-->

Ostatnie ?yczenie

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Ostatnie ?yczenie, Sapkowski Andrzej-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Ostatnie ?yczenie
Название: Ostatnie ?yczenie
Автор: Sapkowski Andrzej
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 211
Читать онлайн

Ostatnie ?yczenie читать книгу онлайн

Ostatnie ?yczenie - читать бесплатно онлайн , автор Sapkowski Andrzej

Wznowienie opowiada? z pierwszego zbioru Andrzeja Sapkowskiego (Wied?min wydawnictwa Reporter) z pomini?ciem opowiadania Droga, z kt?rej si? nie wraca. Dodano natomiast dwa nowe i po??czono je wszystkie quasi-opowiadaniem G?os rozs?dku, dzi?ki czemu zbi?r jest w?a?ciwie wst?pem do "Cyklu wied?mi?skiego".

?wiat na ostrzu miecza.

Osza?amiaj?ca akcja, mistrzowskie dialogi, sytuacje nie do zapomnienia.

Sapkowski nie umie nudzi?!

Wied?min nie jest r?baj?? pokroju Conana. To mistrz miecza i fachowiec czarostwa strzeg?cy moralnej i biologicznej r?wnowagi w cudownym ?wiecie fantasy. Z woli Sapkowskiego w ?w ?wiat pe?en potwor?w i bujnych charakter?w, skomplikowanych intryg i eksploduj?cych nami?tno?ci wnosi Geralt nasze problemy, mitologie i nowoczesny punkt widzenia. Staje si? wi?c widzem i bohaterem, oskar?onym i s?dzi?, kochankiem i b?aznem, ofiar? i katem. Przewrotna literacka robota.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 45 46 47 48 49 50 51 52 53 ... 58 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

— Pewna kapłanka z chramu Huldry. To tajny język świątynny…

— Dla kogo tajny, dla tego tajny. - Ręcznik chlasnął o brzeg kadzi, woda bryznęła na posadzkę, ślady bosych stóp zaznaczyły kroki czarodziejki. - To nie było żadne zaklęcie, Geralt. Nie radziłabym ci tez powtarzać tych słów w innych świątyniach.

— Jeśli nie zaklęcie, to co to było? — spytał patrząc, jak dwie czarne pończochy tworzą, jedną po drugiej, zgrabne nogi z powietrza.

— Dowcipne powiedzenie. - Majtki z falbankami opięły się na nicości w niezwykle interesujący sposób. - Choć nieco niecenzuralne.

Biała koszula z wielkim żabotem w kształcie kwiatu furknęła w górę i utworzyła kształty. Yennefer, jak zauważył wiedźmin, nie nosiła żadnych fiszbinowych fidry-gałek używanych zwykle przez kobiety. Nie musiała.

— Jakie powiedzenie? — spytał.

— Mniejsza z tym.

Ze stojącej na stołku czworokątnej kryształowej butelki wyskoczył korek. W łaźni zapachniało bzem i agrestem. Korek opisał kilka kręgów i wskoczył na miejsce. Czarodziejka zapięła mankiety koszuli, wciągnęła suknię i zmaterializowała się.

— Zapnij mnie — odwróciła się plecami, czesząc włosy szylkretowym grzebieniem. Grzebień, jak zauważył, miał długi i zaostrzony kolec mogący w potrzebie z powodzeniem zastąpić sztylet.

Zapiął jej suknię wyrachowanie powoli, haftkę po haftce, ciesząc się zapachem jej włosów opadających czarną kaskadą do połowy pleców.

— Wracając do butelkowego stwora — powiedziała Yennefer, przypinając do uszu brylantowe kolczyki — to oczywistym jest, że nie to twoje śmieszne "zaklęcie" zmusiło go do ucieczki. Bliższa prawdy wydaje się hipoteza, że wyładował wściekłość na twoim kompanie i uciekł, znudziwszy się po prostu.

— Prawdopodobnie — zgodził się Geralt ponuro. - Nie sądzę bowiem, by poleciał do Cidaris ukatrupić Valdo Marxa.

— Kto to jest Valdo Mane?

— Trubadur, który uważa mojego kompana, również poetę i muzyka, za ulegające gustom motłochu beztalencie.

Czarodziejka odwróciła się z dziwnym błyskiem we fiołkowych oczach.

— Czyżby twój przyjaciel zdążył wypowiedzieć życzenie?

— Nawet dwa. Oba potwornie głupie. Dlaczego pytasz? Przecież to ewidentna bzdura, to spełnianie życzeń przez geniusze, d'jinni, duchy lampy…

— Ewidentna bzdura — powtórzyła Yennefer z uśmiechem. - Oczywiście. To wymysł, pozbawiona sensu baję-da, tak jak wszystkie legendy, w których dobre duchy i wróżki spełniają życzenia. Bajki takie wymyślane są przez biednych prostaczków, którzy nawet marzyć nie mogą o tym, by swe liczne życzenia i pragnienia zaspokajać w drodze własnej aktywności. Cieszy mnie, ze nie należysz do takowych, Geralcie z Rivii. Jesteś mi przez to bliższy duchowo. Ja, gdy czegoś pragnę, nie marzę, lecz działam. I zawsze zdobywam to, czego pragnę.

— Nie wątpię. Jesteś gotowa?

— Jestem gotowa — czarodziejka dopięła rzemyki trzeiczków, wstała. Nawet na obcasach nie była imponująco wysoka. Potrząsnęła włosami, które, jak stwierdził, zachowały malowniczy, rozburzony i wijący się nieład pomimo zawziętego czesania.

— Mam pytanie, Geralt. Pieczęć, która zamykała butlę… Czy twój przyjaciel ma ją nadal?

Wiedźmin zastanowił się. Pieczęć miał nie Jaskier, ale on sam, i to przy sobie. Ale doświadczenie uczyło, że czarodziejom nie należało mówić za wiele.

— Hmm… Sądzę, że tak — zmylił ją co do przyczyny zwłoki w odpowiedzi. - Tak, chyba ma. A co? Czy ta pieczęć jest ważna?

— Dziwne pytanie — powiedziała ostro — jak na wiedź-mina, specjalistę od nadprzyrodzonych potworności. Kogoś, kto powinien był wiedzieć, że taka pieczęć jest ważna na tyle, by jej nie dotykać. I nie pozwolić dotykać przyjacielowi.

Zacisnął szczęki. Cios był celny.

— Cóż — Yennefer zmieniła ton na znacznie łagodniejszy. - Nie ma nieomylnych ludzi, nie ma też nieomylnych wiedźminów, jak widać. Każdy może się pomylić. No, możemy ruszać w drogę. Gdzie znajduje się twój towarzysz?

— Tu, w Rinde. W domu niejakiego Errdila. Elfa. Spojrzała na niego bacznie.

— U Errdila? — powtórzyła, krzywiąc wargi w uśmiechu. - Wiem, gdzie to jest. Jak mniemam, przebywa tam również jego kuzyn, Chireadan?

— Zgadza się. A co…

— Nic — przerwała, uniosła ręce, zamknęła oczy. Medalion na szyi wiedźmina zatętnił, szarpnął łańcuszkiem.

Na wilgotnej ścianie łaźni rozbłysnął świetlisty zarys przypominający drzwi, w obramowaniu których kłębiła się fosforyzująca mleczna nicość.

Wiedźmin zaklął z cicha. Nie lubił magicznych portali i podróżowania za ich pomocą.

— Czy musimy… — chrząknął. - To niedaleko…

— Nie mogę chodzić po ulicach tego miasta — ucięła. -Nie przepadają tu za mną, mogą zelżyć, obrzucić kamieniami, a może i czymś gorszym. Kilka osób psuje mi tu skutecznie opinię, sądząc, ze robi to bezkarnie. Nie bój się, moje portale są bezpieczne.

Geralt był świadkiem, jak kiedyś przez bezpieczny portal przeleciała połowa przechodzącego. Drugiej połowy nie odnaleziono nigdy. Przypadków, gdy ktoś wszedł w portal i wszelki słuch o nim zaginął, znał kilka.

Czarodziejka po raz kolejny poprawiła włosy, przypięła do paska wyszywaną perłami sakiewkę. Sakiewka wydawała się za mała, by pomieścić cokolwiek oprócz garści miedziaków i pomadki do ust, ale Geralt wiedział, że nie jest to zwykła sakiewka.

— Obejmij mnie. Mocniej, nie jestem z porcelany. W drogę!

Medalion zawibrował, coś błysnęło i Geralt znalazł się nagle wśród czarnej nicości, w przenikliwym zimnie. Niczego nie widział, nie słyszał, nie czuł. Zimno było jedynym, co rejestrowały zmysły. Chciał zakląć, ale nie zdążył.

V

— Mija godzina, od kiedy tam weszła — Chireadan obrócił stojącą na stole klepsydrę. - Zaczynam się niepokoić. Czyżby z gardłem Jaskra było aż tak źle? Nie sądzisz, że należałoby zajrzeć tam do nich na górę?

— W dość wyraźny sposób nie życzyła sobie tego — Geralt dopił kubek ziołowego napitku, krzywiąc się niemiłosiernie. Cenił i lubił osiadłych elfów za inteligencję, spokojną rezerwę i specyficzne poczucie humoru, ale ich upodobań względem jadła i napoju nie rozumiał i nie podzielał. - Nie zamierzam jej przeszkadzać, Chireadan. Magia wymaga czasu. Niech to trwa choćby i dobę, byle Jaskier ozdrowiał.

— Cóż, masz słuszność.

Z pomieszczenia obok rozlegał się stuk młotków. Errdil, jak się okazało, mieszkał w opuszczonej gospodzie, którą kupił, zamierzał odnowić i prowadzić wraz z żoną, cichutką i małomówną elfką. Rycerz Vratimir, który po nocy wspólnie spędzonej w kordegardzie przylgnął do kompanii, samorzutnie zaoferował pomoc w pracach remontowych. Wespół z małżeństwem zabrał się za odnawianie boazerii natychmiast, gdy uspokoiło się zamieszanie, wywołane nagłym a spektakularnym objawieniem się wiedźmina i Yennefer wyskakujących ze ściany w błysku portalu.

— Jeśli mam być szczery — podjął Chireadan — nie spodziewałem się, że tak łatwo ci pójdzie. Yennefer nie należy do osób szczególnie spontanicznych, jeśli chodzi o niesienie pomocy. Kłopoty bliźnich nie bulwersują jej zbytnio i nie zakłócają snu. Krótko mówiąc, nie słyszałem, by kiedykolwiek pomogła komukolwiek bezinteresownie. Ciekawe, jaki ma interes w tym, by pomóc tobie i Jaskrowi.

— Nie przesadzasz? — uśmiechnął się wiedźmin. - Nie zrobiła na mnie aż tak złego wrażenia. Wyższość, owszem, lubi demonstrować, ale w porównaniu z innymi czarodziejami, z całą tą arogancką bandą, jest chodzącym wdziękiem i wcieloną życzliwością.

Chireadan również się uśmiechnął.

— To trochę tak — powiedział — jakbyś uważał, że skorpion jest ładniejszy niż pająk, bo ma taki śliczny ogonek. Uważaj, Geralt. Nie jesteś pierwszym, który tak ją ocenia, nie wiedząc, że z wdzięku i urody uczyniła broń. Oręż, którym posługuje się nader zręcznie i bez skrupułów. Co oczywiście nie umniejsza faktu, że jest fascynująco urodziwą kobietą. Nie zaprzeczysz, prawda?

Geralt spojrzał bystro na elfa. Już po raz drugi wydało mu się, że dostrzega na jego twarzy ślad rumieńca. Zdziwiło go to nie mniej niż słowa Chireadana. Elfy czystej krwi nie zwykły zachwycać się ludzkimi kobietami. Nawet tymi bardzo pięknymi. Yennefer zaś, choć na swój sposób atrakcyjna, za piękność uchodzić nie mogła.

Gusta gustami, ale w istocie mało kto określał czarodziejki jako «urodziwe». Wszystkie wywodziły się wszak z kręgów społecznych, w których wyłącznym przeznaczeniem córek było zamążpójście. Któż pomyślałby o tym, by skazywać córkę na lata żmudnej nauki i tortury zmian somatycznych, gdy można było wydać ją za mąż i korzystnie się spowinowacić? Kto życzył sobie mieć w rodzime czarodziejkę? Pomimo respektu, jakim cieszyli się magicy, rodzina czarodziejki nie miała z niej najmniejszej korzyści, bo zanim dziewczyna ukończyła edukację, z rodziną przestawało łączyć ją cokolwiek — liczyło się wyłącznie konfraterstwo. Dlatego czarodziejkami zostawały wyłącznie córki mające zerowe szansę na znalezienie męża.

W przeciwieństwie do kapłanek i druidek, które niechętnie brały brzydkie lub kalekie dziewczynki, czarodzieje przyjmowali każdą, która zdradzała predyspozycje. Jeśli zaś dziecko przechodziło przez sito pierwszych lat terminowania, wkraczała magia — prostująca i wyrównująca nogi, reperująca źle zrośnięte kości, łatająca zajęcze wargi, usuwająca blizny, znamiona i ślady po ospie. Młoda czarodziejka stawała się «atrakcyjna», bo wymagał tego prestiż jej profesji. Rezultatem były pseudoładne kobiety o złych i zimnych oczach brzydul. Brzydul niezdolnych zapomnieć o swej brzydocie przysłoniętej magiczną maską, ukrytej nie dlatego, by je uszczęśliwić, a wyłącz. nie dla prestiżu profesji.

Nie, Geralt nie rozumiał Chireadana. Jego oczy, oczy wiedźmina, rejestrowały zbyt wiele szczegółów.

— Nie, Chireadan — odpowiedział na pytanie. - Nie zaprzeczę. Dziękuję ci też za ostrzeżenie. Ale tu chodzi wyłącznie o Jaskra. Ucierpiał przy mnie, w mojej obecności. Nie zdołałem go ocalić, nie umiałem mu pomóc. Gdybym wiedział, że to go uleczy, usiadłbym na skorpionie gołym tyłkiem.

— Tego właśnie musisz się strzec najbardziej — uśmiechnął się zagadkowo elf. - Bo Yennefer o, tym wie, a lubi wykorzystywać taką wiedzę. Nie ufaj jej, Geralt. Jest niebezpieczna.

1 ... 45 46 47 48 49 50 51 52 53 ... 58 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название