Ucieczka z Raju
Ucieczka z Raju читать книгу онлайн
Ucieczka z raju to udana kontynuacja ?atwo by? Bogiem autorstwa Roberta J. Schmidta. Akcja ksi??ki dzieje si? w dwudziestym czwartym wieku, w czasie najwi?kszego triumfu ludzko?ci, kt?ra wolna od konflikt?w powoli, ale konsekwentnie kolonizuje kolejne obszary kosmosu. Jednak spokojna stabilizacja, cho? jest stanem wielce po??danym nigdy nie trwa wiecznie. W ko?cu dochodzi do spotkania z obc? cywilizacj?, kt?ra okazuje si? nie wykazywa? ?adnej woli kontaktu, za to wywo?uje wojn?, w kt?rej nie bierze je?c?w i niszczy wszystko na swojej drodze. Stawk? w konflikcie jest nie tylko podb?j nowego terytorium, ale te? fizyczne unicestwienie wroga... Na jednej z ewakuowanych po?piesznie planet zrehabilitowany kapitan ?wi?cki toczy swoj? prywatn? wojn? o ocalenie jak najwi?kszej liczby ludzi. Kolonia na Delcie Ulietty kryje jednak o wiele wi?ksz? tajemnic?, kt?ra by? mo?e pozwoli odmieni? losy ca?ej wojny. W ksi??ce Schmidt'a akcja p?dzi od pierwszych stron. Ucieczka z raju to klasyczna powie?? science fiction z wyrazistymi postaciami, intrygami, walk? o w?adz? i oczywi?cie kosmicznymi bitwami. Autor pokazuje, ?e zagadnienie inwazji obcych to wci?? niewyczerpane ?r?d?o pomys??w na ciekawa fabu??. Robert J. Szmidt wykaza? si? niezwykle bogat? wyobra?ni?, opowiadaj?c swoj? histori? z ogromnym wdzi?kiem i oryginalno?ci?.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
wcześniej tego nie robił. – Żeg…
Transmisja została przerwana, ale Henryan nie opuścił ekranów izolacyjnych.
– Wykonać skok – rozkazał przez zaciśnięte zęby.
.
EPILOG
.
JEDEN
Trinity 44, Sektor Zebra,
27.10.2354
Ninadine podeszła do oficera stojącego przy luku. Przyłożyła dłoń do rozgrzanego panelu
skanera. Na wyświetlaczach stanowiska kontrolnego pojawiły się jej dane.
– Dziękuję, panno Truffaut. – Mundurowy podał jej kartę kodową z dokumentami transferu.
– Proszę przejść na terminal numer siedemset dwadzieścia sześć.
Stacja tranzytowa w systemie Trinity 44 przyjęła wszystkich nadprogramowych uchodźców
z Ulietty, choć nawet w jej gargantuicznym korpusie trudno było znaleźć miejsce dla tak
ogromnej rzeszy pasażerów. Wojskowy zarząd dwoił się więc i troił, by jak najszybciej
rozwiązać ten problem. Transportowce floty i przejęte jednostki pasażerskie odlatywały co
chwilę, zabierając po kilkudziesięciu, czasem nawet kilkuset pasażerów, by przewieźć ich do
nowych tymczasowych ojczyzn.
W nadawanych bez przerwy komunikatach dowództwo informowało, jak wyglądają
procedury, gdzie znajdują się punkty rejestracyjne, jakie dokumenty trzeba okazać. Ninadine
była pod wrażeniem sprawnej organizacji. Wojsko działało jak najlepsza korporacja, było
niezawodną maszyną o milionie idealnie pasujących do siebie trybów. Zlecone flocie zadanie
rozśrodkowania ewakuowanych zostanie wykonane w najkrótszym możliwym czasie,
ponieważ w kolejce do ramion cumujących stały już kolejne jednostki z mieszkańcami innych
zaatakowanych kolonii. Na ich pokładach nie było jednak aż tylu pasażerów jak
w przepastnych kontenerowych pseudohabitatach.
Żołnierze, których przydzielono do nadzorowania wyładunku, oglądali z niekłamanym
podziwem pustoszejące kontenery. Nie nawykli do luksusów, ale pokonanie kilku lat
świetlnych w takich warunkach nawet im nie mieściło się w głowie.
To cud – uświadomiła sobie Ninadine, jadąc długim ruchomym chodnikiem na koniec
wielokilometrowego ramienia, przy którym znajdował się wskazany jej terminal – że tak
niewiele osób postradało życie podczas tej podróży. W jej habitacie zmarły tylko trzy osoby.
Dwie w wyniku nieszczęśliwego wypadku z kompresorem, trzecia doznała rozległego
wylewu. Bez lekarzy na pokładzie pozostali górnicy mogli jedynie przyglądać się ich agonii.
W sumie słyszała o dwudziestu sześciu ofiarach tej szaleńczej ucieczki, choć to na pewno nie
były jeszcze pełne szacunki. Te pozna dopiero wtedy, gdy zakończy się jej tułaczka.
Na razie miała się udać do nowo wybudowanej kolonii gdzieś na drugim krańcu Rubieży,
przy granicy z Terytoriami Wewnętrznymi. Tam przyjdzie jej czekać na drugi etap transferu,
tym razem już docelowego. Zaraz po otrzymaniu przydziału wysłała ze stacji wiadomość
swoim przełożonym, informując ich, gdzie dokładnie zostanie wysłana. Liczyła, że szefowie
nie zostawią jej na lodzie jak tam, na Delcie. Pewności jednak nie mogła mieć, podświadomie
więc szykowała się na najdłuższe w życiu wakacje.
Zasłużyłam na odpoczynek – uznała, schodząc z poruszającego się wolnym tempem
chodnika. W pomieszczeniu terminalu za przezroczystą ścianą z plastali stało już ponad sto
osób. Mijając bramkę kontrolną, Ninadine przyglądała się odwróconym w jej stronę obcym twarzom. Nie znała nikogo z tych umęczonych, brudnych ludzi.
DWA
Ziemia, Sektor Alfa, 27.10.2354
Kanclerz Modo wysłuchała raportu wielkiego admirała. Powieka jej nawet nie drgnęła, gdy Farland podawał kolejne liczby i fakty. Rdzeniowiec wykonał skok w przestrzeń
międzysystemową, skąd natychmiast nadał komunikat. Dwie doby później pojawił się na
Trinity 44, skąd po odłączeniu habitatów z niemal dziewięćdziesięcioma tysiącami uratowanych kolonistów wyruszył w rejs do Systemów Centralnych.
– Proszę się nie obawiać. Zorganizowaliśmy sprzęt potrzebny do przejęcia tych ludzi –
poinformowała dowódcę trzeciej floty, mierząc chłodnym spojrzeniem towarzyszących mu
wyprężonych oficerów. Rutta wyglądał na potwornie zmęczonego, a stojący obok niego
Święcki miał spuszczoną głowę. – Polecimy także admiralicji pilne kontrasygnowanie
wniosków o awanse dla kapitana i pułkownika. Rada w uznaniu zasług zdecydowała także
o odznaczeniu wszystkich panów Złotym Krzyżem Federacji. Wasz wkład jest nieoceniony.
Dziękuję w imieniu nas wszystkich.
Farland, Rutta i Święcki zasalutowali i na tym zakończono połączenie ze sztabem trzeciej
floty.
Modo usiadła wygodniej, utrzymanie postawy wyprostowanej wciąż sprawiało jej ból,
a przy tak szczególnych okazjach ograniczała dozowanie środków uśmierzających, by poddani
– jak lubiła nazywać ludzi – którym udzielała audiencji, nie zauważyli jej rozkojarzenia.
– Pomysł ze zmyleniem Obcych transmisjami z niezamieszkanych systemów wydaje się
genialny w swojej prostocie – stwierdziła, czując błogie odrętwienie w miejscach, gdzie
dozowniki wstrzyknęły jej podwójną dawkę tronixu.
– Nie do końca rozumiem, jak miałoby to zadziałać – rzucił nieprzekonany Kaup.
– To proste jak budowa lasera, przyjacielu – odezwał się natychmiast Benadetto. – Jeśli
sondy Obcych działają na podobnej zasadzie jak nasze… a raporty Farlanda i Rutty wskazują
wyraźnie, że w dotychczasowych podbojach ma’lahn wykorzystywali natężenie emisji fal
radiowych… możemy ich łatwo zmylić i skierować w przyszłości tam, gdzie będziemy
chcieli, czyli prosto na kolonie-przykrywki. Nagramy emisje z najbardziej rozwiniętych
systemów w innych metasektorach i zaczniemy je nadawać ze stacji umieszczonych kilka dni
świetlnych za systemami minus drugiego i minus trzeciego pasa. Dzięki temu Obcy, analizując
zarejestrowany szum tła, polecą tam, gdzie będzie największy ruch w eterze.
– To się dopiero okaże. – Kaup nadal nie był przekonany.
Benadetto roześmiał się chrapliwie.
– Nie mam wątpliwości, że nasi wojskowi trafili na właściwe rozwiązanie. Niepokoi mnie
tylko jedno: czy nasz skromny wkład w uprawdopodobnienie tej zmyłki nie zostanie zbyt
wcześnie odkryty i mylnie zinterpretowany.
Modo spojrzała na niego uważniej.
– Do czego pijesz, Giancarlouis? – zapytała.
– Do naszego upadłego bohatera – rzucił kąśliwie.
– Ta menda za dużo wie – poparł go Kaup.
– Damiandreas nie puści pary z ust. – Machnęła lekceważąco ręką. – Ma zbyt wiele do
stracenia…
– I tu się mylisz – wpadł jej w słowo Benadetto. – Został przez nas upokorzony, a ludzie
jego pokroju nie poddają się tak łatwo. Nie martwiłbym się o Stachursky’ego. On z pewnością
jest dzisiaj bezpieczny, ale my… Rzucenie mediom kilku łakomych kąsków, z anonimowych
źródeł rzecz jasna, to coś, czego powinniśmy się spodziewać. Nie teraz, ale za jakiś czas, żebyśmy mieli innych, bardziej aktualnych wrogów na celowniku, gdy przyjdzie do
planowania zemsty. Tego się obawiam, moja droga, jeśli chcesz znać moje zdanie.
– Przecież relokacja to był jego pomysł – żachnęła się Modo.
– Tego nie będziemy mogli mu udowodnić bez publikacji nagrań, które obciążają nas
wszystkich – skontrował celnie Benadetto.
– Myślę, że to najodpowiedniejszy moment, by nasz nieodżałowany przyjaciel raczył
popełnić spektakularne samobójstwo – zaproponował Kaup. – Stary weteran nie wytrzyma