Sekret Alchemika S?dziwoja
Sekret Alchemika S?dziwoja читать книгу онлайн
Pan Tomasz otrzymuje z Muzeum Narodowego w Krakowie list informuj?cy o propozycji wymiany traktatu „O rt?ci siedemnastowiecznego alchemika Micha?a S?dziwoja na przechowywany w muzeum atanator, specjalny piec alchemiczny. Pan Samochodzik i Pawe? Daniec jad? do Krakowa, gdzie okazuje si?, ?e autorkami tej propozycji wymiany s? dwie m?ode dziewczyny, Sanis?awa i Katarzyna Kruszewskie. Po pocz?tkowej rywalizacji panowie i panie ??cz? wysilki, aby rozwi?za? szyfr z „Niemej ksi?gi”, rzedstawiaj?cej etapy produkcji z?ota. Do?wiadczenie przeprowadzone przez kuzynki w obecno?ci pana Tomasza i Paw?a zdumiewa bu muzealnik?w.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Udałem się do stanowiska dyżurnego odebrać zamówione materiały. Obłożony w tekturowe okładki "Midrasz" – żydowskie czasopismo młodzieżowe. Czego mogła szukać wewnątrz tajemnicza Stasia? Siedziałem i w zadumie kartkowałem kolejne zeszyty. Nieoczekiwanie natrafiłem na artykuł. Włosy stanęły mi niemal dęba, a oczy wyszły z orbit.
Z otwartym numerem w ręce poszedłem do dyżurnego.
– Czy istnieje tu możliwość wykonania ksero?
Gdy wszedłem do pokoju hotelowego, Szef siedział na łóżku i studiował w zadumie kupioną przeze mnie książkę o Sędziwoju. Na mój widok odłożył ją.
– Co się stało? – zapytał. – Wyglądasz, Pawle, jakbyś zobaczył ducha.
– Jesteśmy, Szefie, największymi frajerami pod słońcem.
– No, nie wszyscy – zaprotestował z godnością. – Czego się dowiedziałeś?
– Proszę – podałem mu odbitą na ksero kartkę.
– "Pracownicy Żydowskiego Instytutu Historycznego dokonali w ostatnich dniach badań naukowych w tunelu łączącym Stare Miasto w Warszawie z Fortem Legionów. Zimą ubiegłego roku dwaj pracownicy Ministerstwa Kultury i Sztuki, Paweł Daniec i Tomasz NN., odnaleźli wejście do korytarza, kryjącego przedwojenny depozyt skarbów Muzeum Narodowego. W jednym z bocznych odgałęzień natrafili na kryjówkę z czasów drugiej wojny światowej, a w niej zwłoki mężczyzny i pewną ilość rytualnych judaików. O znalezisku powiadomili gminę żydowską w Warszawie. Przeprowadzenie badań do czasów skatalogowania i zewidencjonowania odkrytego skarbu było poważnie utrudnione. Dopiero w zeszłym tygodniu do kryjówki dopuszczono pracowników Instytutu. Na miejscu w lochu znajdował się szkielet mężczyzny lat około czterdziestu. Znaleziono przy nim kilkanaście przedmiotów rytualnych, oraz księgę "Sefer Jecirach" pochodzącą z czternastego wieku, spisaną zapewne w kręgu chasydów szkoły reńskiej. Manuskrypt przetrwał w ogólnie niezłym stanie. Jest to najstarszy egzemplarz tego dzieła znajdujący się na terenie Polski. Dzięki ugodzie z MKiS przeszedł na własność Bibliotki Narodowej, zostanie jednak przekazany w depozyt Instytutowi. Ekslibris po wewnętrznej stronie okładki pozwolił zidentyfikować właściciela książki – cadyka Salomona Storma z Krakowa. Ostatnia strona pokryta jest notatkami, poczynionymi zapewne przed śmiercią przez ukrywającego się. W kryjówce odnaleziono także siedemnastowieczną lampę chanukową, ozdobioną po drugiej stronie dedykacją. Także ona potwierdza tożsamość zmarłego. W chwili obecnej trwają próby odczytania notatek, co być może pozwoli ustalić okoliczności śmierci cudotwórcy" – przeczytał Szef. – No, to żeśmy sobie Pawle sami grób wykopali. Kiedy to opublikowano?
– Prawie rok temu. A nasza droga przeciwniczka czytała to wczoraj.
Szef popatrzył na zegarek.
– Dochodzi osiemnasta. Pewnie już nikogo nie złapię, ale trzeba spróbować.
Wyjął z kieszeni notatnik i dłuższą chwilę szukał numeru telefonu. Wreszcie ujął w dłoń słuchawkę. Wyszedłem, żeby zapewnić mu konstytucyjne prawa poufności rozmów. Wróciłem po dziesięciu minutach. Szef wyglądał na zmęczonego.
– Co się udało ustalić?
– No cóż. Zażądałem, żeby nie udostępniali księgi nikomu, ale spóźniłem się. Dwadzieścia minut temu pojawiła się u nich sympatyczna blondynka z warkoczem i wymachując jakimś upoważnieniem poprosiła o wykonanie kserokopii ostatniej strony. Zrobili jej na poczekaniu. Poprosiłem, żeby zeskanowali i posłali nam pocztą elektroniczną.
– Jak mogła być jednocześnie w Krakowie i tam? – zdziwiłem się.
– To proste. Pociąg z Krakowa jedzie do Warszawy niecałe trzy godziny. Obejrzały z nami ekspozycję, a potem obie, albo tylko jedna z nich wskoczyła do pociągu i zdążyła wykonać ksero. Na Wawelu byliśmy o pierwszej. Na szesnastą mogła być już w stolicy.
– Wyprzedzają nas, Szefie.
– Nigdzie nie jest powiedziane, że księga kryje tajemnicę miejsca ukrycia biblioteki – uśmiechnął się.
Zamyśliłem się, a potem popatrzyłem na zegarek.
– Chyba wybiorę się na dworzec – powiedziałem.
– A to po co?
– Dedukuję, że panna Kasia, bo to ona nosi warkocz, wróci pociągiem, który z Warszawy odchodzi około osiemnastej, a tu jest koło dwudziestej pierwszej.
– Tak bardzo chcesz znowu dostać łomot?
– Poproszę, żeby udostępniła mi ksero.
– Zły pomysł – pokręcił przecząco głową. Przecież jutro też będziemy je mieli.
– Przez noc mogą złamać szyfr, a rankiem udać się na cmentarz i wykopać skrzynie.
– Popełniasz podstawowy błąd. – uśmiechnął się. – Założyłeś, że to jednak zostało zakopane na cmentarzu. Brak ci elastyczności myślenia. Za bardzo przywiązujesz się do hipotez, które mogą być błędne…
– A pan, Szefie, popełnia błąd wyraźnie lekceważąc przeciwnika.
– Wszyscy popełniamy błędy – uśmiechnął się. – Możliwe, że one także…
Położyliśmy się spać.
