Tajemnica Gadaj?cej Czaszki
Tajemnica Gadaj?cej Czaszki читать книгу онлайн
"Tajemnica gadaj?cej czaszki" jest kolejn? cz??ci? wspania?ej serii Alfreda Hitchcocka "Przygody trzech detektyw?w". Wed?ug wielu os?b w?a?nie ta cz??? jest najznakomitsza z ca?ej serii. Ksi??ka ta jest wci?gaj?ca ju? od pierwszej strony, zawiera wiele ciekawych w?tk?w oraz zwrot?w akcji. Opowiada ona o kolejnej sprawie rozwi?zywanej przez Trzech Detektyw?w: Jupitera Jonesa, Pete'a Crenshawa i Boba Andrewsa. Pr?buj? wyja?ni?, jak czaszka mo?e sama wypowiada? ciche s?owa. Ksi??ka jest jedn? z pierwszych cz??ci serii. Naprawd? godna polecenia!
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Rozdział 9. Inspektor Reynolds ostrzega
– Zaraz zaczniemy zebranie – powiedział Jupiter.
Bob Andrews i Pete Crenshaw zajęli swoje zwykłe miejsca w Kwaterze Głównej. Jupiter siedział za drewnianym biurkiem i postukiwał w nie ołówkiem.
– Trzej Detektywi przedyskutują teraz zadania na najbliższą przyszłość – powiedział. – Zapraszam wszystkich zebranych do składania propozycji.
Ponieważ Bob i Pete milczeli, Jupiter dodał:
– Mamy dzień wolny od pracy. Jak zamierzamy go wykorzystać?
Od wizyty inspektora Reynoldsa minęły dwa dni. Upłynęły spokojnie. Chłopcy spędzili wiele godzin w składzie złomu, reperując lub montując używane sprzęty. Nie pojawił się nikt nowy z kolejną tajemnicą do rozwiązania, co Bob i Pete przyjęli z ulgą. Odrobina spokoju dla odmiany dobrze im zrobi. Szczególnie cieszyli się z tego, że pozbyli się gadającej czaszki i tajemniczego kuferka.
– Zgłaszam wniosek, żeby dziś zająć się nurkowaniem – powiedział Pete. – Pogoda jest wprost wymarzona, a ostatnio wcale nie nurkowaliśmy. Całkiem wyjdziemy z wprawy.
– Popieram ten wniosek – przyklasnął mu Bob. – Dzień jest upalny i woda pewnie wspaniała.
W tym momencie zadzwonił telefon.
Chłopcy lekko się wzdrygnęli i spojrzeli na aparat. Kupili go z pieniędzy zarobionych w składzie złomu. Zarejestrowany był na nazwisko Jupitera. Jedynie nieliczni wiedzieli, że był to służbowy numer Trzech Detektywów. Telefon w ich Kwaterze dzwonił rzadko i przeważnie w ważnych sprawach.
Rozległ się ponowny dzwonek. Jupiter podniósł słuchawkę.
– Halo. Biuro Trzech Detektywów, Jupiter Jones przy telefonie.
– Witaj, Jupiterze – rozległ się głos inspektora Reynoldsa. Słyszeli go przez urządzenie nagłaśniające, zamontowane przez Jupitera. – Dzwoniłem do ciebie do domu i twoja ciotka poradziła mi, żebym spróbował znaleźć cię pod tym numerem.
– Słucham, inspektorze – odpowiedział Jupiter ożywionym głosem.
– Wspominałem ci, że zamierzam przeprowadzić małe dochodzenie. No, wiesz, w sprawie tego listu, który sfotografowałeś, oraz Spike'a Neely'ego i Guliwera Wielkiego. Dowiedziałem się kilku rzeczy. Nie bardzo to wszystko rozumiem i chciałbym z tobą porozmawiać. Czy mógłbyś wpaść do mojego biura?
– Tak jest! – krzyknął Jupiter podekscytowany. – Czy zaraz, inspektorze?
– Czemu nie. Do południa jestem wolny.
– Będziemy za dwadzieścia minut – powiedział Jupiter i odłożył słuchawkę. – No cóż – zwrócił się do przyjaciół – w ten sposób przedpołudnie mamy już zagospodarowane. Inspektor Reynolds ma jakieś nowe informacje.
– O, nie! – jęknął Pete. – Przecież już mu powiedzieliśmy wszystko, co wiedzieliśmy. To znaczy, przynajmniej ty powiedziałeś. Jeśli chodzi o mnie, uważam sprawę kufra i czaszki za zamkniętą. Zakończoną. Finito. Koniec i kropka.
– Oczywiście, jeśli nie chcecie ze mną iść, to nie musicie. Jakoś poradzę sobie sam – oświadczył Jupiter.
Bob uśmiechnął się. Na twarzy Pete'a malowała się rozterka. Mimo swoich protestów, nie chciał być wyłączony z tak ciekawej sprawy.
– No dobra, jedziemy z tobą – powiedział Pete. – Trzej Detektywi powinni trzymać się razem. Może ta rozmowa nie potrwa długo i zdążymy jeszcze ponurkować.
– W takim razie zamykam nasze posiedzenie – zakończył Jupiter. – Jedziemy.
Zawiadomili Tytusa Jonesa o swoim wyjściu i pojechali na rowerach do Rocky Beach. Skład złomu położony był poza miastem, ale do centrum, gdzie znajdował się główny komisariat policji, było niedaleko.
Chłopcy ustawili rowery przed budynkiem i weszli do środka. Przywitał ich oficer dyżurny, siedzący za wielkim biurkiem.
– Proszę dalej – powiedział. – Szef już na was czeka.
Przeszli krótkim korytarzem do drzwi z tabliczką Główny Inspektor, zapukali i weszli do środka. Inspektor Reynolds siedział za biurkiem i zamyślony palił cygaro. Wskazał na krzesła.
– Siadajcie, chłopcy – rzekł.
Usiedli i czekali z niecierpliwością na to, co ma im do powiedzenia. Inspektor najpierw wypuścił wielki kłąb dymu z cygara i dopiero wtedy odezwał się.
– A więc, chłopcy. Dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy o owym Spike'u Neelym. Jak wiecie, przez jakiś czas siedział w celi razem z Guliwerem. Okazuje się, że Spike rabował banki.
– Rabował banki! – wykrzyknął Jupiter.
– No, właśnie – skinął głową inspektor. – Tak trafił do więzienia, za napad na bank w San Francisco sześć lat temu. Udało mu się uciec z pięćdziesięcioma tysiącami dolarów w banknotach o dużych nominałach. Jakiś miesiąc później został złapany w Chicago. Urzędnik bankowy, od którego zażądał pieniędzy, zwrócił uwagę na jego wadę wymowy – jąkał się, większość wyrazów poprzedzając dźwiękiem “p-p-p”. To go zdradziło, kiedy był przesłuchiwany przez policjanta w Chicago.
Jednakże pieniądze nie zostały nigdy odnalezione. Ukrył je, i to dobrze. Właściwie nikt nie zdołał go skłonić nawet do przyznania się do popełnienia tej kradzieży. Niewątpliwie zamierzał odzyskać pieniądze po wyjściu z więzienia.
A teraz rozważmy całą tę sprawę punkt po punkcie. Przed sześciu laty Spike został złapany w Chicago. Stało się to jakiś miesiąc po napadzie na bank. Prawdopodobnie ukrył pieniądze w Chicago. Lecz równie dobrze mógł je ukryć tu, w okolicy Los Angeles.
Widzicie, policja odkryła, że zanim pojechał do Chicago, ukrywał się przez tydzień w domu swojej siostry w Los Angeles. Nazywa się ona Miller, Mary Miller. Przesłuchiwano ją w swoim czasie, lecz nie powiedziała niczego, co pomogłoby w śledztwie. Jest bardzo szanowaną kobietą. Przed pojawieniem się policji nawet nie przypuszczała, że jej braciszek napada na banki.
Sądząc, że przed wyjazdem do Chicago Spike ukrył pieniądze u siostry, policja dokładnie przeszukała jej dom. Niczego nie znaleziono. Ponieważ pojechał do niej natychmiast po napadzie na bank w San Francisco, musiał mieć pieniądze przy sobie. Uznano więc, że powiózł je dalej i ukrył gdzieś w Chicago.
– W liście, który napisał do Guliwera rok temu, wspomina o kuzynie nazwiskiem Danny Street z Chicago – wtrącił Jupiter. – Może u niego zostawił pieniądze?
– Władze więzienne już się tym zajęły, Jupiterze. Tak jak podejrzewałeś, list do Guliwera został uważnie przejrzany, zanim go wysłano. A nawet zlecono policji w Chicago zajęcie się tym Dannym Streetem. Lecz nie znaleziono nikogo o nazwisku Street, kto miałby jakieś powiązania ze Spike'em Neelym.
Ostatecznie zdecydowano, że list nie zawiera niczego złego i został nadany. Sprawdzono, oczywiście, czy na papierze nie ma jakiejś ukrytej informacji, ale nie było.
– Ja też niczego nie znalazłem – przyznał Jupiter, przygryzając wargę, by zmusić swoje szare komórki do efektywniejszej pracy. – Jednakże dedukuję, iż jacyś bandyci dowiedzieli się o liście i sądzili, że zawiera on wskazówki, gdzie ukryto pieniądze. Dlatego też zaczęli śledzić Guliwera. Ten, przestraszony, postanowił się ukryć.
– Lub został zabity – dodał ponuro inspektor Reynolds. – Dla mnie jest całkiem jasne, że Guliwer nie znalazł tych pieniędzy. Ktoś jednak mógł próbować zmusić go do wyjawienia, gdzie są ukryte. Mógł się zdenerwować, że Guliwer – który przecież o niczym nie wiedział – nie chce mówić… Z drugiej jednak strony, Guliwer być może zdążył uciec, ale nie zabrał ze sobą kufra.
– Musiał się domyślić, że Spike Neely próbował przekazać mu jakąś wiadomość – zastanawiał się na głos Jupiter. – Inaczej po co miałby chować ten list? Załóżmy, że Guliwer jednak ukrył się. Jego prześladowcy przeczytali w gazecie, że kupiłem kuferek. Uważali, że znajdą w nim jakąś wskazówkę o pieniądzach.
Tamtej nocy próbowali go ukraść, ale się przeliczyli, ponieważ wuj Tytus zdążył go schować. Zaczęli więc mnie śledzić. Obserwowali skład złomu i zobaczyli, jak sprzedajemy kufer Maksymilianowi Mistycznemu. Pojechali za nim, zepchnęli samochód z drogi i ukradli kufer.
– Faktycznie, bardzo im musiało zależeć na tym kufrze! – wykrzyknął Pete. – Jak to dobrze, że pozbyliśmy się go w porę.
– Myślę, że powinniście byli przywieźć ten kufer do mnie – powiedział inspektor.
– Właśnie namawialiśmy do tego pana Maksymiliana – odparł Jupiter. – Ale nie chciał o tym słyszeć. Zależało mu, żeby mieć ten kufer tylko dla siebie. Nikt nie mógł przypuszczać, że złodzieje posuną się aż do spowodowania wypadku. A poza tym, nie znaleźliśmy w kufrze żadnych informacji o pieniądzach.
– No cóż, co się stało, to się nie odstanie – stwierdził inspektor Reynolds. – Ale dzięki naszej rozmowie doszliśmy do bardzo ważnego wniosku. Chyba wszyscy się zgadzamy, że bandyci myślą, iż w kuferku znajdą wskazówki, jak odszukać ukryte pieniądze?
Chłopcy skinęli potakująco głowami.
– Tak więc – ciągnął inspektor – te typki mają teraz kufer. Przetrząsnęli go już pewnie dokładnie i nie znaleźli niczego. I jak sądzicie, do jakich wniosków doszli?
Jupiter domyślił się pierwszy i głośno przełknął ślinę. Bob widząc, że Pete nie chwyta, co inspektor chciał zasugerować, krzyknął:
– Myślą, że znaleźliśmy te wskazówki i zatrzymaliśmy je dla siebie, zanim sprzedaliśmy kufer panu Maksymilianowi! Myślą, że my… że nadal mamy wskazówki, jak odnaleźć te pieniądze!
– No nie! – sprzeciwił się Pete. – Ale to nieprawda! My o niczym nie mamy pojęcia!
– Wiem o tym – powiedział inspektor. – I wy wiecie. Lecz jeśli ci faceci myślą, że wskazówki są w waszych rękach… no cóż, mogą się znów pojawić, aby zmusić was do ich oddania.
Chłopcy też o tym pomyśleli. I nie była to miła perspektywa.
– Czy to oznacza, inspektorze, że grozi nam niebezpieczeństwo?
– Obawiam się, że tak – odrzekł inspektor z powagą. – Chciałbym, żebyście byli czujni. Jeśli zobaczycie jakąś podejrzaną osobę kręcącą się przy składzie złomu, dzwońcie do mnie natychmiast. I jeśli skontaktuje się z wami ktoś w sprawie kufra, dajcie mi znać. Zrobicie to?
– Na pewno! – obiecał Bob.
– Jest mały problem – powiedział Jupe, marszcząc brwi. – Do składu przychodzi wielu klientów. Trudno stwierdzić, czy któryś z nich wygląda podejrzanie. Jeśli jednak dostrzeżemy taką osobę, natychmiast damy panu znać.