek dyspozytorni.

– Śpijcie spokojnie – mruknął patrząc na oblepiające rdzeń próżniowego promu kapsuły. – Fuertad pamięta o wszystkim. Śpijcie. Musicie dobrze wypocząć i wiele się nauczyć.

Największy z ekranów testacyjnych zajaśniał właśnie zoptymalizowaną projekcją przestrzeni, uzupełnioną aktualnym stanem zawirowań metryki. Rubinowy krąg symbolizujący satelitarną bazę Związku Solarnego nanizany był na wydłużoną elipsę orbity, w której ognisku pyszniła się różnymi odcieniami fioletu tarcza Gelwony.

– Prognozy negatywnego odchylenia trajektorii rzędu trzech setnych – padło od strony stanowiska nawigacyjnego. – Tolerancja około sześciu sekund bezwzględnych.

– Dokładniej – zażądał Fuertad.

– Sześć koma dwanaście, z inwariantną stopnia pierwszego.

Kreator z zadowoleniem pokiwał głową. Czułym spojrzeniem wypłowiałych oczu ogarnął obraz Gelwony otoczonej ledwie dostrzegalną mgiełką obłoków i pochylony nad dźwignią startera, z widocznym wysiłkiem ujął metalową rękojeść. Kościste palce zacisnęły się kurczowo, trzasnęły przełączniki i prom z majestatyczną powolnością opuścił wnętrze śluzy parkingowej, unosząc z sobą cenny ładunek.

Fuertad jeszcze przez chwilę obserwował pulsującą zmiennymi kolorami kreskę, która wystrzeliła z rubinowego kręgu bazy i łagodną parabolą zmierzała w kierunku planety. Potem zawrócił fotel i bez słowa wyjechał z dyspozytorni. Spieszył się.

– Muszę koniecznie porozmawiać z komendantem – przypomniał sobie raport, który przed kilkoma dniami przekazał obel-bortowi. – To doprawdy skandal, że każdą drobnostkę trzeba uzgadniać z takim dyletantem – parsknął pogardliwie. – On przecież o niczym nie ma pojęcia. Jeżeli jeszcze się nie zdecydował i będzie dalej zwlekać, wykorzystam kanał nadrzędny i nawiążę kontakt z Głównym Modyfikatorem.

Nie przerywając jazdy wystukał na klawiaturze podręcznego autofonu kod kierunkowy kwatery obel-borta. Nikt się nie zgłaszał.

– No proszę! – Fuertad ze wściekłością uderzał w poręcz pędzącego fotela. – Nie ma go! Nigdy go nie ma, jak jest potrzebny! Łazi gdzieś pewnie z tym swoim skrzydłakiem i poza własnym rodowodem nic go nie obchodzi!

Narzekając i pomstując dojechał wreszcie do medbloku. Na widok kreatora dwaj strażnicy z irytującą powolnością zajęli przepisowe miejsca, a gdy dźwiękochłonne drzwi zatamowały wreszcie potok słów wylewających się z ust zasuszonego starca, wrócili do przerwanej gry. Jej stawką były małe, bielusieńkie krążki, których gorzkawy smak znali obaj doskonale. Jedyna rzecz warta pełnego zaangażowania. Cała reszta to po prostu zbiór przypadkowych epizodów, tak jak i ten śmieszny człowieczek w swoim wariackim fotelu czy inni, równie nieszkodliwi ludkowie. Naprawdę nie ma sensu przejmować się takimi drobiazgami. Świat byłby o wiele piękniejszy, gdyby wszyscy to zrozumieli.

Dwie głowy pochyliły się nad wirującą tarczą i dwie pary oczu z zapartym tchem śledziły migające przebiegi losowych funkcji, których wynikowy kształt wskaże zwycięzcę.

1 ... 6 7 8 9 10 11 12 13 14 ... 43 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название