?mijowa Harfa
?mijowa Harfa читать книгу онлайн
W Spichrzy, najpi?kniejszym mie?cie Krain Wewn?trznego Morza, nadchodzi czas karnawa?u. Zb?jca Twardok?sek liczy, ?e wreszcie wypocznie, posili si? i na??opie trunk?w na koszt ksi?cia. Czy mu si? to uda?
Na ulicach i w zau?kach Spichrzy narasta ?wi?teczny zam?t. Mieszka?cy, przera?eni wie?ciami o rzezi, zgotowanej przez szczurak?w okolicznym miasteczkom, topi? strach w winie i wyrzekaj? przeciw ksi?ciu i radzie miejskiej. Tumult przeradza si? w krwaw? ludow? rewolt?, kiedy rozjuszeni rzemie?lnicy zaczynaj? mordowa? patrycjuszy.
Tymczasem Szarka, niepomna na marzenia kompana, w towarzystwie wied?my i ?alnickiej ksi??niczki ugania si? po mie?cie w poszukiwaniu Ko?larza. Ciekawa, co tym razem zgotowali jej bogowie, zap?dza si? do wie?y ?ni?cego, gdzie w?r?d zwierciade? ukryta jest podobno przysz?o?? Krain Wewn?trznego Morza. A Zarzyczka, wypowiadaj?c ?yczenie, budzi przepowiedni? i stare legendy zaczynaj? si? wype?nia? na nowo.
"?mijowa harfa" – kontynuacja "Plew na wietrze" – to historia ?wiata w przededniu wojny, kt?ra zmieni zar?wno bog?w, jak i ?miertelnik?w.
Anna Brzezi?ska – mediewistka, jedna z najpopularniejszych polskich autorek fantasy, trzykrotna laureatka Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Przestań! – rzuciła ostro przeorysza. – Czy nie pojmujesz, że to, co ci uczyniono, jest w równym stopniu pułapką zastawianą na Wężymorda? Czy naprawdę nie pojmujesz, że żadne z nas nie może sobie pozwolić na litość…? – uczyniła urwany gest, jakby chciała ją zatrzymać w komnacie, która kiedyś, bardzo krótko, była celą Thornveiin, lecz zaraz przycisnęła ramiona do wyschniętej piersi.
Było prawie ciemno i raz po raz potykała się na schodach wiodących do różanego ogrodu, lecz drogę znała na pamięć i bez trudu odnalazła ławeczkę z białego kamienia. Nie potrafiła powiedzieć, jak długo siedziała z rękoma grzecznie złożonymi na podołku i ściągniętymi łopatkami, jakby przypatrywało się jej całe uścieskie kolegium Zird Zekruna. Z dołu wciąż dobiegały pieśni dziękczynne, w oknach opactwa migotało światło i chyba nikt nie kładł się tamtej nocy. A wysoko, w różanym ogrodzie, grały świerszcze, a niebo było pełne gwiazd. Nie spostrzegła, jak zaczęła układać z nich kształt Annyonne, nakreślony srebrną farbką w księdze szalonej Thornveiin.
Kiedy mury opactwa zaczęły na nowo majaczyć w porannej szarości, usłyszała na schodach czyjeś kroki. Dopiero wtedy rozpłakała się – bezdźwięcznie, nie poruszywszy się ni odrobinę, choć jej mięśnie zesztywniały od porannego chłodu. Nie musiała się oglądać. To była ta sama ławka, na której Thornveiin siadywała w oczekiwaniu, aż wypełnią się boskie wyroki, a klątwa Fei Flisyon przybierze obiecany kształt. Miała wrażenie, jakby cień tamtej dawno pogrzebanej żalnickiej księżniczki przytaił się na krawędzi ławki, tuż za granicą jej wzroku, daremnie usiłując coś powiedzieć.
Ptaki zaczynały już śpiewać.
Wężymord przystanął o krok za nią i nie zapytał o nic. Ostatecznie, znali się bardzo dobrze, lepiej niż ktokolwiek inny w Krainach Wewnętrznego Morza, więc długo pozwalał jej płakać.
– Zarzyczko? – powiedział wreszcie bardzo cicho.
– Zraniłam się – odparła niemal niesłyszalnie. – Cierniem róży.