Arcymag. Cziic I
Arcymag. Cziic I читать книгу онлайн
Zm?czony do?? uci??liwymi w przyswajaniu lekturami szkolnymi oraz nieco ambitniejsz? fantastyk?, jaki? czas temu poczu?em siln? potrzeb? si?gni?cia po co? lekkiego i nie wymagaj?cego zbytniego zaanga?owania umys?owego, a do tego na tyle rozlu?niaj?cego, bym m?g? z nowymi si?ami wr?ci? do powa?niejszej literatury. Fabryka S??w stan??a na wysoko?ci zadania i wypu?ci?a na rynek pierwsz? cz??? Arcymaga, kt?ry wyszed? spod pi?ra jeszcze nieznanego u nas rosyjskiego fantasty, Aleksandra Rudazowa. Poniewa? opis z ty?u ok?adki – zabawny i oryginalny – wyda? mi si? zach?caj?cy, bez zb?dnego wahania chwyci?em za wspomniane dzie?o. Jak si? wkr?tce okaza?o, by?a to jedna z moich najtrafniejszych decyzji od przynajmniej kilku miesi?cy, je?li chodzi o dob?r lektury.
Fabu?a okazuje si? do?? oryginalna. Aby uciec od swych przeciwnik?w, sumeryjski arcymag Kreol decyduje si? na wielce ryzykowny krok – wraz ze swym filigranowym d?inem-s?ug? ukrywa si? w grobowcu i zapada tam na d?ugi, bo trwaj?cy a? pi?? tysi?cy lat, sen. W ten spos?b, a tak?e dzi?ki wyprawie archeologicznej, kt?ra odkry?a jego miejsce spoczynku, budzi si? we wsp??czesnym San Francisco. Jako ?e prze?ycie w naszych realiach bez jakichkolwiek informacji jest niew?tpliwie sporym wyczynem, nasz bohater ochoczo przyjmuje pomoc tutejszej m?odej policjantki, napotkanej w do?? niespodziewanych okoliczno?ciach. Teraz Kreol ma szans? zadomowi? si? w nowych czasach, jednak szybko okazuje si?, ?e jego wrogowie wcale nie znikn?li w mrokach dziej?w.
Powie?? okaza?a si? tak bardzo wci?gaj?ca, ?e na jej poch?oni?cie wystarczy?o mi jedno popo?udnie. Co ciekawe, fabu?a nie ma w tym pierwszorz?dnej zas?ugi, albowiem ta jeszcze nie zd??y?a si? rozkr?ci? i jak na razie oby?o si? bez fajerwerk?w. Nic w tym dziwnego, skoro recenzowana przeze mnie pozycja to dopiero pierwsza z dwu cz??ci Arcymaga (a znaj?c ostatnie tendencje Fabryki S??w do ci?cia powie?ci na po??wki, nale?y s?dzi?, i? w oryginale autor ograniczy? si? do jednej ksi??ki). Jednak w ?adnym razie nie znaczy to, ?e by?o nudno. Zderzenia dw?ch kultur czy dw?ch ?wiat?w zawsze dawa?o autorowi spore pole do popisu. Kreol – cz?owiek bardzo inteligentny, a do tego – dzi?ki profesji arcymaga – nawyk?y do wszelkich cud?w czy pozornych niemo?liwo?ci, nie ma wi?kszych problem?w ze zrozumieniem naszej rzeczywisto?ci i przyjmuje j? bez skrajnych emocji, co stanowi mi?? odmian? od wszelkiej ma?ci "tryglodyt?w" z innych powie?ci fantastycznych, nieustannie dziwi?cych si? ka?dej nowej rzeczy. Paradoksalnie ten powiew ?wie?o?ci wcale nie pozbawi? autora narz?dzia do tworzenia ?miesznych scen, lecz jedynie uatrakcyjni? lektur?.
Ogromn? zalet? Arcymaga s? bohaterowie. Du?a cz??? z nich to istoty z innych ?wiat?w, jak chocia?by wspomniany ju? wcze?niej zabawny d?in Hubaksis, inni s? lud?mi. Jednak ka?dy z nich jest znakomicie wykreowany, dzi?ki czemu od razu mo?na go zapami?ta? i polubi?. To szczeg?lnie oni, wraz z ich d??eniami, k?opotami oraz wadami i zaletami powodowali, ?e z tak? przyjemno?ci? poch?ania?em wzrokiem kolejne strony powie?ci.
Innym walorem tej pozycji jest ?wiat przedstawiony, wspaniale o?ywiony magi?. Mamy wi?c do czynienia z prawdziwym magiem, artefaktami, nawiedzonymi domami oraz istotami z innych wymiar?w. Opis wydawcy z ty?u ok?adki obiecuje nam tak?e podr??e po innych rzeczywisto?ciach. Nie jest to do ko?ca prawd?, gdy? ?adnych podr??y mi?dzywywiarowych na razie nie u?wiadczymy. Pisz? "na razie", poniewa? bior?c pod uwag? moment, w jakim dosz?o do urwania akcji, wygl?da na to, ?e jednak nas nie omin?. Za to cieszy przedstawienie przez autora w?asnej wizji dziej?w staro?ytnego Bliskiego Wschodu. Nie jest to co prawda zbyt obszerne przedstawienie, ale i tak bardzo dobrze, ?e si? pojawi?o, zw?aszcza i? wsp??gra z fabu??.
Ju? to zasygnalizowa?em we wst?pie, ale nie zaszkodzi powt?rzy?: Arcymag jest powie?ci? wybitnie rozrywkow? i tylko jako tak? mo?na j? traktowa?; pr??no doszukiwa? si? tutaj g??bszych tre?ci, moralizowania czy nawet naukowych ciekawostek, jak?e ch?tnie dostarczanych w hurtowych ilo?ciach przez wielu naszych rodzimych tw?rc?w. Ci??ko mi jednoznacznie stwierdzi?, co tak naprawd? stanowi humor w tej ksi??ce. Na pewno nie pojedyncze scenki lub gry s?owne, bo tych jest znikoma ilo??. My?l?, ?e nie by?o to co? konkretnego, lecz ca?a powie?? jest nim wprost przesycona. To w?a?nie dzi?ki bohaterom, historii oraz lekko?ci opisywanych wydarze? u?miech nie schodzi? mi z ust przez ca?? lektur? i trwa? jeszcze d?ugo po jej zako?czeniu. Odnios?em wra?enie, i? pisanie sympatycznej powie?ci maj?cej na celu wy??cznie rozlu?ni? czytelnika, jest dla Rudazowa czym? zupe?nie naturalnym, dzi?ki czemu nie musi co i rusz chwyta? si? r??nych zabieg?w, maj?cych na celu roz?mieszenie czytelnika. To wyra?nie odr??nia go od pewnego fantasty rozrywkowego z naszego podw?rka, a mianowicie Andrzeja Pilipiuka. Ten ostatni, przy tworzeniu humoru nierzadko si?ga po takie narz?dzie jak erotyka, zgorszenie albo brutalno?? (jakkolwiek dziwnie by to nie brzmia?o). Ka?dy, kto mia? do czynienia chocia?by z Wiesza? ka?dy mo?e, zapewne domy?la si?, co mia?em na my?li. Wszystkich, kt?rych zniech?ci?a ta cecha prozy Pilipiuka, mog? ze spokojnym sumieniem odes?a? do Rudazowa – u niego pr??no doszukiwa? si? podobnych rzeczy.
Ksi??ka zosta?a napisana sprawnie i lekkim pi?rem. Styl wsp??gra z tre?ci?, tote? na tym polu nie stwierdzi?em zgrzyt?w. R?wnie? korekta dobrze wywi?za?a si? z powierzonego jej zadania, gdy? nie zauwa?y?em istotniejszych b??d?w j?zykowych, cho? troch? pomniejszych si? prze?lizgn??o. Je?li chodzi o jako?? wydania, to tu – jak to w ka?dej publikacji Fabryki S??w – wida? dobrze wykonan? robot?. Co prawda grafika tytu?owego arcymaga na ok?adce mog?aby by? lepsza, ale to ju? czepianie si? szczeg???w.
Podsumowuj?c, Arcymag jest idealn? propozycj? dla os?b spragnionych lekkiej, rozrywkowej fantastyki. Za rozs?dn? cen? dostajemy porz?dnie wydany produkt, kt?ry zapewni kilka godzin relaksuj?cego odpoczynku od prozy ?ycia. Gor?co polecam i z niecierpliwo?ci? wypatruj? drugiej cz??ci, kt?ra zgodnie z zapowiedziami wydawcy ju? nied?ugo powinna trafi? do sklep?w.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Słucham pokornie, panie – zasępił się Hubaksis.
Pieczęć Ronowa przypominała nieco skomplikowany schemat elektryczny z dwoma zakrętasami po bokach i dodatkowym kółkiem z lewej strony.
– Wzywam cię i zaklinam, duchu Ronów! – zmęczonym głosem powiedział Kreol. – Spróbuj tylko nie przyjść. Mam umowę!
Umowa, zawarta niegdyś między wielkim magiem a Władcą Demonów Eligorem, nadal działała znakomicie. Demon Ronów zjawił się natychmiast. Był niewysoki, brodaty, miał bardzo grube, wysunięte do przodu wargi i niebieskawe włosy. Mógł jeszcze poszczycić się ziemistą cerą i szorstkimi rękami z kikutami palców.
– Przybywam na twe wezwanie, magu – zadudnił basem Ronów. – Ja, Ronów, demon demonów, zdolny uśmiercać wrogów i uczyć języków, stoję przed tobą, oczekując na rozkaz.
– Naucz tę kobietę prawdziwego języka – rzucił Kreol.
– Proszę sprecyzować rozkaz. – Demon skrzyżował ręce na piersiach. – Prawdziwego, to znaczy jakiego?
– Tego, w którym mówię, ty bezmózgi tworze Lengu! – fuknął mag ze złością.
– Panie… – nieśmiało spróbował wtrącić się Hubaksis.
– Nie teraz, niewolniku!
– Zrobione! – Demon kiwnął głową, zamknąwszy oczy na kilka sekund. – Od tej chwili będzie rozumiała wszystko, co zechcesz do niej powiedzieć, magu. A teraz żegnaj. Nieprędko znów się spotkamy.
Kreol popatrzył na ciągle jeszcze przecierającą oczy Vanessę i rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
– Wspaniale… – wymamrotał.
– Panie, być może się mylę, ale czy nie lepiej byłoby, gdyby Ronów nauczył nas języka tych czasów? – zaproponował Hubaksis. – Wygląda na to, że nam się jeszcze przydadzą…
– Co tam bełkoczesz?… – zmarszczył się Kreol. – Co tam jeszcze… A niech to, oczywiście! O wielki Marduku, jaką głupotę zrobiłem! Aaa…!
Po tych słowach wyrzucił z siebie kilka najgorszych sumeryjskich przekleństw.
– Ej, a teraz rozumiem! – ucieszyła się Vanessa, jednocześnie starając się pojąć, dlaczego nagle dziwne dźwięki układają się w słowa i zdania, i jak to się dzieje, że może mówić w tym języku.
– Oczywiście, że rozumiesz, głupia kobieto! – fuknął Kreol, opanowawszy gniew. – Na mój rozkaz demon Ronów nauczył cię prawdziwego języka!
– Co masz na myśli, mówiąc „prawdziwy”? – burknęła Vanessa.
Pierwszy strach zaczął mijać, a dziewczyna od dzieciństwa wyróżniała się mocnymi nerwami. Ostatecznie podczas pracy zdarzało jej się spotykać gorszych typów, a i wszystkie te sztuczki na pewno dadzą się jakoś wyjaśnić…
– A wy co, umówiliście się? – Kreol aż plasnął w ręce niecierpliwie. – Prawdziwy język to sumeryjski! Język wielkich miast Ur, Yolange i Babilonu!
– Co ty gadasz? – obruszyła się dziewczyna. – Nawet ja wiem, że Sumeryjczycy wymarli diabli wiedzą ile wieków temu. Babilon został zburzony. A o tych dwóch starych miastach w ogóle nie słyszałam.
Kreol złapał za ochronny amulet, a potem szybko wymruczał modlitwę za zmarłych.
– No cóż, panie, przypuszczaliśmy przecież, że wszyscy wymrą, nieprawdaż? – filozoficznie zauważył Hubaksis, rozkładając ręce. – Za dużo lat minęło…
– Masz rację, niewolniku… – odburknął Kreol. – No cóż, nie będę już Pierwszym Magiem… Trzeba będzie stworzyć własną Gildię. A może lepiej podbić cudzą?
– To może być trudne, panie – ostrożnie zauważył Hubaksis. – Kiedy ty byłeś Pierwszym Magiem…
– Tak, tak, pamiętam. – Kreol rozpłynął się w pełnym zadowolenia uśmiechu. – Ja takich zdobywców… ha! No dobrze, pożyjemy, zobaczymy, co ma do zaoferowania ten świat.
Vanessa patrzyła to na jednego, to na drugiego, starając się zrozumieć o czym rozmawiają te dziwne stworzenia. Niestety, w dzieciństwie Van wolała czytać kryminały i oglądać komiksy o superbohaterach. W historii orientowała się kiepsko. W bajkach, mitach i innych głupotach – jeszcze gorzej.
– Dlaczego ukradliście te wszystkie rzeczy? – zapytała, zauważywszy laskę leżącą nadal obok Kreola.
– Co? – Taka bezczelność wyprowadziła maga z równowagi. – Że niby ja je ukradłem? Ja? Po prostu wziąłem to, co należało do mnie od początku. To wy ukradliście moje narzędzia! Wy, bezczelni złodzieje!
– Co za głupoty gadasz?! – fuknęła Vanessa. – Te artefakty znaleziono podczas wykopalisk w grobowcu cesarza, czytałam napisy na gablotach. Co ty masz z tym wspólnego?
– Cesarza? – zdziwił się Hubaksis. – Panie, czy ona mówi o tobie?
– Pochlebia mi to, oczywiście, ale nigdy nie rządziłem niczym większym od mojego pałacu – uśmiechnął się Kreol. – Prawdziwy mag kicha na cały ten zgiełk. Władza cesarzom, a magia – magom. Magia! Magia, a nie władza – oto co naprawdę cenię. Ale masz rację, kobieto, rzeczy wydobyto z grobowca. Z mojego grobowca! Co za bezczelność – jeśli ktoś umarł, to znaczy, że już można go okradać, tak? Leży sobie człowiek, nikomu nie wadzi… ale nie, trzeba koniecznie przyjść, rozdrapać co cenniejsze fanty, a jego samego przenieść w jakieś nieznane miejsce! Powiedz lepiej, gdzie mnie przytaszczyli. Co to za bezbożne miejsce?!
Vanessa powoli zamrugała, przyswajając informacje, które eksplodowały z maga.
– Panie, gdy tak szybko mówisz, ja też nic nie rozumiem… – zauważył Hubaksis.
– Stop! – Dziewczyna powoli podniosła rękę. – Stop, stop, stop, stop… Chcesz powiedzieć, że to ty leżałeś w tej trumnie?
– W końcu dotarło! – fuknął mag.
– Czyli to był twój grób! Kim jesteś – Draculą czy kimś takim? – Vanessa cofnęła się mimo woli.
– Pierwsze słyszę. – Kreol wzruszył ramionami. – Co masz na myśli, kobieto?
– A w takim razie, kto to jest? – Vanessa histerycznie pokazała palcem Hubaksisa. – Wróżka Zębuszka? Czy Piaskowy Dziadek? Co za cuda tu się dzieją?
– To jest najzwyklejszy dżinn – posępnie odpowiedział mag. – Hubaksis. Ach, zapomniałem się przedstawić. Nazywam się Kreol.
– Bardzo mi miło, Vanessa Lee, można mówić po prostu Van. Dżinn… mówisz? Jak w arabskich „Baśniach z tysiąca i jednej nocy”?
– Jakich znowu nocy? – znowu nie zrozumiał mag. – Ar… baskich? Nie znam takiego słowa.
– No jak w bajce o Aladynie – wyjaśniła Vanessa, czując się przy tym strasznie głupio. – Tam było o magicznej lampie, w której mieszkał dżinn. Gdy się ją potarło, wychodził i spełniał życzenie… Kreskówka taka była, Disneya.
– Diss-nej? – upewnił się Kreol. – Znajome imię, gdzieś słyszałem… O jakiej znowu lampie mówisz? Co mają wspólnego dżinny z lampami?
– No jak to co…? – Vanessa zakręciła palcami, czując, że coraz bardziej traci wątek.
Kreol i Hubaksis z niedowierzaniem spoglądali na siebie. Do maga powoli zaczynało docierać, że pięć tysięcy lat to naprawdę długi okres i będzie potrzebował mnóstwa czasu, żeby zorientować się, o co chodzi w tym nowym świecie.
– Mogę włączyć światło? – spytała Vanessa, zmieniając temat. – Ciemnawo tu coś.
Kreol nie do końca rozumiał, o czym mówi ta kobieta – nie widział w pobliżu ani pochodni, ani świeczników, ani innych przedmiotów dających światło. A już zupełnie nie wiedział, jak można „włączyć” światło. Ale nie widział w tym żadnego zagrożenia dla swej osoby, więc zdawkowo kiwnął głową na znak zgody.
Należy wyjaśnić, że pokój wynajmowany przez profesora Greena znajdował się akurat naprzeciwko gigantycznego neonu, wiszącego na budynku po drugiej stronie ulicy, więc przedmioty można było rozróżnić nocą nawet przy wyłączonym świetle. Zresztą dlatego gospodarz wynajmował go za trzy czwarte normalnego czynszu – nie wszystkim podobało się, że nocą w oknie świeciłaby im taka łuna.
Vanessa pstryknęła kontaktem i dżinn zawył z zaskoczenia, oślepiony światłem zalewającym pokój. Kreol także podskoczył, jakby ktoś ukłuł go szydłem w tyłek, ale natychmiast się opanował.
– Magiczne oświetlenie, i tyle – uśmiechnął się, patrząc na żyrandol. – Chociaż magii nadal nie czuję, a to dziwne.
Rozdział 2
W końcu, niegłupiej przecież Vanessie, udało się wyjaśnić, o co chodzi. Historia, którą opowiedzieli jej Kreol i Hubaksis brzmiała nieprawdopodobnie, ale dowody były całkiem przekonywające. Demony, które widziała na własne oczy, najprawdziwsza magia, nieznany język opanowany w ciągu sekundy, wygląd Kreola i oczywiście dżinn. Wszystko to mogło przekonać nawet większego niedowiarka.