We?misz czarn? kur?
We?misz czarn? kur? читать книгу онлайн
Z k?ta recenzenta
Dzi?, w naszym wrednym k?cie kulturalnym literata ocenia literat. W filmowym skr?cie. „We?misz czarno kure…” to „Blade Runner” opisany w klimacie „Samych swoich” – podsumowuje Andrzej Ziemia?ski.
Hymn bimbrownika
Wytw?rnie p?ytowe ju? bij? si? o to nagranie. Po wczorajszej konferencji prasowej zwi?zanej z afer? pods?uchow? w stodole Jakuba W., znanego bimbrownika i wiejskiego egzorcysty, nasz reporter, na dyktafon wszyty w ucho, nagra? piosenk? nucon? pod nosem przez Rafa?a A. Ziemkiewicza. Oto tre?? zapisu:
Powtarza mi codziennie moja luba:
dlaczego ty nie przypominasz mi Jakuba?
A ty maszeruj, maszeruj, g?o?no krzycz:
Niech ?yje nam Jakub W?drowycz. (x2)
Jakub W?drowycz to wspania?y egzorcysta,
A jego bimber lepszy jest ni? w?dka czysta
A ty maszeruj… etc.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– A może sugestia posthipnotyczna? – wtrącił się Rowicki. – Jeśli pan umie wykazać na drodze sekcji zwłok sugestię posthipnotyczna, to proszę bardzo. – Lekarz wykonał zachęcający gest w stronę ciała. – A co, nie dałoby się wyciąć dziury w głowie i zobaczyć, o czym myślał? – zaciekawił się posterunkowy. Lekarz wzniósł oczy ku niebu. – A ja myślałem, że te wszystkie dowcipy o milicjantach to tylko tak… – Dobra, dobra – powiedział Rowicki. – Od myślenia to my tu jesteśmy. Więc nie ma żadnych śladów? – Żadnych. – Zbrodnia doskonała! Szefie mamy przypadek zbrodnii doskonałej! Posterunkowy westchnął. – Nie ma zbrodnii doskonałej. Nie uczyli cię? – A ja myślałem, że to ten przypadek, który potwierdza każdą regułę. – Wiem, kto zabił. – Kto? – zapytali jednocześnie Rowicki i lekarz.
– Jakub Wędrowycz! Mamy motyw, bo Guciuk spuścił mu szambo do studni. Mamy ciało i zeznania świadków, bo zanim denat się przewrócił, to powiedział do Wędrowycza, że to wszystko jego wina. – Ciekawe, co wszystko? – zamyślił się podwładny. – Jakieś dodatkowe ślady? – zapytał lekarza.
– Tak. Na rękach miał resztki maści przeciw zmarszczkom, produkcji kapitalistycznej. – Masz swoją zbrodnię doskonałą! Ta maść jest oczywiście toksyczna? – Nie. Zupełnie nieszkodliwa. – A w bardzo dużej ilości?
– Też nie. Z całą pewnością to nie maść spowodowała zgon. W narządach wewnętrznych nie ma po niej nawet śladu. – Ale Wędrowycza, i tak przymkniemy – postanowił Birski. – Może jednak sugestia?
– Co ty. On jest na to za głupi.
Jakub wdrapał się na wzgórza. Wiatr wiał taki, jak wtedy gdy Beria dusił Stalina poduszką. Jak tamtego wieczoru dwudziestego lipca czterdziestego czwartego. Bo i dzisiaj zginął człowiek. Wszystko zapisane jest w liniach, a gdy nie ma linii, to nie ma też przeznaczenia. Gdy nie ma linii życia, to też oczywiście… Wracając do chałupy oddawał się wspomnieniom. Wtedy, czterdzieści lat temu, po wyjściu od chiromaty odczuwał strach. Dwa lata życia. Ale Wędrowycze nigdy nie poddawali się losowi. Nigdy. Kupił butelkę piwa i usiadł na ławce w parku. Należało się spieszyć. Wypił piwo i rozbił flaszkę. Kartkę z rysunkiem położył obok siebie na ławce. Przygniótł ją kawałkiem cegły, aby nie odleciała. Kawałkiem szkła przystąpił do pracy. Zaczął od linii życia. Ryjąc szklanym odpryskiem w ciele przedłużył ją sobie aż na drugą stronę dłoni. Potem wgryzł się w ciało tworząc grubą i wyraźną linię bogactwa. Wyszła mu ślicznie. Na koniec zostawił sobie linię szczęścia. Zaledwie ją skończył, zza zakrętu alejki wyszła śliczna dziewczyna. Ożenił się z nią pół roku później. A jeszcze rok później zaciął się w dłoń drutem i powstała kolejna linia. Ta odpowiedzialna za paranormalne zdolności. I został egzorcystą… A linia pecha, sprawiająca, że bez przerwy go pudłowali do mamra, powstała przez pomyłkę przy podważaniu wieka trumny pewnego domniemanego wampira. I nawet nie wiedział, że ona tam jest. Radiowóz ryknął silnikiem i wyjechał z wąwozu. Jak zwykle…