-->

Arcymag. Cziic I

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Arcymag. Cziic I, Rudazow Aleksander-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Arcymag. Cziic I
Название: Arcymag. Cziic I
Автор: Rudazow Aleksander
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 248
Читать онлайн

Arcymag. Cziic I читать книгу онлайн

Arcymag. Cziic I - читать бесплатно онлайн , автор Rudazow Aleksander

Zm?czony do?? uci??liwymi w przyswajaniu lekturami szkolnymi oraz nieco ambitniejsz? fantastyk?, jaki? czas temu poczu?em siln? potrzeb? si?gni?cia po co? lekkiego i nie wymagaj?cego zbytniego zaanga?owania umys?owego, a do tego na tyle rozlu?niaj?cego, bym m?g? z nowymi si?ami wr?ci? do powa?niejszej literatury. Fabryka S??w stan??a na wysoko?ci zadania i wypu?ci?a na rynek pierwsz? cz??? Arcymaga, kt?ry wyszed? spod pi?ra jeszcze nieznanego u nas rosyjskiego fantasty, Aleksandra Rudazowa. Poniewa? opis z ty?u ok?adki – zabawny i oryginalny – wyda? mi si? zach?caj?cy, bez zb?dnego wahania chwyci?em za wspomniane dzie?o. Jak si? wkr?tce okaza?o, by?a to jedna z moich najtrafniejszych decyzji od przynajmniej kilku miesi?cy, je?li chodzi o dob?r lektury.

Fabu?a okazuje si? do?? oryginalna. Aby uciec od swych przeciwnik?w, sumeryjski arcymag Kreol decyduje si? na wielce ryzykowny krok – wraz ze swym filigranowym d?inem-s?ug? ukrywa si? w grobowcu i zapada tam na d?ugi, bo trwaj?cy a? pi?? tysi?cy lat, sen. W ten spos?b, a tak?e dzi?ki wyprawie archeologicznej, kt?ra odkry?a jego miejsce spoczynku, budzi si? we wsp??czesnym San Francisco. Jako ?e prze?ycie w naszych realiach bez jakichkolwiek informacji jest niew?tpliwie sporym wyczynem, nasz bohater ochoczo przyjmuje pomoc tutejszej m?odej policjantki, napotkanej w do?? niespodziewanych okoliczno?ciach. Teraz Kreol ma szans? zadomowi? si? w nowych czasach, jednak szybko okazuje si?, ?e jego wrogowie wcale nie znikn?li w mrokach dziej?w.

Powie?? okaza?a si? tak bardzo wci?gaj?ca, ?e na jej poch?oni?cie wystarczy?o mi jedno popo?udnie. Co ciekawe, fabu?a nie ma w tym pierwszorz?dnej zas?ugi, albowiem ta jeszcze nie zd??y?a si? rozkr?ci? i jak na razie oby?o si? bez fajerwerk?w. Nic w tym dziwnego, skoro recenzowana przeze mnie pozycja to dopiero pierwsza z dwu cz??ci Arcymaga (a znaj?c ostatnie tendencje Fabryki S??w do ci?cia powie?ci na po??wki, nale?y s?dzi?, i? w oryginale autor ograniczy? si? do jednej ksi??ki). Jednak w ?adnym razie nie znaczy to, ?e by?o nudno. Zderzenia dw?ch kultur czy dw?ch ?wiat?w zawsze dawa?o autorowi spore pole do popisu. Kreol – cz?owiek bardzo inteligentny, a do tego – dzi?ki profesji arcymaga – nawyk?y do wszelkich cud?w czy pozornych niemo?liwo?ci, nie ma wi?kszych problem?w ze zrozumieniem naszej rzeczywisto?ci i przyjmuje j? bez skrajnych emocji, co stanowi mi?? odmian? od wszelkiej ma?ci "tryglodyt?w" z innych powie?ci fantastycznych, nieustannie dziwi?cych si? ka?dej nowej rzeczy. Paradoksalnie ten powiew ?wie?o?ci wcale nie pozbawi? autora narz?dzia do tworzenia ?miesznych scen, lecz jedynie uatrakcyjni? lektur?.

Ogromn? zalet? Arcymaga s? bohaterowie. Du?a cz??? z nich to istoty z innych ?wiat?w, jak chocia?by wspomniany ju? wcze?niej zabawny d?in Hubaksis, inni s? lud?mi. Jednak ka?dy z nich jest znakomicie wykreowany, dzi?ki czemu od razu mo?na go zapami?ta? i polubi?. To szczeg?lnie oni, wraz z ich d??eniami, k?opotami oraz wadami i zaletami powodowali, ?e z tak? przyjemno?ci? poch?ania?em wzrokiem kolejne strony powie?ci.

Innym walorem tej pozycji jest ?wiat przedstawiony, wspaniale o?ywiony magi?. Mamy wi?c do czynienia z prawdziwym magiem, artefaktami, nawiedzonymi domami oraz istotami z innych wymiar?w. Opis wydawcy z ty?u ok?adki obiecuje nam tak?e podr??e po innych rzeczywisto?ciach. Nie jest to do ko?ca prawd?, gdy? ?adnych podr??y mi?dzywywiarowych na razie nie u?wiadczymy. Pisz? "na razie", poniewa? bior?c pod uwag? moment, w jakim dosz?o do urwania akcji, wygl?da na to, ?e jednak nas nie omin?. Za to cieszy przedstawienie przez autora w?asnej wizji dziej?w staro?ytnego Bliskiego Wschodu. Nie jest to co prawda zbyt obszerne przedstawienie, ale i tak bardzo dobrze, ?e si? pojawi?o, zw?aszcza i? wsp??gra z fabu??.

Ju? to zasygnalizowa?em we wst?pie, ale nie zaszkodzi powt?rzy?: Arcymag jest powie?ci? wybitnie rozrywkow? i tylko jako tak? mo?na j? traktowa?; pr??no doszukiwa? si? tutaj g??bszych tre?ci, moralizowania czy nawet naukowych ciekawostek, jak?e ch?tnie dostarczanych w hurtowych ilo?ciach przez wielu naszych rodzimych tw?rc?w. Ci??ko mi jednoznacznie stwierdzi?, co tak naprawd? stanowi humor w tej ksi??ce. Na pewno nie pojedyncze scenki lub gry s?owne, bo tych jest znikoma ilo??. My?l?, ?e nie by?o to co? konkretnego, lecz ca?a powie?? jest nim wprost przesycona. To w?a?nie dzi?ki bohaterom, historii oraz lekko?ci opisywanych wydarze? u?miech nie schodzi? mi z ust przez ca?? lektur? i trwa? jeszcze d?ugo po jej zako?czeniu. Odnios?em wra?enie, i? pisanie sympatycznej powie?ci maj?cej na celu wy??cznie rozlu?ni? czytelnika, jest dla Rudazowa czym? zupe?nie naturalnym, dzi?ki czemu nie musi co i rusz chwyta? si? r??nych zabieg?w, maj?cych na celu roz?mieszenie czytelnika. To wyra?nie odr??nia go od pewnego fantasty rozrywkowego z naszego podw?rka, a mianowicie Andrzeja Pilipiuka. Ten ostatni, przy tworzeniu humoru nierzadko si?ga po takie narz?dzie jak erotyka, zgorszenie albo brutalno?? (jakkolwiek dziwnie by to nie brzmia?o). Ka?dy, kto mia? do czynienia chocia?by z Wiesza? ka?dy mo?e, zapewne domy?la si?, co mia?em na my?li. Wszystkich, kt?rych zniech?ci?a ta cecha prozy Pilipiuka, mog? ze spokojnym sumieniem odes?a? do Rudazowa – u niego pr??no doszukiwa? si? podobnych rzeczy.

Ksi??ka zosta?a napisana sprawnie i lekkim pi?rem. Styl wsp??gra z tre?ci?, tote? na tym polu nie stwierdzi?em zgrzyt?w. R?wnie? korekta dobrze wywi?za?a si? z powierzonego jej zadania, gdy? nie zauwa?y?em istotniejszych b??d?w j?zykowych, cho? troch? pomniejszych si? prze?lizgn??o. Je?li chodzi o jako?? wydania, to tu – jak to w ka?dej publikacji Fabryki S??w – wida? dobrze wykonan? robot?. Co prawda grafika tytu?owego arcymaga na ok?adce mog?aby by? lepsza, ale to ju? czepianie si? szczeg???w.

Podsumowuj?c, Arcymag jest idealn? propozycj? dla os?b spragnionych lekkiej, rozrywkowej fantastyki. Za rozs?dn? cen? dostajemy porz?dnie wydany produkt, kt?ry zapewni kilka godzin relaksuj?cego odpoczynku od prozy ?ycia. Gor?co polecam i z niecierpliwo?ci? wypatruj? drugiej cz??ci, kt?ra zgodnie z zapowiedziami wydawcy ju? nied?ugo powinna trafi? do sklep?w.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 27 28 29 30 31 32 33 34 35 ... 46 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Nie chcę! – natychmiast sprzeciwił się Hubaksis. – Nie trzeba, panie! A w ogóle mam ważny powód!

– Jaki? – zmarszczyła się Vanessa.

– Ja też jestem zmęczony! – bezczelnie oznajmił dżinn.

Ta odpowiedź zadecydowała, rozwiewając resztki wątpliwości maga. Kreol rozparł się wygodnie w fotelu i rozkazał:

– Rób, jak ona mówi, niewolniku. I to szybko!

– Słucham, panie… – zaburczał dżinn niewyraźnie, wstając z tak wygodnego fotela. Teraz, gdy czekała go cała noc latania po mieście za jakimś głupim demonem, fotel wydawał się dwa razy bardziej wygodny.

– A ja i tak wiem, po co cała ta afera – chytrze oznajmił Kreol, odprowadzając wzrokiem dżinna znikającego w ścianie.

– Niby po co? – zdziwiła się Van.

– Żeby ustąpił ci miejsca w fotelu. Siadaj, a co tam. Chcesz kawy?

Van z przyjemnością zapadła się w miękki, głęboki fotel i z nie mniejszą przyjemnością przyjęła zaproponowane cappuccino. Między fotelami stał niewielki stolik, a na nim dzbanek z kawą, cukiernica i dwie filiżanki.

– Pijasz teraz kawę? – Dziewczyna z zainteresowaniem popatrzyła na maga.

– Hubert mnie nauczył. – Wzruszył ramionami. – Wspaniały napój. Aż szkoda, że nie było go za moich czasów…

Vanessa przez chwilę milczała, wpatrując się w ogień. Było tak przytulnie i dobrze siedzieć w ciepłym salonie, wiedząc, że na zewnątrz jest ciemno, wyje wiatr, a być może nawet leje deszcz. A myśl o tym, że Hubaksis jest gdzieś tam i zostanie aż do samego rano sprawiała, że salon robił się jeszcze bardziej przytulny.

– Chciałam cię zapytać… – zaczęła w zamyśleniu.

– Pytaj – odpowiedział Kreol, siorbiąc zawartość filiżanki.

– Chodzi o twoje imię…

– A co z nim nie tak?

– Nie, nie o to chodzi… Masz na imię Kreol, prawda?

– No, trudno się nie zgodzić z tym stwierdzeniem. – Mag uśmiechnął się pod nosem.

– A gdzieś tam, w Azji, jest cały naród Kreolów* [*Vanessa myli się, uważając, że Kreole są Azjatami. W rzeczywistości Kreolami nazywano Hiszpanów urodzonych w amerykańskich koloniach. Oczywiście, nie mają oni nic wspólnego z bohaterem książki, jest to tylko przypadkowa zbieżność słów. (przyp. autora)]. Czy to ma jakiś związek?

– Nie sądzę – odpowiedział, pomyślawszy chwilę. – Za moich czasów nie było takiego narodu. Za to moje imię było bardzo popularne. Mój ojciec też się tak nazywał… Przyjemnie byłoby oczywiście myśleć, że na moją cześć nazwano całe plemię, ale… to raczej nieprawdopodobne. Nie zostawiłem przecież potomstwa.

– Rozumiem… – odpowiedziała Vanessa niejednoznacznie.

Kreol zaczął odwijać ręcznik. Van w tym czasie patrzyła w inną stronę i odwróciła się dopiero, gdy ją zawołał:

– I co o tym sądzisz? Dziewczyna otwarła usta ze zdumienia.

– Wstrząsające… – westchnęła. – Po prostu super!

– Prawda? – Mag z dumą rozpłynął się w uśmiechu, gładząc świeżo wyrosłą czuprynę. – Najtrudniej było znaleźć łodygę krwawnika…

– Super! – Vanessa uniosła kciuk do góry. – Nie sądziłam, że jesteś blondynem, masz smagłą cerę…

– Blondyn? – nie zrozumiał Kreol. – Co to znaczy „blondyn”?

– No, to ktoś, kto ma jasne włosy. Takie trochę żółtawe.

– Co takiego?! Przez całe życie miałem włosy w kolorze nocnego nieba! Gdzie jest lustro?! Sługo, przynieś lustro!

Po kilku sekundach trzymał w ręku niewielkie lusterko. Kreol obejrzał swoje rzeczywiście bardzo jasne włosy i westchnął głęboko.

– Teraz rozumiem, dlaczego w przepisie tak podkreślali, że kot powinien być koniecznie czarny… – Pokiwał głową. – Przedtem zawsze korzystałem z takich właśnie, a teraz… Przyznaję, dałem plamę… Niewybaczalny błąd…

– Chwileczkę… – ożywiła się Vanessa, przyglądając się dokładniej nowej fryzurze. – Wziąłeś włosy Fluffiego?

– Tylko kilka kłaczków – przyznał mag z poczuciem winy. – Bardzo delikatnie…

– Teraz wiem, skąd ten kremowy odcień… – Van z zadowoleniem opadła na fotel. – Co teraz, będziesz przerabiał? Czy po prostu przefarbujesz?

– Pomyślę o tym… – wykręcił się Kreol, smętnie zagapiony w swoje odbicie.

Jasne włosy rzeczywiście wyglądały dziwnie na jego głowie. I to nie po prostu jasne, a dokładnie takiej barwy, jaką spotyka się wyłącznie u kotów syjamskich.

– A co do twojego magicznego lustra… – Vanessa postarała się zmienić temat.

– Tak?

– Co jest potrzebne, żeby je zrobić?

Magiczne lustro, w którym można zobaczyć wszystko, o czym się tylko zamarzy, bardzo zainteresowało Vanessę. Jeśli wierzyć Kreolowi, to takie lustro rzeczywiście jest bezcenne.

– Przede wszystkim potrzebny będzie mi talerz – zaczął mag niechętnie. – Duży i płaski. Potem trzeba będzie przygotować magiczny wywar… a właściwie aż trzy różne wywary. Pierwszym należy natrzeć powierzchnię spodka, tak jak naciera się tłuszczem blachę do ciasta. Drugi należy nalać do talerzyka, aż po brzegi. A trzeci jest potrzebny do tego, żeby pokryć spodek wypełniony drugim wywarem, jak… ty to nazywasz folia. W najgorszym przypadku można wziąć po prostu zwyczajne miedziane lustro i zaczarować je, ale w takim wiele się nie zobaczy.

– A co jest potrzebne do wywarów? – z ciekawością dopytywała się Van, szczegółowo zapamiętując cały przepis. Nie dlatego, że planowała zrobić to samodzielnie, a dlatego, że ją to interesowało.

– Do nacierania – zmieszane w równych proporcjach olejki akacjowy, cynamonowy i anyżowy, z dodatkiem kilku kropel olejku z gałki muszkatołowej. To najprostszy skład. Do napełnienia talerzyka – mieszanka jałowca, paczuli, cynamonowca, drzewa sandałowego i żywicy z drzewa mastyksowego. Wszystko zmieszać, zemleć na proszek, a potem dodać kilka kropel ambry zmieszanej z piżmem. Potem dodać olejku z gałki muszkatołowej i olejku goździkowego, ale to nie jest konieczne. Mieszanka musi się odstać co najmniej trzy dni. Ostatni wywar składa się z jednej części goździków, trzech części korzenia cykorii i trzech części pięciornika. Dodać krew białej kury. I, oczywiście, przygotowaniu wywarów muszą towarzyszyć zaklęcia.

Vanessa, która przez cały czas kołysała się rytmicznie, straciła wątek opowieści gdzieś w okolicach trzeciego zdania.

– A jeśliby użyć szklanej kuli? – zapytała, byleby coś powiedzieć.

– Do czego? – nie zrozumiał Kreol.

– No, żeby zobaczyć przyszłość albo coś tam jeszcze…

– Czyżby w niej można było coś zobaczyć? – Mag podniósł brwi. – Czasami korzystam ze szklanej kuli, ale tylko po to, żeby się skoncentrować. W tym samym celu można wykorzystać brylantowy pierścień, a nawet zwykłą plamę z atramentu. A przyszłości nigdy nie widziałem, nie jestem prorokiem. Teraźniejszość i, w określonych warunkach, przeszłość – to wszystko co mogę obiecać.

– Rozumiem… Powiedz no, czym w ogóle planujesz się teraz zajmować?

– To znaczy? – zasępił się mag.

– Dlaczego nie zostałeś w tym swoim Sumerze? Po co ci to wszystko potrzebne?

– Miałem swoje powody… – burknął Kreol, dolewając sobie kawy do filiżanki. – Całe mnóstwo przyczyn… Odpocznę kilka dni i będę kontynuował pracę. Czekaj na mnie Lengu, czekaj… – wyszeptał z jawną pogróżką.

Vanessa zmarszczyła czoło i zamyśliła się nad jego słowami. Już miała otworzyć usta, żeby zapytać, kto to taki ten Leng, gdy przeszkodził jej zupełnie powszedni dźwięk – dzwonek do drzwi.

Vanessa i Kreol jednocześnie spojrzeli na siebie.

– Kto to może być? – powoli powiedziała Van.

– Butt-Krillach i Hubaksis nie będą dzwonić – logicznie odpowiedział mag. – Sir George i Hubert są w domu.

– Hubert…! Czy uprzedziłeś Huberta, żeby nie otwierał drzwi?

– Nie. A ty?

Jeszcze przez ułamek sekundy Kreol i Vanessa patrzyli na siebie. Po chwili wyskoczyli z foteli i na wyścigi pognali do drzwi wejściowych, energicznie rozpychając się przy tym łokciami.

– Stać!!! – wrzasnął Kreol, widząc, że urisk już naciska klamkę. Van, której od tego wrzasku zadzwoniło w uszach, z oburzeniem pisnęła coś niecenzuralnego.

– Tak, sir? – Hubert sztywno odwrócił się do maga. Cała jego postawa mówiła, że ma nadzieję, iż państwo wytłumaczą mu, co też im przyszło tym razem do głowy.

1 ... 27 28 29 30 31 32 33 34 35 ... 46 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название