Agent Do?u

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Agent Do?u, Wolski Marcin-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Agent Do?u
Название: Agent Do?u
Автор: Wolski Marcin
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 385
Читать онлайн

Agent Do?u читать книгу онлайн

Agent Do?u - читать бесплатно онлайн , автор Wolski Marcin

Na pytanie, ile jest 6 x 6, mo?na czasem us?ysze?: 66.

Wys?annicy Piek?a s? w?r?d nas, koniec ?wiata ju? blisko!

Agent Do?u ujawnia teczk? TW 0001.

Meff Fason by? normalnym, lubi?cym si? zabawi? facetem. Pracownikiem dobrze notowanego na gie?dzie konsorcjum, specjalist? od opakowa? do opakowa?. Do dnia, kiedy si? dowiedzia?, ze jest ostatnim przedstawicielem diabelskiego rodu i ?e jego matka, Abigail, by?a w prostej linii potomkini? jednej ze spalonych w Salem czarownic. Chc?c wype?ni? historyczn? misj?, odszukuje innych ‘u?pionych’ agent?w Do?u: Drakul?, barona Frankensteina, ostatniego ?yj?cego wilko?aka, powi?zan? z ruchami kontrkulturowymi topielic? i pokracznego gnoma o imieniu Mister Priap. I razem z nimi przygotowuje ludzko?ci Rozwi?zanie Ostateczne.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 53 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Auuu! Co pani robi?!

Gestem zawodowej pielęgniarki pociągnęła lewarek. Zbiorniczek wypełnił się ciemnoczerwoną cieczą. Rozległ się głuchy grzmot.

– Tu podpisz! – padło polecenie.

– Ależ… Ja już nic z tego nie rozumiem…

– Pisz!

Machinalnie nabazgrał imię i nazwisko. Drugi grzmot! Światło w żyrandolu przygasło, ziemia zaś wydała odgłos przypominający głuche stęknięcie przeciągającego się olbrzyma. Trzęsienie ziemi? Tąpnęło nieźle. Meff wykonał w powietrzu kozła i wylądował na kanapie. Tu Beta wcisnęła mu na palec pierścień z czarnej laki. Znów grzmot. Meff mógłby przysiąc, że na nieskazitelne tafle luster wystąpiły kropelki krwi.

– Co to ma znaczyć, stryjku?! – wybełkotał.

– Nie udawaj zagubionego kaczątka – huknął gospodarz. W tym momencie przejąłeś moją rolę, dyżurnego Szatana Świata!

– Szatana?

– Ach, prawda, ty nie wierzysz – zarechotał stryj. – No to patrz!

W mgnieniu oka jego postać spowiła fioletowa poświata, welur przywarł mocniej do skóry zmieniając się w szorstką, zmierzwioną sierść. Paznokcie jęły się wydłużać do rozmiarów spotykanych u balijskich tancerek i urzędniczek na poczcie. Spadły lakierki, ujawniając parzystokopytne raciczki.

– Ratunku! – wrzasnął Meff.

Jak na hasło, w dziwacznych pląsach wpadli do izby Cyganie nie – Cyganie, przypominający teraz raczej greckich satyrów, z różkami i lędźwiami pokrytymi gęstym futrem. Otoczyli Meffa, bijąc mu pokłony i na różne sposoby oddając cześć.

– O święta niefrasobliwości! O młodzieńcza głupoto! – śmiał się stryj. – Czemu rodzice nie podali ci prawdy?

– Jakiej prawdy?

– Że jesteś dwunastym z kolei potomkiem szatana, owocem przypadkowej przygody pięknej Małgorzaty i Mefista, które to dziecko doktor Faust wychował własnym kosztem!

– Ja?…

– Prawdziwe diabły z czasem wymarły lub wycofały się w głąb ziemi (coraz głębiej ludzie drążą, cholera jasna!). Na straży interesów pozostał tylko nasz ród. Półdiabłów, ambasadorów nadzwyczajnych i pełnomocnych Wielkiego Dołu na tej biednej ziemi. Byliśmy kiedyś znacznie liczniejsi, poczytasz o tym we właściwym czasie. Dziś pamiętaj o najważniejszym. W twoim ręku jest honor rodu… Wielkiego rodu! Weź pod uwagę jeszcze fakt, że twoja matka, Abigeil, była w prostej linii potomkinią jednej z czarownic spalonych w Salem w XVII wieku… Wysoko nieś nasz herb – Rogi na Polu Niczyim. Wysoko! Chyba teraz już wiesz, skąd twe imię Meff? Mefisto! Mefisto XIII!

Nogi ugięły się pod młodym człowiekiem. Wiadomość i koktajl wielosmakowy zrobiły swoje. Ale pląsające fauny czy raczej satyry nie dały mu upaść. Zbiły się wokół niego ciasnym kosmatym kręgiem. Tymczasem rechot wuja przeszedł w kaszel, miotany spazmem upadł na kanapę, a fioletowa mgiełka wokół niego poczęła słabnąć i przygasać.

– Chodźmy już – Beta kopniakami rozganiała futrzastych muzykantów i pociągnęła Meffa w stronę alkowy. – i tak nie masz żadnego wyjścia – tłumaczyła jak nauczycielka.

Rzucił się na nią, do niej, w nią! Zachłannie. Brutalnie. Rozpaczliwie.

I kiedy wchodził w rozedrganą czeluść, poczuł pod sobą spoconą bryłę o fakturze sparciałej opony, z nadnaturalnymi piersiami gubiącymi się gdzieś pod pachami, natrafił na bezzębne usta i zetknął się ze słomianymi włosami pachnącymi trupem, grozą, śmiercią…

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 53 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название